Qt Design Studio 1.2 by wespół w zespół
Pomimo XXI wieku, programiści i projektanci wydają się być nadal uwięzieni na samym szczycie mitycznej wieży Babel. Jedni nie rozumieją drugich i na odwrót. Niezależnie, ile godzin poświęcą na dyskusje i spotkania, to zawsze wynikiem jest pewna skończona liczba niedomówień. A oczywistymi ofiarami tego są oczywiście zwykli użytkownicy, którzy muszą zmagać się z wydumaną koncepcją UI lub pracą w programie zaprzeczającym standardom wygody. Dlatego zespół stojący za Qt postanowił stworzyć kilka narzędzi. Jak np. takie Qt Design Studio 1.2.
Trudno dyskutować z popularnością bibliotek Qt. Niezależnie od tego jak bardzo uwielbiamy GTK, to rozwój Qt jest bardziej przewidywalny, planowy i zdroworozsądkowy. Jeżeli dołożymy do tego świetną wydajność, multiplatformowość i bogactwo wsparcia jakie otrzymujemy od zespołu stojącego za tym rozwiązaniem, to w wielu przypadkach wybór jest oczywisty. Wybór ten ułatwiają też stosowne narzędzia, jak choćby Qt Design Studio.
Ten program może być częścią większej całości zorganizowanej pod nazwą Qt Creator. Ale jest też samodzielnym rozwiązaniem, które z powodzeniem ułatwi pracę programistom i projektantom. Wygoda tego typu rozwiązań jest oczywista. Projektowanie programu może przebiegać dwutorowo z punktem wspólnym właśnie w Qt Design Studio. Edytor zadba o to, aby na ścieżce tego rozwoju nie było zbyt wiele nieoczywistych odnóg i niejasności. Każdy z twórców widzi i otrzymuje to, co jest dla niego podstawą pracy. Innymi słowy, projektant tworzy, planuje, importuje elementy stanowiące UI programu, programista widzi wynik w postaci QML. I obydwaj są zadowoleni.
Qt Design Studio 1.2 wprowadza dodatkowe narzędzia ułatwiające import prac z programów Sketch i Adobe. Ten element jest jednak zarezerwowany dla komercyjnych odbiorców. Tak, dokładnie – Qt Design Studio występuje w dwóch wersjach – płatnej i Community Edition – bezpłatnej. Z kolei efektowne i rozbudowane tworzenie gradientów w 1.2 możemy przetestować w obydwu wydaniach.
Aby zapoznać się z programem najlepiej sięgnąć po wersję Community spod tego adresu. Instalator .run pobieramy i uruchamiamy a następnie postępujemy według wskazówek i odpowiadamy na pytania.
wget https://download.qt.io/official_releases/qtdesignstudio/1.2.0/qt-designstudio-linux-x86_64-1.2.0-community.run -O qtdesignstudio12.run chmod +x qtdesignstudio12.run sudo ./qtdesignstudio12.run
Możemy też pobrać wersję demonstracyjną z pełną paletą funkcji. Wymaga to zarejestrowania i świadomości o czasowym charakterze tego sposobu.
Ja tam ekipę od Gnome szanuję. Nikt inny nie zdobył się na tak spektakularny krok walcząc ze społecznym kołtuństwem aby środowisko graficzne upodobnić do interfejsu graficznego oprogramowania automatu do prezerwatyw. 😉
Pracuję na GNOME od lutego. Początkowo podchodziłem do tego DE niechętnie, ale dałem mu szansę i poświęciłem czas, aby zrozumieć, co autor miał na myśli — w domyslnej formie tego desktopu. Obecnie nie zamieniłbym GNOME na cokolwiek innego. To bardzo ergonomiczne i wygodne środowisko. Po prostu nie jest zoptymalizowane pod bycie zrozumiałym dla ludzi wychowanych na Win98, niechcących poznać czegoś innego.
Mówię to jako wielki miłośnik interfejsu Win98. Na przestrzeni ostatnich ok. 13 lat pracy z komputerem zawsze konfigurowałem Windows XP, Windows 7, MATE, XFCE pod zachowanie Win98 i dopiero przy GNOME zrozumialem, że to głupota — po prostu trzeba dać szansę desktopowi, a nie porównywać go do prezerwatyw.
> Niezależnie od tego jak bardzo uwielbiamy, to rozwój Qt jest bardziej przewidywalny, planowy i zdroworozsądkowy
Konkrety?
Tak, przed 2016 rokiem można było powiedzieć, że w GTK dużo się działo: różne rozwiązania legacy takie jak silniki motywów wyleciały; zmieniono też syntax motywów, co było koniecznie, ale zabolało; dodano CSD i omylnie w jednym releasie wymuszono je we wbudowanych oknach dialogowych, co szybko poprawiono. Ale dzisiaj, co kogokolwiek może kłuć w stabilności rozwoju GTK 3? Dodanie wybierałki emoji do menu kontekstowego?
Przestańcie powtarzać nieaktualne opinie albo chociaż dawajcie konkrety. Oczywiste jest, że GTK nie jest w stanie utrzymywać kompatybilności wstecznej tak długo i na takim poziomie jak Qt, bo utrzymanie kompatybilności kosztuje czas i wysiłek, którego w małym kilkuosobowym zespole nie ma kto realizować w przeciwieństwie do Qt rozwijanego przez komercyjną firmę (co widać wyraźnie na filmie promocyjnym — na Maku i z integracją z Adobe Photoshop). Można nie lubić GTK i nie zgadzać się z decyzjami programistów GNOME, ale nie można nie docenić ich trudu i wysiłku — rozwoju przeogromnego projektu w kilka osób, w dodatku przy jednoczesnych próbach utrzymania kompatybilności w różnymi systemami, desktopami i kontekstami użycia.
