Gnijąca dusza Windowsa 10
Od czasu premiery systemu operacyjnego Windows 10 odmieniono już nazwy Microsoft i Windows przez wszelkie możliwe przypadki. Ludzie pokochali go w oka mgnieniu, prasa zachwyciła się liberalnym podejściem Microsoftu do kwestii jego licencjonowania i rozdawania systemu przez rok za darmo dla wszystkich posiadaczy Windowsa Vista/7/8/8.1. Nadejście Windowsa 10 wieszczyło nowe przykazanie dla zwykłego użytkownika: „Jam jest Windows 10, nie będziesz miał systemów cudzych przede mną”. Również egzystencja desktopowego Linuksa musi zmierzyć się z rewolucyjną jakością darmowego Windowsa 10. A w całej tej euforii absolutnie nikt nie zauważył fałszywego uśmiechu z jakim ten system mami swoje ofiary.
Jesteśmy cywilizacją coraz słabiej edukowaną, a nasz naród bije już rekordy w liczbie osób z wyższym wykształceniem dla których przeczytanie ze zrozumieniem książki stanowi problem (bez obrazy przyjaciele). Z rozwojem kapitalizmu i coraz gwałtowniejszym pożeraniem przez niego swojego własnego ogona (dużo – więcej – jeszcze więcej) inne oblicze zaczęły również przybierać formy pozyskiwania pieniędzy od ludzi. Z biegiem czasu i ewolucją rynków, to my sami staliśmy się obiektem handlu. Na dodatek ułatwiamy sprawę czyhającym na nas zagrożeniom ze strony finansjery światowej – nie czytamy lub nie rozumiemy podpisywanych umów bankowych lub na świadczenie usług, kompletnie pomijamy kwestie licencyjne i dla większości osób jednym wyznacznikiem jest podsuwana nam pod nos marketingowa cena za produkt. Tym samym chowamy do kieszeni swoje narodowe cwaniactwo gdy okazuje się, że fenomenalna oferta która skłoniła nas do podpisania umowy drenuje nasze portfele po okresie umownej promocji. Rynek jest przepełniony ofertami kredytów za 0%, cudownymi lekami na wszystko, internetem za 1 zł oraz… darmowym Windowsem 10. Rzecz w tym, że nie ma nic za darmo i o tym cały czas zapominamy.
Windows 10 jak każdy produkt korporacyjny ma przynieść swojemu wydawcy zysk. Wydawałoby się, że Microsoft ma partię rozegraną niemal idealnie – po dwóch dekadach istnienia Windowsa na rynku żaden inny system operacyjny nie zachwiał jego niemal 90% udziału na biurkach użytkowników z całego świata. Ale jednak, coś zmusiło Microsoft do zmiany reguł gry. Sromotna klęska na rynku systemów mobilnych (chyba tylko Polacy namiętnie przyjmują pod swoje strzechy Windows Phone’y za 1 zł), coraz stabilniejsza forma OS X na desktopach oraz rosnąca z miesiąca na miesiąc jakość wiodących dystrybucji Linuksowych – zarówno tych skierowanych dla biznesu jak i zwykłego użytkownika. Jednak, czy Microsoft musi się przejmować popiskiwaniami systemów z udziałem na rynku rzędu 8% lub 2%? Głównym wrogiem jest Android i jego niepodważalna dominacja. To na jego koncepcję licencjonowania zapatrzył się nowy zarząd Microsoftu i stąd taka a nie inna oferta dla użytkownika końcowego. Oczywiście w swoisty sposób podrasowana przez korporację z Redmond.
Rzecz idzie bowiem o kontrolę nad użytkownikiem. I to nie taką trywialną, jak ograniczenie mu możliwości konfiguracyjnych, czy ściganie pirackich kopii systemu. Google, Facebook i inni pokazali, że ludzie chętnie zaniechają swojej prywatności gdy tylko podsunie się im odpowiednią marchewkę pod nos. Marchewką z ogródka Microsoftu jest darmowy Windows 10 o niespotykanej do tej pory jakości. Co więcej, ze stojącymi za nim całymi latami rozwoju oprogramowania dla Windowsa – tej oferty nikt nie podważy i nie może sprostać. Jaki ma wybór użytkownik który chce sobie po prostu pograć – musi używać Windowsa. W kwestii oprogramowania profesjonalnego i użytkowego indoktrynacja od szkolnej ławy też daje plon. Gwoździem do całości może być tylko darmowy ale komercyjny system operacyjny rzucony pomiędzy oszalały ze szczęścia lud.
