Czy świat potrzebuje Linuksa?
Dziwne dla wielu osób tytułowe zapytanie wbrew pozorom ma głębsze podłoże egzystencjalne. Fanów Linuksa nie trzeba bowiem przekonywać o potrzebie istnienia Linuksa – dla wielu jest to stan tak oczywisty, jak woda w rzece, śnieg w zimie, zieleń w lesie, światło i ciemność. Tym bardziej trudno jest wyobrazić sobie obecną cywilizację i nasz rozwój technologiczny bez wolnego kernela linuksowego. Jednak spore grono oportunistów wzruszy ramionami – dla nich moment korzystania z linuksowego desktopu jest jedynie doraźną formą świadomego kontaktu z pewną wykraczającą poza ich pojmowanie koncepcją świata. Będą oni w gronie społeczności opensource do momentu, gdy np. Windows będzie oferowany już za darmo. Potem o Linuksie zapomną, ale czy Linux zapomni o nich?
Postawę skrajnej niechęci wobec Linuksa łatwo spacyfikować odpowiednimi argumentami. Twierdzenie „Po co komu socjalistyczny model rozwoju opensource oraz ten cały Linux, którego użytkowników nadal jest poniżej 1% na całym świecie”, zbywamy argumentami „Wobec tego odrzuć wszystko, co zawiera opensource i Linuksa – wyrzuć router, telewizor, często też telefon, Chromebooka, lodówkę i wiele innych urządzeń kontrolowanych przez mniej lub bardziej zmodyfikowany kernel Linuksa. Zażądaj zamknięcia NASA i Europejskiej Agencji Kosmicznej, urzędów , szkół i innych instytucji wykorzystujących oprogramowanie opensource”. Tak proszę państwa, bo Linux jest wszędzie. To nie podlega wątpliwości. Niemniej, czy to „wszędzie” miałoby rację bytu i istnienia, gdyby nie wolne oprogramowanie? Gdyby oddać się przez chwilę futurologicznemu gdybaniu, to w konkluzji dojdziemy do stwierdzenia, że model kapitalistycznego prawa własności stłamsiłby jakąkolwiek formę rozwoju. Otóż, gdy ideologia opensource zakłada „stwórz i daj w użytkowanie i rozwijanie społeczności”, kapitalizm stoi na stanowisku „wymyśl, opatentuj i czekaj, aż ktoś będzie chciał płacić za wykorzystanie pomysłu”. Nie trzeba być biegłym z dziejów historycznych, by zauważyć, że postęp i sukces cywilizacji ludzkiej mógł się odbyć tylko za pośrednictwem rozwoju narzędzi, które stworzyły sprytne osobniki, a jeszcze sprytniejsze po jakimś czasie udoskonaliły. Inaczej bylibyśmy na etapie, gdzie jedna korporacja trzyma w szklanej gablocie model koła, a ludzkość nie może z niego skorzystać, bo patenty, licencje, itp. Oczywiście można to nazwać bardzo krzywdzącym uogólnieniem, bo przecież realia systemu monetarnego są takie, jakie są. Po to ktoś pracuje i wymyśla, żeby zarabiać. Dlatego też Linus Torvalds i inni twórcy kernela linuksowego oraz oprogramowania opensource nie opływają w nieprzyzwoitym luksusie – oddając innym owoce swojej pracy za darmo, mogą liczyć na ew. nagrody, czy też dotację ze strony społeczności, ale nie na stałą pensję (dla której muszą podjąć normalną pracę). Niemniej jednak, mają się oni dobrze i nie wiodą smutny żywot dworcowego kloszarda. Czyli ktoś potrafi docenić ich pracę, a oni sami przyczyniają się do rozwoju technologicznego tak skwapliwie wykorzystywanego przez wielkie korporacje (vide Google, Intel, producenci routerów, elektroniki użytkowej, itp.). Na jakim etapie zatrzymalibyśmy się, gdyby w szachu trzymały nas patenty? Mało tego, ciężko wyobrazić sobie nawet świat komercyjnego oprogramowania, gdyby nie mógł on kopiować pomysłów z wolnych rozwiązań. Nawet nadchodzący Windows 10 został wzbogacony o wiele rozwiązań rodem z biurkowego Linuksa (repozytoria, wirtualne pulpity, itp.) i jednocześnie stanie się najbardziej rozpowszechnionym przykładem na to, że nawet te marne 1.5% do 2 % Linuksa na desktopie są istotne dla rozwoju oprogramowania użytkowego.
