Wspomnień czar – UltraEdit 16.1
Ręka w górę, kto w czasach galopującego dozwolonego użytku przełomu wieków nie popełnił choćby jednej strony w HTML za pomocą UltraEdit. Nie widzę, nie słyszę. Pionierom łezka w oku się zakręci, bo nie da się przejść obojętnie wobec faktu, że obecny na rynku od 1994 edytor UltraEdit wywarł piętno na wielu z nas. I aby porzucić sentymentalny ton dodam, że teraz mamy okazję przetestować (a może nawet i zakupić) najnowszą wersję UltraEdit 16.1 dla Linuksa. Tak, tak – program jest nadal rozwijany i dostępny na rynku.
Na początku uprzedzę wszystkich malkontentów – tu nie ma żadnej magii WINE, program jest w pełni natywny i dedykowany dla Linuksa. Wszystko dokonało się za sprawą OpenJDK, dzięki któremu edytor trafił na Linuksa i OS X (czy raczej macOS). Wersja 16.1 została wydania w sierpniu bieżącego roku. Chociaż pozostaje nieco w tyle za wydaniem 23.20 (dla wiodącego systemu), to z pewnością za jakiś czas doczekamy się aktualizacji.
Jeżeli ktoś nadal się zastanawia o co tu chodzi, to słowem wprowadzenia i pokrótce: UltraEdit to dedykowany i wyspecjalizowany edytor dla programistów. Może oczywiście służyć różnym celom, ale podświetlanie składni, autouzupełnianie (np. tagów), lista funkcji i wiele innych cech definiuje definitywnie docelową grupę odbiorców. C, C++, HTML, Javascript, XML, PHP, Perl, Python, Bash, Java – wybierzcie sobie język w jakim chcecie programować, a UltraEdit załatwi resztę.
Znaki szczególne
- edytowanie wielu linii jednocześnie,
- otwieranie i edycja dużych plików – nawet 4 GB i więcej,
- tryb edycji w kolumnie (blokowej),
- rozbudowane opcje wyszukiwania: zmiana w plikach, regexp, odwrócone wyszukiwanie, itp.,
- porównywanie plików
- podświetlanie składni niemal wszystkich języków programowania,
- lista funkcji,
- poprawki estetyczne dla kodu źródłowego,
- obsługa XML: widok drzewka XML, refomatowanie, sprawdzanie składnie, itp.,
- gotowce,
- zintegrowane Ctags,
- pytanie o hasło podczas edycji plików wymagających wyższych praw,
- zaznaczanie kolumn,
- wbudowane klient FTP (FTP, SFTP, FTPS),
- sprawdzanie pisowni,
- wsparcie dla Unicode/UTF-8,
- dzielenie widoku w oknie,
- edycja Hex,
- makra i skrypt automatyzujące programowanie,
- szyfrowanie i deszyfrowanie plików,
- przetwarzanie danych CSV,
Gdyby komuś czegoś brakowało na tej liście – może znajdzie się to w pełnym wyszczególnieniu możliwości edytora.
Teraz możemy oddać się dyskusji, na ile UltraEdit wytrzymuje konkurencję innych edytorów typu Atom, Geany, Brackets, Sublime Text czy nawet porządnie skonfigurowany Vim. Z pewnością dla wielu osób będzie cena tego edytora – wersja standardowa to koszt około 99$. Z tego wynika, że UltraEdit nie jest skierowany do amatorów – docenią go przede wszystkim profesjonaliści i osoby zarabiające na życie w tego edytorach.
Jeżeli jednak zdecydujemy się na zakup, na stronie projektu czekają na nas paczki deb, rpm i binarki bezpośrednio w tar.gz.
Nie słyszałem o takim programie 🙁 a z html-em mam już od dawna do czynienia 🙂
No ale człowiek uczy się całe życie.
Pytanie na początku tekstu jest nieco przewrotne, bo wiadomo, że ile ludzi tyle gustów i każdy używa co zna i mu pasuje. UltraEdit w okolicach 98 – 02 był sensownym rozwiązaniem dla osób gustujących w graficznej (ale tekstowej) pracy nad kodem (php, html, inne). Na Linuksie wtedy królował Vim, który wiadomo… Szorstko obchodzi się z młokosami próbującymi zarządzać w nim większym projektem 🙂
Nie wiem czy tylko ja tak mam ale ogólnie jak widzę program pisany w javie to omijam go szerokim łukiem.
Nie tylko ty tak masz 🙂
Ja wspominam z łezką w oku Pajączka, rodzimej produkcji… pamiętam że takiego uzupełniania składni html już nigdy potem nie zaznałem…
I ja też coś w poprzednim wieku na Pajączku wystukałem.