Nieliczni podrapią się w głowę i zapytają na głos – w porządku, oni nam system, a co my im? Podliczmy:
- Microsoft oficjalnie mówi, że nie będzie więcej nowych Windowsów, a jedynie rozwijany za pomocą aktualizacji Windows 10,
- za wszelką cenę dąży się do ujednolicenia wersji Windowsa u odbiorców końcowych (osławione aktualizacje z przypomnieniem o możliwości upgrade’u),
- koniec Windowsa jako produktu, początek Windowsa jako usługi – taki jest pokrótce cel zapatrzonego w Androida Microsoftu – płatne subskrypcje za darmowego Windows 10 pojawią się za… 2 – 3 lata? (statystyczny interwał pomiędzy Vistą, 7, 8 a 10). Póki co nadal obowiązuje wpisowe (zakup jakiejkolwiek wersji Windowsa), które trzeba uiścić aby dołączyć do grona wybrańców,
- koniec z prywatnością, Windows 10 domyślnie prześle na serwery dane z naszych przeglądarek (historia, hasła, itp.), zapytania do wyszukiwarek internetowych, zawartość dysków (zainstalowane programy, zbiory z katalogów prywatnych – zdjęcia/dokumenty/cokolwiek), treść wiadomości email, rozmów głosowych, tekstowych, dane kart kredytowych, pisane teksty oraz informacje zgromadzone przez programy „trzecie”, itp. Nie do wiary? Powyższe można w jakiejś części wyłączyć, ale nie łudźmy się – 95% użytkowników tego nie zrobi,
- użytkownik nie będzie miał możliwości akceptowania aktualizacji systemu – one się będą po prostu wykonywały,
- brak lub niepełne informacje nt. tego, co przynoszą kolejne aktualizacje. Krótko mówiąc, nikt nie wie co się mu w danym dniu zainstaluje na komputerze.
Jednocześnie Microsoft zapewnia, że zbieranie informacji o użytkownikach odbywa się z zachowaniem najwyższych standardów bezpieczeństwa. Co za ulga… Dlaczego te dane są takie istotne dla Microsoftu? Cóż, trzeba być kompletnie wypranym z wyobraźni, by nie przewidzieć scenariusza kształtowania personalnych ofert reklamowych, wyświetlania w przeglądarce tego, co użytkownik chce zobaczyć (a nie tego, co mógłby znaleźć), katalogowanie ludzi wg. poglądów, zainteresowań, czegokolwiek. To oczywiście czubek góry nadużyć na jakie dobrowolnie zezwalamy godząc się na licencję Windowsa 10. Dodajmy do tego ścisłą współpracę z organami ścigania i ślepą Temidę ogłupioną nadinterpretacją koślawego prawa, by dopełnić całości.
Co na to opinia publiczna? W większości przypadków oburzenie sięgnęło zenitu, by następnie opaść podczas kolejnej rundy rozgrywki w ulubioną windowsową grę. Czyści jak łza obywatele wzruszyli ramionami, w końcu nie mają nic do ukrycia – jednak nadal zamykają mieszkania na klucz podczas wyjazdów. Większość zamieniła się w niemy znak zapytania, obiecując sobie przy najbliższej okazji przewertować słownik w poszukiwaniu terminu „dane prywatne”. Żniwa się rozpoczęły i są bardzo udane, wg. doniesień Microsoftu aktualizacji dokonano już na 75 milionach urządzeń.
Gdzie w tym wszystkim jest Linux? Cóż, wbrew pozorom Microsoft kocha Linuksa. Jego wysłannicy (MS) należą do grona najwierniejszych fanów wszelakich imprez około-linuksowych, przemycając nań treści zgodne z założeniami korporacji. Miłości nie osłabia fakt nadinterpretacji przeróżnych porażek dotyczących wdrożeń Linuksa. Np. prasa przychylna Microsoftowi ani słowem się nie zająknęła nt. faktycznych przyczyn odwrotu włoskiego Pesaro od pakietu OpenOffice (klęska opensource to wycofanie się z projektu firmy realizującej, przy jednoczesnej inercji nowego szefa IT tego miasta). Ciągle belką w oku Microsoftu jest udana migracja w Monachium, gdzie urzędnicy używają nie tylko wolnego pakietu biurowego, ale i Linuksa na pulpicie. Najnowszą możliwością wbicia szpili w ten projekt jest odezwa 2 z 68 (?) radnych tego miasta w sprawie przywrócenia na laptopach służbowych oprogramowania Microsoftu, z powodu braku możliwości edycji dokumentów (?) oraz braku Skype (??). Nagłówki w prasie? Oczywiście „fiasko opensource w Monachium” – dokładnie jak rok temu i dwa lata temu. A teraz na dokładkę można przyłożyć Linuksowi podważając jego darmową jakość darmową jakością Windowsa 10.
