Co dał mi Linux?
„Kolejny festiwal zaklinania rzeczywistości i subiektywnego trucia trzy po trzy”. Ręka w górę, kto po przeczytaniu tytułu zmełł pod nosem przekleństwo i bezgłośnie wypowiedział powyższą opinię. Coś w tym jest, choć wpis pokieruje się w nieoczekiwanym kierunku ku zaskoczeniu odwiecznych malkontentów. Prawda, użytkownicy Linuksa lubią zaklinać rzeczywistość – bądź inaczej – zaklinanie rzeczywistości determinuje ich wybór. Wybór bądź co bądź niepopularny, niepowszechny, nieoczywisty, na przekór trendom, marketingowi i ofercie wiodących sieci sklepowych. Bo po co ktoś wybiera Linuksa?
Ponurym żartem byłoby wymienienie tutaj tak istotnego dla przeciętnego użytkownika kompletu sterowników przy zakupionym sprzęcie (cóż z tego, że często nienadającego się do użytku czy wręcz zainstalowania), bogatej oferty oprogramowania dostępnej w każdym zakamarku internetu (cóż z tego, że w 80% zainfekowanej dodatkowymi atrakcjami), czy łatwość i dostępność serwisu (bo 14 letni syn sąsiada to się zna na komputerach jak mało kto). Czy oprócz powyższych braków Linux coś jeszcze może nam zaoferować?
To zastanawiające czy którykolwiek z przeciwników Linuksa zadał sobie pytanie – „Skoro ten system ma takie braki, czemu ktokolwiek go wybiera? Gdzie jest drugie dno, królik z kapelusza, nieczytelna sentencja pomiędzy wierszami?” Pomijając młodzieńczą chęć bycia „innym” i w opozycji, jaki jest sens w codziennym funkcjonowaniu z rzeczywistością katować się rozwiązaniem, którego nie zauważa 60% producentów sprzętu? Skoro nie są to gry (choć tych przybywa), nie są to sterowniki i obsługiwany sprzęt (choć ten jeśli już jest obsługiwany, to automagicznie) oraz nie jest to również popularność (pracownik sklepu powiedział, że nie ma takiego systemu jak Linux) – to o co tu chodzi? Ponieważ nadwyrężona została ilościowa granica pytań retorycznych, pora na zdanie twierdzące.
Bo tak.
Nie da się w jednym zdaniu zawrzeć sensu obcowania z Linuksem. Lub inaczej – dla każdego ten sens będzie inny. Jeżeli jednak odrzucimy takie truizmy jak bezpieczeństwo, odmienność, wydajność, terminal, kontrolę nad systemem – co pozostanie? (a niech to, znowu pytanie retoryczne). Odpowiedź nie jest taka oczywista i nie taka techniczna. Uwierzycie, że Linux to styl życia? Na początku to się wydaje niedorzeczne, ale spójrzmy… Idąc do sklepu z elektroniką po zakupy mamy przygotowaną listę tego, co działa z Linuksem i tego co nie działa. A to jest oznaka świadomości konsumenckiej. Czy od świadomości zakupu sprzętu odpowiedniego dla Linuksa daleka jest droga do świadomego zakupu wartościowych produktów spożywczych? Nie wiem jak u innych, ale u mnie objawiło się to czytaniem etykiet oraz zrozumieniem jakie składniki chemiczne są w porządku a jakie nie. Strata czasu, na dodatek niepotrzebna? Ależ skąd, przecież kupując sprzęt do komputera określam co chcę i za tym idę do sklepu, nie rozpraszam się na grzebaniu w promocyjnych śmietnikach. Podobnie ze składnikami odżywczymi, idę do sklepu po to i tamto. Konkretnie. Tego nauczył mnie Linux.
Linux nauczył mnie kolejnej rzeczy. Rozpoznaję a przynajmniej staram się rozpoznać, któremu producentowi oprogramowania/sprzętu zależy na użytkowniku, a któremu tylko na doraźnym zabraniu mnie pieniądza. Jednorazówki, zamknięte oprogramowania, sprzęt „plug&play do jednego systemu”, zamknięte standardy – nie dziękuję, planuję zakup drukarki/kontrolera midi/karty xyz na dłużej niż sezonowy rok przewidziany przez producenta. Że przepłacam? Tylko w krótkowzrocznym kontekście aktualnego zakupu.
Na tym nie koniec. Linux zmusił mnie do używania szarych komórek. Na początku nieco wydajniej, bo przesiadka z Windowsa (a jakże) była traumą, szokiem, niedowierzaniem i kompletnie kosmicznym doświadczeniem z roz… rozmemłanym na fragmenty desktopem linuksowym (okolice roku 2000). Z początku był to przymus, potem obowiązek a wobec rozwoju jakości systemu na koniec stało się to przyjemnością. Co więcej, Linux nadal zachęca mnie do wykorzystywania topniejących z roku na rok pokładów rozumu. Jak dobrze wiemy, narząd nie używany zanika, zatem… Nauki nigdy za mało, nawet jeśli po jakimś czasie stanie się dla nas rozrywką, odskocznią i sztuką rozwiązywania rebusów. Z pewnością jest to bardziej twórcze, niż recytowanie z pamięci kolejnych nazw nowych trojanów.
