Ubuntu 12.04 – na przełaj przez nowości

Długo oczekiwanej wersji Ubuntu 12.04 LTS Precise Pangolin nie można odmówić nowoczesności, rozwoju i postępu, jaki się dokonał na przestrzeni ostatnich dwóch wydań. Na początku zauważymy ten postęp za sprawą tego, co się pierwsze rzuca użytkownikowi w oczy podczas pierwszego kontaktu z systemem – czyli środowisko Unity. Całość wyładniała, stała się spójniejsza, bardziej klarowana i obdarzona nowymi przydatnymi funkcjami lub przeróbkami. W końcu też, oprócz utwierdzania podwalin rewolucji (Dash, Launcher, itp), 12.04 wprowadza i pokazuje użytkowe i funkcjonalne aspekty zawirowań jakie się dokonały w jego wyglądzie i komponentach. Druga miła rzecz, jaka się objawi podczas pierwszych minut pracy z 12.04 to szybkość i responsywność systemu. Kto próbował popracować dłużej i w bardziej zaawansowanym trybie na wydaniu 11.04/11.10, ten na pewno doceni ten fakt – bez żadnych dzikich poprawek ze strony użytkownika, system najzwyczajniej przyzwoicie i przyjemnie działa. Cała reszta ukryta jest w niuansach i żywotnych elementach 12.04, bo jak każdy wie – miodność tkwi w szczegółach.

Ubuntu 12.04, tak po prostu
Jak nowe wydanie prezentuje się w numeracji podstawowych komponentów systemu i aplikacji dla użytkownika?

Kernel 3.2.0, Xorg 7.6, Unity 5.10, Compiz 0.9.7.6, PulseAudio 1.1, Firefox 11, Thunderbird 11, LibreOffice 3.5.2, Brasero 3.4.1, Nautilus 3.4.1, Empathy 3.4.1, Shotwell 0.12, Totem 3.0.1, Rhythmbox 2.96

Domyślny zestaw aplikacji na pewno nie każdemu będzie pasował, ale mamy też do dyspozycji nowiutkie, lśniące Centrum Oprogramowania, za pomocą którego doinstalujemy co tylko zechcemy. Wszystko to wygląda imponująco, ale co to oznacza i jak się przekłada na jakość pracy z Ubuntu 12.04?

Unity 5.10 – zmiany duże i małe

Jak wspomniałem, na obraz całości składają się poszczególne błahostki na jakie się natkniemy. Podobnie jest z Unity – nie oczekujmy tu rewolucji na miarę przemieszczenia paneli lub przycisków okien w inne miejsce. Na pewno ucieszą się użytkownicy starszych kart graficznych, opuszczonych przez producentów sterowników. W końcu Unity 2D nie odbiega wyglądem i komfortem użytkowania od swojej pełnowymiarowej i wymagającej pełnego wsparcia 3D wersji (opartej o Compiz). Ale oprócz przedefiniowanej jakości, szybkości i stabilności Unity, pojawiły się inne zmiany i to takie, które nie są drzazgą podczas codziennej pracy.

Dash i aplikacje
  • Dash – teraz ten panel domyślnie pokazuje listę ostatnio używanych: programów, plików, oraz elementów pobranych.
  • Dash i video – nowy sposób zarządzania/segregowania/wyszukiwania plikami video, które przewinęły się podczas naszej pracy z systemem.
  • Launcher zawsze widzialny – to odmiana po wcześniejszych próbach unikania przez niego maksymalizowanych okien. Oczywiście do poprzedniego zachowania można powrócić, lecz nowe standardowe podejście jest wygodne.
  • Quicklists – czyli podręczne menu aplikacji, pod prawym przyciskiem myszki (ikony pokazywane przez Launcher).
  • HUD – stał się standardowym wyposażeniem Unity. Szybko dostęp do przeszukiwania opcji aktywnego programu aktywujemy klawiszem ‘alt’.
  • Ulepszone zachowanie Alt+Tab.
  • Nowe podejście do konfiguracji kilku-monitorowych.
  • Czy to oznacza, że wszystko jest na medal? W moim odczuciu nieco lepiej można było zorganizować pracę z przywoływaniem aplikacji z Launchera. Np. jeden klik – pokazuje okno, drugi – chowa. Obecnie po aktywowaniu okna, drugie kliknięcie jest ‘bezpańskie’ i bezużyteczne. Kolejna niedogodność to szybki przegląd wszystkich okien – brakuje go, lecz na szczęście można aktywować tryb Expo (choćby za pomocą Ubuntu Tweak).

    Dash i pliki wideo

    System poza Unity

    Poza odświeżonym Unity znajdziemy w Ubuntu 12.04 też i inne zmiany. Choćby wspomniana wcześniej numeracja programów użytkowych. Ale i nie tylko.

  • Konfiguracja prywatności – nowe narzędzie pozwalające określić, co z naszej aktywności będzie rejestrowane i jak długo przechowywane na naszym komputerze. Wszystko w celu, by np. Dash i wyszukiwanie plików/ostatnio używanych pokazywało tylko to co chcemy.
  • Integracja monitorowania i zarządzania wieloma systemami, Landscape.
  • Wyzwolenie od Mono – wraz z Banshee, pokład Ubuntu opuściły wszystkie aplikacje oparte o tę kontrowersyjną platformę. Oczywiście, zawsze można jest doinstalować (Banshee, Tomboy, F-Spot, itp).
  • Odnowione i poprawione Centrum Oprogramowania z coraz bardziej powiększającą się bazą programów do kupienia (gry, aplikacje, czasopisma i gazety, itp).
  • UbuntuOne – nowe narzędzia, nowy konfigurator, lepsza jakość.
  • Stabilność, stabilność i jeszcze raz stabilność
  • Bez oznak słabości?

