Microsoft przetrwa dzięki Linuksowi?
Cytując klasykę można by powiedzieć: Microsoft. Microsoft nigdy się nie zmienia. Ale czy na pewno? Obserwując rynkowe ruchy giganta można mieć różne opinie co do ich poczynań. Grają śmiało i ryzykownie (Surface, Lumia, Windows 10), gdyż ich poczynania są ubezpieczone ogromnym marginesem błędu gwarantowanym przez dominacji w segmencie domowych systemów operacyjnych. Jednak realia naszych domowych pecetów mają się nijak do tego, gdzie Microsoft naprawdę poszukuje pieniędzy, a których potrzebuje coraz więcej do przeżycia – jak każda korporacja. Widać to doskonale w najświeższym (2016 Q2) kwartalnym raporcie finansowym, który Microsoft opublikował przed paroma dniami. Paradoksalnie, całe jego pasmo sukcesów powoli coraz bardziej zaczyna zależeć od… Linuksa.
Raport można rozpatrywać w sposób dwojaki – z pozycji laika giełdowego oraz fachowca w tej dziedzinie. Fachowiec na pewno pogrąży się na analizie danych na długie godziny, podczas gdy laik podejdzie do sprawy pragmatycznie. Innymi słowy – czy Microsoft nadal jest gigantem? Streszczenie wspomnianego raportu finansowego dla laików wygląda niezwykle budująco:
· Revenue was $23.8 billion GAAP, and $25.7 billion non-GAAP
· Operating income was $6.0 billion GAAP, and $7.9 billion non-GAAP
· Net income was $5.0 billion GAAP, and $6.3 billion non-GAAP
· Earnings per share was $0.62 GAAP, and $0.78 non-GAAP
Dane dotyczą ostatniego kwartału 2015 roku. Wynika z nich, że przez Microsoft przepływają gigantyczne pieniądze. 23,8 miliardów dolarów na kwartał, co przekłada się na 6 miliardów dolarów zysku, co z kolei daje 5 miliardów dolarów zysku netto. Nie ma dwóch zdań – imperium zbudowane przez Billa Gatesa nadal przynosi niemałe pieniądze i dla inwestorów jest pewnym i wiarogodnym źródłem dochodu. Jednak przyjrzyjmy się sprawie od nieco innej strony. Hegemonia Microsoftu była do tej pory budowana na niezaprzeczalnym fakcie dominacji na pulpitach naszych komputerów. Jednak świat i trendy się zmieniają a Microsoft… Microsoft się nie zmienia. Albo zmienia się, lecz z wielkim trudem. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że świat zachłysnął się rozwiązaniami mobilnymi. Sukcesy iPhone, iPada, Androida i innych takich świadczą o tym dobitnie. Desktopowy system na komputerze? Kogo to obchodzi… Chyba tylko graczy, pozostali zaczynają komputery traktować jak komórki i tablety – mają się włączyć i działać. A że stacjonarne pudło jest problematyczne (jak zabrać go w kieszeni do tramwaju? Na wakacje? Na imprezę?), to powoli unowocześniamy flotę posiadanej elektroniki i dryfujemy w stronę rozwiązań mobilnych – czy tego chcemy czy nie. Trendy rynkowe odnotowały to już dawno temu – sprzedaje się coraz mniej komputerów stacjonarnych, ludzie celują w rozwiązania mniejsze, lżejsze i do noszenia w plecaku lub kieszeni. Skoro nie sprzedają się komputery stacjonarne, to nie zarabia również i Microsoft, którego system w wyniku przeróżnych zależności biznesowych jest fabrycznie instalowany na 99.9% nowych komputerów. Skoro system operacyjny Windows który wyniósł Microsoft na piedestał nie przynosi już takiego zysku jak należy, logicznym jest szukanie zysku w innym miejscu. Dla tych, którzy nadal wierzą, że to system Windows jest siłą napędową korporacji z Redmond:
Revenue in Productivity and Business Processes declined 2% (up 5% in constant currency) to $6.7 billion, with the following business highlights:
· Office commercial products and cloud services revenue grew 5% in constant currency driven by Office 365 revenue growth of nearly 70% in constant currency
· Office 365 consumer subscribers increased to 20.6 million
· Dynamics revenue grew 11% in constant currency with Dynamics CRM Online seat adds more than doubling year-over-year for the fifth consecutive quarter
Revenue in Intelligent Cloud grew 5% (up 11% in constant currency) to $6.3 billion, with the following business highlights:
· Server products and cloud services revenue grew 10% in constant currency
· Azure revenue grew 140% in constant currency with revenue from Azure premium services growing nearly 3x year-over-year
· Over one third of the Fortune 500 have chosen our Enterprise Mobility solutions, up nearly 3x year-over-year
Revenue in More Personal Computing declined 5% (down 2% in constant currency) to $12.7 billion, with the following business highlights:
· Windows OEM revenue declined 5% in constant currency, outperforming the PC market, driven by higher consumer premium and mid-range device mix
· Surface revenue increased 29% in constant currency driven by the launch of Surface Pro 4 and Surface Book
· Phone revenue declined 49% in constant currency reflecting our strategy change announced in July 2015
· Search advertising revenue excluding traffic acquisition costs grew 21% in constant currency with continued benefit from Windows 10 usage
· Xbox Live monthly active users grew 30% year-over-year to a record 48 million
Jak rozumieć powyższa propagandę sukcesu? (forma raportu jest dziełem Microfostu).