Możesz dowolną ilość niedomyślnej dla mnie miodności Gnome przytaczać, ale z mojego punktu widzenia to środowisko:
– od strony interfejsu kuleje (ach ten minimalizm!… na przerośniętych belkach),
– jest zbyt wolne w operacjach graficznych i zasobożerne,
– pulpity wirtualne i praca z nimi to sen psychicznie chorego idioty
Można oczywiście w tym DE podłubać i jak z każdego gnomowatego wycisnąć to czego fabryka nie daje w standardzie, ale to są już niestandardowe działania użytkownika z ryzykiem po jego stronie. Co gorsza całkiem prozaiczne rzeczy są niestałe i jeśli deweloperzy coś wyrzucą z argumentem “bo tak!” to nie ma i już. Żeby nie było, walczyłem na tym sporo i jedyne pozytywy widzę w tym co jest pod spodem np. takiego GVfsa to z punktu użytkownika Plazmy tylko pozazdrościć.
Może kogoś kto nie wiem, np. programuje to środowisko zachwyca. Mnie interakcja z nim załamuje, bo do żonglerki oknami z rysunkami technicznymi, mapami, dokumentami i obliczeniami kiepsko się to nadaje.
Polecam GNOME Classic — oficjalną alternatywną sesję GNOME 3 z oficjalnymi wtyczkami GNOME Shell zmieniającymi zachowanie powłoki na bardziej klasyczne. Tryb ten jest domyślny w RHEL-u.
Co do argumentu „bo tak”, to zanim przeszedłem na GNOME, chwaliłem desktopy takie jak XFCE czy KDE za „freedom”, za dawanie userowi wolności. Nie tędy droga — desktop *powinien* mieć jakąś swoją konkretną, z góry określoną wizję, do której dążą i z którą są zgodne wszystkie jego składniki. GNOME ma taką wizję — i albo ją kupujesz, albo nie. Ja osobiście bardzo lubię to podejście: GNOME nie stawia na wolność, lecz na przewidywalność i stabilność.
Badałem Gnome Classic, ale to też nie to. Interakcja klasyczna, ale ułomny wygląd jaki był, taki pozostał. Szybkie i sprawne też nie jest, plusy są oczywiście pod spodem, ale mnie mocno interesuje “wierzch”. Najbliżej tego co mi wizualnie pasuje jest Cinnamon, ale ten cierpi na pewne swoje problemy i odziedziczoną gnomowatą smołę, więc ostatecznie wylądowałem na KDE Plasma, które też ma swoje wady, ale za to zasuwa jak szatan na koksie.
I tak z uwagi na bezpieczeństwo pracy mam dwa distra na różnych dyskach (stacjonarka i laptop):
– KDE Neon na co dzień ze świeższym softem,
– cynamonowy Mint z konserwatywną bazą softu w zapasie
> Opisujesz swoje doświadczenia po 4 miesiącach używania, może pogadajmy za 4 albo 10 lat?
Co to za różnica? Zanim przeszedłem na GNOME, testowałem różne środowiska graficzne, przeglądałem ich kod źródłowy, wysyłałem drobne pull requesty, zadawałem pytania o różne cele strategiczne rozwoju, rozkminiałem zależności pomiędzy środowiskami i ich technologiami.
Z moich obserwacji wynika jedno: jedynie GNOME i KDE ma sens, reszta to gówno zlepione z bezsensownych kawałków bez ładu i składu. A z tych dwóch, GNOME jest lepsze — bo skupia się na stabilności, przewidywalności kosztem wolności użytkownika, a nie milionie bezsensownych opcji konfiguracyjnych, a poza tym jest mocniej wspierane przez korporacje.
Moim zdaniem praca w przestrzeniach roboczych (pulpitach wirtualnych) jest wygodniejsza w GNOME niż w innych desktopach. GNOME Shell jest tak właściwie skupione wokół workspace’ów, po prostu trzeba tego dobrze używać, trzeba zrozumieć i nauczyć się. Twórcy GNOME powinni popracować trochę nad czytelnością shella (choć nie mam pomysłu, jak), bo trzeba najpierw od kogoś nauczyć się, jak poprawnie używać GNOME Shell, aby wykorzystywać je efektywnie.
Pełnoekranowy podgląd okien w połączeniu z gestem „hot corner” i kółkiem myszy to świetny sposób na przełączanie między workspace’ami. Po prostu trzeba do tego przywyknąć. Jedno trzeba przyznać — GNOME jest kurewsko dziwne, niepodobne do niczego innego. Ani to Mac OS, ani Windows 98-like, ani klasydła typu CDE. Po prostu takie inne, być może to ludzi zniechęca.
W każdym razie — ja polecam!
Opisujesz swoje doświadczenia po 4 miesiącach używania, może pogadajmy za 4 albo 10 lat?
Gnome przy przejściu z 2.x na 3.x popisało się potężną arogancją albo głupotą, olewając zdanie użytkowników. Wychodzi na jedno, są nieprzewidywalni a przez to niewiarygodni.
Microsoftowi taki numer z Metro mógł ujść w miarę bezkarnie, ale za zespołem programistów Gnome nie stoją widać tak wielkie środki na lobbing i tak potęzny dział marketingu, co odbija się im czkawką po dziś dzień. Zaryzykowali i przegrali tę rundę, zdarza się.
Czytam cię powyżej jakbym czytał użytkownika Masakra na blogu Dobrego Pudelka. Gościu nie potrafi się zdecydować, czy przyszedł tam gromić niedorozwiniętych pingwiniarzy, czy jest molestowany i prześladowany po całym internecie przez bardzo agresywnych czytelników.
– i już wiesz co zdecydowała większość użytkowników. 😉
Z drugiej strony, pomyśl sobie jakbyśmy głupio teraz wyglądali na Windowsach, zero wyboru, zero wpływu, uszka po sobie i ciesz się z tego co ci wrzucą do michy.
A u nas? Każdy może w ciągu kilku minut uruchomić na swoim systemie Gnome, Plasmę, XFCE i cieszyć się nadal stabilnym Pulpitem i systemem. 😉
-zacytowałem bo sam lepiej tego nie ujmę. I też odniosłem wrażenie że dobrze by się to całe Gnome sprawdzało przy sprzedaży czegoś w ulicznych automatach. 😉
A zwykle pracuję na 3 – 4 Pulpitach wirtualnych jednocześnie.