Nie uwierzycie, ale to nadal nie koniec. Trendy internetowe, przełomowe technologie, społeczne serwisy w których musisz zaistnieć? Dobra, dobra, nie z użytkownikami Linuksa te numery. Postęp jest potrzebny, a i owszem, ale czy za wszelką cenę? Korporacje zauważyły, że nikt nie zwraca uwagi na swoje dane osobowe i na tym zaczęły robić biznes. My możemy udawać, że nie wiemy o co chodzi, albo dysponować swoimi danymi świadomie. Rzeczywistość pokazuje jednak, że w naszym zaradnym narodzie jest całe mnóstwo zaradnych inaczej jeleni. Linux nauczył mnie tego, jak docenić wartość swoją i swoich danych.
Tę wyliczankę można by ciągnąć dalej. Jednak bądźmy szczerzy – czy na blogu poświęconym Linuksowi jestem w stanie przekonać do czegokolwiek użytkowników Linuksa? Kółka adoracji wzajemnej z pewnością mają swój urok, ale co z resztą… Niewiernych? Oni widząc tytuł notki popukali się już dawno temu w głowę, nie zadając sobie nawet trudu odszukania odpowiedzi na pytanie „Dlaczego?”. A jeżeli nawet nieliczni dotrwali do tego momentu, to nadal mają minę wyrażającą pytanie „W imię czego mam się tak mordować?”. Cóż – w imię swoje własne. Jeżeli dla kogoś niedogodności Linuksa są nie przeskoczenia, niech zapyta sam siebie „Czy ja stanowią dla siebie jakąś wartość?”. Odpowiedzi mogą być dwie – ”tak, chcę wszystko łatwo, przyjemnie, bez namysłu” oraz ”tak, chcę być świadomy oraz pracować nad sobą”. Czasy mamy jakie mamy, marketing naszej cywilizacji gloryfikuje zachowania takie a nie inne, Jak widzicie, Linux to nie takie hop siup – ot, system bez wirusów. Jest w tym głębszy sens, choć z pewnością można też być i nieświadomym niczego użytkownikiem tego systemu. Wszyscy jesteśmy inni. Jedni jedzą mięso, inni nie. Jedni jeżdżą po świecie, inni wolą zacisze domowe. Kolejne osoby pozwalają innym decydować za siebie, inni nie. Jedni czytają, inni słuchają.
Linux to też styl życia.
Dotrwałem do końca. Nie powiem – trochę racji w tym jest. Ale może przyjść w pewnym momencie takie oświecenie: x lat męczyłem się z linuksem a na os x mogłem robić te wszystkie rzeczy wygodniej. Lubię linuksa, cenię go za wiele rzeczy ale dzisiaj gdybym miał 5k na sprzęt to bym kupił macbooka.
“pracownik sklepu powiedział, że nie ma takiego systemu jak Linux” – Bo nie ma 😉
Czyli krótkie streszczenie mojego życia.
Świetny artykuł, podeślę znajomym 🙂
Jakby się uprzeć… Linux to tylko jądro :p
Dla mnie, to po prostu najwygodniejsze narzędzie. Poruszam się na co dzień w świecie około Unix od wielu lat i adminka, czy programowanie dla tych środowisk najwygodniejsze jest z poziomu Linuxa. GUI jest teraz zresztą o wiele bardziej przyjazne od Windows. Zaczynałem od Slackware w 1996. Wtedy X Windows i managery nie powalały 😉 Od jakiegoś czasu (ostatnie kilka lat) zaprzyjaźniłem się z Fedorą i Gnome Shell. Ten ostatni jest po prostu genialny. Funkcjonalny, prosty, ascetyczny, z dynamiczną ilością pulpitów i fajną synchronizacją kalendarza z zewnętrznymi usługami. Powiem szczerze, że praca pod Windows jest dla mnie katorgą. Dla mojej żony też, a jest ona kompletnie niekomputerowa. Używa go do internetu i pisania tekstu…
“…ale co z resztą… Niewiernych?” – No, nauczanie kosztuje, to samo się tyczy nawracania. Zapłacą to pogadamy. 😉
‘ „W imię czego mam się tak mordować?” ‘ – bo większość rzeczy wartościowych wymaga jakiegoś wysiłku?
“…czy na blogu poświęconym Linuksowi jestem w stanie przekonać do czegokolwiek użytkowników Linuksa?” – A kij z przekonywaniem, dodajesz @Salvadhor-ze odwagi tym którzy wątpią w swoją normalność wśród “normalnych” użytkowników systemów oferowanych przez korporacje. Przekonują się że nie są sami ze swoimi pogladami, to jest naprawdę ważne. Zwłaszcza w dzisiejszym świecie, w dużym stopniu kształtowanym przez te właśnie korporacje. Kształtowanym oczywiście tak jak to widać za oknami: Paciorki!! Promocja!! Tylko nasze jest najlepsze!! Paciorki!! Promocja!! Prywatność to przeżytek!! Paciorki!! Promocja!! Kupuj, kupuj!! Paciorki!! Promocja!!