    Z grubsza tak to właśnie wygląda i po miesiącu pracy i intensywnego testowania począwszy od wersji Beta, niewiele jest elementów do których mógłbym się przyczepić. Powtarzana przez mnie jak mantra ‘stabilność’ w moim przypadku na dwóch komputerach jest faktem. Jedyną sytuację awaryjną jaką miałem, to programik RadioTray (oczywiście to programik spoza głównej instalacji) i konieczność usunięcia jego lokalnej konfiguracji. Pozostałe elementy działają i nie wykazują tendencji do autodestrukcji. Cieszy również fakt łatwego dostępu do płatnych aplikacji. Może nie dlatego, że trzeba za nie płacić, ale z racji stworzenia wiarygodnego i przejrzystego kanału dystrybucji tych dóbr, co docenią twórcy gier/programów/innych. Wzrost zainteresowania przekłada się na ilość dostępnych pozycji oraz ich jakość, zatem skorzystać może na tym każdy.

    Jednak znajdą się też drobnostki, których widok może zdziwić, lecz potem się je ignoruje. Jak choćby zarządzanie indykatorami na panelu (a w zasadzie jego brak – instalujemy indykator – jest, odinstalowujemy – nie ma. To wszystko), czy wyłączanie się dźwięku podczas dogłębniejszych machinacji w jego ustawieniach (‘samo’ zmienia się wyjście dla dźwięku?). Czy też brak odświeżania zawartości repozytoriów po dodaniu PPA w Centrum Oprogramowania. Ale to głupstwa z którymi da się żyć.

    Oprócz ciepły słów wiele osób może i tak mieć awersję do Ubuntu. Dla nich pocieszającą nowinką jest to, że wydanie 12.04 staje się doskonałą podwaliną pod przyszłe ‘satelickie’ remiksy i przeróbki. Już teraz można bez większych problemów znaleźć odpowiednie PPA i samodzielnie sklecić quasi-Minta, po doinstalowaniu środowiska Mate lub Cinnamon. Podobnie wymiana kernela na bardziej ‘rześki’, itp. Nigdy nie znajdzie się dystrybucja, która zadowoli wszystkich swoim środowiskiem, domyślnym zestawem programów, podejściem do użytkownika. Jednak Ubuntu wydaje się łączyć powiew rewolucyjnej świeżości z niebanalnym wyglądem (którego nie chce się zmieniać zaraz po instalacji) i całkiem sensownym zestawem aplikacji i użytecznością nawet dla nieobeznanego z Linuksem użytkownika.

    Nowe Ubuntu można pobrać z oficjalnej strony http://www.ubuntu.com/download (choć 12.04 pojawi się tam dopiero za parę chwil). Ciekawostką będzie objętość obrazu iso (750MB) – to pierwsze wydanie, które nie zmieści się nam na standardowej płycie CD (700MB). Pozostaje użyć pendrive, lub płyty DVD. Zwyczajowo można też wykonać upgrade z poprzedniej wersji, jeżeli ktoś ma taką ochotę. 

    5 komentarzy

    1. “wykonać upgrade z poprzedniej wersji, jeżeli ktoś ma taką ochotę” – wyśmienity pomysł, ale skoro i tak przed upgrade muszę wszystko zbackupować dla świętego spokoju, to już lepiej zrobić czystą instalację. Bo jeden na trzy upgrade’y kończył się śmiercią systemu. Przy moim poziomie “niepoprawności politycznej” jeżeli chodzi o zależności tak po prostu jest wygodniej.

    2. Ostatnio pokusiłem się o aktualizację z 11.10 na maszynie firmowej – moim stanowisku pracy. Generalnie Ci którzy wiedzieli o przeprowadzanej operacji, życzyli mi powodzenia (zwykle co pół roku trzyma się kciuki za tych, którzy to robią i robione są zakłady, co tym razem pierwsze się spier..niczy). Generalnie to LTS, więc było warto, jednakże:

      – non stop jakiś błąd i monit, czy chcę wysłać informację o tym do developerów (glipper wywołuje to co parę sekund).

      – wokół liter na belce z nazwą programu, na górnym doku z inicjałami użytkownika – literki są zielone. Aby wyobrazić to sobie, wyobraźcie sobie belkę gdzie wyświetla się nazwa programu z literkami, pokrytymi zieloną poświatą.

      – wszystko działa, wyłączam komputer, włączam następnego dnia a tu Ubuntu, że wszystko działa w trybie niskiej rozdzielczości (2 dni po aktualizacji, nic nie było robione – wyłącznie praca). Nie mogłem dobić się do środowiska graficznego – początek roboczego dnia spędziłem na odkręcaniu problemu (karta NVidia).

      Nawet nie będę przyznawał się w firmie, że zaktualizowałem system, bo nikt nie kazał mi tego robić, dane na dysku są ważne, a każdy w firmie i tak jakieś niemiłe przeboje z Ubuntu na swoich maszynach miał (dlatego niektórzy nawet nie puszczają aktualizacji systemowych, bo boją się efektu po restarcie).

      Ogólnie – dla mnie Ubuntu 12.04 ma swoje błędy młodości. Nie wiem jak to się dzieje, że co pół roku jest jakaś masakra na starcie. Aktualizowałem OpenSUSE, Fedorę, używam na lapku Debiana Testing i zawsze było OK, a Ubuntu…cóż – na komputery pracownicze, moim zdaniem średni wybór (chyba, że tylko używać, nie aktualizować). Także to tyle ode mnie z frontu – mogłem zostać przy 11.10, które działało jak żyletka.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Post comment

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.