Czy lekkie środowiska są lekkie?
Problem oszczędnego gospodarowania zasobami naszych maszyn chyba nigdy się nie skończy. Gdy docieramy do rozsądnego kompromisu ilości pamięci w stosunku do zapotrzebowania na RAM naszego środowiska graficznego, nadchodzi rewolucja, nowe funkcje, nowe możliwości i ponownie jesteśmy w miejscu, w którym zastanawiamy się nad dokupieniem RAMu. W przypadku otwartej architektury naszego peceta nie stanowi to problemu. Gorzej, gdy do rzeczonej maszynki nie mamy możliwości dorzucenia kości pamięci. Dodatkowo, oprogramowanie użytkowe też nie stoi w miejscu i rozwijając się, pochłania coraz to kolejne megabajty pamięci roboczej. Stąd też odpowiedni dobór środowiska graficznego to gra warta świeczki. Ale które środowiska są naprawdę lekkie, a które nie?
Najprostszy sposób aby się o tym przekonać, to bazowy system do którego z łatwością doinstalujemy (za każdym razem na świeżo) paczki i usługi konieczne do funkcjonowania konkretnego środowiska. Jednak nim zaczniemy przygotowywać komponenty do takiego testu, upewniamy się, czy ktoś już nie wpadł na podobny pomysł. Akurat w tym przypadku okazuje się, że ktoś już wykonał to zadanie za nas – dlatego wystarczy przyjrzeć się wynikom.
Martin Wimpress na swoim blogu przeprowadził podobny test z użyciem dziewiczej 32bitowej wirtualnej instalacji Arch Linuksa, sklonowanej w kilku egzemplarzach. Na każdej z wirtualnych maszyn (której przydzielił 768MB pamięci), zainstalował kolejno środowiska wraz z wszelkimi przynależnymi im składnikami niezbędnymi do funkcjonowania. Zatem menadżer logowania, menadżer okien, pulpitu, plików, itp, itd. Lista paczek użyta dla każdego ze środowisk jest do podglądnięcia tutaj (uwaga – oczywistym jest, że to tylko paczki bazowe, bez zależności). Po uruchomieniu tak spreparowanej maszyny i odczekaniu pełnego zalogowania się do pulpitu, dane o zużyciu pamięci były pobierane za pomocą SSH (w celu uniknięcia uruchomienia jakiegokolwiek programu). Jak zatem wygląda apetyt najpopularniejszych środowisk na pamięć naszego komputera?
| Desktop Environment | Memory Used | | ---------------------|------------:| | Enlightenment 0.18.8 | 83.8 MiB | | LXDE 0.5.5 | 87.0 MiB | | XFCE 4.10.2 | 110.0 MiB | | LXQt 0.7.0 | 113.0 MiB | | MATE 1.8.1 | 123.0 MiB | | Cinnamon 2.2.13 | 176.3 MiB | | GNOME3 3.12.2 | 245.3 MiB | | KDE 4.13.1 | 302.6 MiB | | Unity 7.2.0.14 | 312.5 MiB |
Z pewnością wielu z nas oczekiwało podobnych wyników, choć może dziwić niewielka różnica pomiędzy MATE a Xfce (drzewiej MATE było o wiele bardziej zasobożerne, a może to wynik zaangażowania Martina w projekt MATE?). Jednak kwintesencją rozważań jest podjęcie oceny na ile środowiska słusznie zajmują aż tyle pamięci, lub czy ich minimalizm nie jest zbyt przesadzony i obdzierający pulpit z funkcjonalności?
Najbardziej krytyczną ocenę zbierają oczywiście Unity i KDE, które za cenę wygody użytkownika (?) wymagają sporych zasobów do samodzielności. Ale również LXDE, które za cenę lekkości sprawia odbiorcom koszmarny eklektyzm konfiguracyjny, czy Enlightenment za graniczne oderwanie od standardu. Innym komunałem, który ciśnie się na myśl jest fakt, że większe środowiska to więcej kodu, zatem więcej czasu procesora na jego przetworzenie (wykonanie), a stąd większe obciążenie CPU, co skutkuje krótszym czasem pracy na baterii, itp.
