PearOS 9.3 i sztuka udawania czegoś innego
Świat graficznych dystrybucji linuksowych od wieków zmaga się z plagą plagiatów, kopii i odwzorowań. Nie wiedzieć czemu, za szczytowe możliwości naszych środowisk graficznych uważa się upodabnianie ich do rozwiązań znanych z innych systemów operacyjnych. Mamy więc Linuksa a’la Windows (ChaletOS), Linuksa a’la Chrome OS (Chromixium OS), mieliśmy też Linuksa a’la OS X w postaci Pear OS. Jednak zniknięcie tej dystrybucji z sieci (sic!) jest do dziś owiane mgiełką tajemniczości czy wręcz tonie w oceanie domysłów i teorii spiskowych. Podobno komuś tak spodobał się ten projekt, że go po prostu wykupił. Jednak pustka jaka pozostała po całkiem niezłej imitacji OS X aktywowała inne osoby i tak od jakiegoś czasu możemy cieszyć się projektem… PearOS. Zbieżność nazw przypadkowo nieprzypadkowa a brak spacji zamierzony.
Tytułowy PearOS to bodajże jednoosobowa inicjatywa brazylijskiego dewelopera, który w całkiem udanym stopniu osiągnął wizualną zgodność z OS X. Od strony technicznej jest to klon Ubuntu 14.04 LTS, ze środowiskiem GNOME 3 i odpowiednio dobranymi tematami graficznymi. Jednak skupmy się na inny spojrzeniu na te Windowsy – nie Windowsy (w tym konkretnym przypadku OS X – nie OS X). W jakim celu twórcy upodabniają środowiska graficzne do innych systemów? Ani to często ładne, ani funkcjonalne, a najczęstszym argumentem jaki się pojawia, jest chęć zaoszczędzenia nowym użytkownikom szoku „poprzesiadkowego”. Siadając do odpowiednio skrojonego Linuksa poczują się oni jak w domu – znajome okna, znajomy panel, znajome tapety, ikony, układ pulpitu. Jednak to wszystko przypomina naukę chodzenia w chodziku – gdy zniknie rusztowanie dające złudne poczucie pewności, delikwent ląduje na twardym podłożu. Okazuje się, że na tym systemie nie da się wielu rzeczy robić tak, jak się robiło na poprzednim.
Bo o ile od strony wizualnej wszystko wygląda podobnie, o tyle „pod maską” mamy często najzwyklejszą dystrybucję Linuksa. Z jego system plików, strukturą katalogów, repozytoriami i (nie bójmy się tego słowa) terminalem. Wtedy po okresie euforii przychodzi gorzkie rozczarowanie – miał być „darmowy” Windows/OS X a jest jakaś poczwarka. Na dodatek z trudem uruchamiająca nasze windowsowe gry. Ceną za rozpalanie złudzeń jest późniejsza frustracja i w efekcie negatywna opinia na temat całego systemu („Linux jest do kitu, bo nie działa jak Windows”). Zatem podszywanie się pod inne rozwiązania daje zgoła odmienny efekt, niż zaskarbienie sobie sympatii i wzbudzenie u użytkowników pozytywnej chęci nauczenia się czegoś nowego. Zamiast tego Linux staje się obelgą w ustach konsumentów – malkontentów.
Jednak nie ma tego złego, co by na dobry nie wyszło. Tym sposobem możemy oddzielić ziarno od plew, a wizualne sobowtóry innych systemów mogą sprawdzić się na pulpitach mało wymagających użytkowników (lub zgoła korzystających z dwóch – trzech programów), bez zacięcia do administrowania systemem. Łatwo wyobrazić sobie scenariusz, w którym pani w sekretariacie spędza cały dzień przy otworzonym Wordzie na swoim nowiutkim Windowsie 10, którym jest odpowiednio skrojona dystrybucja Linuksa z LibreOffice na pokładzie. Lub seniorzy, którzy po kursach komputerowych ogarniają układ ikon i okien z wiodącego systemu, a stać ich na reanimowanego laptopa z trzeciej ręki z udającym Windowsa Linuksem.
Zatem zrozumiały jest dylemat twórców dystrybucji, którzy muszą zderzyć się z przyzwyczajeniami użytkowników z jednej strony, a z drugiej z możliwościami i własnym „ja” systemów linuksowych. Jednak o wiele bardziej pożyteczne byłoby skupienie się na poprawie aspektów administracyjno – obsługowych takiej dystrybucji (vide Solus, Manjaro, Deepin), niż jedynie udawaniu czegoś, czym Linux nie miał być i nie będzie.
