14 stycznia skończył się na świecie Windows 7
Tytułowe wydarzenie może by i przeszło bez echa w świecie linuksowym, ale osoby które pamiętają podobne wydarzenie dotyczące Windowsa XP, doskonale wiedzą czym to wszystko pachnie. W internecie pojawią się puste frazesy o braku alternatywy ze strony Windowsa 10, w powietrzu zawiśnie nerwowe wyczekiwanie na ruch ze strony uciekinierów z porzuconego systemu. I gdy całe to zamieszanie i tak nie przysporzy Linuksowi żadnych nowych użytkowników, zewsząd rozlegnie się złośliwy rechot antagonistów wolnego oprogramowania.
O nieobecnych nie powinno się mówić źle, ale Windows 7 wychował niemal dwa pokolenia. Osobiście nigdy nie potrafiłem współpracować z tym systemem i zawsze zapowietrzałem się z niedowierzania, jak mizernie gospodaruje on zasobami, gdy nawet doładowanie go 16GB pamięci RAM nie potrafiło poprawić komfortu pracy z kilkoma programami równocześnie. Chciałoby się powiedzieć „wiele hałasu o nic”, ale jednak – gracze sobie jakoś z tym systemem radzili, domowi użytkownicy również. Wymuszony marketingowy sukces i wypracowany synonim komputera jako pudełka z Windowsem zrobił sobie. Teraz, po 20 latach od Windowsa XP i po 10 od czasów startu Windowsa 7 niewiele osób zadaje już sobie pytanie, czy istnieje alternatywa. Bo na desktopie nie zaistniało żadne inne rozwiązanie, które zintegrowane z urządzeniem zmusiłoby użytkownika do przyswojenia pewnych nawyków i prawd o systemie operacyjnym. Dobrowolność Linuksa nie przekonała nikogo, bo ziarno padło na zupełnie jałowe pokłady chęci samostanowienia.
Oczywiście ogromna biblioteka oprogramowania jaka stała się udziałem wszystkich użytkowników Windowsa również nie zachęca do poszukiwań i rozważań. Gdy w zasięgu kliknięcia mamy wszystko, czego potrzebujemy, kto by doszukiwał się dziury w całym. Z Windowsem radośnie przez życie jest po prostu łatwo i przyjemnie. Nawet Windows 10 ze swoimi linuksowymi wstawkami nie przestraszy fanów rozwiązań oczywistych.
Powyższe powoduje, że większość dotychczasowych użytkowników wiodącego systemu nawet nie zauważyła, że skończyła się epoka wsparcia Windowsa 7. Niektórzy z nich nieopatrznie kliknęli co trzeba i nie mogą się nadziwić jakości Windowsa 10. Żadna z osób zrośnięta z tym systemem dobrowolnie nie odrzuci wyuczonych odruchów, znanych rozwiązań i ulubionych programów. Tym samym nie ma co oczekiwać, że nagłe uśmiercenie Windowsa 7 przysporzy społeczności linuksowej tysięcy nowych użytkowników, radośnie odkrywających możliwości poprawiania systemu, oprogramowania i precyzowania komponentów systemu.
Innymi słowy – myśmy to już przerabiali. Byliśmy też świadkami jak Android (a to przecież nie Windows) zyskiwał hegemonię nad światem. Widzieliśmy, jak Windows uwarunkował ludzi. Przez dekady wolna wola, ciekawość poznawcza i samodzielność skutecznie zostały wytłumione przez konsumpcjonizm. Użytkownik Windowsa 7 nie czuje się jak niewolnik, którego ktoś wyzwolił z końcu z okowów. On po prostu nigdy nie musiał funkcjonować w innych sposób. A mleczko i ciasteczka zawsze stały na biurku.
I nie zmieni tego nawet Canonical i ich fachowe poradniki oraz zapewnienia, że z Linuksem poradzi sobie każdy.
Ja pożegnałem się z Windowsem za czasów poczciwego iXPeka. Ubuntu z GNOME zasilanym Compiz-Fusion, działający out-of-box na mojej ówczesnej konfiguracji, robił spore wrażenie. Linux nigdy nie był darmowym odpowiednikiem Windowsa. Jest alternatywą, z którą każdy użytkownik komputera powinien dobrze zaznajamiać się już od szkoły podstawowej. Wtedy każdy miałby wybór.
Pamiętając sypiące się XPeki i raczej ciężko chodzące Visty, wejście Siódemki to było coś konkretnego. W dość krótkim czasie zaorała sporo linuksów w moim otoczeniu.
Jeden blog w lutym zmartwychstal
Drugi po XP najlepszy system od Microsoft to właśnie Windows 7 😉
Ja używam XP do dziś 🙂 oraz równolegle Linux Mint 19.3
Dodatkowo w pracy korzystam z Windows 10.
Jedyną wadą XP jest obsługa 1/2 pamięci jaką posiada mój system no i brak zgodności z najnowszymi wersjami oprogramowania…
Nie, no nie mów, że 16GB nie wystarczało na Windows 7. To nie Vista. Ja póki co jeśli chodzi o Windows zatrzymalem się na 8.1 i uważam go za jednego z lepszych Windowsów.
Co w UI Gimpa jest nie do łyknięcia? Dla mnie to najbardziej logiczny program do grafiki.
Iiii jak to używanie wygląda…? Przecież na ten system nie ma już zbytnio nawet aktualnych przeglądarek nie mówiąc o bezpieczeństwie. Nie lepiej zamiast tego XP zainstalować takiego chociażby Lubuntu?
Teoria teorią, praktyka praktyką. Policzmy. Odpalony virtualbox (żeby mieć ‘normalnego’ Linuksa z 4GB pod ręką), do tego Chrome i trzy – pięć kart z ‘mocną’ obliczeniowo i interaktywną zawartością (żadne widzimisie – takie narzędzia do pracy). Do cisco jabber, webex i coś, co udawało, że pilnuje windowsa 7 przed złymi użytkownikami internetu. Efekt? Opłakana responsywność systemu (pomimo procka I5, 16GB). I kompletny brak kontroli nad tym, jak to wszystko poukładać i pogodzić.
Początkowy zachwyt Win10 też ustąpił miejsca rozpaczy, gdy po miesiącu laptop zaczął klatkować nie gorzej niż wspomniany Win7. Trochę pomogło powyłaczanie i zablokowanie hyperv i tych wszystkich guardów i innych ‘ulepszaczy bezpieczeństwa’.
Program do obróbki plików RAW z Pentaxa działa nawet pod Windows XP 😉
Przeglądarka jest ciągle aktualizowana i działa ok. https://github.com/Feodor2/Mypal/releases
Stary soft również , po to zmieniać ?
Aktualizacje wychodzą mimo zakończenia wsparcia….
ps. Na tym samym kompie mam już Linux Mint 19.3
No sorry, jak poinstalujesz jakieś badziewie obciążające system to się potem dziwisz że wolno działa.
Myślałem, że to podstawowe zadanie systemu operacyjnego – uruchamiać programy 🙂
Których jedynym zadaniem jest obciążanie systemu niż rzeczywista korzyść?
Np. zrobienie ramki dookoła liter to porażka.
To po co w ogóle komputer? To co wymienił wydaje się być dość użyteczne. Ale skoro system ma chodzić sam dla siebie, to….