Z tym że ja akurat przesiadłem się z Minta KDE na Neona a potem na OpenSuse, gdzie Plazma jest ciut wolniejsza i starsza, ale za to stabilna jak skała.
Niech mi ktoś wytłumaczy do czego służy “panel” w GNOME 3
Zabrzmiało to tak poważnie jakby zarówno Plazma jak i Cinnamon tego nie oferowały, a oferują i to jak najbardziej. I nawet mają to lepiej rozwiązane, bo na cholerę pełnoekranowy podgląd jednego wirtualnego pulpitu skoro na pełnoekranowym podglądzie można zmieścić ich więcej? Samo przełączanie szybciej machnąć z klawiatury, podgląd jest po to żeby sobie np. przenosić konkretne okna na konkretny wirtualny pulpit i tu lepszy jest pełnoekranowy zbiorczy podgląd.
Niestety Cinnamon dziedziczy w tych operacjach gnomowate spowolnienie, ale już Plazma śmiga jak trzeba. No i na plus Plazmy idą nie tylko definiowalne narożniki ekranu, ale również krawędzie.
Nie ma czegoś takiego jak lepsze DE, jednemu pasuje to, a drugiemu tamto. Zależy to od preferencji własnych i konkretnej pracy jaką się wykonuje. Daleki byłbym od obrzucania łajnem środowisk wiszących u rękawa Gnome, bo skoro istnieją, to znaczy, że z tym pierwszym jest coś nie tak.
Panel w GNOME pokazuje:
* datę i godzinę,
* informację o nieodczytanych powiadomieniach,
* przycisk statusu systemu rozwijający popover z opcjami wifi, zasilania, wyłączania komputera,
* w GNOME 3.30 i wcześniej: przycisk z nazwą zogniskowanego programu rozwijający application menu tej aplikacji,
* w GNOME 3.32 i później: przycisk z nazwą zogniskowanego programu rozwijający menu z opcjami aktywatora (*.desktop), listą wszystkich okien danej aplikacji i opcją „zakończ” zamykającą wszystkie instancje tej aplikacji,
* przycisk “Podgląd” ukazujący ekran podglądu wraz z aktywnym narożnikiem „hot corner”,
* w sesji GNOME Classic — przycisk „Programy” rozwijający menu zainstalowanych aplikacji,
* w sesji GNOME Classic — przycisk „Miejsca” z menu folderów XDG i zakładek GTK,
* poza tym: co tylko zechcesz, poprzez instalację rozszerzeń, np. ja mam system monitor: https://imgur.com/a/tCQQV2G
> Nie ma czegoś takiego jak lepsze DE, jednemu pasuje to, a drugiemu
tamto. Zależy to od preferencji własnych i konkretnej pracy jaką się
wykonuje. Daleki byłbym od obrzucania łajnem środowisk wiszących u
rękawa Gnome, bo skoro istnieją, to znaczy, że z tym pierwszym jest coś
nie tak.
Jest coś takiego jak lepsze DE. Kompletnie nie istotne jest, w tym co mam w tej chwili na myśli, co komu pasuje. Zacząłem używać GNOME nie dlatego, że mi pasowało, bo mnie wkurwiało i dopiero jak poświęciłem trochę czasu ażeby a) dopasować się do GNOME, b) zrozumieć, o co w nim chodzi — zacząłem je lubić.
GNOME i KDE są najlepsze i jedyne sensowne, bo mają solidne zaplecze technologiczne, społecznośc i perspektywę rozwoju. Reszta desktopów to gówno właśnie dlatego, że jest zlepkiem wszystkiego i niczego — forki forków albo odnajdywanie designu Win95 na nowo.
Co pokazuje, to ja wiem. Pytanie jest inne – czego nie pokazuje i dlaczego?
Nie pokazuje listy okien. Zacytuję tu fragment pomocy GNOME.
Nie pokazuje listy okien. Zacytuję tu fragment pomocy GNOME.
– iii tam, dla mnie jest zwyczajnie dziwne. Nie do końca wiem po co?
Co za różnica czy używa się czegoś 4 miesiące czy 10 lat? Zasadnicza, to kwestia nawyków a wręcz sposobu myślenia. Ma to bardzo poważny wpływ na efektywność używania narzędzia.
A ja wiem czy ekipa od Gnome znów jutro nie odpierniczy mi rewolucji, w trosce o moje bezpieczeństwo i wydajność pracy? I znów mam fundować sobie stres wbijania w podświadomość nowego systemu obsługi?
Pytanie – po co? Skoro na przykład KDE + powiedzmy Easytroke (gesty myszy) albo XFCE + to samo Easytroke, zapewniają mi wszytko czego mogę chcieć od funkcjonalnego Pulpitu roboczego? I to bez stresującego wywracania nawyków do góry nogami.
Jestem ci natomiast wdzięczny za informacje i zgłębianie tematu Gnome 3.x. Bo sam mu poświęciłem może z jeden dzień? Zniechęciło mnie tymi udziwnieniami.
Ale nie zapominam jednak, że kiedy siedziałem na Gnome 2.x, bodajże na Debianie 7, to krzywo patrzyłem na KDE. Uważałem ja za przyciężkie i niedorobione jakieś.
Tak więc testuj, testuj! Tylko nie wciskaj ludziom na siłę, bo ci potem życie zatrują głupimi pretensjami. 😉
Górny pulpit nie daje dostępu do okien i programów, albowiem one się na nim nie pojawiają. Na pewno GNOME “zawiera inne podejście do przełączania okien”, ale twierdzenie, że “umożliwia to skupeinie się na wykonywanym zadaniu bez rozpraszania się”, to zwykły PR, którego nienawidzę.
W dalszym ciagu powiem: o ile tego typu panel – być może – sprawdza się w Androidzie itp., to nie tego oczekuję od panelu w desktopie. W GNOME – przy takich ograniczeniach – on po prostu do niczego nie jest i nie zaklnie tego żaden fragment pomocy GNOME.
