Nomacs 3.12 nareszcie w Highly Explosive!
Nie wiem dlaczego zajęło to aż tyle czasu. Doskonała przeglądarka grafiki Nomacs zasługuje przecież na to, aby być dostępna dla każdego w jak najlepszej wersji. Koniec końców, wobec zastoju w oficjalnym repozytorium programu a także z czystej ciekawości, Nomacs 3.12 debiutuje w repozytorium Highly Explosive!.
Nomacs… Za tą tajemniczą nazwą skrywa się elegancka i zwinna przeglądarka, która debiutowała w pakiecie z takimi ciekawostkami jak udostępnianie zdjęć pomiędzy instancjami programu w sieci lan. Przez lata program okrzepł i zmienił nieco kierunek rozwoju. Ale nadal jest to rzecz warta uwagi, jeśli chcemy szybko podejrzeć nasze zdjęcia, także te w formacie RAW. Dla spragnionych ciekawostek są tutaj takie funkcje jak tworzenie mozaiki, generowanie „planet”, obróbka wsadowa oraz całkiem pokaźna paleta efektów – od manipulacji kolorem, przez skalowanie aż po wyostrzanie.
W wersji 3.12 twórcy nieustępliwie brną w kierunku stanu doskonałości:
-
odnowiony panel z ostatnio otwieranymi plikami,
-
nowy temat ikon,
-
rozbudowane przeciągnij & upuść,
-
możliwość zdefiniowania skoku wartości dla przybliżeń,
-
wypełnianie transparentne tła kolorem,
-
usunięcie klienta LAN,
-
obróbka wsadowa: oryginalna nazwa pliku osadzana w metadanych,
-
tryb pełnego ekranu: poprawione ustawienia dla konfiguracji wielomonitorowych,
-
SVG: możliwość określenia rozdzielczości obrazu podczas konwersji,
-
wsparcie dla plików TGA z kompresją RLE,
Jak już wspomniałem, program wylądował w PPA Highly Explosive. Dlatego w dystrybucjach Ubuntu 18.04/18.10 oraz Mint 19.xx zainstalujemy go za pomocą:
sudo add-apt-repository ppa:dhor/myway
sudo apt-get update
sudo apt-get install nomacs nomacs-l10n
Użytkownicy Arch Linuksa i Manjaro mogą skorzystać z głównego repozytorium:
sudo pacman -S nomacs
Osobiście najbardziej lubię gThumb, ale Nomacs też niczego sobie. Przy okazji, używałem go wcześniej (pod Ubuntu 16.04) do otwierania obrazów skompresowanych do Jpeg2000 (rozszerzenie .jp2). Teraz (w Ubuntu 18.04) Nomacs nie chce mi tego otwierać. Próbowałem instalować różne wersje na różne sposoby (teraz z tego PPA Highly Explosive) i ciągle nic. Zna ktoś może sposób, żeby to zadziałało?
W ogóle Ubuntu domyślnie nie obsługuje tego formatu i stawia duży opór przed współpracą. Po walce udało się skompilować ImageMagick z obsługą Jpeg2000, GIMP też zaczął to akceptować, natomiast żadna typowa przeglądarka obrazów nie chce tego otwierać. Jest więc sytuacja, gdzie pliki takie łatwo tworzyć (konwertować do formatu), ale ciężko otwierać.
Ale się narobiło tych przeglądarek …ale chyba to dobrze, ja jadę na Xnview i jest całkiem niezły..
Fotka na pierwszy rzut oka wygląda faktycznie, jak po wybuchu.
Bym sobie to cudo chciał potestować, ale bez instalacji. W jakiś inny, mniej inwazyjny dla systemu sposób. Bo mi świeży system dobrze działa i wolałbym żeby jak najdłużej tak zostało. 😉
Może ktoś polecić sprawdzone metody do polecenia?
Program jest dla mnie w miarę przyzwoitym odpowiednikiem IrfanView pod linuksem, jedyna większa rzecz która mnie wkurza to słaba jakość zdjęcia przy zmniejszeniu. Nowa wersja to dużo mniej czytelne ikony, więc właściciele starszej wersji nie mają czego żałować 😉
Poprzednia wersja tj. 3.11.7 jest w snapku: https://snapcraft.io/nomacs
Być może kolejna też tam trafi.