Pierwsze z brzegu… sensowna edycja tekstu nie istnieje. Jesli sie projektuje interfejsy to ten brak dyskwalifikuje program na starcie. GIMPa uzywam do skalowania obrazkow.. i wciaz go nie lubie, od przeszlo 20 lat.
zaznaczasz tekst, powiększasz zaznaczenie o piksel. tworzysz nową warstwę pod spodem i robisz co chcesz
kompletnie nie rozumiem co masz na myśli edycja tekstu. tekst edytujesz w edytorze tekstu a nie grafiki.
nie rozumiesz. instalujesz gównoprogramy i narzekasz że komputer wolno działa. jeśli zrobisz to samo pod linuksem, też go zajeździsz.
Ja Ciebie rozumiem. Ale czasem nie ma się wyboru, pod jakim systemem trzeba gównoprogramy uruchamiać. I skoro muszę robić to na wmuszonej odgórnie platformie, to się dziwię, że nikt tego problemu nie zauważa a wręcz twierdzi, że pod tym systemem jest najmniej problemów.
aa, nie mówiłeś że chodzi Ci o komputer firmowy, którym jest domena i masę syfu do szpiegowania pracownika, pilnowania tak zwanego bezpieczeństwa. w takiej sytuacji to się zgodzę, ale z drugiej strony jeśli komp zamula to admini powinni dołożyć ramu.
Jakbyś ujawnił całkowitą konfigurację maszyny to nie byłoby gdybania. Samo 16 GB RAM nie jest wyznacznikiem tego, że będzie wydajnie.
Na razie obraz tej sytuacji mam taki (być może błędny), że sprawa dotyczy laptopa z prockiem i5 i pamięcią 16 GB RAM, który pierwotnie miał Windowsa 7, a następnie został zamieniony na Windowsa 10. Na tej podstawie można sądzić, że w najlepszym razie i5 było w wersji 4c/4t, ale w najgorszym przypadku mogło to też być 2c/4t. VBox kawałek procka zabrał + 4GB RAM, nieoptymalizowany Windows mógł porwać 3 GB RAM i została niepełna dziewiątka na resztę. Przy procku 4c/4t nie powinno być źle (2c/4t klęka), ale przy ilości odwołań do dysku jeśli miałeś tam HDD to i tak kaplica.
No to wyobraz sobie np. projektowanie strony www bez mozliwosci normalnej edycji tekstu. Photoshop dlatego zostal standardem w projektowaniu stron www, ze mial taka mozliwosc (gdzies od wersji 5). Wiem, ze teraz sa inne narzedzia i metody, ale 20 lat temu tak sie to robilo.
Nie zanosi się aby popularny soft graficzny znany z Windowsa lub MacOSa pojawił się na linuksie. Jeśli masz konkretne potrzeby możesz zrobić tak:
– masz dwa osobne komputery z różnymi systemami na tych samych współdzielonych monitorach, a Windowsa dla higieny możesz np. pozbawić sieci,
– jeśli chcesz operować na jednym komputerze i spod linuksa to wirtualizujesz Windowsa z przeznaczonym dla niego GPU i możesz mieć dwa systemy równolegle. Jest z tym trochę zabawy i sprzęt do tego nie może być słaby.
Jest trochę różnego softu, ale bezpośredniej konkurencji dla Adobe/Corela/Affinity czy Xary to nie ma.
No. A teraz jak zmienisz tekst, to musisz to robić od nowa.
A czy na domowym komputerze system nie powinien ogarniać tej kuwety i trzymać “gównoprogramów” twardą łapą, wciąż działając żwawo, zamiast dać się im zawalić?
Zawsze można to oskryptować jeśli często korzystasz z jakiejś funkcji.
Teoretycznie tak, praktycznie to zależy od komponentów sprzętowych. Na przykład masz 8 GB RAMu, uruchamiasz dużo programów, system zaczyna swapować i zrzucać pamięć na dysk. Dysk masz wolny i odczuwasz dobitnie że komputer wolno działa. Mając dysk SSD lub NVMe już tego tak nie odczujesz.
Jestem jednym z tych użytkowników, którzy przeszli z Windowsa 7. Kiedyś brat mnie namawiał na Ubuntu, ale intensywnie grałem i nie interesowało mnie testowanie innych systemów. Teraz, kiedy przyszedł koniec wsparcia dla 7, a ja nie skorzystałem z oferty darmowego przejścia na 10, postanowiłem zainteresować się alternatywą. Jako wieloletni użytkownik Win, oczywiście wybrałem Mint na poczatek i póki co, jestem zachwycony. Wszystko czegoś potrzebuję jest na miejscu, dla “zwykłego” użytkownika niepotrzebujacego profesjonalnych płatnych narzędzi, jest bardzo dobrze. Na Windows i tak używałem Gimp, Inkscape itp więc zadomowiłem się szybko. Póki co chłonę wiedzę i ciekawi mnie wszystko co z tematem Linuxa związane, dlatego takie blogi jak ten dużo mi pomagają. Dziękuję, może kiedyś też pomogę komuś nowemu wejść w świat Linuxa.
Ja używam Krity do ilustracji, bo ma fajne pędzle. Ale o fontach możesz zapomnieć, Krita zupełnie sobie z tym nie radzi. Gimp do liter jest dużo lepszy, choć do doskonałości mu daleko. Parę lat temu, kiedy pracowałem na Maku i pakiecie Adobe, nauczyłem się typografię robić w illustratorze, który ma lepszy silnik, niż fotoszop, a potem eksportowałem sobie na przykład jako psd. I tak mi zostało, teraz tekst (chodzi o taki dekoracyjny, bo zwykły tekst to inna bajka) ustawiam sobie w inkscape i zamieniam na krzywe i wciągam do programu typu Gimp, czy Krita. Ale można też, jak ktoś tu zaproponował, wciągnąć obrazek do scribusa i na nim (tym obrazku) umieścić tekst.
Oskryptowanie… Średnio to user-friendly i tego brakuje GIMPowi. Ale spróbuję. W sumie nie wiedziałem, ze coś takiego się robi.