Przychód z dział Productivity and Business Processes spadł w ostatnim kwartale 2015 roku o 2% (a nawet wzrósł o 5% bez uwzględniania wytycznych GAAP). Sytuację ratuje jedynie Microsoft Office.
Przychód z More Personal Computing spadł o 5% (2% bez uwzględnienia GAAP). Czyli Windows 10 się nie sprzedaje (bo jak, skoro jest rozdawany za darmo), dochód z telefonów leci na łeb na szyję, sprawę ratuje jedynie Surface.
I teraz uwaga. W końcu jakiś wzrost – Intelligent Cloud przyniósł 5% zysku (11% bez GAAP). W tym, dochód z Azure podskoczył aż o 140% (sic!). Wygląda na to, że sporą część tylnego fragmentu Microsoftu ratują usługi chmurowe. Czyli gigant znalazł mobilną niszę dla siebie, a w tej niszy coraz większą rolę zaczynają odgrywać… Wirtualne maszyny na Linuksie, oficjalnie wspierane przez Microsoft. SUSE, Ubuntu, CentOS, Debian, Red Hat, openSUSE – każde znajdzie coś dla siebie. Wg raportów, obecnie około 30% maszyn działających w Azure to wirtualny maszyny linuksowe. Dużo, nie dużo – ten udział wciąż rośnie. Zestawiając to z powyższym wyliczeniem finansowym, nie można oprzeć się konkluzji – więcej Linuksa, większy zysk dla Microsoftu.
Microsoft się zmienia. Musi się zmieniać. Rynek komputerów stacjonarnych wymiera i sytuację ratują jeszcze laptopy sprzedawane z system Windows. Ludzkość zmierza w stronę rozwiązań mobilnych i Microsoft to rozumie. O ile z Nokią, Lumią, Windows Phone nie do końca im wyszło (bądźmy szczerzy – to klapa, chyba tylko polski zaścianek łapie się na złotówkowe promocje tego sprzętu), o tyle Surface i Azure to motor napędowy dla korporacji. Nie oznacza to oczywiście końca znanego nam systemu Windows – większość instytucji państwowych i firm nadal polega na tym rozwiązaniu – choć nie ułatwia im tego Microsoft, dla którego zaczyna się liczyć sprzedaż systemu co rok – dwa (a nie jeden Windows XP na 15 lat). Również gracze prędko nie porzucą tej platformy. Jednak to wszystko zaczyna mieć coraz mniejsze znaczenie w całej machinie napędzającej Microsoft. Microsoft musi zmienić oblicze swoje i oferowanych usług (tak, usług – już nie produktów). I o ironio, „rak” Linux mu w tym pomoże.
Życzę microsoftowi długiej i powolnej śmierci, bo gdyby wizja autora się ziściła to tylko czekać na pozwy sądowe za wykorzystanie Linuksa… Microsoft to rak, niszczy rozwój technologii…
Dzięki temu szpiegowi Windows 10, Microsoft sam sobie podkłada kłody, ostatnio omijają niektóre aktualizacje do Windows 7, aby tylko zmusić użytkownika do niechcianej 10 tki. Otworzyli już .Net, napisali Visual Studio Code pod Linuksa, zmienili politykę otwartych systemów pod serwery i oprogramowanie pisane w C#, .Net. Do tego trochę torcika im zjada Apple, Android, Chromebooki z Chromium OS i inne systemy Uniksowe. Namieszali nawet w intelu, gdzie nowe procesory będą wspierane tylko przez Windows 10, oraz to UEFI z jakimś niepewnym oprogramowaniem pod NSA.
http://wolnemedia.net/swiat-komputerow/jak-furtke-dostepu-nsa-wbudowano-w-system-windows/
Takiego laptopa to bym przygarną tylko zielony i z Linux Mint;D
Przepraszam to nie laptop xD
Szczerze wątpię aby ludzi obchodziło to czy ich system szpieguje czy nie. Większość nie rozumie tego szpiegowania, a ci co wiedzą co to to szpiegowanie jest, wzruszają tylko ramionami i twierdzą że przecież nie mają nic ważnego/złego na komputerze…
To naprawdę ciekawe jak przez kilkanaście lat zmieniło się u ludzi postrzeganie prywatności. Jeszcze w latach osiemmdziesiątych to by chyba było nie do pomyślenia?