Tworzenie kopii bezpieczeństwa systemu to dobry pomysł. Utworzysz kopię, możesz z systemem wyprawiać co chcesz, następnie w kilka minut przywrócisz go do stanu poprzedniego.
Czysto, szybko i przyjemnie! Sprawdziłem po twoim wpisie, to wiem. 8)
Mam w nosie najnowsze wersje, jak coś będzie warte to poczekam po prostu.
Dzięki wielkie! 😉
Rozumiem podejście Dobreckiego, bo sam staram się nie bałaganić. Jak tylko się da to doklejam neutralne pakiety (appimage/snap/flatpak). Plus tego rozwiązania jest taki, że nie ciągniesz później multum aktualizacji “systemowych”, a jak chcesz to taki pakiet neutralny i tak masz w nowszej wersji niż z oficjalnego repo. No i zawsze to bezpieczniej. Przywracanie systemu z kopii to ostateczność.
Pomysł dobry, choć faktycznie, nie w każdej sytuacji.
Po pierwsze, rozwiązanie do testów na krótką metę. Do tygodniowych testów już raczej się nie nada. Musiałbym nie używać komputera do inny celów w tym czasie.
Po drugie, tak jak pisze @@takijeden.ninja , niechętnie bez ważnych powodów używam przywracania systemu. Obawiam się że zawsze jednak coś może pójść nie tak.
Po trzecie, to naprawdę prosta i skuteczna metoda zabezpieczenia się przed poważniejszymi kraksami w systemie! :))
Tylko trzeba wykształcić sobie nawyk robienia kopii systemu przed każdą instalacją nowego programu. A u mnie na TimeShift trwa takie zrobienie przyrostowej kopii trwa jakieś 1.5 minuty.
Niby oczywiste i logiczne, a jakoś do tej pory mi to do głowy nie wpadło. Robiłem kopię raz w tygodniu.
Tobie też wielkie dzięki za podpowiedź! ;))
Nomacs jest fffpytkę. Otwiera to, czego inne apki otworzyć nie bardzo potrafią. I faktycznie te lanowskie sesje udostępnień są po prostu bezbłędne. Przydaje mi się to bardzo.
Btw.. Salv, co z flameshot’em? Upniesz paczkę? Bo nowa wersja już wyszła jakiś czas temu. Seria 6.x już leci, a w ppa ciągle piątka wisi 😉
Inna prosta metoda na przetestowanie bez zaśmiecania systemu, to skompilowanie programu z pliku źródłowego, ale bez instalacji (bez “make install”) i uruchomienie pliku z folderu, w którym znajduje się plik wykonywalny po kompilacji. Plus jest taki, że można w ten sposób mieć kilka wersji tego samego programu (np. różne forki, których wspólne zainstalowanie skutkowałoby konfliktem, albo starsze i nowsze wersje).
A to się tak da?! Brzmi faktycznie obiecująco, nawet jeśli trzeba będzie ciut czasu poświęcić na kompilację.
A co z dodatkowymi bibliotekami które normalnie instalator dociąga w czasie instalacji? Też je można zamknąć do jakiegoś folderu i potem wykosić?
Sorki jeśli pytania brzmią dyletancko, ale jestem zielony w bardziej zaawansowanych sprawach dotyczących systemów. Z tego co mi wiadomo, niczego w życiu nie skompilowałem nawet. 😉
Jeśli da się skompilować, to znaczy, że zależności się zainstalowały, bo bez nich program się nie zbuduje. Do samej kompilacji potrzebnych jest zresztą szereg bibliotek, które ktoś może może traktować jako zaśmiecające system. Wówczas faktycznie najlepszy będzie appimage albo flatpack, bo wystarczy wykasować jeden plik.
P.S. To odpowiedź do Dobreckiego. Disqus mi się zbuntował i nie pokazuje wątków, więc nie wiem, jak to się wyświetli.