https://www.gimp.org/tutorials/Automate_Editing_in_GIMP/
https://www.gimp.org/tutorials/Basic_Batch/
https://graphicdesign.stackexchange.com/questions/20632/how-to-record-action-for-automatic-repeat-in-gimp
https://docs.gimp.org/2.10/en/gimp-filters-python-fu.html
Jestem informatykiem z wykonywanego zawodu i wykształcenia, choć już nie pracuję w zawodzie. Mam 40 lat więc mój pierwszy komputer to Commodore C64C, na którym robiłem wszystko poza prawie graniem:) Znałem i używałem z Windowsów od Win 3.1, 3.11 WfW, tutaj także OS/2 Warp 4, 95, 98, Me, 2000, NT3.5, NT4 7 2003 Server etc ominąłem na swoich komputerach Vistę i 8.1, teraz Win 10 kolejne wydania. Używałem do prawie wszystkiego, co możliwe w zastosowaniach i desktopowych i serwerowych. Jednocześnie równolegle używałem najróżniejszych Linuksów w najróżniejszych celach. Od jednodyskietkowych, mógłbym tu wymienić prawie wszystkie główne i mnóstwo różnorakich innych Linuksów. Od Slacka, Gentoo po chyba już umarłą Mandrivę, Ubuntu, Manjaro. Przetestowałem chyba wszystkie Androidy na PC i niektóre używam teraz. I na komputerze stacjonarnym, laptopie i TV Boxie podłączonym do TV przez 90% czasu używam Win 10, pozostałe 9% Androida, 1% Manjaro i ostatnio zainstalowałem Ubuntu 20.04 na TV-boxie, by przetestować. Nie jestem fanem, ani krytykiem żadnego systemu. Dlaczego więc Win 10? Bo nie mam 20 lat i zwyczajnie wiem, jak bardzo czas jest cenny. Bo wolę go spędzać z Rodziną a nie dłubiąc w komputerze. Bo ma działać prawidłowo i działać jak najdłużej bez moich interwencji. To główne założenia w domu. I nie zamierzam kopać po internecie, klepać w klawiaturę, instalować zależności i innych rzeczy czasochłonnych. I Win 10 spełnia jak na razie to zadanie. Jakieś parę dni temu po paru miesiącach zaktualizowałem Manjaro. Efekt? Odinstalował kernela i nie zainstalował żadnego innego. Musiałem zrobić USB z Manjaro, uruchomić system, zrobić chroota, zainstalować kernel i uaktualnić gruba. Ja to potrafię. Ale typowy użytkownik? I nie mówię, że Windowsy nie robią podobnych niespodzianek. Robią, choć trzeba się zazwyczaj samemu o to postarać. Mówię tylko, że w moim odczuciu Linuks na desktopie Anno Domini 2020 dalej potrafi takie rzeczy zrobić, dalej trzeba poświęcić mnóstwo czasu, przekopać często fora. Niektórzy tak lubią spędzać czas, ja wolę kochać bliskie Osoby i z nimi się cieszyć. Z kolei TV-Box. W Win 10 po instalacji systemu, sterowników i Chrome włączam YouTube i idzie na Celeronie 4 rdzeniowym z Intel HD 500 co ciągnie 10W film 4K 60 klatek bez choćby zająknięcia, czy utraty choćby jednej klatki. Na żadnym starszym niż miesiąc typowym Linuksie nie pociągnie nawet 4K. Ostatnio postanowiłem sprawdzić nowe sterowniki Intela w Mesa 20 i zainstalowałem Ubuntu 20.04 po czym zrobiłem z niego Lubuntu. Efekt – jest o wiele lepiej – po instalacji specjalnej wersji chromium-vaapi 4K 30 klatek chodzi dopóki nie ruszy się myszką i nie robi nic innego. Przy czym TV-Box się grzeje. 4K 60 klatek, nie ma szans. Ten sam sprzęt – dwa systemy. I mnie jako użytkownika mało obchodzi, czyja, czy czego to wina. Ma chodzić, tak jak chcę. Dla mnie wszelka elektronika użytkowa to inny rodzaj młotka. Ma służyć mi a nie ja jej. Ma oszczędzać mi czas a nie go zabierać. Ma dawać radość moim bliskim, ma pomagać w dzieleniu się z nimi treściami. Ma umożliwiać wspólne spędzanie czasu. Ale to moje podejście. Można i na pewno ktoś się z nim nie zgodzi. Wszystkiego dobrego wszystkim. Z Panem Bogiem.
Najwyraźniej Bóg kocha sługę swego Piotra, a ja no cóż chyba jestem z Najwyższym trochę na bakier. Niedawno padła mi świeża instalacja Windowsa 10 Pro (z listopada), na jednostce która mi służy do pracy. Po przekopaniu Internetu i tym samym sporej stracie czasu jedynym remedium okazuje się świeża instalacja tego systemu i niestety ponowna aktywacja części dodatkowego softu, wymagająca “żebraniny” u jego producentów w stylu: “Wiecie, Windę mi wywaliło, proszę odświeżcie aktywację dla klucza nr…….”.
I tak Piotrze, na dziś dzień rozdarty jestem pomiędzy Tumbleweedem i debianowym testingiem. Do puszki już wrzuciłem drugą kartę graficzną, bo widzi mi się, że jeno wirtualizacja pomiotu szatańskiego jakim jest Łindows o Dziesięciu Rogach pozwoli jakoś zachowanie tej bestii okiełznać bez polewania wodą święconą SSDeka.
Bardzo dobre podejście , system ma działać dla mnie a nie ja mam działać dla systemu ! 😉
Manjaro jako wybór podstawowego systemu Linux to zły wybór.
Zbyt duża ilość aktualizacji prowadzi do efektów jakie sam opisałeś.
Dlatego lepsze są systemy wydawane co pewien czas a nie ciągle aktualizowane…
Wtedy uzyskujemy dużo większość stabilność kosztem mniejszej aktualności softu.
Linux Mint odkąd go mam jest bardzo stabilnym systemem jako zamiennik Windowsa wręcz idealny…
Mam Archa na kilku komputerach w domu (desktopy i nowsze laptopy), na starszym laptopie wisi sobie Mint. Wszystko działa jak należy, a od instalacji pierwszego Archa minęło już parę lat, parę rzeczy sprzętowo w komputerze na którym wisi się zmieniło (CPU, RAM, GPU, dodawane dyski), programy były instalowane i usuwane, update systemu dzieje się raz na tydzień, były jakieś eksperymenty w BIOSie, sprzęt z Mintem przeszedł bodaj już dwa lub trzy ‘podniesienia’ do nowszych wersji systemu – i nic, nie chce się popsuć. A sprzęt działa intensywnie – na mojej ARCHowej stacji zmontowałem kilkadziesiąt reklam, parę dokumentów (FHD, 4K, 10bit 4:2:2), obrobiłem tony dźwięku i tysiące RAWów z kilku kamer…
Jedyny w domu laptop z Win10 (żona potrzebuje do pracy) i kilka komputerów w mojej pracy, które też są pobłogosławione tym genialnym systemem – ciągłe problemy. I nie są to składaki, tylko markowe stacje robocze, stosunkowo młode (najstarszy ma dwa lata) i stosunkowo mocne (i5/i7, 8 – 16 GB RAM, SSD, karty Quadro). Mój najnowszy best of? Wyciek pamięci w Win10 powodowany przez Push Notification Service – najpierw Win10 nie chciał się podnieść na tej konkretnej maszynie z 1803 do 1903, a jak już się po n-tej próbie podniósł – to zaczął sypać tymi wyciekami, które potrafią zająć 95 – 98 procent pamięci i uceglić ciągle swapujacy sprzęt na maksa. Nasze wsparcie IT spędziło godziny rozwiązując problem i w czwartek okazało się, że będziemy wieszać system na nowo, potem instalacja softu, konfiguracja całości – no dzień pracy w plecy. Dlaczego? Bo tak. Przyczyna? Nikt nie wie. Rozwiązanie? Będzie skuteczne, bądź nie. Albo tylko do pierwszej łaty. Albo do nowej wersji Dziesiatki – cholera wie. To samo z laptopem żony – po każdej łacie systemu coś upierdliwego się dzieje: wifi gubi sygnał, albo działa wolniej. Znika drukarka sieciowa, pojawiają się jakieś problemy ze sterownikiem grafiki – ekran mruga, albo gaśnie na kilka sekund. Albo zaczyna się sypać Excel, całkiem jakby nagle pogorszyła się kompatybilność dwóch produktów od jednego producenta. Zwykle kilkanaście minut grzebania załatwia sprawę, ale czasem trzeba poczekać kilka dni aż ‘coś się wgra’ i rozwiąże problem – dla mnie bomba, jak na płatny i wiodący OS we Wszechświecie…
Zatem – dla mnie, jeśli ma działać prawidłowo i jak najdłużej bez moich interwencji – to zdecydowanie NIE Win10…
Przez kilka lat, w zasadzie od początku mojej przygody z Linuksem – myślałem tak samo. I nadal ‘zwykłemu’ użytkownikowi polecam Minta, ewentualnie Ubu na start. Jednak pomimo olbrzymich obaw, ale podkuszony opiniami jednego z czytelników tego bloga – skusiłem się na Archa i bardzo nie żałuję tej decyzji. O ile Mint był stabilny jak skała, to jednak poskładane ‘na sztywno’ pakiety z czasem zaczęły sprawiać mi coraz większe problemy – ‘robię’ w mediach i często nowsza wersja, powiedzmy, NLE oznacza lepszą obsługę czegoś, co mam w kamerze i za co zapłaciłem sporo kasy, więc chciałbym z tego skorzystać. Niestety, ta wersja edytora nie działa pod aktualną wersją Minta, bo… potrzebuje nowszych wersji jakichś zależności. Ręczna aktualizacja z kolei stanowi problem, bo inne komponenty Minta potrzebują tych zależności w wersjach starszych… i robi się nieciekawie.
