Władza, marketing, czyli dzień powszedni projektu Debian

Chociaż coroczna zmiana warty na stanowisku lidera projektu Debian nie jest czymś, o czym informują światowe media ani nie jest wydarzeniem rozgrzewającym naszą wyobraźnię, to jest to fakt wart odnotowania. O tyle ciekawy, że historia Sama Hartmana brzmi niemal jak oklepany standard „od pucybuta do…”.

Najpierw dane oficjalne. Kandydatów było czterech – Joerg Jaspert, Jonathan Carter, Sam Hartman, Martin Michlmayr (piąty Simon Richter wycofał się). Zgodnie z większością uprawnionych głosów (1003 deweloperów) przez kolejne 12 miesięcy losami Debiana pokieruje Sam Hartman.

Sam Hartman jak sam pisze o sobie, zaczynał praktycznie od zera – jeżeli zerem można nazwać tworzenie i opiekę nad paczkami zasilającymi repozytorium Debiana (Kerberos). A było to w okolicach 2000 roku. Przez kolejne lata Sam udzielał się przy projekcie Moonshot, został szefem głównym technologiem w Konsorcjum MIT Kerberos, jak również przez trzy lata piastował funkcję Dyrektora Obszaru Bezpieczeństwa w Zespole ds. Inżynierii Internetowej. A teraz nadszedł czas by stanął na czele dystrybucji, która jest ojcem i matką wielu innych systemów.

Ambicje dotyczące rozwoju Debiana Sam opisuje sam jako skupione wokół zmodernizowania instalatora systemu, przeprojektowania lists.debian.org, unowocześnienia systemu paczek i wielu innych technicznych niuansów. To jednak tylko przedsmak całej działalności. Bo rolą lidera projektu jest przede wszystkim krzewienie i zagrzewanie. Odbywa się to podczas rozlicznych podróży, spotkań, prelekcji jak i dysponowaniu środkami finansowymi projektu (sama funkcja lidera jest prestiżowa i bezpłatna).

Z pewnością wszyscy oczekują tego, jak potoczy się historia Debiana przez najbliższe miesiące. Jego do tej pory mocna pozycja na rynku serwerów została ostatnimi czasy mocno nadszarpnięta przez triumfalny marketing Ubuntu. Projekt musi zmierzyć się z wieloma aspektami technologicznymi, które stają się faktem z miesiąca na miesiąc, a klienci oczekują ich praktycznie „od zaraz”.

Powyższe szczęśliwie zbiega się z nadchodzącym wydaniem Debian 10 Buster. Chociaż nadal zapowiadane na bliżej nieokreśloną przyszłość, to zapewne pojawi się oficjalnie za jakieś 150 usterek które wymagają krytycznych poprawek. Na dzień dzisiejszy możemy zapoznać się ze zmianami w Release Candidate 1.

Debian i Calamares? Dlaczego by nie
Z większym zmian zauważymy instalator Calamares. Tak, graficzny instalator który święci triumfy w wielu innych dystrybucjach. Dla tradycjonalistów Może się on wydać nieprzyzwoicie okrojony z opcji (w porównaniu do tekstowego debian-installer). Ale to ogromny ukłon w stronę beztroskiej prostoty.

Kolejnym elementem będzie też lepsze wsparcie dla Secure Boot, dzięki czemu nie będziemy musieli deaktywować tego zabezpieczenia.

Całość okrasi poprawiony temat graficzny, kernel 4.19.0-4, GNOME 3.30, NFtables w miejsce iptables, OpenJDK 11.0, aktywowany domyślnie AppArmor, Bash 5. Co więcej, Debian połączy też w /usr/merge wszystkie dotychczasowe lokalizacje z plikami systemowymi. Warto śledzić rozwój całości, a pomocne mogą być w tym codzienne aktualizowane obrazy instalacyjne.
 

3 komentarze

  1. Pomiędzy Ubuntu a Debianem jest taka różnica, że Ubuntu jest na bazie Debiana, a Debian nie jest na bazie czegokolwiek. Ja na serwerach stosuję więc źródła, czyli Debiana. Poza paroma uaktualnieniami, jak np. wersja PHP, czy baz.
    Sądzę, że problemem Debiana jest nienadążanie z aktualizacjami rozwiązań serwerowych, jak wspomniane PHP (wiem, można samemu, ale nie o to chodzi), które pomimo osiągnięcia dojrzałości i popularności, nadal są pomijane w oficjalnych repozytoriach. W “środowisku” serwerowców, marketing nie ma aż tak dużego przełożenia, jak w desktopach. Myślę, że agresywny marketing Ubuntu aż “tak” nie wpływa na wyniki, jak właśnie zbyt długi okres oczekiwania na nowszą zawartość.

  2. Od strony użytkownika nie ma żadnego znaczenia co jest bazą czego.Różnicą jest to, co opisałeś później. No i teraz Ubuntu dostanie 10 lat poprawek bezpieczeństwa, to ma znaczenie. Choć też w sumie nie wiem, czy będą wspierać tylko system bazowy, czy również te przeróżności typu jdk, php.

  3. Od strony zwykłego usera zazwyczaj to nie ma znaczenia, ale nie do końca, bo nie bez powodu część ludzi instaluje na desktop np. Mint LMDE, a nie zwykłego Minta lub Ubuntu. Np. admini sieciowi w firmach, którzy lubią miec spokój.

    Co do 10 lat poprawek, to miło – zauważyli, że np. Debian/CentOS/RedHat mają rynek serwerów w dużej części dzięki długości wsparcia. Jeśli jeszcze dojdzie do tego np. dodawanie w ramach zwykłej aktualizacji kolejnych wersji PHP, umożliwiające standardowo pracę serwera z kilkoma wersjami, to dojdzie im jeszcze trochę rynku – ludzie lubią wygodę. To samo zresztą dotyczy Debiana i innych. Ktoś, kto to “pierwszy wymyśli” sprawy przydatne, ten odskakuje od innych. Na serwerach “takie drobiazgi” mają znaczenie.

    A od desktopa oczekuję coś innego, – nowoczesne, ale stabilne źródła + funkcjonalność. Np. Wine, co po dodaniu bibliotek z Windows pozwoli odpalać programy typu Corel i Photoshop w najnowszej wersji. Albo virtualka taka, jak Parallel w Macu, gdzie potem sam nie pamiętam, czy odpaliłem program z Maca, czy Windows. Takie funcjonalności powinni finansować producenci oprogramowania, jeśli uważają, że dodatkowa wersja pod Linux jest zbyt kosztowna. W końcu gdyby się na to złożyli, to oni właśnie niewielkim kosztem mają szerszy rynek dla swoich programów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.