Jeśli da się skompilować, to znaczy, że zależności się zainstalowały, bo bez nich program się nie zbuduje. Do samej kompilacji potrzebnych jest zresztą szereg bibliotek, które ktoś może może traktować jako zaśmiecające system. Wówczas faktycznie najlepszy będzie appimage albo flatpack, bo wystarczy wykasować jeden plik.
P.S. To odpowiedź do Dobreckiego. Disqus mi się zbuntował i nie pokazuje wątków, więc nie wiem, jak to się wyświetli.
Wszystko jest Okey, wyświetliło poprawnie. Mi często też wyświetla się dziwna wersja disqusa, wtedy żeby odpowiedzieć korzystam z widoku rozmowy przez disqus, na przykład: https://disqus.com/by/dobrecki/
Wystarczy kliknąć w awatar żeby tam wejść.
Muszę to trochę opanować, to kompilowanie, ale zainteresowała mnie ta możliwość. Na moje oko to i tak będzie dużo mniejszy bajzel w systemie po wykasowaniu takiego folderu. No i uczę się teraz używać OpenSuse, a ta mi często coś marudzi o konfliktach bibliotek właśnie.
Teraz w sumie to już zawsze coś wybiorę żeby ograniczyć bajzel w systemie:
albo paczki appimage/snap/flatpak,
albo wersję portable jakby była,
albo kompilację tak jak piszesz,
albo jednak siądę te 20 minut dłużej i zainstaluję dodatkowy system do testów na maszynie wirtualnej,
albo zawsze mogę ostatecznie zastosować przywracanie systemu z kopi.
A to było jedno pytanko. 😉
Dzięki wielkie wszystkim! 😉
Po kompilacji bez make install masz wersję portable. Jeśli działa, to można zbudować paczkę deb (w Suse chyba rpm) i to dopiero instalować. Wtedy ewentualne usuwanie można przeprowadzić managerem pakietów, bo po make install zostaje tylko kasowanie ręczne plików.
No i do takiego skompilowanego programu można dorobić aktywator, wówczas będzie uruchamiał się normalnie z menu. Dobre jak potrzebne są dwie różne wersje tego samego programu – jeden zainstalowany, a drugi portale, ale również dostępny z menu.
Ups… Mocno, ale nie do końca tak. To co opisujesz jest właściwe wyłącznie dla takiego kodu, który buduje program w postaci pojedynczej binarki (ewentualnie jeszcze jakieś mało istotne pliki). Jeśli kod jest bardziej złożony, buduje jeszcze np. biblioteki, to tak jak to opisujesz nie zadziała w żadnym przypadku.
No nie wiem. Nie mam żadnego przygotowania teoretycznego, więc mogłem napisać coś niezrozumiale lub nieprecyzyjnie. Budowałem w ten sposób programy całkiem złożone (np. Scan Tailor) i zawsze tworzył mi się plik wykonywalny + biblioteki, które uruchamiają się z katalogu w którym zostały zbudowane. Zawsze zresztą tak robię: jak program się skompiluje (po “make” lub “cmake”) to uruchamiam go z tego katalogu na próbę, a jak działa zgodnie z oczekiwaniami, to instaluję (no chyba, że ma pozostać portable). Obecnie mam zainstalowanych według tej procedury 5 programów (Scan Tailor Advanced, Scan Tailor Experimental [portable], Imagemagik, openjpg, gImageReader) i wszystkie bez wyjątku uruchamiały się bez instalacji. Tak samo Nomacs, żeby zostać przy temacie artykułu.
Wszystko zależy od tego jak to jest budowane. Jeśli w istocie “do jednego worka” – masz rację (to ja się wyżej nieprecyzyjnie wyraziłem) – jeśli nie – to ja mam 🙂 Przepraszam za uproszczenie.