Tymczasem przesiadając się na ‘ciągle świeże’ rolling release nagle pozbywasz się tych problemów. Minusy? Nie zauważyłem. Przez te kilka lat jakieś drobiazgi pojawiły się kilka razy, ale wiedza zdobyta podczas ‘rozkminiania’ Minta jest wystarczająca, by je ogarnąć kilkoma komendami w Terminalu, wspierając się czasem forum Archowej społeczności. Jednak podkreślam – to były jednostkowe przypadki, system się nigdy nie ‘uceglił’, zaś okoliczności były nad wyraz niesprzyjające (próbowałem z premedytacją robić coś, co otwarcie było reklamowane jako ‘potencjalnie kłopotliwe’). Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że komputery z wiodącym systemem, z którymi w tym czasie musiałem mieć do czynienia – sprawiły mi o wiele więcej problemów.
Niech Pan przeczyta swoją wypowiedź i zastanowi się, czy służyła czemukolwiek dobremu, czy choćby pozytywnej wymianie informacji. W mojej ocenie nie. Widać wyraźnie tylko złe intencje i że emocje oraz ukazanie własnej awersji do wiary były chyba jedynym celem. Nie widać też, by Pan cokolwiek poza informacją o mojej wierze z mojego komentarza zrozumiał, czy choćby przeczytał. Bo bardziej niż o systemach, to było o podejściu do życia i co w nim nie powinno przesłaniać ważnych spraw i Osób. Niestety dla mnie to typowy trolling. Celowe ominięcie kilkunastu zdań i przywalenie się do wiary. Tyle z mojej strony.
Ja nie napisałem, że Windows 10 jest generalnie lepszy a Linux taki czy inny gorszy. Każdy ma wady i zalety takie, czy inne. I nie napisałem też, że nie używam Linuksów. Mam na tych wspomnianych komputerach po kilka systemów na każdym. Zazwyczaj Win 10, jakiś Linuks, czy nawet kilka i jakiś Android PC. I wszystkie one mają zalety i wady. W niektórych aspektach muszę używać Windowsa, bo mam takie a nie inne programy specjalnie kupione. Ja do RAWów używam Lightrooma 6, lub 4 na laptopie do doraźnych spraw i 5 na komputerze u moich Rodziców, gdzie obrabiam zdjęcia rodzinne u Rodziców robione. Zresztą tam mojej mamie jako główny system zainstalowałem nie Windowsa, tylko kilka lat temu Debiana wtedy Testing, czyli wtedy Jessie. I jest do teraz. Inna sprawa, że poświęciłem na niego mnóstwo czasu. Że wielokrotnie go odzyskiwałem z dysku zapasowego. I inne takie. Ale potrafi stabilnie działać wie;le miesięcy, jak mnie tam nie ma. Z czasem na drugim dysku zainstalowałem Win 10, bo z Linuksa nie byłem w stanie Rodzicom drukować zdjęć. I były też i problemy, ale jest zainstalowane x2go server i większość zdalnie rozwiązuję, bo to są głównie drobne problemy, choć nie do przejścia dla mojej mamy. A co do Lightrooma wybrałem go po przetestowaniu chyba wszystkich programów darmowych, głównie pochodzących z Linuksa. I niestety wszystkie miały jakiś feler, taki, czy inny. Coś, co robię 20s w Lightroomie tam trwa o wiele dłużej. Moduł drukowania w Lightroomie jest jak dla mnie najlepszy z wszystkich mi znanych. Mimo, że kolorowe drukarki laserowe, które używam mają po 15 lat, to sterowniki nawet od HP dla Linuksa mają wady. Może nie dość grzebałem, nie dość czytałem, czy cokolwiek innego. Czy po prostu nie zainstalowałem całkiem nowego innego systemu linuksowego. Ale tu wracamy do czasu i łatwości używania. Na głównym komputerze mam jakieś 20 kilka tysięcy zdjęć w RAW pokatalogowanych i obrobionych w Lightroomie. Robienie kopii zapasowych jest proste i można je wyklikać. Mniejsza już z tym. Mam też 3 programy do filmów, kupione. Z czego tylko jeden obsługuje mi i obrabia bezproblemowo pliki z kamerki 3D. I tu ta sama historia.
I tu wracam do tego, co napisałem. O tym, co jest ważne, o tym, że czas w trakcie życia często staje się coraz cenniejszy a elektronika ma działać od razu, właściwie i długo, ale i o tym, że typowy człowiek jest leniwy. Napisałem o typowym szarym użytkowniku Windowsa. Bo mimo, że system ma wady, mimo, że też potrafi się sam wywalić, to używa go większość użytkowników domowych. Używa, bo nie musi grzebać w konsoli. Bo mnóstwo rzeczy dzieje się automagicznie, bo prawie wszystkie mu potrzebne rzeczy może kilku kliknięciami załatwić. Bo nie musi nigdzie szukać i grzebać po Internecie, jak coś prostego zrobić. Bo nie musi godzinami się nieraz męczyć, by coś zrobić. Bo włącza i działa. Ale i dlatego, że jak pójdzie do sąsiada, to nie musi się uczyć obsługi od nowa. Mnogość systemów linuksowych to zaleta i wada. Bo jest wiele systemów, wiele wersji, wiele menadźerów pulpitu. Wiele odmian, wiele sposobów instalacji programów i wszystkiego wiele. Dla jednych to zaleta, ale dla typowego użytkownika to wada. Pewnie gdyby takiego szarego użytkownika Ubuntu namówić na instalację, aktualizowanie i instalowanie programów w Gentoo, to by się złapał za głowę, że instalacja (czyli kompilacja) prostego programu może trwać godzinami, nie mówiąc już o aktualizacji.
Na TV-Boxie w końcu teraz chodzi Lubuntu 18.04 z zamienioną mesą 20 i chromium-vaapi. W wirtualnej maszynie Vmware Player chodzi w tle server z Cyberpanel i obsługuje strony. Chodzi Youtube szybko i w porządku nawet w 4k 30 klatek. W 60 nie da razy. W innym oknie jest Spotify pod Anboxem, czyli androidowa aplikacja. Ale po 2 dniach od instalacji po włączeniu systemu na pulpicie wyskakuje błąd systemu i nie wiem, czym jest spowodowany. Po kliknięciu Anuluj działa wszystko prawidłowo, prawie, bo aplikacje pod Anboxem mieszają i sprawiają kłopoty dla menadźera okien, bo powinno być KDE w/g twórców a nie Lubuntowy menedźer.
