Linux i jeleń na rykowisku

Użytkowniku, weź głęboki oddech i spokojnym, obiektywnym okiem rozejrzyj się wokół. Co widzisz? Świat złożony z Linuksa widzisz. Wyświechtany termin „rok Linuksa” to epitet i prześmiewcza ironia, gdyż ten rok trwa już od co najmniej dekady. Wokół siebie dostrzeżesz ruter, który działa dzięki kernelowi Linuksa. Widzisz smart TV, który za panelem LCD chowa w swojej elektronice Linuksa. Bezwiednie bawisz się smartfonem, gdzie radośnie błyska ikonkami Android udający nie-Linuksa. Być może posiadasz w kolekcji Chromebooka, którego pochodzenie jest takie, a nie inne. Internet mknie do ciebie od twojego dostawcy internetu dzięki serwerom pracującym na Linuksie, podobnie jak wiele treści dociera do twojej przeglądarki dzięki temu systemowi. Świat i jego cywilizacja jest naszpikowana niepozornym zlepkiem tysięcy i milionów linii kodu. Niepozornym, bo niedopominającym się o swoje.

Znajdź na obrazku Linuksa
Znajdź na obrazku Linuksa
Nazwa ‚Linux’ jest słusznie w posiadaniu Linusa Torvaldsa i stanowi w USA, Niemczech, krajach E.U. oraz Japonii uznawany znak towarowy. Na jego straży stoi Linux Mark Institute, lecz daleko posunięty liberalizm licencyjny w świecie opensource dopuszcza niemal całkowitą dowolność w użytkowaniu kernela, a nazwy w uzasadnionych przypadkach. Niemniej, obejrzymy jeszcze raz ten nasz sprzęt, dzięki któremu funkcjonujemy w naszej rzeczywistości. Ręka do góry, kto znalazł gdzieś na nim naklejkę z adnotacją „Powered by Linux”. Otóż to.

Kernel jest użytkowany i dostrajany na przeróżne sposoby w przeróżnych urządzeniach a firmy dzięki niemu zarabiają kokosy (Google, inni). Mało która firma (lub wręcz żadna) oficjalnie nie wspomina na czyich plecach buduje swój sukces. Jednocześnie opinia publiczna jest karmiona tekstami o „bezużyteczności” Linuksa, który przez dziesięciolecia nie potrafi i nie może przebić się powyżej 2% ogółu użytkowników popularnych PC. Etykieta jaka została przyczepiona systemowi często determinuje wybór, bo gdy nawet komuś proponuje się instalację Linuksa w miejsce problematycznego wiodącego systemu, to trafia się na opór umysłu przed nieznanym. Na dodatek nieznanym z nieciekawą opinią okolicznych „fachowców”. Taką samą barierę muszą pokonać firmy, które starają się dotrzeć z komercyjną ofertą do użytkownika końcowego (np. Canonical i jego partnerzy rozprowadzający sprzęt z preinstalowanym Ubuntu). Falę krytyki ściąga na siebie Valve, które promując powstający SteamOS i cały projekt Steam Machines, zmaga się z opiniami malkontentów „na co to komu, przecież jest Windows z grami”. Tymczasem oni sami w zaciszu domowym mogą wygłaszać pełne jadu tyrady tylko dzięki sprawnie działającemu Linuksowi, który obsługuje na którymś etapie ich transmisję.

Tak… Ludzkość potrafi być niewdzięczna. Z jednej strony darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy, z drugiej – jak coś jest za darmo, to musi być do niczego. Komercyjna pułapka naszych czasów, kształtująca nieraz świadomość jednostek, w żadnym stopniu nie dementuje tych prostackich osądów. Liczą się tłumy bezrefleksyjnych konsumentów, a dzięki Linuksowi wielkie firmy mogą ciąć koszty i bogacić się kosztem poniewieranego przez opinię publiczną pingwina. Nawet zwierzęta doceniają bezinteresowną pomoc…

Dlatego to społeczność musi nadrobić marketingowe niedomówienia popełniane przez korporacje i firmy, dla których Linux pełni rolę darmowego jelenia. Z podniesionym czołem należy wszem i wobec deklarować użytkowanie naszego ulubionego systemu, jego przydatność w codziennych zastosowaniach, a jeżeli tej przydatności nie potrafimy się dopatrzyć – to może warto poświęcić odrobinę dobrej woli na zapoznanie się z ofertą programową, by nie głosić komunałów „przesiadłbym się na Linuksa, no ale tam nie ma XYZ”.