Ale to mój punkt widzenia.
GNOME może, ale nie musi się podobać. Podobnie jak każdy inny DE dla linuksa. Całe szczęście, że mamy wybór. Fakt, że tak w zasadzie, to co najmniej kilka spośród tych DE jest kompletnie zbytecznych. Skoro jednak znajdują swoich zwolenników, to dlaczego nie? W GNOME nie podoba mi się natomiast pewne podejście ich deweloperów do całej reszty świata FOSS. To jednak temat na kompletnie inną dyskusję.
Na tym polega specyfika wolności systemów linuksowych, że poszczególne skladniki OS-a — na przyklad środowisko — można dobrać samodzielnie. Jest wiele desktopów, bo jest wolność. Ale tylko z te liczące się w community warto znać. W słowie „liczące się” nie chodzi mi o ilość userów samych w sobie, lecz o ilośc istotnych userów, którzy dają coś z powrotem do tego community oraz ilość deweloperów ekosystemu Linuksa na desktopie. Tutaj jedynie GNOME i KDE się liczą. Ja nie wciskam nikomu na sile kompletnie nic. Chcesz używać XFCE, MATE, Cinnamon, Budgie — tj. gówna, proszę bardzo — to jest wolność systemów linuksowych. Ale fakt jest taki: jedynie GNOME i KDE popychają desktop Linuksa do przodu, jedynie one liczą się w rozgrywce. To są fakty, nie moje wciskanie.
Podstawą moje stwierdzenia, że to GNOME jest najlepszym (może inaczej: najmniej złym) desktopem, a w drugim rzędzie po nim — KDE — jest community, rozwój i technologia. Inne desktopy tego nie mają i są skazane na wymarcie i/lub zależność od GNOME lub KDE.
Wiesz, oprócz tego, że za fakty podajesz swoje własne zdanie, to… zgadzam się z Tobą.
Czy inne są zdane na wymarcie, to już kompletnie inna sprawa. Kompletną alternatywą dla wszelkich DE opartych o Gtk, czy o Qt (obojętnie jakich) jest np. Enlightenment. I tu kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć małej popularności tego DE. Być może dlatego, że nie trafił do żadnego spośród mainstreamowych dystrybucji, jako podstawowe środowisko…
Zresztą – pożyjemy – zobaczymy. Fakt, że np. kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć po co powstało Draco w stosunku do Luminy, skoro – w zasadzie – wystarczyło do Lumina dodać możliwość skorzystania z innego niż domyślne tu WM. No i na pewno kompletnie nie wiem po jakiego grzyba jest i XFCE i MATE oraz na dokładkę (obecnie) GNOME Classic. Toż to mogłoby być pewnie jedno DE. No, ale tu mamy wolność i nikt – na całe szczęście – nikomu nie zabroni rozwijać i robić dokładnie to co chce, a nie co mu kazali. I na pewno postulat niektórych osób, by “niech oni wszyscy zaczną rozwijać jedno DE, ale dobrze” nie sprawdza się. Oni wszyscy nic kompletnie nie muszą. Z faktu, że przyjmiemy sobie np. GNOME (to jest wyłącznie przykład, pod GNOME podstawić można cokolwiek) za jedynie właściwe środowisko nie wynika, że od razu do tego projektu dołączą wszyscy rozwijający Cinnamon, XFCE, KDE, czy COKOLWIEKDE.
Fakt, że startowały w innym czasie i z innymi ekipami nie przeszkadza – czy też nie powinien – połączeniu obecnie sił zespołów MATE i XFCE, bowiem z punktu widzenia użytkownika, oferowany przez nie interfejs (zwłaszcza z Whisker Menu w obu przypadkach) jest bardzo zbliżony, a połączenie sił pewnie wyszłoby na dobre. Rozumiem jednak, że to nie korporacja i nikomu niczego nie można nakazać. Mi akurat kompletnie nie przeszkadza istnienie i XFCE i MATE, ale akurat w tym przypadku po prostu trudno mi zrozumieć co może – oprócz wewnętrznych ambicji – kierować obu zespołami, by swych sił nie połączyć.
Nie mogłoby być z tego jednego DE. Startowały w różnym czasie, z innymi ekipami i przy odmiennych założeniach. Gnome Classic to wewnętrzny hamulec bezpieczeństwa powstrzymujący użytkowników przed ucieczką, więc niczego nie wchłonie i też do niczego nie dołączy.
Co do stabilności i wsparcia bibliotek, to sporo zależy jeszcze od dystrybucji i aplikacji. Dopiero w ostatnim czasie ruszyło się coś w temacie okien dialogowych dla Qt w LibreOffice i Firefoksie, GTK wciąż pozostaje domyślną biblioteką systemową. Ostatnio główne dystrybucje zapowiedziały (lub wykonały) pozbycie się Qt4 z repo, a nie przeszkadza im Gtk2 z czasów Qt3. Tymczasowy regres zalicza wszystko na linuksie bez względu na wielkość i pochodzenie projektu, to chyba taka nowa przypadłość programistyczna 😉
Gtk2 jeszcze w jakimś stopniu (nie wiem, czy całość) ma w dalszym ciągu wsparcie upstreamu bądź RH (co w sumie lekko na jedno wychodzi). Qt4 wsparcia już nie miał lata, a znakomita większość współczesnych aplikacji opartych o Qt została przepisana na Qt5 (w zasadzie, to spośród tych najbardziej znanych pozostały jeszcze bodaj Amarok i Clementine, ale to ostatnie ma już swojego forka opartego w całości na Qt5 – Strawberry). W przypadku Gtk2 trzeba byłoby się w ślad za pozbyciem się tych bibliotek pozbyć dla przykładu Xfce4, czy – przede wszystkim – GIMPa. Bez Gtk2 nie zadziała też i flash. W sumie wykopanie Gtk2 spowodowałoby obecnie larum wielu użytkowników, że nie mogą korzstać z czegoś, do czego zostali przyzwyczajeni, albo z czegoś, co nie bardzo ma w linuksie alternatywę.