“… Windows 10 … jest rozdawany za darmo…”
Ja wiem że autorowi chodziło o coś innego, ale jednak ośmielę się wtrącić dwa słowa.
Microsoft wcale nie rozdaje win10 za darmo, jak można usłyszeć i przeczytać w praktycznie wszystkich mediach. Próba zamówienia pięciu, lub choćby jednej sztuki licencji “za darmo” jest wszak skazana na niepowodzenie. Żeby otrzymać licencję na używanie win10 trzeba najzwyczajniej zapłacić, od około 400 zł wzwyż.
Druga rzecz, win10 jest usługą a nie produktem jak wcześniejsze wersje systemu. Czyli mało że korporacja zarobi na użytkowniku przy kupnie, to jeszcze podobnie jak Google czy Facebook będzie na swoich użytkownikach zarabiać w trakcie używania “usługi”. Jak? Oczywiście sprzedając prywatność tychże użytkowników. Tyle że w wypadku Google oraz Facebooka ich usługi są udostępniane bez wstępnego płacenia za nie.
Widać informacje że Google zarobiło na “darmowym” Androidzie 22 miliardy dolarów a Mark Zuckerberg jest w gronie 10 najbogatszych osób na świecie, rozpaliły wyobraźnię i apetyty zarządu Microsoftu? I postanowili przeskoczyć konkurencję, dwukrotnie kasując klientów?
Bo ja wiem… Zobacz, ile ludzkości zajęło usankcjonowanie koncepcji, że ludzie (w tym kolorowi) pracujący na folwarku/farmie to też ludzie i im się należy jakaś własność, a nawet zapłata. Cyfrowe niewolnictwo też będzie potrzebowało czasu, aby zwierzyna łowna/ludzie (niepotrzebne skreślić) otrząsnęli się. Zresztą kapitalizm w obecnej postaci zawsze będzie promował zachowania, poprzez które i tak nadal będzie tkwili w niemal niewolniczej symbiozie.
Czy ja wiem, gdyby komuś do domu, bez pytania o zgodę wpadł pracownik Google i zaczął kopiować listy, zdjęcia z albumu, zapiski z notesu, kartki z kalendarza, łaził za nami cały dzień i notował gdzie byliśmy i na co się patrzyliśmy… to ten ktoś by się strasznie oburzył, że prywatność, tajemnica itp… Niestety ludzie nie rozumieją tego że korporacje dokładnie to właśnie robią…
Ale jak im to uświadomić?
To się dzieje tu i teraz i na naszych oczach. Łącze się z szacownym Autorem powyższego komentarza w świadomości zagrożeń trwającego procesu.
@salvadhor:disqus
“Zobacz, ile ludzkości zajęło usankcjonowanie koncepcji, że ludzie (w tym
kolorowi) pracujący na folwarku/farmie to też ludzie i im się należy
jakaś własność, a nawet zapłata.”
O czym ty piszesz? Nawet w starożytnym Rzymie, gdzie niewolnictwo było niezwykle popularne, niewolników było ~10%, reszta to wolni obywatele, z zagwarantowaną prawem wolnością. Dziś w USA jest ~10% czarnych, zgaduję że w czasach niewolnictwa było ich znacznie mniej, poza tym przy całym okrucieństwie niewolnictwa Stanów Zjednoczonych, w historii ludzkości to nieistotny epizod.
Dla przykładu w Polsce feudalnej nawet chłopi mieli zagwarantowany prawnie status wolnego człowieka, z prawem do własności ziemi, ba jeśli chłop nie posiadał ziemi to szlachcic musiał mu ją zapewnić…
Nasza cywilizacja to płód wolności. Wszędzie tam gdzie chwilowo tę wolność odbierano, systemy socjalistyczne lub komunistyczne – cywilizacja nagle i drastycznie się cofa…
Bardzo ładnie i obrazowo wytłumaczyleś tę kwestię. Niestety 10% ludzi pcha ten dyliżans do przodu – reszta się tylko przygląda i konsumuje.