Jak napisałem, nie mam żadnego backgroundu informatycznego, więc robię ściśle, jak jest w instrukcji budowy danego programu. Obecnie jest zwykle polecenie utworzenia folderu “build” wewnątrz katalogu z kodem źródłowym. Do tego folderu buduje się program (binarne, biblioteki, pliki pomocnicze itp.). Faktycznie, wówczas wrzuca się do jednego worka w postaci katalogu o nazwie “build”. Z tego katalogu można uruchomić program po odnalezieniu odpowiedniego pliku wykonywalnego, albo zbudować plik instalacyjny – u mnie “deb”, bo korzystam z Ubuntu. Nawet nie wiedziałem, że można budować inaczej niż “do jednego worka”. Jeśli jest jakiś tutorial, jak zrobić to inaczej, to będę wdzięczny za wskazanie, zawsze jest szansa nauczyć się czegoś nowego.
Też nie mam żadnego “backgroundu” 🙂 To co pisałem wynika wyłącznie z praktyki. Po prostu z różnymi programami miałem już do czynienia i niektóre w istocie dają się tak uruchamiać jak piszesz, inne za diabła, jeszcze inne dają, ale miewają swoje “niedoskonałości”. Moim zdaniem – jeśli już ktoś chce zbudować program z kodu źródłowego, to najlepiej zrobić paczkę i zainstalować przez ich menedżer. Nie będzie się podobać, nie będzie działać, łatwo i skutecznie można odinstalować.
OK, nie ma to jak rozmowa dwóch gości bez backgroundu. Pewnie reszta patrzy i się śmieje. A jak sobie radzisz, jak potrzebujesz używać dwóch wersji tego samego programu? Flatpak?
Hmm… podobno korzystasz z Archa, a w AUR jest git-wersja flameshota.
No, chyba że jednak bujasz się rytmach “łubu dubu debo”, ale nawet wtedy: Po co paniusi paczusia, jak na githubie ma snapusia? 🙂
Z praktyki dyletanta-partyzanta, który ma czasem newralgiczny soft w dwóch wersjach (a nawet trzech) sprawa wygląda tak (równolegle):
– oficjalny pakiet deb,
– flatpak,
– appimage
W tym ostatnim można mieć różne wersje softu, każdą w innym katalogu. Myślę, że jak do powyższego dodasz jeszcze snapa to dojdzie kolejna możliwość (a la flatpak).
Do czego konkretnie używasz Scan Tailora?
Nie potrzebuję używać 2 wersji tego samego programu, ale jeśli już, to albo ściągam, albo robię AppImage.
Do obróbki skanowanych dokumentów, w tym książek. Stan Tailor jest programem genialnym, ale o skomplikowanej historii, z bodajże czterema forkami, o różnych funkcjonalnościach. Przy tym wszystkie wyglądają na porzucone. Ja potrzebuję używać dwóch z nich “Advanced” i “Experimental”, bo nadają się do różnych celów.
Pytałem, bo szukam czegoś wygodnego do sklejania PDFów i korekt wewnątrz istniejących plików PDF złożonych z kilkunastu skanów przemieszanych z eksportowanymi plikami.
Miał na linuksa wyjść FlexiPDF https://www.softmaker.com/en/flexipdf, ale jakoś wszystko przycichło.
Temat tworzenia i przetwarzania PDF-ów ze skanowanych obrazów mam jak sądzę nieźle opanowany. Z podobnych komercyjnych programów PDF Master https://code-industry.net/free-pdf-editor/ może być tym, co Cię zainteresuje (ostrzeżenie: nazywają to “free”, ale bardziej zaawansowane opcje trzeba zdaje się dokupić). Próbowałem tego dość dawno temu i mogę powiedzieć, że całkiem solidna opcja. W pracy stale korzystam z Adobe Acrobat Pro DC 15, więc z grubsza wiem, czego od tego typu programu oczekiwać.
Tyle, że na domowym komputerze używam wyłącznie programów open source i jestem nimi w stanie pokryć tak z 90% funkcjonalności wspomnianego Acrobata. Bardziej pracochłonne, ale również satysfakcja odpowiednio większa. Są programy konsolowe i GUI, więc można przetwarzać PDF-y na różne sposoby.