Desperackie próby wyolbrzymienia najdrobniejszego potknięcia opensource, niepohamowana żądza całkowitej dominacji w każdym elemencie naszego współistnienia z elektroniką, gotowość na jakikolwiek krok w celu przywiązania użytkownika do swojego produktu, poszukiwanie coraz to nowych form wyciśnięcia pieniędzy z użytkowników i ich danych. Tak naprawdę w postawie Microsoftu nic się nie zmieniło. Ludziom podsunięto możliwość porzucenia darmowych piratów na darmowe Windowsy, zyskując przy tym możliwość wyciągnięcia od nich (ludzi) jakichkolwiek danych – i to za ich przyzwoleniem. Współpraca z ruchem opensource to tak naprawdę realizacja własnych partykularnych interesów, przy okazji adaptując do swojego produktu to co najlepsze w opensource. Wbrew wszystkiemu to wielka szkoda, że idea koegzystencji została zastąpiona czarną otchłanią kolekcjonującą dusze kolejnych beztroskich użytkowników.
32 komentarze
-
Pingback: Monachium odcina kupony | przystajnik
Wszystko fajnie tylko mówienie, że Windows 10 jest darmowy jest sporym nadużyciem. Aktualizacja jest za darmo.
Trafnie ujęte,zgadzam się w 100%.
Przerażające jest,że ludzie dyskutują nad kafelkami,okienkami i innymi funkcjami,pomijając kompletnie aspekt prywatnych danych,wszechobecnego i wręcz natrętnego śledzenia uzytkowników na każdym kroku.
Windowsk 10 to moim zdaniem bardzo dobry system,jednak nie używam windy od Xp.
Czytałem “licencję”.
Szczerze to ja się dziwię firmą które na swoich maszynach mają windowsa… Przecież dla nich prywatność powinna być priorytetem(ochrona danych spółki) nawet na w7 mają swoje aktualizacje co w w10 http://www.pcworld.pl/news/402996/Windows.7.8.8.1.po.aktualizacji.beda.szpiegowaly.jak.Windows.10.html?utm_source=pcworld&utm_campaign=related_news&utm_medium=link tak troszkę chore jak dla mnie…
Zupę jem łyżką, włosy czeszę grzebieniem, piszę długopisem. Jak ty się dziwisz firmą?
Zamykanie w bąble i podsuwanie treści już następuje od lat, google podsuwają przecież różnym ludziom różne rzeczy na to samo zapytanie. Tak samo zbieranie danych o ludziach Google czy Cukierkowy prowadzą od lat. Ulice miast są nagrywane, systemy rozpoznawania twarzy i katalogowania ludzi występują na lotniskach i będą sukcesywnie wprowadzane na dworce.
Schowanie się w Linuksie nadal niewiele pomoże. Czas wolności się skończył. Nie ma ucieczki.
Fajny artykuł.
Dzięki niemu powyłączałem sporo aplikacji i zezwoleń z zakładki prywatność Windows 10 😉
Tak gwoli ścisłości to Microsoft lubi Linuksa serwerowego, a nie desktopowego. A to duża różnica jest. Bo o ile Linux na serwerach ma spory rynek, to Linux na desktop jest na bardzo niskim poziomie.
Ja bym jeszcze wspomniał, że sporo osób siedzi na OS X, którego chwalą bardziej niż Windows i Linuksa na desktop, bo po prostu działa.
Firmy nie biorą wszystkich poprawek windows update, przynajmniej nie te w których miałem okazję pracować. Zawsze używa się rozwiązań jak WSUS lub SCCM to wysyłania tych poprawek które są istotne.
Windows 10 na abonament… co za debil to pisał…
Można sie dziwić firmom,nie firmą.
Ja się dziwię firmom.Sam jedną prowadzę,własną.
Dlatego używam Linuxa
Rozumiem,że nie zamykasz mieszkania na klucz,jak wyjeżdzasz?
Podaj adres,obiecuję,że nic Ci nie ukradnę,a nawet przypilnuję,aby nic nie zginęło,i wyrzucę śmieci.
Jak akurat będziesz w domu,to w sumie też mi nie będzie przeszkadzać,przeciez nie masz nic do ukrycia,prawda?
Czy może masz?
To gdzie mieszkasz?
The Suspect:
Czasami lepiej uchodzić za idiotę,niż się odezwać,i rozwiać co do tego wszelkie wątpliwości.
