Brave 0.15 zabierze bogatym i odda biednym
Kiedy w 2014 roku w oparach skandalu Brendon Eich zniknął ze stanowiska CEO w Mozilli, nikt nie spodziewał się, że człowiek ten jeszcze raz postanowi zatrząść posadami internetu. A jednak do tego doszło i to za sprawą założeń przeglądarki Brave, którą Eich powołał do życia w 2016 roku w ramach Brave Software. Brave odważnie rzuca wyzwanie reklamodawcom i rewiduje dotychczasowe trendy karmienia odbiorcy niechcianymi materiałami.
Czasy kiedy musieliśmy wybierać pomiędzy Netscape Navigator a IE minęły bezpowrotnie. Obecnie przeglądarek WWW mamy w bród, a coraz to nowi gracze na rynku próbują nas przekonać do swojego produktu. Brendon Eich postanowił przebudować nieco obecne standardy i tak powstała koncepcja przeglądarki Brave oraz jej pierwsza publiczna wersja z 2016 roku. Kto jak kto, ale twórca Javascript oraz były CEO Mozilli chyba wie, czego potrzeba użytkownikom. I jest w tym nieco prawdy, gdyż Brave może wyróżnić się niekonwencjonalnym podejście do tematu wyświetlania reklam, wynagradzania twórców oraz – uwaga – odbiorców reklam. Tak, to prawda – w założeniach finansowania uwzględnione zostały również osoby którym wyświetlają się reklamy. Ale po kolei.
Brendon Eich uważa, że całe zło tego internetu wynika z chorych założeń systemu marketingowego. Obecne reklamy są przytłaczające, utrudniające nawigacje, hałaśliwe, natrętne i przede wszystkim – pożerające zasoby naszego komputera i spowalniające działanie przeglądarki. W ich miejsce Brave proponuje mniej inwazyjne ogłoszenia, statyczne, lekkie i nie gromadzące takiej ilości informacji o użytkownikach i ich nawykach. Co więcej, posłużyć one mają do zainicjowania nowego stylu współpracy, czyli płacisz i nie oglądasz reklam albo oglądasz i przy okazji na tym zarabiasz. Dochód z reklam wyświetlanych/zamienianych przez przeglądarkę ma być dzielony według proporcji 55/15/15/15 – czyli 55% dla wydawców oraz po 15% dla Brave, partnerów oraz użytkowników. Brzmi rewolucyjnie? Nie ma wątpliwości, jednak inne wątpliwości ma cała branża. W otwartym liście NAA oskarża wprost Brave o żerowanie na efekcie pracy autorów tekstów i wydawców. W odpowiedzi Eich próbuje wytłumaczyć o co chodzi w jego modelu współpracy wydawca – odbiorca. Czyli zapewnia o nienaruszalności treści na stronach, natywnych reklam oraz „cenzurowanie” jedynie reklam umożliwiających gromadzenie danych przez firmy trzecie. Poza tym gratyfikację finansową użytkowników będzie można wykorzystać przede wszystkim do wspierania wydawców.
Środki za oglądanie reklam będą gromadzone w naszych portfelu Brave Wallet (BitGo). Możemy je rozdzielić i obdarować ulubione strony WWW, możemy też zasilić to konto Bitcoinami z zewnętrznego portfela lub funduszami z karty kredytowej. Swobodnie regulujemy też wysokością i częstotliwością micro-opłat dla poszczególnych serwisów WWW. Ostatecznie zgromadzone środki możemy przetransferować do swojego innego portfela.
System ten jest jeszcze w stadium Alpha (wydanie 0.15.307) jednak daje już wyobrażenie o kształcie i sposobie finansowania treści w internecie. Brzmi ciekawie i tylko pytaniem pozostaje na ile się przyjmie.
Od strony technicznej jest równie ciekawie. Brave bazuje na otwartym kodzie Chromium (kod przeglądarki też jest udostępniony na Githubie). Może jest to jakimś zaskoczeniem dla osób wiążących Eicha z Mozilla i Firefoksem, ale jak dodaje on sam, Chromium jest bardziej „transparentne”. Wycięcie reklam, śledzenia użytkowników, cookies firm trzecich i całej reszty balastu związanego z agresywnym marketingiem czyni z Brave przeglądarkę szybką i zwinną. Wspomina się o przyśpieszeniu w ładowaniu i wyświetlaniu stron do 60%. Oczywiście program nie gromadzi żadnych danych o użytkowniku, posiada w „komplecie” kilka rozszerzeń pozwalających np. zarządzać hasłami a Brave Shield precyzyjnie wytnie to co chcemy blokować na danej stronie.
Program można przetestować pobierać z repozytorium Githuba odpowiednią paczkę dla swojej dystrybucji. Najnowsza jest deweloperska wersja Brave 0.15.307.
“Czasy kiedy musieliśmy wybierać pomiędzy Netscape Navigator a IE minęły bezpowrotnie. Obecnie przeglądarek WWW mamy w bród (…)”
Z tym można by się kłócić; jeszcze kilka lat temu można było wybierać pomiędzy Firefoksem na Gecko, Operą na Presto i Chrome na webkicie – ok, jeszcze był IE z Tridentem, ale poza specyficznymi przypadkami mało kto go tak naprawdę używał. Mimo to, mieliśmy wybór.