I pewnie stan z Gtk2 w repozytoriach potrwa jeszcze nie rok i pewnie nie dwa… 🙂
XFCE i MATE nie mogą się połączyć. Są technicznie inaczej wykonane. XFCE jest środowiskiem historycznie niezależnym, które dopiero w pewnym momencie przytuliło się mocno do platformy technologicznej GNOME, MATE natomiast od zarania swego istnienia jest zależny od GNOME. Z tej kwestii wynikają różnice techniczne między tymi desktopami.
XFCE ma parę swoich własnych technologii/bibliotek niezależnych lub mało zależnych od GNOME. W MATE wszystkie jest forkiem czegoś z GNOME. XFCE jest wykonane bardzo w zgodzie z ideą Uniksa. MATE natomiast dziedziczy po GNOME 2 pomieszanie z poplątaniem między komponentami.
Żeby te desktopy można było połączyć, ekipa jednego z nich musiałaby stwierdzić „pier***e, nie robie”, porzucić swój desktop i dołączyć do drugiej ekipy. Raczej mało prawdopodobne.
Nie wiedziałem o wsparciu GTK2, w takim razie plus dla nich. Qt4 to dla mnie m.in. Qucs i Scidavis, na szczęście kompilacja zajmuje mniej czasu niż myślałem. Sporo jest aplikacji, które mają wiele lat na karku ale po prostu działają, nawet jeśli twórcy nie poświęcają im tyle czasu, żeby przepisywać je ciągle na nowo.
Cóż, w przypadku Qucs możesz mieć pretensje wyłącznie do twórców, którzy przy wersji 0.19 (z 2017!) przeportowali to do Qt4 (po cholerę – nie wiem – trzeba było od razu do Qt5). Podobne pretensje można mieć do Scidavis, skoro nadal w 2019 r. wydają wersje oprogramowania oparte o porzucone rozwiązania. Gorzej będzie, jeśli samo Qt4 będziesz musiał również kompilować.
Tak – to jedno zdanie zawiera dwie ciekawe wskazówki:
1. Inne podejście, niż w ‘INNYCH (liczba mnoga) środowiskach. Windowsowate, większość DE Linuksa, a nawet MacOS – oferują listę aktywnych okien, dostępną do szybkiego wyboru/przełączenia. Rozwiązanie bywa zaimplementowane różnie, ale testowały je na przestrzeni dekad MILIONY użytkowników i – najwyraźniej – uznały, że jest to optymalne podejście, o czym świadczy jego powszechność. Owszem, na urządzeniach dotykowych sprawdza się średnio i z tego powodu urządzenia dotykowe doczekały się rozwiązań innych, ale tez i styl pracy z tabletem czy telefonem jest inny.
2. Skupienie się na wykonywanym zadaniu bez rozpraszania… Cóż, problem tkwi w tym, że niektórzy – na przykład ja, ale nie tylko ja – wykonując jedno zadanie muszą pracować na kilku programach jednocześnie. Dla takich użytkowników rozpraszające będzie wykonywanie jakichkolwiek zbędnych czynności, by przywołać na ekran to, co jest w danym momencie potrzebne, być może tylko na kilka chwil, po których wraca się do poprzednio używanego programu lub przechodzi do kolejnego…
Żeby nie było zarzutów – próbowałem Gnome, gdy oswajałem się z Linuksem. Niestety, dla mnie jest to zwyczajnie ergonomicznie nieefektywne rozwiązanie, Plasma sprawdza się o wiele lepiej. Nie zgodzę się też z opinią, że brak elastyczności czy łatwej konfigurowalności środowiska jest jego zaletą, zaś idea twórców winna być obowiązująca: nie po to wybierałem WOLNE oprogramowanie, by być skazanym na jedynosłuszność czyichś przekonań. I tak, jak rezerwuję sobie prawo do urządzania mojej pracowni w domu czy biura w pracy pod MOJE potrzeby, tak samo oczekuję, że twórcy DE dadzą mi od siebie optymalną ich zdaniem propozycję, zostawiając jednak swobodę prostych do przeprowadzenia zmian, jeśli ich wizja mnie nie przekona.
Problemem nie tyle jest to, że w GNOME panel nie wiadomo po co jest (zegarek? sorry, mam na ręce :). a ustawienia dźwięku mogę sobie wywoływać skrótem klawiszowym). W tej formie, w jakiej jest zabiera część ekranu, nie daje w zasadzie nic w zamian i – co najważniejsze – zasadniczo nie mogę sobie tego zmienić, bo zespół GNOME wie lepiej. I w tym miejscu ja też wiem lepiej. Podobnie jak @Aspa – wiem, że GNOME nie jest dla mnie, albowiem dla mnie jest skrajnie nieergonomiczne, a ów panel, to jedynie początek braku ergonomiczności tego środowiska. Dla mnie oczywiście.
Z punktem pierwszym zgadzam się bezapelacyjnie. Sam lubię podejście GNOME, ale rozumiem ludzi, którym widoczna stale na ekranie lista okien jest potrzebna. Uważam, że twórcy GNOME powinni przemyśleć swoją decyzję i dać odpowiednią opcję w powłoce.
> Dla takich użytkowników rozpraszające będzie wykonywanie jakichkolwiek zbędnych czynności, by przywołać na ekran to, co jest w danym momencie potrzebne
Nie wiem, w jaki sposób zarządzasz ułożeniem okien na ekranie, ale bardzo przykro robi mi się, gdy widzę (a często widzę, bo większość tak robi) ludzi, którzy wszystkie okna maksymalizują na 100% powierzchni ekranu. Ja, korzystając z komputera, aktywnie myślę o ułożeniu okien na ekranie — dbam o to, aby wszystkie było widoczne we fragmentach jednocześnie. Gdy np. pracuję nad stroną WWW, na jednym worskpace mam dwa okna Firefoksa Dev Edition, jedno w lewym górnym rogu, prawe w dolnym prawym rogu, obydwa niezmaksymalizowane, aby widzieć ich fragmenty i łatwo się między nimi przełączać. Podobnie robię z edytorem kodu i terminalem na drugim workspace. Robiłem tak już w czasach używania Windows, a także na XFCE, robię tak na GNOME i uważam to za bardziej efektywne niż maksymalizowanie okien. Gdy potrzebuję pełnej przestrzeni, maksymalizuję dane okno na chwilę skrótem, by po wykonanej pracy je odmaksymalizować.