To cytat,wiem,że go nie znasz,ale może sie przyda
Plany wprowadzenie windy jako abonamentu pojawiły sie około Visty,wiem,nie czytałeś….
reasumując :
nie wiemy-nie mówimy
http://sjp.pl/reasumuj%C4%85c
Fakt, Monachijskie urzędy i inne instytucje publiczne (biblioteki etc.) pracują na “pingwinach”.
Miłe zaskoczenie, jak sprawnie zwykli urzędnicy się w nich odnajdują.
A z tego, co z kilkunastoma osobami rozmawiałem, bardzo sobie chwalą ową przesiadkę.
Ziew. Co wersja tego systemu musi się pojawić podobny artykuł. I to samo bicie piany.
“Microsoft oficjalnie mówi, że nie będzie więcej nowych Windowsów, a jedynie rozwijany za pomocą aktualizacji Windows 10”
Vista też miała być ostatnim Windowsem, a wyszło jak wyszło. Nie wierzę, że Microsoft nie będzie chciał wydać kolejnego Windowsa… Będzie chciał, a raczej ktoś chociażby dla samej licencji, która będzie bardziej korzystna dla wybranych, a mniej dla przeciętnego człowieka.
Myślę, że skoro byli w stanie stworzyć dobrą automatyczną aktualizację z różnych pierwotnych wersji systemu (vista,7,8) to faktycznie są w stanie przejść na rolling release. Ludzie się mocno rozczarowali gdy się dowiedzieli, że muszą zmienić swój ulubiony system (XP) bo producent przestał go wspierać. Poczuli się na pewno trochę oszukani. Więc pomysł (zaczerpnięty z linuksów) na wydania ciągłe jest moim zdaniem bardzo dobry dla użytkowników. Microsoft nie będzie robił wielkich kampanii promocyjnych i skupią się na współpracy z producentami sprzętu która przyniesie lepsze zyski. A licencje i inne poważne zmiany przecież można wprowadzać w każdym momencie niekoniecznie sygnując je nową wersją systemu.
Kilka znalezionych literówek 🙂
przez za darmo -> za darmo
z jaki ten -> z jakim ten
rosnąca na miesiąc -> rosnąca z miesiąca na miesiąc
treść wiadomość email -> treść wiadomości email
informacji zgromadzonych przez programy „trzecie” -> informacje zgromadzonych przez programy „trzecie”
brak lub niepełne informacji -> brak lub niepełne informacje
zbieranie informacji o użytkownika -> zbieranie informacji o użytkownikach
coraz to nowych formy wyciśnięcia -> coraz to nowych form wyciśnięcia
mami swoje ofiary -> mami swoje ofiary.
tego nie zrobi,, -> tego nie zrobi,
Doskonałe oko i umiejętność czytania ze zrozumieniem 🙂 Dzięki.
http://antyweb.pl/wladze-monachium-porzucaja-linuxa-kto-zawiodl-ludzie/ Czy inne informacje w tym tekście są równie rzetelnie sprawdzone?
Ponadto jako użytkownik nokii 920 nie przesiadłbym się na androida, i na osx. Windows Phone jest teraz bardzo funkcjonalny, stabilny. Telefony tanie. Nie wiem dlaczego autor ironizuje.
Pytasz o rzetelność w moim tekście, czy w tym z Antyweba? Wybacz, ale jeżeli za wzór stawiasz Antyweby i jego sensacyjne i złe tłumaczenie zagranicznych nagłówków sprzed roku (sprawdź daty), to bardzo źle wybrałeś. Choć z pewnością dla miłośników wiodącego systemu jest to niezły młyn na wodę, to cała sprawa wyglądała nieco inaczej.
Wiarygodne źródła donoszą:
http://404.g-net.pl/2014/08/wielka-draka-monachium/
http://404.g-net.pl/2014/09/monachium-kontratakuje/
Tego roku parę tygodni temu wybuchła podobna afera, gdy dwóch radnych stwierdziło, że nie mają na laptopach Skype’a (który jest dostępny w wersji linuksowej). Jednak prasa była już ostrożniejsza z ogłaszaniem odwrotu od Linuksa – bo co do tego wątpliwości zostały rozwiane już rok temu.
Z ciekawości zainstalowałem aktualizację z W7 do W10, na początek doświadczyłem niewielkich problemów ze sterownikami. Zwaliłem to na karb aktualizowania kilkuletniego systemu z kilkuletnimi błędami. Pobrałem obraz iso i zastosowałem czystą instalację co na niewiele się zdało, system z tylko sobie znanych powodów nie widzi baterii laptopa. Do tego parę innych kwiatków (cztaj: bugów), paskudny wygląd menedżera plików, ogólnie kiepska estetyka środowiska graficznego i nieakceptowalne ustawienia automatycznych aktualizacji. Wyleciał z dysku na drugi dzień, nie wytrzymałem z nim 48 godzin i wróciłem na stare tory: Linux do wszystkiego plus W7 do specjalistycznego oprogramowania.