Nie chcę wchodzić w politykę, ale kapitalizm z tym nie ma nic wspólnego. A jeśli chodzi o świadomość? Cóż, obecnie po obu stronach doszli “nowi”. Jedni “nowi” są nowi przy władzy. Muszą zatem kontrolować innych. Na wszelkich płaszczyznach. Z drugiej strony, mamy “nowych” konsumentów, którzy już nie pamiętają (albo pamiętać nie chcą) do czego władzy (nie mówię tu tylko o tzw. władzy państwowej) jest niezbędna kontrola dusz (taka, czy inna).
Wchodzisz na grząski grunt statystyk, niemniej – akurat czasy rzymskie można sprawdzić, gdyż dysponujemy spisem ludności z tamtych okresów.
W sprawozdaniu ze swoich rządów August podaje dokładne liczby obywateli rzymskich (civium Romanorum capita), uzyskane podczas trzech kolejnych, przeprowadzonych na jego polecenie
spisów ludności (cenzusów): w 28 r. p.n.e. 4 mln 63 tys., w 8 r. p.n.e. 4 mln 233 tys. i wreszcie na koniec panowania, w 14 r. n.e., 4 mln 937 tys. Całą ludność Italii oblicza się w tamtym czasie na 7–10 mln, przy czym niewolnicy stanowiliby od 30 do 40%.
Z USA sprawa jest jeszcze łatwiejsza i oczywista. Cytując za Wiki:
W 1790 na 4 mln mieszkańców Stanów Zjednoczonych, 750 tys.(blisko 20 procent ludności) stanowili Murzyni (w zdecydowanej większości – niewolnicy), a 90 procent z nich mieszkało na Południu. W Wirginii, Karolinie Południowej i Północnej, Georgii oraz Maryland – na ogólną liczbę 1 793 tys.mieszkańców, aż 641,6 tys. (ok. 36 procent) stanowili niewolnicy, a 32 tys. – wolni Murzyni. W samej Wirginii niewolnicy stanowili 40 procent populacji.
Ponowne zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą (niewolników) wzrosło po skonstruowaniu w 1793 przez Eliego Whitneya odziarniarki bawełny. Rewolucja przemysłowa w Anglii i nowe wynalazki, jak maszyny do tkania i przędzenia, zmniejszyły koszty produkcji i wpłynęły na rozwój przemysłu tekstylnego i wzrost zapotrzebowania na surowiec – bawełnę. Nowa uprawa w szybkim tempie zdominowała gospodarkę południowych stanów USA, rosła także liczba niewolników, w 1810 było ich 1 200 000, a w 1860 już blisko 4 000 000.
Zatem, nie neguj wpływu niewolnictwa na rozwój naszego obecnego dobrobytu 🙂
A jaki inny system ekonomiczny wypracował metody śledzenia użytkowników, gromadzenia ich danych z jednoczesnym pomnażaniem kasy „pozarządowych” korporacjom? Nawet komunizm w apogeum swojej paranoicznej żądzy śledzenia obywateli robił to wyłącznie na użytek papierowych akt. Dopiero po przekształceniach pojawiła się możliwość zarabiania na tym.
“Cyfrowe niewolnictwo też będzie potrzebowało czasu, aby zwierzyna łowna/ludzie (niepotrzebne skreślić) otrząsnęli się”.
-Masz nadzieję że ludzie kiedyś się wyzwolą spod dyktatu korporacji? Ja jedyną szansę upatruję w krwawej wojnie, na krawędzi zagłady świata. Wtedy jest moim zdaniem szansa na otrząśnięcie się ludzi z tego zahipnotyzowania paciorkami i gładkimi słówkami. Z drugiej strony mam nadzieję że do takiej wojny nie dojdzie … Ot, zagwozdka. 😉
“Ale jak im to uświadomić”?
– A może sami się potłuką między sobą i to załatwią? Bo jakoś blado widzę podjęcie realnej walki z korporacyjnymi agencjami Public Relations. Prawdopodobnie ten kto by podjął potencjalnie skuteczną próbę uświadomienia ludziom, że są “cyfrowymi niewolnikami”(podoba mi się ten termin) kilku firm ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych szybko popełniłby seryjne samobójstwo…
To zadziałała reklama prawie-podprogowa ze strony @salvadhor:disqus-a! Zasugerował ci pod fotką że pożądasz tego systemu… Nie daj się! Odpór daj rozpasanemu konsumpcjonizmowi! Okaż się godnym epoki! 😉
“Zatem, nie neguj wpływu niewolnictwa na rozwój naszego obecnego dobrobytu :)”
Niewolnictwo jest jednym z najmniej efektywnych systemów gospodarczych. Tacy pracownicy mają tragiczną produktywność, a to przez brak jakiejkolwiek nagrody w razie jej podniesienia. Sabotaże, ucieczki, itp., a to kosztowało plantatora niemało. Poza tym koszt utrzymania a wcześniej kupienia za całkiem sporą sumkę niewolnika, nie było równoznaczne z tym, że kwota się zwróci.