Istnieje możliwość dodania/przywrócenia „paska zadań” podobnego do Windows/KDE w GNOME. Jest na to kilka rozwiązań.
* Dash to dock — wtyczka do powłoki która dodaje pasek ikon wyciągnięty z widoku podglądu/aktywności jako dock. Dosyć konfigurowalna. Niestety wadą tej wtyczki jest to, że jest wtyczką, wiec może przestać działać po updacie GNOME Shell. Ze względu na potrzebę rozwoju powłoki, jej technologii i API, twórcy z wersji na wersje muszą trochę złamac kompatybilność.
* Windows List — inna wtyczka do GNOME Shell, która dodaje na dole ekranu pasek podobny do paska zadań WIndows/KDE. Nie ma ona wady innych wtyczek GS — nie przestanie działać po updacie powłoki — ponieważ jest rozwijana przez Floriana Mullera, autora powloki GNOME na równi z samą powłoką.
* GNOME Classic — alternatywna sesja graficzna GNOME, używana domyślnie w RHEL-u i CentOS-ie. Opiera się na GNOME Shell ze zmienioną konfiguracją przypominającą GNOME 2. Tak naprawdę używa ona oficjalnych wtyczek rozwijanych razem z GNOME Shell, wtym wynienionej wyżej wtyczki Windows List. Jest aktywnie rozwijana. Są plany rozwoju sesji Classic na GNOME 3.34, nie pamiętam teraz dokładnie jakie.
* GNOME Flashback — inna alternatywna sesja GNOME oparta na window managerze i panelu z GNOME 2 (metacity i gnome-panel). W tej sesji nie ma GNOME Shell, więc nie jest wymagana akceleracja graficzna, a panel jest w pełni konfigurowalny jak w GNOME 2. Teoretycznie jest oficjalnie wspierana, w praktyce jest jedynie utrzymywana przy życiu, ale działa i sprawuje się dobrze, w szczególności na słabych komputerach.
—–
> . Nie zgodzę się też z opinią, że brak elastyczności czy łatwej konfigurowalności środowiska jest jego zaletą, zaś idea twórców winna być obowiązująca: nie po to wybierałem WOLNE oprogramowanie, by być skazanym na jedynosłuszność czyichś przekonań.
Należysz widocznie do grupy ludzi nierozumiejących, co oznacza „wolne oprogramowanie”. Wolność, pomijając cytowanie GNU GPL i innych prawideł, polega tu na tym, że masz prawo do redystrybucji i modyfikacji tego oprogramowania. To autorzy software’u decydują, jakie dadzą ci opcje konfiguracyjne i które możliwości personalizacji będą wspierać, nie ty. Ty możesz jedynie korzystać z tego, co twórcy software’u ci dadzą. Wolność w „wolnym oprogramowaniu” polega na tym, że masz prawo otrzymać kod źrodłowy software’u, edytować go pod swoje potrzeby i ew. redystrybuować swoją modyfikację jako pacz lub fork. Nie zaś na tym, że twórcy danego software’u mają dawać ci dużo opcji konfiguracyjnych.
Tak na przyklad stworzyłem gtk3-mushrooms, gdy jeszcze używałem XFCE. Nie wymagałem od ludzi z GNOME, by testowali gtk3 pod XFCE. Po prostu zacząłem sam modyfikować kod i udostępniałem jako swoją alternatywę.
Osobiście wolę podejście GNOME, gdzie opcji konfiguracyjnych jest mało, ale za to każda z nich jest bardziej dopracowana, niż podejście KDE, gdzie opcji jest pierdylion — nie dość, że domyślnie ustawienia są często nieefektywne, to na pewno każda z opcji wspieranych przez KDE nie jest tak dobrze przetestownana jak być powinna. Szanuję jednakże KDE za to, że jest solidną alternatywą dla GNOME, jedyną senswoną. GNOME i KDE stanowią razem trzon linuksowego desktopu, reszta to gówno (choć wiem, że niektórych to stwierdzenie boli).
Polecam ten artykuł: https://ometer.com/preferences.html Napisał go programista niegdyś pracujący nad GNOME 2.
“Osobiście wolę podejście GNOME, gdzie opcji konfiguracyjnych jest mało, ale za to każda z nich jest bardziej dopracowana, niż podejście KDE, gdzie opcji jest pierdylion — nie dość, że domyślnie ustawienia są często nieefektywne, to na pewno każda z opcji wspieranych przez KDE nie jest tak dobrze przetestownana jak być powinna” (podkreślenie moje)
Aby na pewno właśnie, czy tak piszesz, by pisać?
Rozumiem, że prawie 1000 osób pracujących nad GNOME nie może zaprezentować nam DE, które możemy sobie dostosować do własnych potrzeb. Rozumiem jednak wyłącznie dlatego, że dla nich jest to zwyczajnie mniej roboty. Tłumaczenie jednak, że tak ma być, bo tak dla nas lepiej, bo efektywniejsze, bo umożliwia skupienie się itd. itp., nie jest dla mnie wiarygodne.