Jest jeszcze jeden powód dla którego warto imitować wygląd OS X – pieruńsko dobrze wygląda, widać że w Apple zatrudniają pierwszej klasy grafików. Bo w KDE czy Gnome to niestety ale sami programiści chyba zajmują się design’em…
Akurat teraz w KDE/Plasma jest VDG (VIsual Design Group) i to ta grupa zajmuje się designem Plasmy/KDE.
Coś w tym jest. Po wielu próbach sam doszedłem do wniosku, że szary motyw jest najbardziej neutralny i najmniej męczący. Mam obramowania Greybird, a okna to Bluebird poddany minimalistycznemu liftingowi. Teraz chcąc odświeżyć pulpit zmieniam sobie tylko tapetę i/lub ikony.
to fakt, nowe KDE wygląda już prawie dobrze, tyle że KDE ma cykl wydawniczy gorszy niż Windows, MS przynajmniej co drugi system wydaje dopracowany. Natomiast każda kolejna wersja KDE jest naładowana nowoczesnymi ficzerami, oczywiście porzucona zostaje kompatybilność wsteczna jak i stabilność. Jak już po ~3 latach się ustabilizuje to zapowiedziana jest nowa wersja, po roku używania stabilnej wersji wszystko jest rzucane w kąt i od nowa walka z nową wersją… Ja tam powiedziałem sobie dość i używam cynamona, wygląda nie gorzej…
Że Linuksy nie biją na desktopie Winzgrozy? Przepraszam bardzo, ale popularność =/= jakość. 😉
Na mój gust kde jest zbyt cukierkowate.
a co polecasz?
Niech Żyje!!!
Jak będziesz miał chwile,to podpowiedz,kiedy to i jakie Linuxy były żałosną namiastką windowsa?
Chyba przegapiłem ten moment,nie jestem zbyt bystry.
Na moim biją.Wynik 5:0
Ja polecałem, polecam i będę polecał Cinnamona. Chociaż osobiście uważam Plasmę za ładną, przeszkadzał mi raczej brak stabilności.
Jeszcze 10 lat temu na biurku Kowalskiego były raczej nieużywalne (zero sterowników, zero oprogramowania do domowego użytku), poza tym nic nie przychodzi mi do głowy. :
10 lat temu… hmmm.. dla przykładu.. za Wikipedią:
“[…]W grudniu 2006 Novell oddzielił otwartą, ogólnodostępną wersję systemu, nazwaną openSUSE i rozwijaną przez społeczność z całego świata, od wydania komercyjnego, oferowanego wraz z pomocą techniczną i skierowanego do zastosowań profesjonalnych.[…]”
Były sterowniki, było oprogramowanie (śmieszny argument) do domowego użytku.
Ubuntu (od 2004) – ponad 10 lat temu
Dwa przykłady z wielu
Idź pier…lić gdzie indziej
Ciekawe czemu zawsze znajdzie się ktoś kto na siłę chce wmawiać nieprawdę..
I ile osób tego używało?
Przepraszam bardzo, ale znajdź mi sterowniki do dziesięciu losowo wybranych drukarek i skanerów z tamtego okresu. Nie sprzęt – sterowniki z wtedy.
I co, przyjemnie się używało tego Ubuntu? Jako pakiet biurowy dominował na Linuksach OpenOffice, nieporównywalnie gorsze od ówczesnego M$O, chyba, że tu też spróbujesz zaprzeczyć?
Korzystaj z KDE 4.x, jest u mnie stabilne aż do bólu. A do tego jest estetyczne, ciut cukierkowate i deczko przyciężkie, ale jako środowisko do pracy spisuje się bardzo dobrze. 😉
Teoretycznie były sterowniki. Praktycznie Linux sprzed 10 lat a ten dzisiejszy to niebo a ziemia.
Wiem, bo obserwuję Linuxa od ponad 10 lat. I wcześniej mi zwyczajnie na niego czasu było szkoda, był to twór wyłącznie dla zaawansowanych fachowców.
“Idź pier…lić gdzie indziej”
– To twój główny argument w dyskusji? Następnym etapem mają być hitlerowcy i obozy koncentracyjne?
Faktycznie, Linux ma tak potężny potencjał że podszywanie się pod inne systemy jest żałosnym nieporozumieniem.
Z drugiej strony, widać jest na to zapotrzebowanie, skoro ktoś poświęca swój czas i energię na tworzenie takich wynalazków?
Jeszcze inna rzecz, chińskie klony IPadów i Samsungów Galaxy też nie biorą się znikąd…
Nie poznaję kolegi, taka wyważona i rozsądna odpowiedź. No, no… 😉
Dzięki za nowy punkt widzenia, to naprawdę ciekawe z tą “pochodną ewolucji biologicznej”. Ciekawa koncepcja.