I jeszcze pewna ciekawa historia o byłym niewolniku, ktory stał się najlepszym szeryfem na Dzikim Zachodzie – zachęcam do poczytania o Bassie Reevesie 🙂
“Wtedy jest moim zdaniem szansa na otrząśnięcie się ludzi z tego zahipnotyzowania ekranami, paciorkami i gładkimi słówkami”
Niestety płonne są Twoje nadzieje. Na świecie zawsze będą (muszą być) ludzie nierozgarnieci i znający swoje miejsce w szeregu. A to dlatego, że wszyscy nie mogą być bogaci i mieć władzę oraz uważać na wszystko. To jest domen ściśle wyspecjalizowanego podejścia do życia, np. będąc politykiem i bojąc się haków, taki ktoś będzie uważał co mówi i co pisze w Internecie. Dlatego mylisz się u podstaw. A co mądrzejsi już wiedzą, że mogą albo wydawać polecenia, albo ich słuchać i swoją pracą i sprytem dążą do tego pierwszego, mając w głowie, że ci drudzy czekają na ich potknięcie, a którym nie zależy na prywatności, bo są tylko nic nieznaczącą masą…
Nazizm, komunizm, socjalizm (dodałbym jeszcze co nieco). Zmiana jest tylko i wyłącznie w technice. Nadto kapitalizm/socjalizm itp. to ustrój gospodarczy. Inwigilacja obywateli jest niezależna od ustroju gospodarczego i przynależna bardziej ustrojom politycznym. Problem leży w tym, że tak na prawdę, to i od niego niezależna, bowiem właściwa każdemu z ich rodzajów. Po prostu społeczeństwem łatwiej się rządzi, gdy ma się o nim dużą ilość, weryfikowalnych informacji. Czy to będzie monarchia, czy tzw. demokracja – nie ma znaczenia. Jedyny ustrój, któremu to prawdopodobnie jest absolutnie niekonieczne do sprawowania władzy, to anarchia.
Masz natomiast rację, że różnica obecnie jest taka, że dawniej informacje zbierały struktury państwowe na ich własne potrzeby, teraz natomiast dołączyły się korporacje, które zbierają je na swoje prywatne potrzeby. To co kiedyś było domeną państwa (m.in. z uwagi na koszty) obecnie stało się dostępne także korporacjom. Jeśli na końcu tego łańcucha będzie konsument, to zawsze się znajdzie ktoś, kto taką informację kupi. Nie ma tu wielkiego znaczenia ustrój gospodarczy.
jeszcze chwila i “kuce” zaczną twierdzić że Południe chciało zlikwidować niewolnictwo bo im się ono nie opłacało a północ chciała temu zapobiec. Ach te majaczenia kucy.
I tego się właśnie obawiam, że bez odstrzelenia jednostek myślących tak jak to opisujesz się nie obejdzie. Może wśród ocalałych przeważą osoby rozsądniejsze i zrównoważone a reszta nauczona smutnym doświadczeniem pójdzie za nimi? Byleby planeta wytrzymała rządy współczesnych “mądrzejszych” i ich apetyt na “bogactwo, władzę i kontrolę wszystkiego”.
Może i ja się mylę u samych podstaw, ale dlaczego ty zakładasz że dla wszystkich ludzi na Ziemi najważniejszymi sprawami są bogactwo, władza, kontrola wszystkiego? To bezmyślne powtarzanie wzorców rodem z Hollywood. Sens życia według nich to: fura, komóra, dziwki i prochy. Aha, i jeszcze muzyka, w miarę możliwości zagłuszająca wszystko wokół, na czele z sumieniem i zdrowym rozsądkiem.