W tle chodzi jeszcze samba i udostępnia dysk. Niestety przed chwilą okazało się, że jest tylko do odczytu. Zresztą musiałem grzebać w fstab, bo inaczej nie da się udostępnić automatycznie dysku z ntfs podłączonego przez USB. Przynajmniej mi się tak nie udało. Musiałem też zmniejszyć bezpieczeństwo i doinstalować słabszy protokół udostępniania plików na Laptopie z Win 10, by komputer był widoczny w Sieci. Wszystko, co zrobiłem z Lubuntu trwało wiele godzin i wiele musiałem grzebać, szukać i douczać się. I wszystko w konsoli. AD 2020 Ale prawie działa stabilnie.
Instalacja wszystkiego do stanu takiej samej funkcjonalności z użyciem Windowsa 10 jakby zsumować, to może trwała 1.5 h. Zrobiłem i tak i tak. Parę rzeczy jeszcze nie działa i nigdy nie zadziała, jak w Win 10, np karta muzyczna z Surround 5.1 out-of-box. Pewnie da się w lubuntu – poświęcając kolejne godziny.
Nie pisałem o systemie do pracy, dla specjalisty, tylko systemie dla zwykłego zjadacza chleba.
Pozdrawiam, wracam do Rodzinki 🙂 I tego wszystkim życzę.
Dałem prosty przykład wywrotki Windowsa 10 Pro, która mnie niestety dotknęła. I to najszczersza prawda była, a że wygodniej Ci było tylko styl wypowiedzi dojrzeć niźli meritum to mnie już nie wiń.
Gdyby jednak ten Windows 10 cudem jakowymś stał się wreszcie tak bezproblemowy jak go tu odmalowywujesz, to ja bym na wszystkie Rekolekcje zaczął chodzić… i to boso!
Poruszyłeś masę tematów, odpowiem w kilku kwestiach.
Bardzo mnie bawi argument typu: ‘Napisałem o typowym szarym użytkowniku Windowsa. Bo mimo, że system ma wady, mimo, że też potrafi się sam wywalić, to używa go większość użytkowników domowych. Używa, bo nie musi grzebać w konsoli.’ Naprawdę uważasz, że większość ludzkości używa Windows bo nie musi grzebać w konsoli?! Sądzisz, że edukacyjna indoktrynacja do ‘jedynie słusznego systemu’, prowadzona za publiczne pieniądze od szkoły podstawowej po uniwersytet – nie ma nic do rzeczy? Bo widzisz – ja jestem w stanie ci udowodnić, że można latami używać Linuksa i robić to efektywnie nie dotykając konsoli – tak pracuje moja żona, która dostała komputer z Linuksem skonfigurowany przeze mnie (i to też nie była fizyka kwantowa, jakieś dziesięć minut po instalacji, dokładnie tak samo, jak każdy świadomy użytkownik winien ‘podkonfigurować ‘ Win10) i pracuje nie wiedząc nawet, jak wywołać konsolę. Dokładnie tak samo, od kilku lat, komputera z Pingwinem używa moja teściowa – ona nigdy nie miała komputera, bo nie odczuwała takiej potrzeby. Dopiero gdy okazało się, że dwoje z jej trojga dzieci mieszka za granicą i komputer może być bardzo przydatny w komunikacji z bliskimi – odczuła taką potrzebę i dostała maszynkę z Linuksem. Nigdy nie dotykała Windowsa i Linuksa opanowała w dosłownie parę dni. Do tego stopnia, że potrafi zrobić wiele rzeczy sama w systemie, choć konsoli nie dotyka. Gdy potem raz usiadła do laptopa z Windows – uznała ten system za nieużywalny.
Tak samo udowodnię ci, że można spędzić godziny grzebiąc w rejestrach Windowsa i próbując naprawić jakąś ‘automagiczną’ koncepcję jego twórców, która wykrzacza ci komputer, choć w teorii nie ma prawa. A na koniec i tak dowiadujesz się, że musisz przeinstalować system, bo to NA PEWNO pomoże.
Drukarki? Używam kilku, zarówno plujek jak i laserowych i wszystkie działają z moimi Linuksami OOTB. Warunek – kupując taki sprzęt wybieram modele od razu natywnie wspierane pod Linuksem przez producenta – przyjeżdżam do domu, rozpakowuję, odpalam i wszystko działa: po USB, po sieci, przez WiFi. Wystarczy pomyśleć zanim się wyda pieniądze.
Programy? Owszem, Lightroom jest bardzo sprawnym i intuicyjnym narzędziem. Gdy przesiadałem się na opensourcowe alternatywy moje tempo pracy wyraźnie spadło. Ale czy to była wina tych alternatyw? Nie – winne były moje przyzwyczajenia, wdrukowane nawyki. Gdy wypracowałem je sobie dla Darktable czy RAWTherapee – problem się rozwiązał, odzyskałem tempo pracy a dodatkowo zyskałem narzędzia, których Lightroom nie dostarcza – pod tym względem taki RAWTherapee jest o niebo bardziej zaawansowanym programem, choć na pewno trudniejszym w użytkowaniu.
Oczywiście, Linuks ma wady związane z niedostępnością softu mainstreamowego z wielu dziedzin. Zastępniki nie zawsze są równie dobre – dla przykładu ani GIMP, ani Krita nie zastąpią w pełni PSa jeśli idzie o funkcjonalność i dostępne zaawansowane narzędzia. To jest fakt, z którym dyskutować nie będę, natomiast będę bronił Linuksa i zasobów programów FOSS jako IDEALNEGO zastępnika platformy Windows dla bardzo dużego odsetka użytkowników komputerów. A już na pewno będę głośno protestował gdy ktoś stwierdzi, że Windows sprawia mniej problemów niż współczesne dystrybucje Linuksa z perspektywy przeciętnego użytkownika – bo to zwyczajnie nie jest prawdą.
Niestety właśnie tego się obawiałem. To, co najważniejsze o podejściu do życia zniknęło przemilczane. Za to niestety gdzieś tam spodziewałem się ze zamiast chłodno i racjonalnie spojrzeć na sytuację, to ktoś będzie mnie przekonywał do Linuxa i zapanuje prawie święte oburzenie. Mnie do Linuxa nikt nie musi przekonywać. Używałem go od hmm jakichś 25 lat, używam i będę używał. Na desktopy to jest i jeszcze długi czas będzie to system niszowy, ułamek całości systemów operacyjnych na desktopy. Ja tego nie zmienię. Moja mama, jak napisałem, używa Debiana Jessie od lat, choć to już system dziadek. Ale Ona potrafi jedynie, choć jak na Jej wiek to super – szukać w Google w przeglądarce. Do tego Skype odbiera automatycznie rozmowy. I to wszystko, co jest potrzebne. Włącza się szybciej niż w 15 sekund od razu do przeglądarki, gdzie podczas bootowania pojawia się jedno zdjęcie zamiast komunikatów BIOSu, zdjęcie rodzinne na menu gruba, po czym zdjęcie wybrane z tysięcy ściągniętych tapet, po czym od razu przeglądarka.