Trochę nie rozumiem, o co chodzi z tymi eksportowanymi plikami w PDF-ie złożonym z kilkunastu skanów. Jakbyś dał bliższy opis, jak to zostało utworzone (np. czy to miks grafik rastrowych pochodzących ze skanów z czcionkami i grafikami wektorowymi składanymi w jakimś edytorze do składu tekstu typu Scribus) i o jakie korekty chodzi (np. zmiana kolejności stron, przeskalowywanie elementów, składanie strony z elementów z grafiką rastrową i fontami wektorowymi, inne manipulacje), to myślę, że coś będę w stanie zaproponować.
Jeśli coś wymaga edycji, to chyba najsensowniej zainteresować się: https://code-industry.net/free-pdf-editor/
Osoby korzystające z Okular będą też niebawem mieć możliwość edycji takich plików.
Jeśli chodzi o operacje na pdf – może coś takiego: https://www.scarpetta.eu/pdfmixtool/
Pierwszego kojarzę (Master PDF Editor), ale ta skarpetkowa propozycja na zimę wygląda ciekawie, pomimo prostoty, a może właśnie dlatego. Może to być dobry zamiennik dla PDFSam Basic. Dzięki!
Ogólnie fajnie byłoby mieć jeden pakiet, który ogarnąłby takie zagadnienia:
– tworzy jeden dokument z kilku skanów (PDF) i plików eksportowanych z innych programów (np. tekst/arkusz z LO, graficzną prezentację danych z jakiegoś programu,
– mogę sobie na takiej sklejce w trybie graficznym nanosić jakieś poprawki np. coś zamaskować/usunąć, coś dopisać/dorysować, dodać notatkę/komentarz i po poprawkach wyeksportować finalnie do jednego pliku PDF
Komercyjną wersję Master PDF Editor mam na oku, podobnie jak sprawdzam czy SoftMaker zdecyduje się w końcu na wypuszczenie FlexiPDF dla linuksa. Tego ostatniego widziałbym może chętniej, z uwagi na okresy promocyjne gdzie można się wbić z niską ceną na kilka licencji.
PDF Master Editor powinien być wystarczający do tego, co napisałeś.
Z wolnego oprogramowania do łączenia pdf-ów nada się wspomniany przez pavbaranov PDF Mix Tool, albo pdfchain (trzeba pokombinować, żeby znaleźć wersję działającą na najnowszych dystrybucjach), a do “pisania” po pdf-ach (na dodatkowej warstwie) Xournal http://xournal.sourceforge.net/ .
Notatki i komentarze obsługuje nawet Evince. Na pewno lepszy do tego będzie Okular, z tym że różne dopiski były do odczytania wyłącznie w Okularze, a inne przeglądarki pdf-ów ich nie widziały. Jak rozumiem, ma się to poprawić.
W ogóle trzeba mieć na uwadze, że pdf, to wbrew pozorom kapryśny format, a interpretacja danego pdf-a jest mocno “heurystyczna”, więc to, że coś wygląda dobrze w jednym programie, nie musi oznaczać, że tak będzie w innym. Dotyczy to zwłaszcza takich elementów, jak warstwa tekstowa po OCR, komentarze, dopiski zaznaczenia itp.
Dwa rozwiązania sobie obadam (pdfchain i Xournal). Dziękuję Ci za konkretną odpowiedź.
Potwierdzam info o Okularze. Jeśli plik pdf z notatkami w nich dokonanymi ma być czytelny dla innego użytkownika, czy w innym programie, to najlepiej wykonać jest drukowanie do pdf z komentarzami. Inaczej niczego nikt nie będzie widzieć. Ba, starsze wersje Okulara również. W systemach opartych o paczki Debiana pamiętać też należy, że dużo w Okularze zależy od użytej wersji bibliotek, na których opiera on swoje działanie (np. poppler), a które w Debianie często oferowane są w “średniowiecznych” wersjach. To co dostępne, to co możliwe w aktualnych wersjach Okulara, zbudowanych i wykorzystujących aktualne oprogramowanie może być kompletnie różne, niedostępne, czy po prostu wadliwie działające w Debian i pochodne.
Dobry Pomysł na Prezent i Super Marzeń voucher podarunkowy.