Jednak nie można zaprzeczyć temu, że wolne oprogramowanie bez społeczności popadnie w zapomnienie, stagnację i samounicestwienie. Na przejęcie pałeczki rozwoju przez korporacje nie można liczyć (vide Google, Microsoft). Nawet jeżeli będą one coś tworzyły, posłuży to ich partykularnym interesom. Ludzkość co najwyżej będzie to mogła od nich kupić lub wydzierżawić. Co więcej, komercjalizacja kultury pokazuje, jak bardzo staje się ona przez to spłycona, niedostępna dla mas oraz roszczeniowa. Podobnie przekłada się to na oprogramowanie. Zatem coś musi w nas pozostać z bezinteresownych czasów rozwoju ludzkości. Czy to w zakresie wspomagania wolnej kultury, czy wspierania ruchu opensource nawet w najmniej wymagający od nas sposób – czyli użytkując tych rozwiązań.
“Śnieg w zimie” – ten stan już nie jest taki oczywisty 😉 A artykuł jak zawsze super 🙂
Świetny tekst!
Bardzo trafny tekst, zgadzam się z nim w 100%. Tylko trochę za krótki 🙂
Niestety kapitalizm tak działa, że firmom nie zależy na rozwoju i dzieleniu się tylko na swoich zyskach i trzymaniu wiedzy dla siebie, nawet jeśli może ratować życie. Szkoda, że państwa, zwłaszcza USA, na to przyzwalają przez zbyt przychylne korporacjom prawo patentowe.
Zgadzam się
Zgadzam się z Tobą w 100%. Jak ktoś zadaje głupie pytanie typu: “po co używać systemu operacyjnego, który jest użytkowany na 1% desktopów?”. Odpowiadam “Po co produkować Bugatti Veyron skoro stać na niego mniej niż 1% populacji ludzkiej?”. Wiem, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale wkurza mnie to, że ludzie traktują Cię jak idiotę, a to tylko z tego powodu, że nie używasz jedynie słusznego systemu.
I to wtedy przestaje być kapitalizm a zaczyna być korporacjonizm. W systemie kapitalistycznym nie ma miejsca na prawo przychylne komukolwiek, w sensie wyróżniające jakąkolwiek grupę.
I jak ochronisz się przed tym, żeby wykarmione kapitalizmem korporacje dysponujące miliardami nie lobbowały za korzystnym dla nich prawem?
“Co więcej, komercjalizacja kultury pokazuje, jak bardzo staje się ona
przez to spłycona, niedostępna dla mas oraz roszczeniowa.”
Problem w tym, że od zawsze była wysoko skomercjalizowana 😉 Dla bogaczy budowano piramidy, pisano opery i malowali Da Vinci, Tycjan czy Canaletto. Lud w większości preferował wolał kuturę na poziomie disco polo.
“Zatem coś musi w nas pozostać z bezinteresownych czasów rozwoju ludzkości.” To już w ogóle jest dziwne, kiedy to było?
Teoretycznie za pomocą demokracji bezpośredniej dało by się, ale w krajach demokratycznych większość ludzi żyje we względnym dobrobycie i nie obchodzi ich to, że korporacjami i ich krajami rządzą rodzinki i kumple.
Poczytaj o wolnym rynku i austriackiej szkole ekonomii. Brak skorumpowanych polityków === brak lobbowania przez korporacje, bo kogo miałyby lobbować. Obecny stan rzeczy istnieje tylko dlatego, że mamy taki a nie inny system polityczny – państwo i urzędasów, którzy kontrolują obywateli setkami debilnych przepisów. Do tego są łasi na kasę więc kilka łapówek od korporacji i kolejne przepisy które dają im przywileje. W wolnym świecie tego nie ma.