Jeśli chodzi natomiast o owe możliwości “przywrócenia” normalnie działającego panelu, to – oczywiście – istnieją, jednakże przynajmniej jeśli chodzi o dash-to-dock (a chyba i windows-list) jest to projekt niezależny od GNOME. To tak, jakby twierdzić, że OpenBox ma panel, bo można tam Tint2 zainstalować. Mówmy o tym, co oferuje domyślne środowisko, bezpośrednio po instalacji i to najlepiej w takiej dystrybucji, która nie dokonuje własnego narzucania (skel) swoich rozwiązań. W tej formie GNOME może trafić do kogoś (jak każde inne DE, by nie było niedopowiedzeń), ale można się od niej odbić jak od muru właśnie dlatego, że wszystko to jest odmienne od desktopu, do którego większość osób jest przyzwyczajonych i jednocześnie w żaden sposób, domyślnymi narzędziami, nie można zmienić jego konfiguracji. Piszesz też o własnych preferencjach (przykro Ci się robi, gdy widzisz okna maksymalizowane na 100%, bowiem masz odmienną koncepcję pracy), ale – no właśnie – trzeba się liczyć z tym (i przede wszystkim deweloperzy dowolnego DE winni to robić), że każdy użytkownik może mieć inny sposób pracy. Co innego dla niego będzie wygodne. Jeśli miałbym duży monitor, to w typowej mojej pracy mogę sobie pozwolić na luksus niemaksymalizowania okien. Mam jednakże mały i tutaj praca na pomniejszonym jeszcze oknie jest po prostu męcząca. GNOME zaś (domyślne GNOME), informuje mnie na niepotrzebnym swoim panelu, że mam wyłącznie jedno okno otwarte. To ja mam pytanie: w takim razie w ogóle po cholerę? Ślepy jestem? Idiota ze mnie? Nie widzę, bądź nie zdaję sobie sprawy w czym pracuję?
Tak jak Ty wolisz podejście GNOME, tak ja mówię mu: pas. Przedobrzyliście narzucając jedynie słuszny sposób postępowania z Waszym DE (pomijam wymuszone na nich przywrócenie pulpitu udającego dawne GNOME 2). Dla mnie jest to zaprzeczenie energomicznego pulpitu, z którym kompletnie nic nie można zrobić (mając narzędzia oferowane wraz z tym DE). Innymi słowy w istocie pomysł podobny do tego, o którym wspomniał @aspa – możecie kupić samochód w dowolnym kolorze, ale musi to być kolor czarny. Takie zaś podejście jest nam znane głównie właśnie z korporacyjnego softu (mówię o DE).
Większość z tego, co piszesz, jest prawdą. Z ciekawosci — jaką rozdziałkę masz? Ja mam 1300×700. I realizuję swoją metodologię układania okien skutecznie — nie jest ona spowodowana samym gnomem. 🙂
Obecnie, na tym komputerze: 1366×768 i 15,6″. Wszystko zależy do tego co się robi, jak wykorzystuje komputer i do czego. U mnie to jest zależne od danego zadania. Jeśli np. coś piszę, ale jednocześnie rozmawiam na IRCu – okno do pisania (bądź czytania) – otwarte na 100%, a inne kontroluję właśnie na… panelu, czy w trayu. Jeśli pracuję np. z programami graficznymi, to różnie już to może wyglądać. Cały czas jednak – dzięki normalnemu panelowi i jego funkcjonalności (którą mogę ustawić i dostosować pod siebie) – mam oczekiwane przeze mnie zachowanie komputera.
Mnie się robi przykro, gdy ktoś zaśmieca sobie ekran masą częściowo otwartych okien… A na poważnie – wszystko zależy od tego, jak i nad czym pracujesz. Spróbuj edytować video 4K w programie, którego okno jest zminimalizowane do części ekranu. U mnie NLE zajmuje całą dostępną powierzchnię ekranu, albo nawet dwóch ekranów, a jeśli muszę podczas pracy sięgnąć do edytora dźwięku czy programu do grafiki rastrowej lub animacji, przeczytać maila od producenta czy sprawdzić coś w pliku PDF z briefem – zwyczajnie wywołuję zmaksymalizowane okno odpowiedniego programu z ‘paska zadań’, robię co mam robić a potem jednym kliknięciem wracam do edytora na pełnym ekranie. Każdy inny sposób pracy jest zwyczajnie męczący – dla mnie, anyway.
Och, to bardzo śmiała teza odnośnie stanu mojego rozumienia rzeczywistości, oparta zapewne na niezbitych dowodach wynikających z koniunkcji Marsa z Wenus! 😀
Wydaje mi się, że zdołałem w życiu zrozumieć kilka kwestii w tym to, że nazwy miewają wiele desygnatów… Znaczenie słowa ‘wolność’ jest szerokie i odnosi się do wielu aspektów naszej egzystencji. W przypadku ‘wolnego oprogramowania’ aspekt PRAWNY (czyli co ci wolno na mocy licencji) jest niewątpliwie ważny, ale nie jedyny: pozostają jeszcze kwestie filozoficzne, zwyczajowe i – chyba najważniejsze – etyczne. Po angielsku o tym, o czym dyskutujemy mówi się jednym tchem ‘free and open source software’ (FOSS). Prawo do dystrybucji i modyfikowania jest prawnym zapisem w licencji, zaś z fragmentu o modyfikowaniu wynika, że możesz – jeśli masz OCHOTĘ – wziąć dowolne składniki i zbudować sobie (i innym) najbardziej bezsensowny DE świata, ze wsparciem w postaci ciebie, sąsiada i kanarka twojej przyjaciółki – nic nikomu do tego i takie DE (dystrybucja, program) jest tak samo uprawnione i koszerne, jak Gnome czy Plasma; o tym mówi nam nieco bardziej człon ‘open source’. Człon ‘free’, wywodzący się od ‘freedom’, nie zaś od ‘free beer for everyone’ informuje natomiast, że wprawdzie twórcy Gnome NIE MUSZĄ umożliwiać łatwej konfiguracji swego DE, ale też – że nikomu nie wolno tego zabronić, a decyzja, czy dane DE będzie konfigurowalne jak poglądy kilku polskich polityków, czy konserwatywne jak paprykarz szczeciński, należy jedynie do twórców i nie może być oceniana inaczej, jak JEDYNIE poprzez wygodę i zadowolenie (bądź nie) użytkowników… Ergo, Twoje twierdzenie, że brak możliwości (łatwej i wszechstronnej) konfiguracji środowiska jest obiektywnie dobry bo tak zadecydowali jego twórcy jest tak samo uprawniony, jak moje twierdzenie, iż należy zakazać produkcji i sprzedaży piw jasnych, gdyż ja ich nie lubię 🙂 Lub inaczej – moje przekonanie, że Plasma jest lepsza od Gnome, bo konfigurowalna, ma dokładnie taką samą moc ‘obiektywnej prawdy’, jak twoje twierdzenie, iż jest odwrotnie…
Z całym szacunkiem, ale ów wpis w licencji nt. możliwości m.in. modyfikowania dotyczy kodu, a nie widocznego na ekranie efektu. I GNOME to akurat spełnia. Natomiast ogranicza w możliwości konfiguracji gotowego oprogramowania – obecnie w poluźniony lekko, niemniej jednak nadal istniejące i narzucające pewien sposób postępowania z nim przez użytkownika.