Postscriptum

Powyższy tekst powstał około roku 2014, zatem trąci myszką w niektórych momentach a po jego opublikowaniu na pewnym portalu – portal upadł. W ramach sentymentalizmu i ocalenia od zapomnienia postanowiłem wyciągnąć go na powrót na światło dzienne (wpis, nie portal). Wywód nie oddaje obecnej sytuacji jaka się wytworzyła na rynku, gdyż już nawet sam Microsoft nie kryje się ze swoimi sympatiami (?) i wykorzystywaniem Linuksa na Azure i w innych elementach ich światowej hegemonii. Jednak nie wszyscy poczuwają się do takiej sprawiedliwości (Google) i Linux nadal ma etykietę darmowego dziadostwa, które trzeba ogarniać tysiącem tekstowych komend – co nie przeszkadza wielu firmom zarabiać na nim krocie. 

17 komentarzy

  1. łee Linuks może i napędza cały świat, ale nie napędza najważniejszego narzędzia do pracy – komputera biurkowego (w tym laptopów). No może napędza mój, ale i to dużo powiedziane, bo choć kupiłem kompa “pod” Linuksa to idealnie nie jest, karta graficzna z otwartym sterownikiem producenta (tak Intel) niby śmiga, ale nie potrafi wybudzić monitora, procesor niby z oficjalnym wsparciem w kernelu, ale jeśli kiedykolwiek spróbuję go uśpić, będzie to takie uśpienie jak w schronisku dla zwierząt – na zawsze… takich alów jest pełno…

    Tak więc ja nadal czekam na rok w którym Linux porwie serca ZU i producenci sprzętu i oprogramowania będą musieli wspierać… Na szczęście to już niedługo, MS strzela sobie już nie w stopy, nawet nie w kolana, a w brzuch, tymi swoimi pomysłami o otwieraniu się na Linuksa, już niewiele brakuje aby tworzenie aplikacji na pozostałe platformy (Linux, OSX, Android czy iOS) nie kosztowało majątku i cierpień tysięcy programistów, i to za sprawą samego MS…

  2. “ale jeśli kiedykolwiek spróbuję go uśpić, będzie to takie uśpienie jak w schronisku dla zwierząt – na zawsze…” 🙂

    Dobry tekst 😉

    Ja też używam Linuxa ale na co dzień w pracy króluje Windows 10 😉

    Ten system działa, ma do wszystkiego sterowniki , nawet się nie wiesza , “blue screen” w tym roku nie widziałem 😉

    A jak chcę zrobić przelew bankowy i mieć większą anonimowość to włączam sobie Linux Mint na tym samym sprzęcie…

  3. No ale tekst Szefa wlasnie o tym jest – gdyby ci, ktorzy dzieki Linuxowi trzepią kolosalną kasę jasno komunikowali swoim klientom: używacie Linuxa!, to być może odsetek tych, ktorzy używają Pingwina na biurku by wzrósł?
    Kiedyś próbowałem (nienaukowo, oczywiście) szacować, ile osób z kręgu moich znajomych mogloby sie bez problemu przeiąść na Linuxa przy wszystkich jego wadach, typu braki naprawde dobrych i/lub stabilnych rozwiązań programowych w kilku specjalistycznych dziedzinach. Wyszło mi, że znam wiele osób, ktore nawet jesli w pracy intensywnie używają specjalistycnego oprograowania dostępnego jedynie pod Windows, to w domu mają jeden lub kilka komputerów dla domowników, których używają do przeglądania Neta, pisania maili, bytności na portalach tzw. spolecznosciowych, czasem napisania jakiegoś dokumentu czy policzenia domowego budzetu, słuchania muzyki, oglądania zdjęć z wakacji czy filmow. Kazda z tych osób mogłaby dzis powiesić na swojej maszynie jakąś ładniutka dystrybucję Linuxa i pracowac tak, jak dotychczas na całkowicie wolnym oprogramowaniu nie odczuwając przy tym żadnej różnicy, może poza zmianą kilku przyzwyczajeń na nieco inne, co inteligentnemu czlowiekowi nie powinno sprawiać problemu.
    Podam przykład mojej przyjaciółki i współpracowniczki imieniem Lynne. MIla ta niewiasta w pracy spędza godziny przed wypasionym Makiem, zajmuje siębowiem pewnymi aspektami postprodukcji filmwej. W domu nie pracuje nigdy, ale ma, oczywiscie, laptopa. Oczywiście z Windows. Próbowalem ją nakłonic do zmiany systemu, ale stwierdziła, że nie, bo ‘może kiedyś będzie musiała zainstalować Premiere Pro albo Aftereffect w domu, więc potrzebuje Windows’. Zrobiłem eksperyment, polegajacy na probnym zainstalowaniu obu tych programów na jej laptopie, a nastepnie próbie preniesienia jednego prostego projektu, nad którym Lynne pracowała – na laptopowym procku, laptopowjgrafice, 4 GB RAM i ekranie HD Ready bez sensownego odwzorowania kolorów – moja koleżanka nie była w stanie zrobic nic, słownie – nic. Zatem jej jedyny argument – upadł.