Sam artykuł jest ok ale trochę wypacza pojęcia. Socjalizm opiera się na przymusie. Tak jak w Polsce musisz płacić podatki, ZUS i inne pierdoły bo jak nie to idziesz do więzienia. W open source nikt Cię do korzystania nie zmusza, jest to dobrowolna współpraca i nie musisz korzystać z tych rozwiązań(nikt Ci nic nie zrobi), decydując się na nie akceptujesz panujące zasady(również dobrowolnie) i w każdej chwili możesz przestać. Tak więc nazywanie modelu open source socjalizmem jest przesadą.
W modelu kapitalistycznym nie ma nic złego, niektórych tylko chęć zarobku potrafi zmusić do jakiejkolwiek roboty i nic dziwnego nie ma w tym że ktoś chce otrzymać zapłatę za owoce swojej pracy. W całej tej drabince „wymyśl, opatentuj i czekaj, aż ktoś będzie chciał płacić za wykorzystanie pomysłu” jedyne zło to drugi szczebel “opatentuj”. Patenty nie chronią nikogo przed kradzieżą tylko chronią przed pomysłowością innych. W świecie oprogramowania każdy może wpaść na podobne rozwiązanie problemu nie wiedząc nawet że już takie istnieje – nie ma żadnej kradzieży ot wpadłeś na taki sam pomysł. I tu wchodzą patenty – zabraniają Ci wpaść na taki sam pomysł. Dobrze zobrazował to kiedyś Richard Stallman porównując przykładowy kod programu do przepisu kulinarnego – każdy mając pewne składniki może stworzyć to samo danie nie wiedząc nawet że ktoś inny już to zrobił – gdzie tu kradziesz?.
Bardzo dobry tekst! Dzięki! 😉
Wtedy,kiedy wynaleziono koło?
Przez tysiące lat,kiedy różne plemiona i ludy nie znały pieniądza?
A może kiedy 18 letni chłopak napisał pare linijek kodu,z którego wszyscy za darmo czerpiemy do dziś?
Wynalazki,odkrycia,które dziś tak łatwo stają się łakomym patentowym kąskiem korporacji,to wymysło ostatnich lat,ostatniego wieku…
Czy ktoś wie,że na przykład wirus ebola jest opatentowany?
A kolega z przekonania ,czy może z korporacji?
I czy to własne przekonania,czy właściciela firmy,w której kolega pracuje?
Świat potrzebuje Linuksa, ale nie potrzebuje GNU.
Stary Austriacka Szkoła to dążenie do idealizmu, którego nie ma. Zajmowałem się tym zagadnieniem kilka lat i sam odczułem, że samo bez zasad moralnych to się nigdy nie obroni. Może i działa w jakiejś purytańskiej społeczności, gdzie sprawiedliwość jest wartością nadrzędną, albo gdzie jakiś władca zapewnia sprawiedliwość, ale samorzutnie nie.
Sorry, ale mylisz się w prawie każdym zdaniu swojego wpisu 😉
Koło kołem, niektórych idei po prostu nie da się zataić 🙂 ale fakt, że dawniej nie patentowano nie oznacza, że ludzie nie dbali o swoje tajemnice handlowe. Lekcje historii się kłaniają, przykładów jest wiele, choćby damast, ogień grecki, czy jedwab. Rewolucja przemysłowa to już patentowanie na potęgę.
Rozpowszechnienie wielu wynalazków to często nie była zasługa dobrych ludzi, krzewicieli oświaty, tylko konkurencja “korporacji” albo państw i sprawne szpiegostwo przemysłowe.
Czyli pogoń za zyskiem.