I o kod mi właśnie chodziło, przepraszam, jeśli się wyraziłem nieprecyzyjnie. Zresztą dla mnie oczywistym jest, że to co widać na ekranie w wyniku działania jakiegokolwiek programu (biblioteki etc), jest efektem wykonania kodu, więc mając prawo do modyfikowania kodu, mamy prawo do modyfikowania wyglądu efektów jego działania. Czyż właśnie do tego (w pewnym uproszczeniu) nie sprowadzają się wszelkie forki? Przecież taki Mint (znowu – upraszczając nieco) jest zmodyfikowanym (w szerokim pojęciu) kodem Gnome w taki sposób, by zmienić to, co twórcy Gnome uznali za jedynie słuszne, zaś twórcy Minta – niekoniecznie. Całość jest właśnie taką operacją, o jakiej wspominałem, zaś podstawą do jej wykonania był odpowiedni zapis licencji…
Cóż.. jakieś qui-pro-quo. Licencja GNOME jest na GPL/LGPL stąd też możliwym jest m.in. modyfikowanie jego kodu. Tak zmodyfikowany, być może dałby to, co lubię w DE, czyli możliwość dostosowania działającego do moich potrzeb. Mi natomiast chodzi o to, że domyślnie (tj. bez żadnych łatek) skompilowanego GNOME praktycznie nie można modyfikować (bez mniej lub bardziej niezależnie rozwijanych wtyczek, rozszerzeń itp.).
Zgadza się, dokładnie to samo napisałem: wspomniałem, że mimo prób z Gnome, wybrałem dla siebie Plasmę i GŁÓWNYM powodem tego wyboru była właśnie zdolność tego DE do bycia konfigurowanym w niemal dowolny sposób, choć do plusów zaliczam też rozsądną stabilność nawet najświeższych wydań, sensowną szybkość pracy i zasobożerność, jak i wsłuchiwanie się twórców w opinie użytkowników. Osobiście wolę mieć bardzo dużo opcji konfigurowania i nie korzystać z większości z nich – wszak przymusu nie ma – niż mieć ich zbyt mało do moich potrzeb…
Ale wiesz, ze narzędzie, do którego to jego operator musi się dostosować jest w większości wypadków GORSZE od tego, które można dostosować do operatora? Vide miejsce pracy kierowcy w aucie osobowym czy (zwłaszcza!) ciężarowce, interface i guzikologia profesjonalnej kamery czy aparatu, konfigurowalne skróty klawiaturowe systemów operacyjnych, zmienne układy klawiatur, rozstaw okularów w lornetkach, rączki dziecięcego wózka, siodełko i kierownica w rowerze czy szelki plecaka etc, etc… To się nazywa ergonomia chyba…
Wiesz też, mam nadzieję, że rozwiązanie, w którym należy najpierw zrozumieć, o co chodzi jest GORSZE od tego, którego używanie jest intuicyjne? Ja na ‘rozkminienie’ Gnome poświęciłem kilka dni a po tym czasie wciąż kilka rzeczy mnie drażniło. W Plaźmie poczułem się od pierwszej chwili dobrze, a kilka drobiazgów, które mnie drażniły – przekonfigurowałem pod własne upodobania i preferencje w ciągu 10 minut, bo miałem taką możliwość. Wielu ustawień, które zmieniały rzeczy, jakich zmieniać nie potrzebowałem – zwyczajnie nie tknąłem i system przez to nie działał gorzej. W Gnome gdy chciałem coś zmienić, to się nie dało, a po lekturze różnych źródeł dowiadywałem się, że muszę ‘jedynie’ zainstalować to, dodać tamto, wpisać w pliku konfiguracyjnym jeszcze coś innego i po restarcie systemu już będę mógł sprawdzić, czy nowe ustawienie mi pasuje…
No obecnie z twórcami KDE jest dobry feedback. W gicie też się sporo dzieje. Niebawem wejdą fajne zmiany do KWina (nie będzie potrzebny np. redshift). Fajne dodatki również się sposobią, które winny ułatwiać pracę w aplikacjach.
Jeśli jednak komuś nawet KDE żre zasobów zbyt wiele, to jest jeszcze alternatywna wersja shella również rozwijana w ramach KDE, o czym stosunkowo mało osób wie i niezmiernie rzadko pojawia się w binarkach. Widać zasobożerność KDE jest do przyjęcia obecnie, skoro jakiegoś ciśnienia nie ma.
Również wolę mieć pierdyliard możliwości i korzystać z kilku niż nie mieć tych kilku. Podobnie zdarzało mi się, że w jakimś momencie okazało się, że coś, czego nie używam, nagle stało się potrzebne. Było pod ręką.
Mój ‘roboczy’ komputer to zawsze raczej jest mocna maszyna z racji tego, co na niej robię, więc ewentualna zasobożerność mnie nie boli. Niemniej jednak na niegamingowych bynajmniej laptopach i słabszych desktopach członków rodziny Plasma i inne dobrodziejstwa od KDE działają całkiem rozsądnie pomimo znacznie mniejszych zasobów pamięci czy słabszych procesorów, o ile tylko nie jest to reanimowany Acer z czasów wczesnego XP (a reanimowałem niedawno takiego znajomemu z użyciem Linuksa :-))