Zamiast dawnych paciorków używa się dziś czarnych szkiełek ekraników, ale wiadomo o co chodzi.
Mało tego, robisz to naprawdę w dobrym stylu. Twoje teksty są zwykle wyważone i rozsądne. Poza wstawkami wybitnie humorystycznymi oczywiście.
“Linux to też styl życia”. – oczywista oczywistość, choć na początku nie każdy jest tego świadom.
To podobnie jak moja połowica. Twierdzi ona że Linux jej dobrze chodzi ale Windowsa też umie używać, tyle że trafia na same uszkodzone egzemplarze windy, które nie działają.
To samo ma kiedy przyjdzie jej prowadzić samochód poniżej stu koni pod maską. Też twierdzi że ona potrafi jeździć wszystkimi autami, tyle że akurat to co dostała jest zepsute i nie jeździ. 😉
I masz całkowitą rację, dobrze dobrany Linux jest po prostu bardzo wygodnym narzędziem.
Widzisz,a ja mam 5k na sprzęt,ale nie kupię nigdy macbooka.
Dla mnie Linux to styl życia.Dokładnie to,o czy piszesz-świadomość.
Za 5k, to chyba Air. I to w promocji 😉
Dla równowagi zamieszczam małą kontrę 🙂
http://www.dobreprogramy.pl/wielkipiec/Ciag-dalszy-wdrazania-Red-Hatow-czyli-o-tym-jak-nic-nigdy-nie-dziala-tak-jak-bysmy-chcieli,69054.html
W moim przypadku dał po prostu działający na co dzień system, ponadto do Windowsa nie mam cierpliwości takiej jak do Ubuntu. Od wersji 11.10 zmagałem się z problemami i kłopotami tego systemu, raz było lepiej, a raz gorzej. Teraz cztery lata później nie żałuję tej cierpliwości i patrzenia się przez palce na niektóre elementy.
A mi linux daje przede wszystkim wolność. Nikt mi nie narzuca jak ma wyglądać mój pulpit. Nikt mi nie mówi, że mój pasek ma być przezroczysty i że mój zegarek i menu ma być dokładnie w tym a nie w innym miejscu.
Nikt mi poza moją zgodą nie aktualizuje systemu.
Linux daje mi spokój – nikt mi nie każe płacić za to, aby mój system był bezpieczny. aktualizuje do najnowszych wersji całe oprogramowanie (łącznie z systemem)
No i chyba najważniejsze – indywidualizm. 🙂 Ah jakie to miłe uczucie widzieć wzrok ludzi, gdy mówię “nie korzystam z Windowsa”. No i ta bezcenna mina kiedy np kierownik siada przy moim komputerze w pracy i… nie wie co gdzie jest i co jak zrobić (dzięki temu mam spokój. Mój komputer obsługuję tylko ja). I jakże bezcenne twarze osób, którzy patrzą na mój monitor a tam wszystko wygląda inaczej. No i te pytania “jak Ty to zrobiłeś?”. I wracamy do początku jak powiem “odszedłem od Windowsa”. 🙂
Działający, niezawodny system, którym ja steruję. Gdy chcę zainstalować aplikację to tak robię. Nie martwię się tym, że razem z nią instaluję trzy inne, w tym dwie, które mnie śledzą. Nie martwię się tym, że po pół roku od instalacji systemu komputer ledwo dyszy i harczy z bliżej nieokreślonej przyczyny. Po dwóch latach od instalacji Linux działa tak jak na drugi dzień po niej. Oprogramowanie mam zawsze aktualne i nie zastanawiam się nad tym wcale. Całą robotę załatwiają za mnie repozytoria. W pracy (Windows) jakiego programu bym nie uruchomił tam atakuje mnie okienko z prośbą o aktualizację. Całą ideologie pomijam, bo mam gdzieś czy 2016 będzie rokiem Linuksa. Moja rodzina i ja ma od kilku lat rok Linuksa co roku i nam z tym dobrze.
To nie jest żadna kontra. Koleś opisuje swoje problemy z wdrożeniem Linuksa spowodowane złymi założeniami.
Bez obsługowość linux mi dał i GIMP’a i Darktable 🙂 . Raz zrobione coś w linuksie zazwyczaj się nie pierdzieli. No i jest darmowy, nawet nie chodzi o to że darmowy, ale o to że na nowy komputer nie muszę mieć nowej licencji(słynny OEM)(można to chyba nazwać wolnością).
A jeszcze coś mi dał linux, czego nie ma windows – sensowny system aktualizacji systemu “na jeden raz”, a nie jak w oknach – poczekaj jak się zaktualizuje, a teraz zrestartuje, a potem będzie kończył aktualizacje… A potem znów to samo(bo na jeden raz się nie dało). No i z automatu wszystkie programy się aktualizują od razu, ale to już podchodzi pod w/w bezobsługowość.