Obecnie ten wybór ogranicza się doz Firefoksa na Gecko i kilkudziesięciu klonów Chrome, które poza zmianami w UI, jakimiś własnymi “innowacjami” tak naprawdę nie różnią się między sobą (owszem, mamy Blink – sforkowany WebKit ze zmianami Google oraz innych firm, ale wciąż Chrome jak i np. Vivaldi zgłaszają w user agencie WebKit). Myślę, że Chrome znalazło się na podobnej pozycji monopolisty co IE na pocz. poprzedniej dekady – z tym, że zamiast chujowych (za przeproszeniem) standardów, narzucane są dobre rozwiązania. Jednak sposób w jaki Google rozpowszechniło
Chrome i spowodowało, że przeglądarki na webkicie zdominowały rynek, pozostawia pewien niesmak:
Chrome było bezczelnie dołączane do instalatorów różnych programów na
Windows (tak jak paski do przeglądarek) a jak wiadomo, zwykły użytkownik
bezmyślnie paca w “Dalej” więc “infekcja” przebiegała pomyślnie i fama o dobrej i szybkiej (mimo wszystko) przeglądarce rozniosła się.
Być może silnik Servo, na który ma przejść w najbliższej przyszłości Firefox przyniesie jakieś nowe osiągnięcia. Chociaż biorąc pod uwagę to co się dzieje, to w jaki sposób opinie oddanych użytkowników odnośnie rozwoju i zmian są ignorowane, osobiście bardziej spodziewam się że Firefox stanie się wizualnym i funkcjonalnym klonem Chrome a Firefox na Gecko i z rozszerzeniami XUL, XPCOM odejdzie w zapomnienie.
Jeśli chodzi zaś o samo Brave – próbowałem, wygląda ciekawie ale brak rozbudowanych funkcji niezbyt mnie satysfakcjonuje. Funkcja blokowania reklam i dzielenia zysków jest ciekawa, ale nie spodziewam się żeby odniosła sukcesy.
Współczesnym odpowiednikiem IE jest Safari. Chrome jest zwyczajnie dobre. Marketing Google jest dość bezwzględny, ale skuteczny. Jakby nie on, to ludzie dalej używaliby IE.
Servo nie jest dobre. Wystarczy używać wersji testowych, żeby się przekonać. To był tylko projekt badawczy w celu wypracowania nowych komponentów dla Firefoxa i Gecko.
Akurat HTML jest najmniej wydajnym systemem tworzenia treści. Nawet aplikacje w Pythonie są lżejsze i łatwiejsze od prostych rozwiązań w HTML/CSS/JS.
Nie wiem czy wiesz, ale łatwiej stworzyć nowy kernel niż nowy silnik do przeglądarki internetowej. Servo to tylko część, a i tak przez tych kilka lat developmentu nie wygląda to nawet na połowę drogi… w tym tempie nigdy go nie ukończą bo standard HTML będzie im “uciekał” (ewoluował) szybciej niż ich prace. I to nie jest żadna złośliwość, to po prostu pokazuje ogrom pracy jaki jest wymagany do stworzenia silnika przeglądarkowego…
A jaki jest tego zysk? Jaka jest korzyść z korzystania z Gecko nad Blink’iem albo odwrotnie? I nie pytam tu o różnice wynikające z funkcjonalności samych przeglądarek. Wyobraźmy sobie że Firefox w magiczny sposób zmienia silnik na Blink, ale wszystkie funkcjonalności pozostają bez zmian, to będzie lepszy czy gorszy niż jest z Gecko?
Ja sądzę że Świat spokojnie mógłby istnieć z jednym tylko silnikiem przeglądarkowym, o ile silnik ten będzie na otwartej licencji typu MIT/BSD… Nawet jeśli jego rozwojem miała by zarządzać jedna forma (jak. Google). A tak fundacja jak Mozilla powinna przestać tracić miliony dolców na tworzenie własnego silnika, który w 99% powiela funkcjonalności innych otwartych projektów. Przy czym Mozilla powinna tworzyć własną przeglądarkę opartą o Blink. Głównym założeniem Mozilli przecież jest ochrona wolności sieci, do tego celu potrzebna jest całkowicie otwarta przeglądarka, którą można zbudować z dostępnych otwartych komponentów.
Jak na razie przegrywamy wolność i neutralność Internetu i nie ma to nic wspólnego z wydajnością Firefox’a… Mozilla nie propagowała wystarczająco dobrze idei wolności i neutralności. Czy mogła zrobić więcej? Nie wiem, może ludzie z pierwszej połowy XXI wieku zwyczajnie nie dorośli do wolności i być może Mozilla i tak walczy z wiatrakami. Ale na pewno Mozilla poświęciła miliony na dublowanie pracy już wykonanej przez prywatne korporacje, które mogła przeznaczyć na obronę sieci…
Kilka silników przeglądarek to dobry pomysł. Pomaga to ulepszać interpretację standardu. Wszystkie miejsca w których wyświetlanie się nie zgadza powinny zostać omówione. Z tego samego powodu trzymane jest przy życiu Mono.
Gdyby był jeden silnik to standard by zmutował i w wyniku nawarstwiających się rozwiązań ostatecznie działałby inaczej niż standard. Byłoby działanie oficjalne i rzeczywistość.
Tak masz przy Linuksie. Z czasem odbiega znacznie od swoich pierwowzorów w wyniku rożnych kompromisów. Stanowi standard sam dla siebie.
Gdyby było inaczej, BSD nie musiałoby robić warstwy udającej Linuksa do uruchamiania jego aplikacji.