Rclone, RcloneBrowser i bujanie w obłokach
Stało się. Po latach zarzekania się, że chmura nie wnosi niczego dobrego do dziejów ludzkości, obecnie chyba już wszyscy trzymamy to i owo na zdalnych serwerach. Oczywiście natychmiast okazało się, że każdy większy dostawca usług ma swój pomysł na tę chmurę. Namnożyło się standardów, natywnych klientów do ich obsługi i generalnie… Ogólną koncepcję wygodnej chmury trafił jasny grom. No może nie tak do końca, ale aby skonfigurować wydajne środowisko sprzęgnięte z dostawcą naszej chmury musi się po prostu raz i kategorycznie zdecydować u kogo chcemy trzymać swoje dane. I na tym by można było poprzestać, gdyby nie rclone i RcloneBrowser.
Niniejszy wpis mógłby spokojnie opiewać możliwości tekstowego narzędzia rclone. Ten projekt dokonał bowiem rzeczy niemożliwej, gdyż za pomocą jedynego polecenia jesteśmy w stanie dostać się do zasobów ponad 20 różnorakich dostawców. Po podłączeniu się do swojego konta dane można pobierać, wysyłać i synchronizować. Pliki możemy weryfikować według ich kodów md5, szyfrować a także montować zdalny zasób pod lokalny katalog. Niemniej, kto by zapamiętał te wszystkie opcje. W myśl takiego założenia powstał RcloneBrowser, czyli graficzna nakładka na rclone.
Program ujmuje swoją prostotą i estetyką. Po uruchomieniu zobaczymy główne okno w którym będziemy mogli skonfigurować swoje konta w chmurze. Konfiguracja jest nieco „oszukana”, gdyż uruchamia w terminalu rclone w trybie konfiguracji. Niemniej, wszystko co musimy tam zrobić, to podać stosowny opis konta, wybrać dostawcę, adres URL usługi, nazwę konta i podać ewentualnie hasło. Przez te kilka opcji przebiega się na wdechu, gdyż konfigurator pomimo tego, że tekstowy, podsuwa nam wszystko pod palce.
Mając skonfigurowane konto większość z nas kliknie na nim dwukrotnie. I prawidłowo. Spowoduje to otworzenie się nowej zakładki. W niej to zostanie wyświetlona zawartość naszego konta. Wyświetlone pliki będziemy mogli pobierać, usuwać, zmieniać im nazwy. Dla katalogów obliczmy ich objętość, podmontujemy je pod wskazany katalog lub przekopiujemy w całości.
Oczywiście najbardziej rozsądną opcją jest zamontować cały zasób pod wskazanym katalogiem. Wtedy dowolnie i lokalnie będziemy mogli pracować na plikach, a zawartość naszej chmury automatycznie się zaktualizuje.
Więcej niuansów zapewne dopatrzymy się w bezpośredniej konfiguracji pobierania i wysyłania. Ograniczenia transferu, tryb pracy (kopiowanie, przenoszenie, synchronizacja), wykluczanie niektórych plików (przy wysyłaniu/pobieraniu), itp. Może program nie dysponuje niesamowitym repertuarem opcji, ale biorąc pod uwagę ilość obsługiwanych kont… To i tak wart jest przetestowania.
Co do testowania, to najpierw musimy zaopatrzyć się w rclone. Stosowną paczkę możemy pobrać ze strony projektu. W Ubuntu 18.04 program powinien być już w standardowym repozytorium. Podobnie w przypadku Arch Linuksa i Manjaro. Co do RcloneBrowser, to paczkę też możemy pobrać ze strony projektu. Ale może ktoś odnajdzie ją też na Launchpadzie (Ubuntu, Mint) lub w repozytorium AUR (Arch Linux, Manjaro).
Znalazłem przejęzyczenie (literówka), pierwszy wiersz:
“że chmura no wnosi niczego dobrego do dziejów ludzkości,”
nie wnosi