Przeleciałem po łebkach. Dooobre!
Jaki ta bajka miała tytuł? Pat i Mat? Po polsku bodajże “Sąsiedzi”.
Nie wiedziałem że teraz to jest w formie pisanej, ale podejście do problemów i technika ich “rozwiązywania” są takie same w tym tekście. Serio, w czasie czytania słyszałem stale melodyjkę z tej bajki! 😉
A je to ….
Pod Windą też są alternatywne shelle, ale ich wydajność i jakość… cóż, powiedzmy że, “nie powala”, tak delikatnie. ^^’
Pierwsze 2 argumenty trochę kiepskie. Śmieci znajdziesz tylko w gorszych apkach, instalatory prosto od producenta rzadko robią takie niespodzianki. A system harczy i dyszy po 2 latach jak się o niego nie dba, każdy. Co innego, że Linux wymusza myślenie ciągłym pytaniem o hasło.
Nie no, Panowie, nie po łebkach tylko zapraszam do lektury. Rozumiem, że gość wdrożył wersję Rawhide i to już jest śmieszne i w ogóle nazywa Fedorę Red Hatem ale zawarł tam także inne problemy wynikające z użycia linuksów. Daje do myślenia szczególnie wątek z marnie opisaną dokumentacją (co nie jest dziwne w przypadku nowych wydań co pół roku) jak i brak wymaganego oprogramowania w przypadku wydań komercyjnych/długoterminowych.
To miałem na myśli mówiąc “kontra”. żebyśmy się dobrze zrozumięli: nie poszedłem tym tokiem rozumowania zbyt głęboko, nie wiem jak sprawa odniosła by się do Debiana czy SLED.
Ad 1. Nie zgodzę się. Obecnie prawie każda aplikacja instaluje coś oprócz siebie, a przynajmniej ma zamiar zmienić stronę startową lub zainstalować dodatek do przeglądarki (domyślnie w instalatorze takie działania są ustawione.
Ad 2. Nie jestem ekspertem w architekturze systemów operacyjnych, ale mi stare instalacje Linuksa nie harczą.
A tak w ogóle to jakaś zmiana taktyki ostatnio?
Wcześniej mieliście zalecane z tego co pamiętam:
– “pod każdym tekstem o Linuksie/Otwartym Oprogramowaniu musi pojawić się przynajmniej jeden komentarz opisujący jakieś problemy z tymże”.
Teraz podrzucacie linki do tekstów sfrustrowanych grafomanów, na produkcyjnych stanowiskach wdrażających niestabilne dystrybucje beta? Facet marudzi i wydziwia gorzej niż kobieta przed okresem. Toż to nawet głupie nie jest.
Mnie zawsze ciągnęło do linuksa raz z wrodzonej przekory, dwa bo lubię grzebać w kompie. Jak w końcu system dojrzał do tego że zainstalował się pięknie i praktycznie bezproblemowo to odkryłem jego zalety. Dziś, po dwóch latach pracy z linuksem doceniam go coraz bardziej, tym bardziej że w pracy mam windowsa. Pierwsze to wspomniane automagiczne repozytoria. Drugie to stabilność. Trzecie konfigurowalność. Czwarte szybkość i brak konieczności posiadania antywirusa. Piąte wolność. Szóste nietypowe, awangardowe rozwiązania w UI.
W pracy zaktualizowałem system do Windows 10 i zaczynam żałować. Sama aktualizacja z 8 do 10 pozmieniała ustawienia domyślne, teraz wyszła jakaś kolejna łatka mieszająca w domyślnych aplikacjach. Dziś rozwaliło się udostępnianie folderów. Do tego dochodzi świadomość, że żadna społeczność nie czuwa nad tym co robi system. No i odwieczne zabawy w ciuciubabkę z instalatorami, które próbują wcisnąć malware.
A ja mam odwrotnie 🙂 Z OSX przeszedłem na Linuxa 😉 Oczywiście rozumiem Twój tok rozumowania i się mu nie dziwię, na OSX jest łatwiej
Salvadhor naprawdę lubię czytać Twoje felietony. “Linux to też styl życia” lepiej bym tego nie ujął 🙂
Dziękuję, świetny wpis który z przyjemnością przeczytałem do końca.
Ja niestety zawisłem pomiędzy “dwoma światami” (czyt. pomiędzy Windowsem a Linuksem). W pracy jestem zmuszony używać Windowsa i muszę się z tym godzić. Będąc w domu staję się zwykłym użytkownikiem który lubi czasami podłubać w sprzęcie i systemie, ale też cierpię na chorobę zwaną “graniem w gry” z której prawdopodobnie powinienem już wyrosnąć (32l.), ale nadal mnie to wciąga.
Mogę powiedzieć, że w net kocham systemy Linuksowe, uwielbiam ich odmienność, różnorodność, szybki rozwój, funkcjonalność, elastyczność i jako system jest genialny, niestety jego otoczenie czasami doskwiera. Przez otoczenie mam namyśli te cholerne gry, wsparcie producentów sprzętu, mniejsze zaangażowanie twórców komercyjnych programów. Pal licho Windowsa z jego programami, żeby Linux miał chociaż taką samą bazę programów co OS X, to już byłoby coś.