Co do ostatniego zdania twojej wypowiedzi. Może przemyśl sobie swoją definicję “mądrzejszych”? Bo nie jest mądrzejszą osoba oddająca wiedzę o sobie o swoich bliskich, o swojej firmie i urzędach swojego kraju, byle łachudrze za świecący paciorek bo ten jest podobno za darmo. Dlaczego? Bo osoba naprawdę mądrzejsza wie że wiedza to władza, jak zresztą wiedzą to też rządy wszystkich krajów utrzymujące swoje wywiady, kontrwywiady, itp…
I osoba ma być mądrzejsza, trzymając się twoich wartości i jednocześnie zakładając na samym początku swojej kariery dozgonne bycie “nic nieznaczącą masą”?…
Przemyśl sobie pewne rzeczy, serio piszę. 😉
Chłe chłe – Tam gdzie warto to podają liczby. A gdzie to niewygodne to same procenty. Typowy korpo-bełkot. Np Surface: wzrost o 29%. To może znaczyć, że najpierw sprzedali 100 a potem 129 sztuk. Jest wzrost o 29% ? Jest. A przy chmurze czy office chwalą się konkretnymi kwotami.
Jeśli myślisz, że wojna secesyjna była o zniesienie niewolnictwa to się trochę mylisz. Chodziło o bawełnę dla przemysłu północy. Z analogicznych powodów “wyzwolono” Irak i parę innych państw. A w szeregach Konfederacji walczyli też wolni (albo za wolność) … Murzyni.
Im większe społeczeństwo, im większa wolność jednostek i większe
możliwości tym mniejsza prywatność i niezależność. Tak to już jest.
Świadomość ograniczeń prywatności w sferze informatyki nie zmieni tego
że wciąż będziemy zależni od mediów, reklam, opinii, polityków,
pieniędzy, czasu i t.d. Ludzie nieświadomi
zagrożeń w sieci mogą być zwierzyną łowną dla googli n.p. ale o wiele lepszą zwierzyną jest człowiek w markecie. Załóżmy że jestem świadom niewolnictwa cyfrowego, ale na reklamy emocjonalne łapię się jak mucha do lepu. Tak więc wciąż mogę się czuć wykorzystywany i zniewalany. A w relacjach rodzinnych to już w ogóle można mówić o niewolnictwie bezpośrednim 🙂
A symbioza jest oczywiście z natury niewolnicza. Jedno bez drugiego nie przetrwa. Jak mrówka bez mrowiska.
Nie myślę w taki sposób, niby jak wszyscy ludzie? Napisałem o konkretnej kaście. Tak po prostu jest, że dla myślących najważniejsza jest szeroko pojęta władza. Nie od dziś wiadomo, że ludzie ambitni oraz pazerni mają dużo większe możliwości udziału w niej. A Ci muszą być do pewnego stopnia paranoikami. Patrz na Stalina i jemu podobnych. W obecnych czasach jest podobnie, tylko władza i ośrodków decyzyjnych jest więcej, ale schemat pozostaje ten sam. Chociaż wiadomo, że znajdą się również mądrzy, ale nie przejawiający choroby na władzę Jednak ci ogrzeją się w blasku tych pierwszych.
Ale Ty możesz myśleć dalej, że osoby mało ambitne, kiedykolwiek ruszą d i będą robić te wszystkie rzeczy, które od zawsze należały do ludzi wyrachowanych, ale również b. inteligentnych. Niestety, ale sprawiedliwości społecznej oraz braterstwa na świecie nie będzie nigdy….
“… Każda sprawiedliwość społeczna rodzi władze tych, którzy te
sprawiedliwość urzeczywistniają. Sprawiedliwość to kategoria
subiektywna. Ci, którzy pilnują kotła arbitralnie ustalają, co to jest
sprawiedliwość. Tych przy kotle też trzeba kontrolować. I co jakiś czas
segregować seriami z automatu…”
Wiktor Suworow – “Kontrola”
I masz rację, w dzisiejszych światach jest podobnie. Choć nie wszyscy odchodzący od koryta to już trupy fizyczne…
Nawet jeśli większość ludzi powiela twój sposób myślenia, to jest on narzucony z zewnątrz. Gdyby faktycznie tak myśleli, to wokół trwałaby ustawiczna walka o władzę, na wszystkich poziomach. A tak nie jest. Większość ludzi zajmuje się czymś co odpowiada ich ambicjom, zainteresowaniom, talentom i nie ma zamiaru wdawać się w ten zabójczy wyścig szczurów.
Nie czarujmy się, dziś istnienie na scenie politycznej wymaga też bycia psychopatą. Bo jest to rodzaj szamba, gdzie nie będzie się czuł dobrze nikt obdarzony normalnym węchem (wrażliwością, sumieniem, wyobraźnią). No i kto normalny chciałby być samotny do końca życia?
Całe szczęście że populacja ścierw zwanych politykami sama się reguluje, czasami bardzo gwałtownie. To samo dotyczy tzw szarych eminencji, znaczy osób naprawdę trzymających władzę.
