Ubuntu MATE Remix 14.04 dla waszego i naszego bezpieczeństwa
Użytkownicy nie mogą narzekać na przebogatą paletę wariantów Ubuntu, zawierającą niemal dowolne środowiska graficzne (Xubuntu z Xfce, Kubuntu z KDE, Ubuntu GNOME z GNOME 3.X, Lubuntu z LXDE i wiele innych tematycznych). Lecz jakby tego było mało, na listach dyskusyjnych pojawił się pomysł stworzenia wersji Ubuntu w stylu retro, czyli ze środowiskiem MATE, nawiązującym do dni chwały starego GNOME 2.xx. Pomysł jak każdy inny, lecz niepokojące są jego motywy przewodnie – pomimo istnienia dystrybucji Mint MATE, Ubuntu MATE jest konieczne gdyż Mint stanowi zagrożenie dla użytkowników.
Ubuntu MATE nie różniłby się zbytnio do Minta MATE, gdyż obydwa projekty łączy (łączyłaby) ta sama podstawa – Ubuntu. Diabeł tkwi w szczegółach, a mianowicie wspomnianym zarzucie niewybrednego podejścia twórców Minta do kwestii bezpieczeństwa użytkowników tej dystrybucji. Jeden z deweloperów Ubuntu, Oliver Grawert, stawia sprawę jasno – ‘nie użyłbym Minta do obsługi bankowego systemu online’. Na ile konkretnie Ubuntu MATE miałoby być bezpieczeniejsze od Minta MATE? W zakresie dołączania wychodzących dla Ubuntu poprawek bezpieczeństwa – nie wszystkie są dostępne od razu w Mincie i to stanowi zarzewie całego konfliktu, jak też lista pakietów które w Mincie nie są aktualizowane w oparciu o łatki pojawiające się dla Ubuntu.
Niby dyskusja o powstaniu kolejnej dystrybucji, jakich rocznie powstaje wiele, lecz obok takich zarzutów nie można przejść obojętnie. I twórca Minta nie przechodzi. Na swoim blogu umieścił informację, którą można streścić – ‘bezpieczeństwo i stabilność to coś, pomiędzy czym użytkownik może sam wybierać’. Retorycznie można bowiem zapytać – komu nie zepsuło się nigdy Ubuntu po automatycznej aktualizacji? Chyba niewiele takich osób będzie, bo Ubuntu zbiera od dawna baty za losowe wypadki podczas jakichkolwiek aktualizacji. Autor Minta, Clement Lefebvre kontynuuje – użytkownicy Ubuntu są skazani na ślepe aktualizacje, bez możliwości wyboru. Dlatego w Mincie istnieje coś takiego jak Update Manager -> Edit -> Preferences, gdzie każdy określa jaki poziom aktualizacji i bezpieczeństwa go interesuje.
Po przełączeniu się na poziom 4 i 5, system staje się tak samo stabilny i bezpieczny jak Ubuntu. Czyli płaci niekiedy cenę niestabilności za bycie na bieżąco z najświeższymi poprawkami.
Chciałoby się powiedzieć – i o co tyle krzyku. Niemniej, zawsze znajdą się radyklane odłamy, dla których nie do przełknięcia będzie konieczność wyłączenie w Ubuntu wysyłania zapytań online do Amazonu (w celu ochrony prywatności), jak też potrzebna własnoręcznego zwiększenie w Mincie poziomu tolerancji na błędy.
Takie tam linuksowe wojenki