Przykro mi, gdy widzę zagrania bardziej znane u polityków, a nie odniesienie się do tego, co napisałem. Zdanie o konsoli było jednym z wielu, dlaczego Windows jest hegemonem na system do domu. I masz w większości rację, że w toku nauczania wdraża się do Windowsa. Ale to samonapędzające się koło. Bo skoro Windows w zastosowaniach domowych, ale i w późniejszej pracy, w firmie, gdzie większość programów jest pod Windowsa, jest tak popularny, to co mają uczniów w końcu uczyć. Coś, co im się prawie nigdzie nie przyda. Ale też nie jest to do końca prawda. Na moich pierwszych studiach na AGH wszystko było na Linuksach. Sala multimedialna z komputerami także. A poza tym były stanowiska terminalowe, konta linuksowe, poczta w konsoli etc. Na drugich studiach prywatnych w Rzeszowie też uczyliśmy się Linuksa, ale wyłącznie w zastosowaniach serwerowych. Albo w obsłudze profesjonalnych routerów. Wszystkie komputery dostępne dla studentów były owszem pod Windowsem. Ale też i wszystkie profesjonalne programy od gier ekonomicznych do programowania w różnorodnych językach były pod Windowsa. I programy te mieliśmy także prawo za darmo używać w domu.
I nie mówię tu, że nie da się tego inaczej robić. Ale ludzie są leniwi i oszczędni. Microsoft daje mnóstwo rzeczy za darmo jak lep na programistów. I ja tego nie oceniam.
A wracając do mnie, to po prostu wiele osób nie jest w stanie zrezygnować z Windowsa. Przykładowo konkretnie u mnie mam bezdechy w nocy i choć teraz nie używam, to mam nadzieję do tego wrócić, mam chińską maszynę pomagającą w oddychaniu w nocy. Kosztowała 2500 zł. Oprogramowanie jedynie i wyłącznie pod Windowsa. Wszystkie pozostałe takie maszyny to samo. Bez tego nie ma żadnego sprawdzania, jak było w nocy, kontroli, czy nawet ustawień. Jestem też cukrzykiem. Poprzedni glukometr po zakupie kabla można podłączyć było do komputera. Oprogramowanie jedynie pod Windowsa. Raporty dla lekarza, wszystko pod Windowsem. Obecny glukometr łączy się przez Bluetootha z moją komórką i mam tam aplikację pomagającą mi. Mogę też wysłać sobie część raportów na pdf. Ale najwięcej raportów i znacznie więcej jest.. w aplikacji do Windowsa. Nawet godzinę i datę w glukometrze muszę ustawiać z poziomu Windosowej aplikacji. Jest druga aplikacja, raczej usługa, którą mogę używać zamiennie, klient pod Windowsa wysyłający wszystkie wyniki z glukometru do chmury, gdzie później na stronie można je przeglądać i udostępnić nawet lekarzowi. Żona w pracy i Jej koleżanki używa do dokumentów i druku tylko Worda. Kiedyś używaliśmy OpenOffice, później LibreOffice, ale niestety niektóre rzeczy się po prostu rozwalały później pod Wordem. I owszem, do samego druku można w pdfie, ale nie wtedy, kiedy na miejscu trzeba coś poprawiać, czy redagować jeszcze. Jest mnóstwo przykładów oprogramowania, które działa tylko pod Windowsem. Nieraz “bawię” się z urządzeniami z Androidem. Aby każde moje urządzenie sflashować, niestety do każdego jest program tylko pod Windowsem. Wszystkie programy do aktualizacji komórek, do obsługi na komputerze różnych spraw na nich producenci wydają na Windowsy. Owszem – adb i wgrywanie aplikacji i łączność z Androidem, tworzenie kerneli i kompilacja była i jest wykonywana pod Linuksem. Ale ja wciąż piszę o domowym użytkowniku, który wchodzi na stronę LG, Samsunga, czy innego producenta i do swojego smartfona ma tylko program pod Windows. Mogę tak pisać i pisać. System nie jest po to, by się chwalić, jaki się ma, tylko by na nim aplikacje były i chodziły.
Tak samo nowe technologie. Niektórych, a nawet spora część z nich nigdy nie będzie na Linuksie, bo są licencje, patenty. Firmy nie po to wydają miliony dolarów by coś stworzyć i pozwolić komuś za darmo się tym posługiwać. Dla nich, niestety, liczy się rynek i pieniądze klientów, czy twórców urządzeń płacących im za technologie. Widziałem w którejś dystrybucji, że da się wyklikać udziały samby. Ale nawet w niej i tak część konfiguracji trzeba zrobić w pliku tekstowym. Jak na jakieś ponad 20 lat rozwoju, to coś tu nie gra. W Win chyba Vista, czy 7 wprowadzono nowy standard bezpieczeństwa. Samba do teraz posługuje się starym. By działało w pełni, trzeba na Windowsie instalować obsługę starego.
Kończąc, jeśli to wygląda na obronę Windowsa, to nie to jest moim zamiarem. Ma swoje wady. Ja bym bardzo chciał, by wszyscy zaangażowani w tworzenie Linuksów dogadali się i stworzyli projekt jednego superlinuksa, z jednolitym dopracowanym i klikalnym interfejsem. Z maksymalnie uproszczonym panelem sterowania do wszystkiego dla użytkownika domowego, ale i dla bardziej zaawansowanych spraw też. Z zaawansowanym i jednolitym systemem samouczków i pomocy wbudowanym w system. Z autokonfiguracją, lub klikalną konfiguracją wszystkiego, co się da. By zunifikowali w końcu choć trochę wygląd aplikacji. A nie prawie każda z innej parafi. Może jakiś nowy pomysł na obsługę aplikacji.
Tylko nie widzę żadnych szans, by się tak stało niestety.
W dobie koronawirusa, wracając do życia i ważnych spraw, dbajcie o bliskich, poświęcajcie im czas. Bo jedynym plusem epidemii może być na nowo zauważenie, co i kto jest ważne. Życzę zdrowia wszystkim.
Przeczytałem wszystkie Pańskie komentarze pod tym tekstem ( długie, ale dobrze się czytało!) i mogę powiedzieć jedno : zgadzam się w 100% co Pan w ich treści zawarł. Sam jestem użytkownikiem Linuxa – szczerze powiedziawszy – amatorem z 10 letnim stażem. Nie jestem informatykiem itp. i nie toczę wojenek typu Linux vs Windows. To co napisał Pan w swoich komentarzach jest świetne, wyważone. Jeżeli takich ludzi z takim podejściem byłoby więcej, to Linux byłby bardzo przystępny dla małego szaraczka jakim jestem np. ja, ale i wielu innych . Od lat coś tam “dłubię” , bawię się konsolą w Linuxie, różne dystrybucje “testowałem” i już tego nie opanuję raczej 😀
Używam i Windowsa i Linuxa (ubuntu) jednocześnie. Brawo za komentarze! Merytoryczne i nie wychwalające ani jednej ani drugiej ze stron “sporu”. To czyta się naprawdę świetnie. Drażnią mnie komentarze jednostronne o jedynym i najsłuszniejszym systemie windows czy linux.
Więcej takich ludzi w internetach ! 🙂
Pozdrawiam Pana, Panie Piotrze!
@disqus_1H2PBskxDA:disqus
Szanujmy doświadczenia innych. Twierdzenie, że Linux i FOSS są idealne dla bardzo dużego odsetka użytkowników jest niestety obarczone bardzo dużym ryzykiem. Dlaczego?