Z Rzymem sprawa jest nawet jeszcze bardziej skomplikowana, tak jak skomplikowana była tamtejsza struktura społeczna. Ilość obywateli ulegała zmianie w czasie, bo wraz z podbojami i poszerzaniem terytoriów Imperium uelastyczniano kwestie nadawania czy uzyskiwania obywatelstwa. W 3 wieku po Chrystusie doszło do kuriozalnych sytuacji, że w samym Rzymie senat (a zatem kwintesencja reprezentacji obywateli i ich władzy) był zakładnikiem plebsu i armii, zatem ‘prawdziwi’ obywatele mieli de facto odebrane prawo decydującego głosu. Natomiast w prowincjach, w których obywatelstwo uzyskały w przeszłości rody barbarzyńskie i ludzi dalekich od ideału rzymskiego obywatela, tradycyjne rozumienie powinności i praw obywatelskich było bardzo silne, silniejsze niż w stolicy i całej Italii. Sympatycznie i bardzo przystępnie pisze o tym Krawczuk – jego Poczet Cesarzy to do dziś moja ulubiona lektura do poduszki, do której wracam co parę lat 🙂
heh, nie za daleko poleciałeś? W latach 80 mało kto posiadał komputer, a nawet jeśli to nie był on zbyt funkcjonalny.
Fakt, komputerów tak popularnych jak dziś nie było. Ale pojęcie prywatności, choć wbijane do głów pod nazwą “bezpieczeństwa” było znane jak najbardziej.
Oczywiście Władza już miała na tę prywatność duży apetyt, wystarczy sobie choćby przypomnieć nasze “rozmowy kontrolowane”, czy amerykański spray umożliwiający czytanie listów bez ich otwierania.
Kiedyś dziesięcioletnie dziecko miało wyraźnie powiedziane z kim i o czym może rozmawiać żeby nie narobić sobie i rodzinie problemów.
A dziś? Każdy z rodziny udostępnia sobie radośnie wszelkie dane na prawo i lewo po portalach i nie tylko….
Kiedyś żeby kogoś okraść trzeba było nieźle się nagimnastykować lub poważnie zaryzykować, dziś wystarczy prześledzić profile na portalach społecznościowych i spokojnie sobie poczekać na odpowiedni moment.
Wyobraź sobie że w kraju w którym aktualnie jestem, trwa od jakiegoś czasu akcja “Nie udostępniaj zdjęć swoich małych dzieci na portalach społecznościowych, jeśli nie chcesz żeby były porwane dla okupu lub przez pedofili”.
Po pierwsze pomimo szerokiej akcji w mediach to i tak nie działa. Po drugie, jakim debilem trzeba być żeby w kraju zagrożonym tego rodzaju działaniami i tak publikować takie zdjęcia?
To tyle, w przydługim wywodzie pt “Świat wczoraj i dziś”. 😉
Zależy gdzie ucho przyłożyć 🙂
Z inne perspektywy:
Kiedyś dzieciaki biegały po lasach, łamały sobie ręce, bawiły się niewybuchami albo robiły doświadczenia chemiczne w domu. A w domu dostawały za takie zabawy łomot, który i tak nie bardzo pomagał. Dzieciaki same też biegały do szkół i zerówek. Bez żadnej opieki! Raj dla pedofili!
Nie było facebooka ale był “streetbook”. Społeczność (sąsiedzi, sklepowa, fryzjer, listonosz i t.d.) wiedziała więcej niż obecny Facebook. Wystarczyło zagadać w odpowiedni sposób z odpowiednią osobą i już wiedziałeś bardzo dużo. Oczywiście był strach przed władzą dlatego na niebezpieczne tematy rozmawiano tylko w zaufanym gronie. Dlaczego się bano władzy? Bo wiedziano, że jest skuteczna.
A kradzież była raczej łatwiejsza bo nie było kamer, wystarczyło jedno spojrzenie na nie opróżnioną skrzynkę na listy a zamki w drzwiach wszyscy mieli podobne.
Internet dał powszechność wolności i świadomość bezkarności. W pewnym momencie można było robić dosłownie wszystko, pełna anarchia. Niestety nie każdy potrafi korzystać z takiej wolności i robi to krzywdząc innych. Dlatego powstają narzędzia do kontroli i obserwacji tego co się w sieci dzieje.