I ile w tej firmie masz komputerów i ludzi na nich pracujących?
Jestem na własnej działalności.
A zapytasz ile mam danych klientów?
Pracuje w firmie,która ma oddziały w 14 krajach europy ,i działa od 45 lat
No gratuluję – dawno nie czytałem tak przemyślanego artykułu o Microsoft, Windowsie oraz nowych zagrywkach marketingowych. Mnie na szczęście jeszcze problem nie dotyczy ale tak agresywny marketing może zatrząść również Linuksem i za kilka lat okaże się że Windows będzie wszędzie z przymusu z braku alternatywy, NSA będzie miało dzięki FCC furtki w każdym urządzeniu Wi-Fi a telefon z Androidem zobaczymy jedynie w muzeum (no, może trochę się zapędziłem). Szkoda, bo od kilku lat Linux jest już dojrzałym systemem desktopowym i nie odczuwałem potrzeby zaglądania do Windy (nie, nie gram więc pewnie dlatego chociaż gier na Linuksa też powoli przybywa) i wolałbym zachować obecny stan rzeczy.
Kiedyś pojawiły się plany, że RH wykupi jądro Linux.
dlatego do tej pory nie aktualizować swojej oryginalnej kopi Windowsa 7, zakupiłem tylko do grania i ewentualnego oglądania filmów ale do internetu jak portale czy bankowość to tylko Linux i to Slackware
Swoją przygodę z Linuksem zacząłem od Mandrivy , potem było Ubuntu , Xubuntu , teraz Manjaro od 3,4 lat. System absolutnie wystarczający jak dla przeciętnego kowalskiego.Kilka lat temu Microsoft i Gates zbierał ,odzyskiwał stary sprzęt komputerowy z zamiarem darowania go dzieciom w szkołach na czarnym lądzie. Ale , ale nie za darmo , szkoły miały by dostać ten używany sprzęt pod warunkiem że zakupiły by Windowsa zainstalowanego na tym sprzęcie.
Czyli metoda kija i marchewki.
I już nigdy , przenigdy nikt nie przekona mnie do Windowsa. Linux górą.
Pozdrawiam Linuksiarzy
Grzegorz
każdy kto miał Lumię już, to zawsze kupuje nową Lumię. Sam tak zrobiłem.
mnie irytuje naiwność ludzi i dziennikarzy ogłaszających światu, że MS się zmienił, że jest open. niestety jeśli społeczność powie, że to wyrachowanie to wszyscy nazwa użytkowników Linuksa złośliwymi pamiętliwymi zawistnymi ludźmi.. Nie zapominajmy co się działo nie tak dawno i się nadal dzieje, tylko jest to jeszcze mniej widoczne. Jakiś czas temu widziałem magazyn Computerworld. Wydawać by się mogło, że poważna gazeta dla profesjonalistów. Przeczytałem krótki felieton jakiegoś zawodowca, który wdrażał jakiś soft open source. Przejrzał kod i stwierdził, że jest bardzo niskiej jakości a to przecież open source. Brak konkretów i jeden morał. Open source nie znaczy lepszy i często jest gorszy. Najpierw byłem zły, że nie napisał o jakie oprogramowanie chodzi, bo chętnie bym zajrzał do źródła. Dopiero pozniej uświadomiłem sobie, że nie chodzi o poprawienie jakości kodu. w takiej formie, to cel felietonu mógł być tylko jeden: FUD.
Otóż to – jeżeli ktoś potrafi, może zweryfikować potrzebny mu program opensource pod kątem jakości kodu. A w jaki sposób ktoś taki zweryfikowałbym program zamknięty? Szkoda, że autorowi takiej publikacji nie zaświtała taka najprostsza myśl. A może właśnie nie miała zaświtać.
Poza tym, nic się nie zmieniło – MS to nadal korporacja, a takiej chodzi wyłącznie o zarobek. Nie ma w tym nic zdrożnego, jednak jesteśmy na etapie kiedy kapitalizm i korporacje zaczynają pożerać swój własny ogon w spirali niekończącego się więcej – jeszcze więcej. MS musi generować jeszcze więcej pieniędzy niż przedtem, stąd zmiana modelu sprzedaży i przestawienie się na handel danymi użytkowników, a nie samym tworzonym oprogramowaniem (choć wiadomo – nie jest ono za darmo, jednak fakt, że pirackich wersji używa nawet 40% użytkowników również jest MS na rękę).