Windows to taki Frankenstein, jego życie jest podtrzymywane głownie przez wsparcie producentów sprzętu (solidne i konfigurowalne sterowniki) oraz olbrzymią bazę gier i programów tworzonych z przyzwyczajenia i dla dużej ilości uzależnionych użytkowników. Sam system tak naprawdę nie jest jakimś wybitnym tworem, brak w nim już jakichśkolwiek innowacji, trzyma się swoich starych zaszłości by utrzymać wsteczną kompatybilność i przyzwyczajenia, to taka skostniała korporacyjna starucha. Niestety ale otoczenie tego systemu, które jest przyjazne userowi potrafi bardziej przyciągnąć do niego niż do Linuksa, gdzie Linux w moim mniemaniu jest lepszym systemem od Windowsa.
I tak oto jestem pomiędzy, chciałbym używać Linuksa z całym tym zasobem sterowników, programów i gier co ma Windows, byłoby idealnie.
Ad 1. Jakim instalatorze? Te dziadostwa .exe ze stron pokroju dobreprogramy.pl oczywiście, ale w znacznej większości wypadków na stronie projektu znajdziesz klasyczny, znany wszystkim instalator, który robi tylko to co powinien, trzeba się po prostu wykazać trochę większą pomysłowością i nie wstukiwać w google “adobereader download”. 😉
Ad 2. Linux ma pełno sposobów na przypilnowanie użytkownika, systemy paczek, repozytoria, wymuszanie min. 2 kont (w distrach user-friendly) itd. dlatego napisałem, że Linuksa trudniej zaśmiecić, ale posadź przed nim technologicznego idiotę i zobaczysz co się stanie.
Ad 1. Właśnie – używanie Windowsa to ciągłe pilnowanie się żeby przypadkiem nie zainstalować bezwiednie śmieci. Mordęga.
NIE WIADOMO,co ma w sobie apka z zamknietym kodem,to tyle.
Linux napędza moje komputery od lipca 2012, kiedy kolejna reinstalacja Windows 7 nie przynosiła skutku. Na początku było Ubuntu, potem Mint, Debian, LMDE, elementary OS aż obecnie jest to Manjaro, które uważam za rozwiązanie idealne. Główny komputer Acer z powłoką KDE 5.5, a stary notebook HP z powłoką xfce również daje radę. Nie wyobrażam sobie powrotu Windows na komputery, a piractwo programów nie jest rozsądnym wyjściem.
Częściowo masz rację, bo większość instalek jest czysta od ad ware, ale updajty javy już nie. Nawet zwykły Avast zrobił się adware. Jakby się dobrze przyjrzeć zachowaniom zwykłych instalek, to już powszechne są wymuszania do których przywykliśmy i o których się nie myśli w kategoriach złośliwości. A jednak automatyczne oznaczanie aplikacji jako domyślnej do otwierania plików określonego typu, uważam za złośliwość.
No to jesteś w takiej sytuacji jak prawie każdy z nas, gdzie się da używamy Linuxa, gdzie się nie da lub nie opłaca – Windowsa. W obecnej sytuacji korzystanie wyłącznie z Linuxa byłoby masochizmem, sztuką dla sztuki. Wyzwanie raczej dla hobbystów niż dla osób aktywnych, zawodowo bądź twórczo. Nie wspominając już o zatwardziałych graczach. W końcu Windows to tylko narzędzie, pomimo tego co próbuje z niego zrobić dział reklamowy Microsoftu.
“Niestety zawisłeś”? Ty masz wybór i z niego korzystasz stosownie do potrzeb, “niestety” to mogą mówić osoby uzależnione wyłącznie od windy.
Nie daj się zwieść monotematycznym wpisom na tym czy innym blogu, tu chodzi o zamiłowanie i pewien system wartości, o sposób postrzegania świata a nie o jakiś chory fanatyzm typu – “Albo Linux albo klasztor”! 😉
Naprawdę? No nie wiedziałem. Nie bez powodu nie używam Windy, naprawdę, opowiadanie co jest w niej nie tak możesz sobie darować. Daruj sobie też kłamstwa co to aplikacje na Windowsie robią, nie jesteśmy na portalu debil-wierzący-we-wszystkie-komentarze-znajdzie-tu-swoje-miejsce worpress pl.
O disasemblerach słyszał kiedyś? Daruj sobie te Caps-Locki, ok?
Też Ci życzymy Spokojnych, Dostatnich i Wesołych Świąt! 😉
@salvadhor
Jeszcze raz dzięki za dobrą robotę, którą konsekwentnie tu nam prezentujesz. A skoro nie ma celowego artykułu powięconego Świętom to ten wydaje mi się najodpowiedniejszy na życzenia.
Zdrowych, Dostatnich, Spokojnych i Wesołych Świąt życzę Tobie Salvadorze oraz wszystkim czytelnikom tego bloga!