A co do zachłanności władzy to myślę że n.p. obecna klasa polityczna jest nieświadoma możliwości jaką daje im internet. Nie marnowaliby energii na cenzurowanie teatrów 🙂
Po za tym, naprawdę uwierz, nie każdy korzysta z mediów społecznościowych. A jeśli już to jaką piękną kontrolę masz nad tym co udostępniasz 🙂
Nawiasem mówiąc, przedwczoraj (9 luty) był dzień bezpiecznego internetu. Porady w mediach? Nie udostępniajcie na portalach społecznościowych fotek swoich dzieci z wakacji (vide powyżej, co oczywiście nie jest złą poradą samą w sobie). Ale cała reszta – niedługo będzie ten dzień będzie służył tylko temu, aby organizować festyny z rockowymi zespołami, sprzedawać gadżety i baloniki z napisem „Jestem bezpieczny w internecie”. Masowy konsument będzie wniebowzięty, ale nic poza tym.
Aleś wymyślił! 😉
Co do niewypałów to byliśmy skutecznie uświadomieni, więc ciut nieprawdziwe zarzuty.
Co do całej reszty …. No, w końcu po coś człowiek ma to dzieciństwo, no nie?!
Były zabawy po lasach, były zabawy z karbidem podpalanym w puszkach, były ogniska palone przez 8 latków, był Młody Chemik a wypalone ślady po nim mam do dziś na starszym dywanie, były zielone jabłka zjadane na szybko póki rodzice nie zauważyli, były karkołomne zjazdy na “gokartach” zrobionych z trzech desek i kółek od wózka …
Kiedy tak patrzę na nas z dzisiejszej perspektywy, to byliśmy właściwie niezniszczalni! ;)))
A już z całą pewnością zdrowy rozsądek nie miał na nas tak destrukcyjnego wpływu jak na te biedne dzisiejsze dzieci. Dzisiaj skok z parasolką zamiast spadochronu, z wysokości pierwszego piętra oznacza dla dziecka połamane obie nogi … Dla nas najczęściej oznaczało to chwilowy ból kości ogonowej i burę od rodziców/sąsiada, zależnie kto nas dorwał pierwszy.
“Dlatego powstają narzędzia do kontroli i obserwacji tego co się w sieci dzieje”.
– no ale już nie przesadzaj, nawet hejterzy nie mogą udawać aż tak naiwnych. 😉
Zresztą, powiem ci że z nas to cieńcy są hejterzy. Chyba myślenie i własny kręgosłup moralny nam w tym przeszkadzają? 😉
No tak, bo tradycyjnie znaczenie jest tu opaczne. Internet ma być bezpiecznym… miejscem zarabiania przez korporacje. Oraz inwigilacji obywateli przez rządy.
Co zresztą widać przy każdej “dziurze” czy innej ujawnionej możliwości wycieku danych, choćby dzięki furtkom NSA. W krótkim czasie pojawiają się informacje, jakie to produkty Microsoftu czy Google nie są mega-bezpieczne. I całkiem przypadkiem zapominają dodać że dane te nie są bezpieczne przed apetytem samych korporacji.
W takich ciekawych czasach nam przyszło żyć, musieliśmy ostro sobie nagrabić we wcześniejszych wcieleniach? 😉
Ale się dyskusja wywiązała…
Aż żal,że nie zająłem w porę zdania.
To ta firma dalej działa,ten microsoft?
Ajajaj,ale człowiek nie na bieżąco jest:P
@salvadhor:disqus zaczął, do niego miej pretensje. 8)
Co robi Microsoft? Robi to samo co zrobiło Google i próbuje zrobić Canonical. Różnica polega na tym, że Microsoft robi to totalnie. Pomyślcie; jeden system na telefon, tablet, komputer, w przyszłości dojdzie (chyba) smart TV, zero fragmentacji, długoletnie wsparcie i aktualizacje, wszystko jako usługa chmurowa bez konieczności administrowania systemem… i myslenia o tym. Ludzie to “kupią” i połkną bez popijania. Pierwsi będą producenci sprzętu, łamie się już Samsung i planuje smartfony z W10, później będzie z górki. Drudzy w kolejności są użytkownicy indywidualni, niejako zmuszeni do aktualizacji (znam już takich i wszyscy są z tego zadowoleni) oraz ci, co kupią nowy komputer z UEFI i secure boot. Później przyjdzie kolej korporacji, biznesu i urzędów. Tu będą opóźnienia ze względu na specyfikę sieci firmowych, oprogramowania specjalistycznego i leasingu sprzętu. 10 lat temu urzędy Monachium migrowały na Linuksa a teraz… migrują na Windows 10 wraz z wymianą sprzętu. I czym to wszystko “pachnie”? Niech każdy to sobie sam dośpiewa. Marzenia o “długiej i powolnej śmierci” Microsoftu raczej się nie spełnią.
tylko ze jak potrafią szpiegować twoją zawartość dysku to tez mogą wgrać niechciane zeczy jak dzieięcą pornografię. i nawet niebędziesz wiedział.