1. Bo jeśli coś się zepsuje to kolega/wnuczek będzie wiedział jak naprawić.
2. Jeśli przyjdzie wykonać coś niestandardowego (na 99% przytrafi się coś takiego każdemu użytkownikowi, pamiętajmy, że komputery współcześnie potrafią być sprawne przez ponad 10 lat) to jest wysoce prawdopodobne, że będzie to wymagało systemu windows. Przykładowo otrzymamy płytkę z rezonansu i będziemy chcieli ją przejrzeć.
3. Jeśli ktokolwiek będzie chciał coś zrobić na komputerze, to będzie trzeba zrobić wprowadzenie
4. Nie wiem ile problemów sprawia Windows a ile Linuks (nie robiłem statystyki) ale i moim zdaniem problemy linuksa są bardziej upierdliwe w rozwiązywaniu. I nie jest to zależne od doświadczenia użytkownika.
5. Oprogramowanie na linuksa wymiera razem z brakiem wsparcia. Na windowsie wciąż działają programy sprzed 20 lat. To ma znaczenie dla tych którzy są przyzwyczajeni do swoich aplikacji. Jeśli Irfan porzuci swoją przeglądarkę to będzie ona działać przez wiele lat. Na linuksie podobna operacja ucegli projekt w ciągu kilku lat bo zależności wsteczne w pewnym momencie będą nie do przeskoczenia dla nowoczesnych dystrybucji.
Piszę to z Manjaro KDE, jakby ktoś się zastanawiał. Podejście Piotra jest bardzo rozsądne i dojrzałe społecznie. Możemy bawić się naszymi zabawkami po wiele godzin, ale jeśli na naszej zabawie tracić by miała rodzina, którą kochamy to wybór powinien być jeden. Jeśli Aspa lepiej, szybciej i przyjemniej pracuje na Pingwinie to niech nie dotyka Windowsa. Jeśli Piotr lepiej się czuje w Windowsie to chwała mu za to, że nie próbuje za wszelką cenę przekonać się do Pingwina.
1. Albo nie będzie wiedział – nie zliczę ile razy w życiu reanimowałem uceglone komputery z Win, albo odzyskiwałem utracone dane, bo wnuczek/kolega/sąsiad/syn ‘wiedział’ i próbował pomóc… Natomiast jak się coś zepsuje pod Linuksem, to zapewne będzie wiedział ktoś z forum danej dystrybucji i sam fakt udzielenia porady publicznie na takim forum jest jakąś gwarancją, ze autor wie, co pisze (bo jego rada jest obserwowana i ‘recenzowana’ przez innych). Ja na przykład nie urodziłem się z wiedzą linuksową, wyłącznie pod Windowsem (z przerwami na Maka) pracowałem od wersji 3.1 do pierwszej edycji 10, ale jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym nie znalazł pomocy w jakimkolwiek linuksowym problemie, a nie będąc specjalistą pracuję na Archu, więc – teoretycznie – problemy winny być złożone, a wsparcie pisane przez ponurych hakerów językiem dla hakerów… W moim wypadku może trochę pomaga angielski, bo źródeł w tym języku jest więcej, ale jednak problem, IMHO, lekko wydumany…
2. Czyli, rozumiem, zakładasz, że Windows jest lepszym wyborem, bo choć 99.9 procent codziennego, domowego używania komputera przez sporą rzeszę przeciętnych użytkowników może być takie samo pod Win jak na Linuksie, to raz na 6 lat może się zdarzyć pojedyncza sytuacja (płytka z rezonansem), gdzie będzie potrzebny Windows, wiec używajmy Windowsa. Na wszelki wypadek. Cóż, ja pozostanę przy moim poglądzie na użyteczność Linuksa, a jakby co – to podskoczę do sąsiada, który ma Windę… Raz na parę lat można.
3. Zaraz – czyli jeśli moja teściowa by dostała pierwszy w życiu komputer NIE z Linuksem, ale z Windą – to wszystko by od razu potrafiła i wiedziała BEZ wprowadzenia?! Śmiała teza… A poważnie – jeśli znasz dany typ softu na Win – powiedzmy edytor tekstu czy wołarkę RAW albo NLE do składania filmów – to odpowiedniki Linuksowe opanujesz szybko, jeśli tylko chcesz. Sam jestem najlepszym przykładem, wiec nie przyjmuję argumentów, że się nie da. Zresztą – ludzie się przesiadają z Windy na Maka, odpalają tam całkiem nowy soft (na przykład Final Cut zamiast Sony Vegas) – i dają radę. Uważasz, że to się czymś różni od przesiadki z Vegas na Kdenlive?
4. A ja wiem, bo w domu mam kilka intensywnie używanych (w tzw. otoczeniu produkcyjnym) maszyn z Linuksem (Arch), w pracy zaś – to samo, ale na Win10 PRO. Nie wiem, może jestem pechowcem, ale na jeden mały problem z Linuksem mam 10 mniej lub bardziej poważnych problemów z Windowsem, zaś to, co w domu załatwiam paroma komendami w Terminalu – pod Windą już parę razy kończyło się zalecaną przez support REINSTALACJĄ systemu, ponowną instalacja softu, jego konfiguracją (a nie zawsze jest to proste), testowaniem etc…
5. Częściowo prawda, ale pod Linuksem TAKŻE istnieje software rozwijany od 20 lat i wciąż prężnie wspierany, natomiast pod Windą zdarzają się projekty porzucone, albo… wciąż rozwijane, ale pod warunkiem, ze kupisz nową wersję, bo stara przestanie działać po kolejnym upgrade systemu. Faktem jest – i zawsze o tym otwarcie mówię – że platforma Windows jest o wiele bogatsza w oprogramowanie, daje większy wybór i w pewnych dziedzinach – lepszą jakość. But the point is: pod Linuksem można znaleźć WYSTARCZAJĄCE, porównywalne, a czasem (choć rzadko) lepsze zastępniki w bardzo wielu (choć NIE WSZYSTKICH) dziedzinach. TAK – nie KAŻDY znajdzie pod Linuksem to, czego potrzebuje, nie każdy, kto znajdzie – otrzyma wszystkie niezbędne narzędzia – z tym nie dyskutuję. Natomiast twierdzę i będę bronił tego twierdzenia, że BARDZO WIELU przeciętnych, domowych użytkowników komputerów może się przesiąść na Linuksa i oprogramowanie FOSS choćby juro i będą w stanie zrobić WSZYSTKO to, co robią dziś pod Windowsem. No, może z wizytą u sąsiada mającego Windę raz na kilka lat, żeby otworzyć płytkę z rezonansem…
Jeśli zakładasz, że sąsiad ma Windowsa to słabo. Załóżmy, że Linuksa posiada zdecydowana większość o której wspominasz, że im wystarczy do działania. Wtedy już nie będzie tak różowo. Manjaro mam od dwóch miesięcy i nie mogę go zachęcić do używania Nvidii na moim T520 a to oznacza, że nie odpalę HDMI. Miałem jedną małą przygodę z błędem po aktualizacji (prosto i szybko sobie poradziłem) a teraz zgubiło się utrzymywanie aktywności przy filmach pełnoekranowych. Się dzieje, dlatego będę wracał do Neona. Usypianie i wybudzanie to chyba ogólny problem Pingwinów bo jakoś odkąd
pamiętam nigdy nie działało to tak sprawnie jak pod Windą. Jeśli Windowsowe Rolling Release będzie coraz lepsze a Pingwinowe Archy się nie poprawią to linux będzie mało konkurencyjny. Przy LTS’ach perspektywa stawiania na nowo systemu po 5 latach z mojej obecnej perspektywy nie bardzo mi się uśmiecha. Jak byłem młodszy to 5 lat wydawało się wiecznością. Z resztą 5 lat to raczej mrzonka. Mój Neon oparty na Ubuntu 16.04 jest obecnie tak zrypany, że ładuje się 2 minuty a proces logowania wymaga pierwotnego logowania z trybie tekstowym. Ponoć to wina Discovera, domyślnego GUI pakietów. Oczywiście sam też trochę w nim grzebałem i pewnie się przyczyniłem do obecnego stanu. Część mojego grzebania wynikała z potrzeby naprawiania błędów.