Smacznego karpia, gorącego barszczu, nietuczących słodyczy i serdecznej atmosfery wśród najbliższych. Czy co tam odpowiada akurat tym daniom, jeśli jesteście za granicą. Nie przejedzcie się za bardzo! 😉
Jesteś gimnazjalistą? Bo tak się zachowujesz. Spokojnych i wesołych Świąt Przyjacielu!
Chyba nie wiesz o czym piszesz. Porównywanie otwartości wolnego oprogramowania z zamkniętym, komercyjnym dissamblowanym programem to jakieś nieporozumienie.
Nope, ale dopiero pierwsza klasa liceum, będę jeszcze potrzebował czasu na znormalizowanie się. : A na serio, sprecyzuj co Ci nie pasuje, z uwagi na moje przyjazne nastawienie do świata chętnię się poprawię. 🙂 Wesołych Świàt. Btw wyjazdy na życie osobiste kiepsko świadczà o człowieku.
Ugh, ok? Btw nawzajem. 😉
1. Pouczanie wszystkich w każdym komentarzu świadczy o tym, że nawet jeżeli jesteś przyjazny, to akurat nie podczas komentowania na tym blogu (np. “daruj sobie” w kilku postach).
2. Stwierdzenie, że Twoje wypowiedzi są niedojrzałe nie są wyjazdami na życie osobiste. Chociażby z tego powodu, że nic o nim nie wiem.
Może okazać się niektórym głupie, ale zawsze wychodzę z założenia, że najbardziej naturalnym jest posiadanie jednego systemu na komputerze. Stawianie Windowsa obok Linuksa, czy na sprzęcie Apple obok OS X to swego rodzaju profanacja. Trochę mnie zabolało, twoje twierdzenie, że używanie samego Linuksa to masochizm czy sztuka dla sztuki. Myślę, że Linux obecnie jest na tyle rozwinięty, że może być samodzielnym system dla osób którym wystarcza to co oferuje.
Tak naprawdę Windows do szczęścia nie jest mi potrzebny i chętnie bym go porzucił całkowicie bez żalu. Po prostu do szczęścia na Linuksie brakuje mi tego całego wsparcia zewnętrznych deweloperów, całego supportu sterowników i programów które otrzymuje Windows. I stąd własnie znalazł się ten wyraz “niestety”.
1. Lepiej zostać pouczonym w komentarzach w internecie niż się pomylić podczas ważnej dyskusji, w każdym razie ja bym tak wolał. A “daruj sobie” zastosowałem tylko w sytuacjach, w których zwyczajnie nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś zgadza się z tym co sam mówi lub wypowiedź uważam za zwyczajnie nie na miejscu. Btw proponuję zajrzeć na moje disqusowe konto, mam nieodparte wrażenie, że większość moich komentarzy jest całkiem miła. 😉
2. Raczej chodziło mi o próbę dedukowania szkoły, do której uczęszczam w niezbyt przyjazny sposób, może jestem trochę przewrażliwiony. :
Ps. Sorry za brak a-podobnego znaku diakrytycznego, mam watpliwa przyjemność pisać z IPada I nie wiem dlaczego brakuje wcześniej wspomnianej literki. 🙁
Przestałem. Przestałem se zadawać takie pytania. To mi dał liniks. Robię swoje.
Tu nie chodzi o Linuxa tylko o sztuczne uzależnienie firm i urzędów od produktów Microsoftu. Linux i owszem jest rozwinięty, biurokracja natomiast jest tradycyjnie uwsteczniona. Nie opłaca mi się w firmie tracić pół dnia na walkę z dokumentem który chodzi dobrze tylko pod windą. A i kilka programów ciężkich do zastąpienia się znajdzie. Ja załatwiam to prosto – jeden lub dwa komputery działają na Windowsie i mamy święty spokój.
Jak to mówią, tu nie ma miejsca na sentymenty, to czysty biznes.
Oczywiście w domu to co innego, tu praktycznie nie używam windy. Ale dom a praca to dwa różne światy. Kto miałby pokryć ludziom godziny walki z niekompatybilnymi formatami czy programami? 😉
Tu masz dużo racji i właśnie w tym problem. Programiści jak by chcieli stworzyli by odpowiednie narzędzia dla firm na każdą platformę (Windows Linux, OS X), ale zapewne w jakiś sposób im się to nie opłaca, albo Microsoft trzyma ich na “krótkiej smyczy”(?). Podziwiam Steam, że odważył się zainwestować w Linuksa, ale niestety po statystykach raczej nie wyznaczy trendu migracji na niego innych firm deweloperskich, a to wielka szkoda.
Absurd jest taki, że Linux może funkcjonować w kosmosie czy super komputerach, a nie może być użyteczny w małych i średnich firmach.
W imieniu swoim dziękuję,i nawzajem,@Dobrecki 🙂
Wszystkiego Najlepszego!