Wychodzi na to, że najwięcej skorzystamy ze środowisk ‘środka’, czyli znajdujących się pośrodku stawki – MATE, Xfce, Cinnamon i wschodząca gwiazda LXQt. Wszystkie łączy zgrabne i niezobowiązujące nawiązanie do tradycji użytkowania pulpitu, brak elementów zaskoczenia w postaci przewróconej do góry nogami obsługi i łagodnego kompromisu pomiędzy wykorzystaniem zasobów, oferowanymi możliwościami oraz atrakcyjnością wizualną. Problemem może okazać się jednie fakt, że niewiele dystrybucji przykłada się do godnego zaprezentowania w pełnej okazałości możliwości np. takiego Xfce (które po odrobinie konfiguracji nie ma się czego wstydzić). Czy to oznacza, że duże środowiska nie nadają się do niczego? Niekoniecznie, jednak tam otrzymujemy nieco inny zestaw możliwości za inną cenę. Teoretycznie ‘bezobsługowe’ Unity lub KDE w pewnych momentach i tak będą wymagały przestawienia paru opcji, lub zoptymalizowania prędkości działania.
Nie należy się też dać zwariować – generalnie używajmy to tego, co się nam podoba. Jedynie w momentach krytycznych należy pamiętać o fakcie, że środowisko graficzne i zestaw jego usług oraz składników też wymaga pamięci RAM i zasobów CPU – i tu należy pamiętać o ew. odpowiednim doborze pulpitu pod posiadane zasoby sprzętowe.
“Nie należy się też dać zwariować – generalnie używajmy _tego_, co się nam podoba.”. Bo aż razi. Gramar Nazi.
Lekkie środowiska są lekkie. Kropka. Nikt nie każe używać czegoś, co ktoś inny pomyślał że dla Ciebie będzie dobre. Skrojenie własnego środowiska pracy to w zależności – kilkanaście minut do paru tygodni. Korzyść – niewspółmierna, bo środowisko jest przenaszalne na większość dystrybucji, do tego niezależnie. Wystarczy skopiować $HOME, lub trzymać najważniejsze pliki konfiguracyjne w tzw dotfiles gdzieś na github, bitbucket czy czymś podobnym. Wybór menadżera okien, wybór pulpitu, wybór menadżer plików oraz sposobu zarządzania komputerem. Męczące teksty noobów komputerowych o defragmentacji dystrybucji linuksowych świadczą jedynie o ich kompletnym braku chęci poznania jak to działa, oraz przywiązanie do platform gdzie istnieje przycisk start.
Niezaprzeczalnie.
Masz rację.
Ok. 9 lat temu, chcąc trwale przestawić grupę ludzi z użycia Windows na Debiana, będąc postawiony w sytuacji, w której musiałem sprostać zadaniu zapewnienia funkcjonalności i ergonomiczności środowiska graficznego przy bardzo różnych (w sensie ilościowym i jakościowym) zasobach komputerów i windowsowych przyzwyczajeniach użytkowników (humanistów z wykształcenia), w ciągu kilku tygodni opracowałem pulpit oparty głównie na fluxbox i rox-filer, z którego, z niewielkimi zmianami korzystamy do dziś. Moja obawa co do przyzwyczajenia do przycisku “start” okazała się nieuzasadniona. W domu, regularnie testuję inne rozwiązania, ale na razie żadne z nich nie przekonało mnie swoimi cechami do zmiany naszego pulpitu. Regularnie pytam użytkowników o trudności w użytkowaniu komputera, ale mimo “ciągnięcia za język”, nie słyszę zastrzeżeń.
I to jest właśnie potwierdzenie wartości korzyści o której wspomniałeś – przenoszalność, niezależność, dostosowanie do warunków sprzętowych i potrzeb użytkowników. Koszt osiągnięcia tego celu względem korzyści z niego płynących – pomijalnie mały.
Zgadzam się
Sprawdzałem u siebie trzy oficjalne wersje Mint’a najlżejsze jest XFCE (Mint 17.2), potem Mate (Mint 17.3) i na końcu Cinnamon (Mint 17.3).
Różnica między XFCE, a Cinnamon w wykorzystaniu RAM na czystym systemie to ~50-60 MB. Czyli przy w miarę aktualnym kompie żadna. Najwięcej pamięci zżera Firefox. Dla mnie najbardziej czytelny i ergonomiczny jest Cinnamon więc jak ktoś nie ma więcej niż 512 MB RAM i woli np. Operę od Firefoxa. To nie powinien czuć dyskomfortu w użytkowaniu.