Słyszałem dużo pozytywnych opinii (w przeciwieństwie do najnowszej Plasmy), ale brak aktywnego rozwoju niestety mnie odstrasza. : Szczerze mówiąc myślałem ostatnio nad czymś lekkim, takie LXDE albo LXQt, bo responsywny pulpit to fajny pulpit. 😉
Tak czy inaczej muszę przetestować KDE4, bo tak długo go unikałem (aż nie wiem jak mi się to udawało) i chyba wypadałoby wyrobić sobie własne zdanie.
Btw ja doświadczyłem dwóch problemów na Cinnamonie – system startował ze złą rozdzielczością po niepoprawnym zamknięciu (pomagało samo otworzenie ustawień ekranu) i tapeta zmieniała się na domyślną (podmiana 2 plików załatwiła sprawę).
>„./configure && make &&make install”
To nigdy nie wyjdzie z mody. :p Dzisiaj miałem okazję wklepać to kilkanaście razy. 😀
>„widać jest na to zapotrzebowanie, skoro ktoś poświęca swój czas i energię na tworzenie takich wynalazków?”
Ludzie mogą tworzyć coś dla siebie, nie zawsze musi być na to zapotrzebowanie. Idealnym przykładem jest distro z tytułu, szerokiego grona odbiorców toto chyba nie ma. :p
Ja też w sumie mogę polecić Cinnamona jeżeli chodzi o wygląd i stabilność. A czy ktoś z was testował już dobrze te nowe wynalazki jak Deepin DE, Pantheon, Budgie, czy Lumina?
Kurde,nie pamiętam.
Ale późno zacząłem używać komputera w ogóle.Miałem 30 lat,jak pierwszy raz kolega instalował mi XP na nowym kompie.Rok później ja mu naprawiałem lapka.Dwa lata póżniej pierwsza Mandriva 10…
Przetrawiłem ten tekst i… musze się trochę z autorem posprzeczać. Nie podoba mi się teza, że ‘udawanie’ przez poszczególe dystrybucje Linuxa tzw. wiodących systemów de facto szkodzi Pingwinowi, gdy ‘przesiadkowicze’ odkryją, że pod znajomą powłoką siedzi całkiem inna filozofia systemu. Tej tezy nie da sie obronić, bo wszak… ludzie przesiadają się na ‘inne’ systemy, nieraz za grube pieniądze, cały czas. Każdy, kto wychował się na Windows i z jakichś powodów przesiądzie się na OSX – będzie cholernie zagubiony i bardzo szybko odkryje, że musi się wielu rzeczy nauczyc od nowa. Podbnie przesiadka z Win7 na usługę Win10 bywa trudna dla zwykłego użytkownika, tak też było z Win8/8.1 i wcześniejszymi oknami. Mimo to ludzie sie przesiadają – dobrowolnie, pod presją producenta systemu, ‘delikatnie’ perswadujacego upgrade, czy też z konieczności, bo firma, w której pracują robi upgrade sprzętu. Albo ze snobizmu, bo stać ich na Maca 🙂
Nie spotkałem przy tym żadnej wypowiedzi, pisanej czy wygłoszonej w mej przytomności werbalnie, kiedy to osoba polecajaca Linuxa mówiłaby, ze to system TAKI SAM pod względem nawyków i przyzwyczajeń obsługi, jak Windows czy OSX – w zasadzie zawsze mówiono czy pisano wprost, ze można wybrać dystrybucję, która UŁATWI przesiadkę, oferując podobny interface, ale jednak filozofii systemu trzeba się będzie nauczyć.
Przyczyna zniechęceń ‘przesiadkowiczów’ jest, niestety, inna. Ci, którzy wpadaja tu regularnie byc może pamiętają, że sam jestem takim świeżym przesiadkowiczem. Nie, nie zniechęciłem się do Linuxa, pracuję na nim i zaliczam się do grona ‘wyznawców’ z energią charakterystyczną dla właśnie nawróconych 🙂 Ale…
…Jak kiedyś pisałem, param się – poza innymi rzeczami – fotografią i filmem, więc znalezienie odpowiednich narzędzi pod Linuxa dla mojej pracy było warunkiem koneicznym rezygnacji z WIndows i OSX. O ile fotograficznie Linux i wolne oprogramowanie zaspokoiły w pełni moje potrzeby, bo pod GIMPem robię dziś wszystko to, co robiłem ze swoimi zdjęciami pod Photoshopem, zaś Darktable wręcz oczarował mnie swoimi możliwościami jako wołarka do RAWów, o tyle montaż wideo… sprawia problemy.