Put the fun back into computing. Use Linux. To hasło ze strony distrowatch.com I właśnie to dał mi Linux. Fun. Lubię sobie “grzebać w komputerze”. Coś zainstalować, pooglądać, zepsuć, naprawić, przeinstalować etc. Ot takie tam. Jeden grzebie w samochodzie a ja w kompie. Przynajmniej w cieple a nie w zimnym garażu 😉 Swojego peceta mam od 1994 roku. Na początku oczywiście DOS + Win 3.11, potem W95 itd. I gdzieś wtedy pierwszy Linux. RedHat, wersja bodajże 5.coś. To było coś nowego. Sporo problemów (to przecież jeszcze czasy przedinternetowe) ale coś tam kombinowałem i jakoś sobie, lepiej lub gorzej, radziłem. Fajna zabawa z tego wynikła. Poznawanie nowych środowisk graficznych, nowego softu. Potem dorobiłem się modemu, jeszcze później stałego łącza do sieci i Linuks pokazał pazury.
Nie mam nic do Windows. Używam, jasne. Na przykład właśnie teraz. Ale Linuksa jakiegoś zawsze na dysku mam. Częściej nawet kilka różnych dystrybucji. A od pewnego czasu dzięki wirtualizacji to już zupełnie fajnie jest: Windows sobie działa, a na tym maszyna wirtualna z jakimś wynalazkiem. Teraz np. zasysam nowego Manjaro Deepin. Zobaczymy co to za zwierz 🙂
Trochę twój przedmówca ma racji… Nie raz już klikając odruchowo “next” musiałam się cofnąć, żeby odznaczyć jakiegoś śmieciowego toolbara (albo google chrome…). A ściągam instalki tylko ze strony producenta, będąc na linuksie i skanuje je dwoma różnymi antywirusami (moja paranoja…). Więc ciesz się jeśli nie trafiłeś, ale uwierz, że teraz tego syfu coraz więcej wciskają…
Na szczęście moje kontakty z tym systemem w większości ograniczają się do gier i to raczej na zasadzie “jak już musiałam w cenie laptopa zapłacić za ten system to niech mam z niego jakiś minimalny pożytek”, nie mam nawet tapety, 100% nastawienie na wydajność.
A teraz ci wyłączę gre i znaczne się aktualizować “BO MOGĘ” i mam gdzieś, że wyłączyłaś aktualizacje na amen… Albo to tylko mnie windows 7 tak bardzo nienawidzi xD
Nie porównuję, twierdzę jedynie ża da się określić przybliżoną funkcjonalność programu z pomocą disasemblerów, co za tym idzie wiemy co apka ma w środku, to tyle.
Ja się tak wyczuliłem, że mam odruch odznaczenia wszystkich checkboxów, gorzej jak odznaczę coś potrzebnego. : A Windowsa do gier nie używam od ponad roku, w ogóle ostatnio nie włączam steama i gram w Super Tux Kart, chyba spadły mi wymagania. 😐
Ja właśnie bardzo intensywnie używam steama, ale głównie gram w gry typu Visual Novel i HOPA,a tego jest multum pod linuksa 🙂 A wczoraj na próbę zainstalowałam sobie steama jeszcze przez PlayOnLinux i działa to zaskakująco dobrze (może po prostu dlatego że ten typ gier jest raczej mało “wymagający”), więc w najbliższym czasie pewnie będę spędzać na windowsie jeszcze mniej czasu 🙂
Przyblizoną,poza tym jest w wiekszości przypadków licencja która zakazuje dissamblowania,czy inżynieri (cholera,chyba błąd ortograficzny) wstecznej…
Aha,zapomniałem.
Linux dał mi działający komputer.
“Nie ma takiego miasta jak Lonyn.Jest Lądek-Zdrój…”
A tak w ogóle,to proponuję temat “Co mi dał Przystajnik?”
Niech napiszą ci,co codzień,od lat go czytaja,Ci co trafili nań przypadkiem jakis czas temu i zostali…
Jest tu parę nazwisk,ksyf,pseudonimów,które się powtarzają przy każdym wpisie…
Panowie,Panie,dajmy szansę Salvadhorowi!
Co jak co,ale ten blog,jest na tyle (tu wpisujemy swoje argumenty),że przynajmniej moim zdaniem,każdy powinien sie wypowiedzieć,dlaczego go czyta.
Co Wy na to?
Jeżeli znasz się na rzeczy a program nie był napisany zwyczajnie źle możesz dowiedzieć się co dokładnie robi. Poziom “przybliżoności” bardzo się waha ale łatwo o pozytywne rezultaty. Pamiętaj, że w otwartoźródłowym programie też możesz coś przemycić, wystwrczy umieć pisać “między wierszami”. :p Zapisy o zakazie dekompilacji i inżynierii wstecznej możesz zignorować lub uznać całą licencję za bezprawną, polskie prawo zezwala na robienie tego (przytoczyłbym dokładny zapis, ale nie pamiętam gdzie to było) a autor programu musi się podporządkować.
Ja tam,nie chwaląc się,jestem osoba aktywną zawodowo,i uzywam Linuxa.W pracy.Firma ma 45 lat.działa w 14 krajach Europy.