Co do korporacji, jeśli chodzi o ostatnie lata, oczywiście patologiczne patentowanie jest nagminne, z drugiej strony korporacje też jednak sporo oddają społeczności za darmo. Oczywiście, że to również jest pogoń za zyskiem, ale jednak zmienia to nieraz oblicze całego przemysłu komputerowego i przyśpiesza postęp.
Nie jest więc jednak tak, że dawniej każda wiedza była dostępna za darmo i dla wszystkich a teraz z tym koniec.
Pieniądz towarowy w tej czy innej postaci istnieje przynajmniej od Neolitu. Pojawił się więc w podobnym czasie co reszta najbardziej niezbędnych dla rozwoju naszej cywilizacji wynalazków.
Co do ostatnich dwóch zdań, to radzę poskromić afekt i darować sobie w dyskusji personalne uwagi, a skupić na konkretach 🙂 Widzę, że to już któryś raz wrzucasz przytyki, a to nie forum Onetu. Skąd poza tym pomysł, że pracuję w korporacji? Nawet ich w swoim poście nie bronię. Odniosłem się jedynie do tych stwierdzeń w artykule które uważam za niezgodne z faktami.
Sztuka i kultura jeszcze nigdy w historii nie były tak dostępne jak dziś, a to, że większa część ludzkości interesuje się tylko kulturą popularną, to nie jest problem specyficzny dla naszych czasów i komercjalizacja nie ma tu nic do rzeczy.
Nie zgadzam się również z tym, że komercyjne oprogramowanie jest gorsze, i komercjalizacja je “spłyca”, bo niby jak, pozbawiając funkcjonalności cennej dla użytkowników? Dobrej jakości oprogramowanie produkcyjne to głównie komercha, a opensource’owy ersatz często nie dorasta mu do pięt, o ile w ogóle istnieje.
Wreszcie, jak już pisałem, nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że dawniej było tak dobrze, że każda wiedza była ogólnodostępna i zawsze chętnie rozpowszechniana przez autorów danej idei.
Ostatnio Bill Gates wypil szklanke wody pozyskanej z ludzkich odchodow
Wszystkim zachwyconym Austriakami i Miltonem Friedmanem polecam książkę “Doktryna szoku” Naomi Klein. Można się skutecznie wyleczyć z fascynacji ich szkołą ekonomiczną.
Ale polecał bym wcześniej poczytać Friedmana i o historii Chile, bo ta pani delikatnie mówiąc mija się z prawdą.
To nie miejsce,ani czas na akademickie dyskusje.
ponadto,zbyt szanuję autora niniejszego blogu(bloga),aby go dręczyć wynurzeniami dwóch antagonistów:)
Odpowiem,nie udzielając odpowiedzi,i zamykając dialog:
Świat?moim skromnym zdaniem bardzo!
Ja?
Tak,ja POTRZEBUJĘ Linuksa!
Jak nie chcesz odpowiadać argumentami, to spoko, ale pierwsze słyszę, żeby rzeczowa dyskusja była oznaką braku szacunku (w przeciwieństwie do trolowania ad personam). W szczególności dla autora bloga, który przecież nie pisze w próżnię, przynajmniej wie, że kogoś interesuje to co pisze.
Co do meritum, mimo, że dla mnie osobiście Linux na desktopie jest bezużyteczny, a jako embedded system akurat też nie jest niezastąpiony, to faktycznie możemy już być w takim miejscu, że w wielu dziedzinach jest niezbędny, albo zastąpienie go było by dość bolesne.
Nie dlatego,że mnie to interesuje,ale z ciekawości spytam,dlaczego(“dla mnie osobiście Linux na desktopie jest bezużyteczny”)?
Bo brakuje softu którego używam do pracy. I gier które lubię.
Też mam ten problem,bo uzywam FL oraz Cubase.FL chodzi pod wine,Cubase mam w Virtualbox w Windowsie,no ale to półśrodek.
Niestety,nawet nieco rozwinięty DAW Ardour ma się tak do Cubase,jak Izba Lordów do Izby Wytrzeźwień.
No,ale to kwestia nie samego Linuksa,ale producentów softu.