  4. Wiemy jak dzisiaj funkcjonuje rynek, codziennym zadaniem pracownika pewnych firm oprócz swoich codziennych zajęć, jest też pisanie komentarzy na sieci (podając się za osoby prywatne) wychwalających ich produkty, bądź szkalujących produkty konkurencji…
    Zatem za każdym razem jak widzę przychylne komentarze o Windows na stronie o Linuxie, lub o mobilnym Windows na stronie o Androidzie, to zastanawiam się czy ten ktoś faktycznie tak myśli czy tak myśli bo mu za to płacą;P

    Na mnie w każdym razie to już żadnego wrażenia nie robi, ale na “normalnych” użytkowników niestety nadal tak. Ostatnio znajoma mnie poinformowała, że myśli żeby sprzedać telefon, bo na sieci w komentarzach przeczytała, że wszyscy mają już dosyć Androida i przechodzą na Windows… taa… oczywiście odwiodłem ją od tego… tak dla zasady:P
    —————————–
    A co do problemów z systemem to mam bardzo popularnego lapka – HP Elitebook 8560p
    Oprócz Windows dostarczonego z kompem, miałem na nim
    Manjaro Xfce – zero problemów
    Manjaro KDE – zero problemów
    Teraz mam Ubuntu 16.04 i Windows 10,
    Ubuntu pomimo że to jeszcze beta – zero problemów
    Windows 10 – nie chce się wyłączać, za każdym razem jak robię zamknij, wylogowuje się i udaje głupiego, brak sterów do czytnika linii papilarnych (pod Linuxem nawet nie próbowałem tego uruchomić, ale od windy bym tego jednak oczekiwał, tym bardziej, że wymusiła mi aktualizację do 10, gdzie sterów do tego brak, a pod 7 wszystko działało) do tego inne pomniejsze problemy, a nie wspomnę ile było z windows 10 problemów, gdy stawiałem to na desktopie w wersji testowej, to była masakra, cuda wianki się działy… a Ubuntu 16.04 beta 2? – jak pisałem wyżej – zero problemów;P

  5. Dobry tekst, pokazujący paradoksalnie zalety korporacji. Otóż nie byłoby takich tworów jak korporacja gdyby nie niska skuteczność promocyjna zindywidualizowanych indywidualistów. Tu nie trzeba jakoś daleko szukać przykładów. Wystarczy podziałać społecznie na własnym podwórku. Rezultat będzie taki, że dwie osoby pochwalą a dwadzieścia będzie miało pretensje. I co ciekawe ludzi nieszczególnie interesuje to czy pracuję za free czy mi za to płacą. Nastawienie większości jest podobne jak Ittaja, skoro się wypowiadam, albo coś robię to zapewne ktoś mi za to płaci albo działam w interesie własnym. 90% społeczeństwa nie rozumie altruistów i stwierdza że to pojęcie to taki zabieg promocyjny.

    Dlatego linuks moim zdaniem potrzebuje korporacji żeby wyjść z cienia, bo sam nie wypromuje się jako fajny produkt. Canonical próbuje coś robić na większą skalę i zbiera za to niezły hejt ze strony społeczności. Teraz Microsoft implementuje linuxowego basha do Windowsa. Gdyby nie Google, Smart TV i t.p. to siedzielibyśmy dalej w zaścianku. Dzięki takim krokom mamy szansę na wypłynięcie na szerokie wody. Bo liczą się fakty, a fakty są takie że linuks jest dookoła nas i ludzie, pomimo negatywnej łatki przylepionej do marki Linux, zaczynają powoli zauważać wartość pingiwna.

    Hmmm… a miałem napisać, że dziwię się romansom linuxowych deweloperów z Googl’em 😉

  6. Z całym szacunkiem, ale nie cytuj mnie proszę w takim kontekście, bo ja nie pisałem złego słowa o osobach, które robią coś z pasji, za free i próbują to promować rozdając za free. Nie ma w tym nieuczciwości żadnej. Sam “uprawiam” podobny, niepochwalany w tym społeczeństwie proceder i sam jestem za to ostro krytykowany przez zdecydowaną większość;)
    Wyżej pisałem o osobach, które pracują dla korporacji, które mają płacone za dzielenie się taką a nie inną opinią, z której to korporacja ciągnie zyski, a nie byłoby w tym jeszcze takiego zła, gdyby oni pisali prawdę. Tymczasem wszystko jest wyliczone na (jakby nie patrzeć) nieuczciwy zysk korporacji, nieuczciwy bo opierający się na kłamstwie.