Z takich zwyczajnych problemów, chyba nawet zwyczajniejszych od wspomnianej płytki, dostałem ostatnio PIT-a 11 na formularzu aktywnym PDF. Żadna linuksowa aplikacja nie potrafiła go otworzyć. Ponieważ jestem uparty to zainstalowałem sobie Adobe Readera, ale przecież nie o to chodzi żeby Wine’m udawać że się pracuje na Linuksie.
a.d. 2. założenie, że muszę raz na jakiś czas podskoczyć do sąsiadów żeby coś uruchomić na starcie przegrywa u zwykłego obywatela. Każdy chce być lepszy od drugiego. Nie po to kupuję komputer, żebym po kolegach biegał. Jak już kupuję nowy sprzęt to ma być on najbardziej wypasiony za najmniejsze pieniądze. I raczej będzie to 8GB RAM Windows niż 16GB RAM Linux. Jak kupowałem komputer to chciałem mieć Windę i teraz się cieszę z tej decyzji, że nie jestem niewolnikiem jednego systemu (sic!)
a.d. 3. mówimy o zwyczajnych ludziach, którzy naprawdę nie mają ochoty uczyć się swoich narzędzi. Dla nich to ma “banglać” i już. Wszystko ma być po polsku (nie wiem dlaczego, ale przy niektórych programach tłumaczenia wersji windowsowych są pełniejsze nić Pingwinowych) i klikalne, najlepiej obrazkowo, żeby za dużo czytać nie trzeba było. Kolega Pavbaranov opowiada z zaangażowaniem jak to szybko i łatwo buduje się samodzielnie pakiety ze źródeł. Dla niego to jest bułka z masłem, ale mylne jest założenie, że każdy ma podobną łatwość. Są na tym świecie ludzie, którzy nie potrafią skompresować plików, na przeglądarkę lub wyszukiwarkę mówią “internet” a jak google zmieni coś w sposobie wyświetlania treści to mówią, że chyba coś zepsuli bo im się coś nie pokazuje i proszę to szybko naprawić.
a.d. 4. support Windowsa idzie zazwyczaj najprostszymi metodami. Tak jest dla nich szybciej i taniej. To samo robi większość serwisów. Gdyby istniał oficjalny support na Linuksa to byś miał podobne “porady” od nich. Dlatego jak mam problem z windą to przeszukuję fora.
a.d. 5. chyba tylko Corel swego czasu zaczął się wykrzaczać na nowszych windowsach. To jedyny znany mi przypadek. Na Linuksie jest tego więcej.
Wychodzi, że strasznie narzekam na Pingwina, ale to tylko w ramach zrównoważenia Twojego wychwalania 🙂
[edit] Apropos rzetelnych porad na forach to naprawdę nie ma lekko. Często ten kto zadaje pytanie nie dostaje rozwiązania swojego problemu. Właśnie na forum Manjaro przewinąłem wątek w którym autor pytania o problem z nie działającym wifi po wybudzeniu, dostał 5 podpowiedzi (łącznie ze zmianą kernelu) po czym sam rozwiązał problem kasując jeden nadmiarowy pliczek. [/edit]
Zaraz, bo nie nadążam – kiedy próbowałeś mnie przekonać do swoich racji, to dyskutowaliśmy o realiach. Gdy użyłem argumentów podważających Twoje tezy – nagle nasza dyskusja przenosi się w świat rzeczywistości alternatywnej, w której mało kto ma Windowsa, na którym można obejrzeć tę mityczną płytkę z rezonansu (tak na marginesie – ona jest dla lekarza…), za to dominuje Linuks i nie ma do kogo z tą płytką polecieć… No dobra, strasznie to naciągane, ale odpowiem – zakładam, ze gdyby Linuks był tak popularny, to odpowiednie oprogramowanie byłoby na niego dostepne… Dasz radę obalić takie twierdzenie?
Co do Twoich problemów z Manjaro – przykro mi, naprawdę. Miewałem podobnie, ale znalazłem rozwiązanie – cokolwiek kupuję komputerowo, wybieram to, o czym na pewno wiem, że na Linuksie mi pójdzie. To ma słabe strony, bo czasem sprzęt masz, nie masz potrzeby kupować nowego – a tu kicha. Przykre, rozumiem. Ale ja miałem podobnie z jakimś starszym modelem Nvidii Quatro na jednym z moich komputerów z Win10 w pracy całkiem niedawno (nie pamiętam jaki model, siedzę w domu upupiony coronavisruem…) – sterowniki dostarczone z produktem nie działały na najnowszej wersji Win10, a zainstalowane przez system – owszem, wyświetlały obraz, ale nie robiły paru innych, ważnych dla mnie rzeczy. Stosując twoją logikę jest to dowód ostateczny niższości Windows 🙂
‘Z takich zwyczajnych problemów, chyba nawet zwyczajniejszych od
wspomnianej płytki, dostałem ostatnio PIT-a 11 na formularzu aktywnym
PDF. Żadna linuksowa aplikacja nie potrafiła go otworzyć.’
Znów mi przykro, ale znowu mogę odbić piłeczkę: dostajemy od klienta w pracy plik, którego nie udaje się otworzyć na Win – chyba, że kupimy bardzo drogą licencję na soft, którego ów klient używa. Według Twojej logiki – Windows sucks… A co z sytuacjami, gdy masz starszego Offica a ktoś ci przysyła plik z najnowszej wersji? Tego też doświadczyłem, jakiegoś narzędzia on-line podobno miałem użyć, tylko że się kluczowe elementy dokumentu wykrzaczyły…
Można wymieniać dalej i długo…
‘założenie, że muszę raz na jakiś czas podskoczyć do sąsiadów żeby coś
uruchomić na starcie przegrywa u zwykłego obywatela. Każdy chce być
lepszy od drugiego. Nie po to kupuję komputer, żebym po kolegach biegał.’
Czyli – kupując ‘za jak najmniejsze pieniądze’ ‘wypasiony’ komputer z 8 GB RAM jednocześnie wykupujesz pełną subskrypcję na pakiet Adobe, Corela, Vegas Pro i jakiegoś CADa na dodatek, bo nigdy nie wiadomo na jaki plik w życiu trafisz, a po kolegach biegał nie będziesz… Taak…
Tłumaczenie, że w przypadku supportu Win nic złego się nie stało, bo ‘oni tak mają’ to już zupełne kuriozum. Skoro mam zaakceptować, ze PŁATNA usługa jest słabo wspierana bo… jest słabo wspierana, to równie dobrze mogę przyjąć, ze darmowy software ma pewne niedostatki. I to kończy naszą dyskusję…