Bloom 1.0.019 w coraz lepszej kondycji
Niedawne wydania edytora graficznego Bloom to poniekąd przełom w jego rozwoju. Po pierwsze, osiągnięto wersję 1.0.x i tym samym program wyszedł z etapu Beta, po drugie autorom udało się rozwiązać problem niewidocznych fontów w wersji linuksowej. Tym samym Bloom staje się coraz ciekawszą propozycją dla osób pracujących z grafiką na Linuksie. Co prawda propozycją komercyjną, ale mając taki wybór programów graficznych jaki mamy, każdy następny to nadzieja na unormowany standard obsługi i uwspółcześniony zestaw narzędzi.
Bloom może i na początku straszy nieco „tabletowym” interfejsem, gdyż kontroli i suwaki wydają się po prostu olbrzymie – ale kto z grafików pracuje obecnie na monitorze poniżej 17 cali. Przy odpowiedniej powierzchni ekranu i rozdzielczości interfejs ów nie jest aż taką bolączką. Bolączką może za to być prehistoryczny (wobec dostępnych narzędzi) instalator dla Linuksa, gdzie w terminalu i z prawami roota musimy uruchomić pobrany plik .sh. Nawet jeżeli stworzenie pakietu deb i rpm to aż taki problem, dostępne są przecież inne graficzne instalatory. W wersji 1.0.001 i 1.0.019 autorom udało się osiągnąć następujący postęp:
-
1.0.019
- nowość w filtrach: Light Effects,
- naprawiony problem z niewidocznymi fontami w wersji linuksowej,
- naprawiono awarię podczas usuwania ostatniego śladu pędzla,
- naprawiono wysypywanie się programu podczas import zdjęcia RAW,
- naprawiono potencjalne problemy przy manipulacjach z maską,
- eksperymentalne wsparcie dla Retiny na wszystkich platformach,
- kontroli cięcia warstwy są teraz widoczne w określonych warunkach,
- naprawiono problemy ze zmianą wymiarów tekstu,
- naprawiono wpływ zmiany rozmiaru na gorszą niż przewidywana jakość obrazu,
- naprawiono automatyczne wczytywanie z plików zawartości warstw,
- naprawiono przypadki zaśmiecania historii undo przez narzędzia Pan i Zoom,
- naprawiono efektywność ręcznego wpisywanie ścieżek w narzędzi Slice,
- ustawienie ramki zaznaczenia dokładnie na 1 pixel szerokości.
1.0.001
Jednocześnie da się zauważyć, że póki co program jest skierowany bardziej w stronę artystów grafików niż fotografików. Wywoływanie plików RAW jest pozbawione jakichkolwiek kontrolek przynależnych temu formatowi i do pracy przystępujemy od razu z gotowym obrazem. Niemniej, do tego celu dostępne mamy całe naręcza filtrów, efektów oraz świetnie zorganizowaną kontrolę nad maskami i warstwami.
Jak wspomniałem, program jest płatny i w na dzień dzisiejszy kosztuje $49,99. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby pobrać wersję demo i aktywować taką samą licencję.