  7. Naprawdę dobry tekst Salvadorze, dzięki!

    Jednak ja nie widzę sensu przekonywania innych ludzi na siłę do Linuxa.
    Po pierwsze, bo nie mamy szans z korporacjami i rządami, czerpiącymi z zamkniętych systemów konkretne korzyści – korporacje mają kasę i informacje o użytkownikach, o urzędach i rządach, rządy – wsparcie korporacji i znów informacje o użytkownikach, rzecz bezcenna dla kogoś kto cierpi na obsesję posiadania władzy.
    Po drugie, Linux jako system nie jest doskonały i ma swoje fochy, jak zresztą każdy system. Tyle że w razie “nawrócenia” kogoś na Linuxa, każdy problemik automatycznie staje się naszym problemem, bo “twój Linux znów nie działa”.
    Po trzecie, bo kierując się czystymi, uczciwymi intencjami jesteśmy na dużo gorszej pozycji wyjściowej względem marketingowców, którzy handlują strachem, obietnicami, marzeniami i złudzeniami. Ty jako świadomy i uczciwy użytkownik nie powiesz przyjaciołom że Linux gwarantuje całkowite bezpieczeństwo, bo wiesz że żaden system czegoś takiego nie gwarantuje. Ale marketingowcy od zamkniętych systemów przysięgną na groby swoich matek że windowsy gwarantują absolutne bezpieczeństwo, mało tego że “krawaty wiążą i usuwają ciąże” jeśli tylko dzięki temu sprzedadzą 1.7% więcej towaru.
    Itp, itd ….

    Moim zdaniem szkoda energii i czasu na branie się za łby z cholernie skuteczną, współczesną maszyną marketingową. Ma to tyle sensu co kopanie się z koniem.
    Natomiast wystarczy zwykle przestać przekonywać bliźnich do swoich racji, żeby zaczęli bacznie nas obserwować i naśladować we wszystkim co u nas dobrze funkcjonuje… Na zasadzie – małpa widzi, małpa powtarza. Ten właśnie mechanizm wykorzystują ludzie od marketingu w reklamach, oraz w tak zwanym “lokowaniu produktów” w serialach.
    U mnie działa to tak, że kto jest zainteresowany i gotowy na zmiany systemu, ten przyjdzie i wyrazi zainteresowanie Linuksem. I zwykle potem jest naprawdę z niego zadowolony.
    A reszta? … to już nie mój problem. 😉

  8. Przepraszam za kontekst, ale moim zdaniem przesadzasz z tą podejrzliwością. Twoja postawa bardzo mi przypomina postawę tych którzy nie wierzą w dobroczynność. Tobie trudno uwierzyć, że użytkownik linuksa pozytywnie się wypowie na temat windowsa, a im ciężko zrozumieć, że nie każde działanie opiera się na chęci własnego zysku.

    Oczywiście zjawiska, o których mówisz występują, ale nie w takiej skali.

  9. >„które trzeba ogarniać tysiącem tekstowych komend”
    Dopóki wszystko działa terminal może sobie leżeć z boku, ale wraz z problemami pojawia się potrzeba klepania wielu komend, których ilość rośnie jak wykres funkcji f(x) = x^3 + 5 z dziedziną z przedziału [0; inf]. 😉

  10. Żeby zainstalować np. sterownik do Brother DCP 7070DW w Linux Mint należy użyć terminala i wklepywać adres IP skanera ręcznie! (to urządzenie wielofunkcyjne)
    W Windows 10 wszystko robi się prawie samo…
    Na tym polega zasadnicza różnica między Linuxem i Windows.
    Istalacja sterowników jest prostsza w Windows.

    ps. Nikt mi nie płaci za “szkalowanie” Linuxa , używam obu systemów i piszę tylko jak jest 🙂

  11. Wolę musieć podać IP niż “nie wydrukuję Pana strony i co mi Pan zrobi”. Poza tym skaner to fatalny przykład, bo mam w domu kilka starszych, które działają już tylko pod Linuksem…

  12. ee naprawdę niektórzy wolą pracować pod windą, znam takich. Myślę że to siła przyzwyczajeń i myślę że to nie jest nic złego. Często używanie narzędzi gorszych, które się dobrze zna przynosi lepsze efekty niż używanie lepszych, których nie zna się za dobrze… Ja tam oczywiście hołduje zasadzie że najlepiej jest poznać najlepsze narzędzia, i pewnie dlatego zamiast coś “produkować” ciągle konfiguruję Arch’a 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.