Linuxa w okresie przejściowym testowałem na trzech różnych konfiguracjach sprzętowych i w trzech różnych wersjach (dystrybycjach). Programik Kdenlive zaskoczył mnie swoimi możliwościami i STABILNOSCIĄ pracy na najsłabszej, pierwszej konfiguracji sprzętu/dystrybucji (laptop, dość już leciwy i elementaryOS). NIestety, próba instalacji na docelowym, wydajnym sprzęcie i na bardziej, powiedzmy, elastycznych dystrybucjach – kończyły się problemami, zresztą nawet elementaryOS na tejplatformie sprzętowej ‘pożarł się’ z Kden…. Z Kdenlive musiałem więc zrecygnować, a ma on potencjał, by montowac na nim wszystkie rzeczy amatorskie, prywatne, a także mniejsze formy półprofesjonalne. Na szczęście jest Lightworks, który uruchomił się i pozwolił pracować (choć z różną wydajnością) na każdej kombinacji sprzętu i dystrybucji. No ale za ‘Sharka’ trzeba zapłacić, albo jego użytkowanie jest dość mocno ograniczone na poziomie eksportu gotowej pracy.
Wynikają stąd dwa wnioski: po pierwsze, na Linuxa da sie napisać złożony, pół-, lub w pełni profesjonalny program, który bedzie niezawodnie działał – czego Lightowrks jest dowodem (choć są też dowody opensourcowe, jak choćby Libre Office, który miewa problemy z kompatybilnością z wiodącym produktem – niezawinione przez siebie, dodajmy :-), ale stabilny jest w zasadzie zawsze). CIężko zatem zrozumieć, czemu genialne nieraz propozycje natywne dla Linuxa wykazują się sporą podatnością na niestabilność zaleznie od sprzętu/dystrybucji?
Po drugie – ja i tak planowałem kupić Lightworksa, bo czasem składam projekty, które ze swej natury pod Kdenlive składane być nie powinny, bo nie po to ten program powstał, lub zwyczajnie ich nie jest w stanie ‘uciagnać’ (pliki z REDa czy BalckMagic). Więc ja w sumie problemu nie mam. Ale ci, którzy chcieliby się przesiąść na otwarty system i oprogramowanie, a do tego czasem bawią się video na poziomie nieco bardziej zaawansowanym: studenci szkół artystycznych, zaawansowani hobbyści, początkujący dokumentaliści itp – mogą zwyczajnie popróbować i… zniechęcić się do Linuxa. Nie z tego powodu, że trzeba się uczyć nowych nawyków w wydajnej obsłudze systemu, tylko przez prozaiczną niestabilność potencjalnie doskonałych i obiecujących narzedzi. W ekstremalnej sytuacji może być tak, że po wybraniu dystrybucji, która nam najlepiej odpowiada i doskonale działa na naszym sprzęcie, coś tam ważnego z programów działać nie będzie, choć wszystko inne – jak najbardziej. Kombinowanie, by zmusić oporny program do pracy może zaś zakończyć się sukcesem, ale opłaconym… wywaleniem się innego, ważnego dla nas elementu roboczego workflow – a to prosta droga do frustracji i zniechęcenia…
PS. Tak, wiem, że praktycznie wszystko da sie jakoś zmusić do poprawnej pracy – to kolejna zaleta Linuxa, że z systemem można zrobić wszystko w zasadzie. Pytanie jednak brzmi: czy ta świadomość pomoże pozyskać tzw. przeciętnego użytkownika, którego doświadczenie nie dotyczy struktury katalogów i filozofii Terminala, ale zwyczajnie tego, ze pod Windowsem czy OSX to, co zainstalował z reguły działało tak, jak powinno?
Niedawno przesiadłem się na tego ociężałego dinozaura i ze smutkiem musze stwierdzić, że takiej responsywności i płynności interfejsu to ja na wyewoluowanym Linuksie nigdzie nie doświadczyłem. A wręcz przeciwnie.
Używałem Pantheona, ale zależy czy ktoś lubi docki w stylu OS X, mnie zawsze denerwowały, więc długo przy tym nie usiedziałem. Deepen podobnie + domyślny design mnie odrzucał.
Ja bardzo lubiłem PearOS i żałuję,że zniknął.Był bardzo elegancki i doskonale nadawał się na laptopy.
Ten nowy PearOS jest do niczego. O ile stary łudząco wręcz przypominał OS X (globalne menu na pasku zadań i kilka innych rzeczy) i w obsłudze był bardzo zbliżony (używałem i tego i tego), to ten wygląda jak n-ta dystrybucja z GNOME3 i skórką a’la OS X. W obsłudze też już sporo mniej przypomina
Obecnie, najnowsza wersja to… Gmac i dostępna jest tu: https://sourceforge.net/projects/gmaclinux/files/Beta%20v10.4/Gmac10-x64.iso/download