” W obecnej sytuacji korzystanie wyłącznie z Linuxa byłoby masochizmem,
sztuką dla sztuki. Wyzwanie raczej dla hobbystów niż dla osób aktywnych,
zawodowo bądź twórczo.”
Wytłumacz mi to,bo nie rozumiem.
Z tego co sam sobie wymyśliłem,taki Salvadhor jest osobą aktywną zawodowo bądź twórczo,a zestaw programów ,które poznałem na tym blogu wystarcza do wszystkiego….
Przyjmuję,że w pracy są Windowsy,czyżbyś miał laptop prywatny do celów służbowych?
Pewne aplikacje sa pisane na okreslone środowiska,ale w dobie wirtualizacji i takich tam….
Bardzo dobre hasło 🙂
Przystajnik czytam od roku dzień w dzień. Śmiem twierdzić że jest to jedyny tak świetnie pisany blog o linuksie. Przystajnik wzbogaca mój system o nowe aplikacje i zachęca do zgłębiania wiedzy o ornitologicznej z zakresu pingwinologii. Bez tego bloga mój system nie byłby taki jaki jest, a że system to również część życia więc śmiało mogę powiedzieć:
Przystajnik zmienił moje życie 😀
“nie mam nawet tapety, 100% nastawienie na wydajność.”
O kurcze,to musimy sie poznać:P
to taki klawisz wyżej ctrl i Shift?
Spoksik
Kumam.
Napisz.co robisz.
Jak działa.
Powiemy tym,co nie wied(r)zą.
Halo,zaraz…
Moja propozycja,to ta,żeby (chyba nie popełniłem błeda?),każdy sie wypowiedział,ale w formie posta na blogu.
Możemy to przysyłaś Salvadhorowi,jesli sie on na to zgodzi?
I żeby był z tego porządny post,taki na miarę tematu i bloga.
Takie udowodnienie fanów,że jest ok.
Bo dla mnie jest.Uczciwie,rzetelnie,konkretnie,ze znajomością tego,co się pisze,a i z erudycją,a to trudna i zapomniana,na szczęście nie przez wszystkich,sztuka.
łatwiej,ok,tak jak w b…u.Płacisz i masz,ale czy o to chodzi?
Dla MNIE obcowanie (takie słowo) z systemem,jest też,poza pracą,polem do nauki,zmagania sie z samym soba,poszerzania wiedzy.
Wiem,że ktoś może używać komputera (lapka,tableta,słuchawki,smartfona…) do zabawy,komsumpcji,czy KORZYSTANIA z mediów.
istnieje taka grupa ludzi.Całkiem spora.
nieinteresuje ich,jak system działa,co robi,co wysyła,co nagrywa,co..aby działał.
Kurde,ja pisze od dwóch lat,a nie mam avatara normalnie.
A..już mam
W outlecie macbuk z plastikową obudową,co sie przy zawiasach łamie.Ale nie mów tego nikomu.
Daleko mi do bałwochwalczych wpisów rozwodzących się nad jakością samego siebie 🙂 Niemniej, nadciąga 10 lecie istnienia bloga, zatem będzie to dobra okazja do jakiegoś podsumowania 🙂
Tylko, że Londyn naprawdę istnieje a nie ma systemu operacyjnego o nazwie “Linux” to skrót myślowy i nie mam nic przeciwko by go używać, sam to robię, tylko technicznie rzecz biorąc to zdanie jest prawdziwe 😛
wiem,wiem:)
tez wielokrotnie tego skrótu myślowego używałem
“Wytłumacz mi to,bo nie rozumiem”.
– Akurat! Masz wolne między świętami i na paplaninę cię wzięło!
13 twoich postów pod tym tekstem w ciągu ostatnich 13 godzin pokazuje to wyraźnie. ;)))
No nie ma problemu, ale nie dziś. Ja mam jednak trochę zajęć w tym czasie.
Życzę do siego roku! I wypocznij, skoro masz czas.
Pozdrawiam. 😉
No masz już awatara, śliczny jest.
Big man? I fotka też zarąbista. Tylko jakiś zadumany na niej jesteś, rzuciła cię akurat luba i kombinujesz gdzie poimprezować?
Do siego roku Wodzu! ;)))
Nawzajem:)))
“Jedni czytają, inni słuchają” a jeszcze inni piszą. Na studiach wyjaśniali nam to podobnie: 90% ludzi konsumuje bezrozumnie, 10 % rozumnie, a 1 % tworzy dla 99%.
Tylko czy kiedyś Linux będzie miał 10%?
Co do kwestii z początku artykułu “Na tym nie koniec. Linux zmusił mnie do używania szarych komórek. Na początku nieco wydajniej, bo przesiadka z Windowsa (a jakże) była traumą, szokiem, niedowierzaniem i kompletnie kosmicznym doświadczeniem”, powiem, że tak tak miałem kilka tygodni temu. Ten artykuł czytam jeszcze z pod Windowsa, do którego wróciłem po nie udanym przejściu na Mate. Dziś w południe kolejna próba, teraz będzie Mint Xfce, ciekawe czy na stałe?