Pochwała postępu

Wśród fotografów jak mantra przewija się powiedzenie ‘to nie aparat robi zdjęcia, lecz człowiek’. Wbrew tej autosugestii, postanowiłem sprawdzić, jak to jest żyć z aparatem z wyższej półki. Powodów, które mnie przywiodły do tego kroku, było kilka. Raz, atrakcyjna promocja – kup aparat, obiektyw dostaniesz darmo, dwa – stan posiadania w postaci obiektywu, którego mogłem się pozbyć w momencie otrzymania tego gratisowego, trzy – odporna na wodę i kurz konstrukcja miała być odpowiedzią i panaceum na moje tiki nerwowe, które uwydatniały się za każdym razem, gdy w plenerze aparat mi zamarzał (zima), zraszała go woda (deszcze, mgły) lub cały był w piachu polnej drogi.

E-3Pomyśleć, że jeszcze rok temu powtarzałem sobie, że Olympus E-3 to nie jest to, czego potrzebuję. Był za drogi, był za duży i za ciężki, nie stanowił w mojej opinii przełomu w systemie 4/3. Ale gdy go tak przyrównać do mojej E-500setki… Był to niewątpliwie krok naprzód.

Koniec końców, stałem się posiadaczem E-3. Nie wynikł z tego jakiś niesamowity progres w jakości tworzonych przeze mnie zdjęć, ba, wręcz można powiedzieć, że przestałem robić zdjęcia – bo w weekendy pogoda jeszcze nigdy nie dopisała. Białogłowy również nie wzdychają namiętnie w moim kierunku, tłum gapiów nie zatrzymuje się na ulicy i nie ogląda za mną. Nic, kompletnie nic nie wniósł w moje życie zakup E-3. Poza nieco przetrzebionym kontem bankowym.

To chyba nawet dobrze – że prawdziwą siłę i moc sprzęt wykaże podczas zmagań terenowych. W domu – cóż, cierpię na chroniczny brak modelek, oświetlenia i miejsca do rozłożenia tegoż – tzn. oświetlenia. Zatem, tak na sucho – co można powiedzieć o najistotniejszych różnicach pomiędzy E-500 a E-3 (należy wspomnieć, że E-3 jest przez Olympusa pozycjonowany jako produkt flagowy, innymi słowy – półka PRO).

Ważne rzeczy:

E-3 góruje na E-500 wymiarami – 142 x 116 x 74,5mm i 850 gramów żywego odlewu magnezowego, podczas gdy E-500 to zaledwie 129.5 x 94.5 x 66mm i 480 gramów. Po zabawie E-3 i ponownym wzięciu do ręki E-500, poczułem się jakbym trzymał aparacik kompaktowy.

Gigantyczny skok jakości w nowszej konstrukcji to wizjer – wizjer w E-3 to okno na świat. Po tuneliku w E-500, w E-3 do wizjera wchodzi cała głowa i można ciekawsko rozglądać się na boki. Parametry w tym wizjerze są w końcu po ludzku wyświetlane na dole, a nie na boku, jak w E-500.

Uszczelnienia w E-3 to niebagatelna sprawa – w necie są dostępne filmiki, gdzie ludzie myją aparat pod kranem – i nie ma w tym przesady, uszczelnienia Olympusa to nie jakieś gąbki jak w wiadomych modelach wiadomej firmy.

Innym istotnym aspektem jest ilość punktów AF (trzy w E-500, jedenaście w E-3, wszystkie krzyżowe), jak też sama szybkość działania AF – po doświadczeniach z E-3, przesiadka na wolniejszy model rodzi pytanie ‘czy coś się zepsuło?’.

Średnio ważne rzeczy:

Szybkostrzelność – 5 kl/s to tak naprawdę pięć klatek .jpg na sekundę, w RAWach wyciągamy 4 kl/s. Ile mieści się w buforze? (czyli trzymając spust migawki, po którym zdjęciu aparat zwolni robienie zdjęć). Też nie wiem, serie które robiłem nudziły mi się gdzieś po 10siątym, 15stym RAW’ie.

E-3 posiada też górny ekran, na którym wygodnie możemy odczytać sobie parametry – przydatna rzecz, gdy robimy zdjęcia na statywie.

LiveView – fajerwerk okrzyknięty przez wszystkich fotografów jako nieprzydatny buzer, który na przekór ich przepowiedniom powoli staje się standardem w Bardzo Profesjonalnych Sprzętach. W E-3 mamy obracalny LCD, co zwiększa wartość LV. Niemniej – jak dla mnie ma to wszystko zastosowanie i przydatność podczas pracy z robakami. Tj. przy robieniu macro.

Brak rolki PASM – czyli oddzielnego kółka dla wyboru trybu pracy. Niektórzy przez to skreślą aparat, jednak dla mnie nie uczyniło to żadnej różnicy. Bo ileż jest sytuacji, że trzeba nagle i dynamicznie przełączać się między trybem. Na tyle dynamicznie, że problemem jest wduszenie znajdującego się pod kciukiem przycisku Fn i przekręceniu przedniej rolki. A otóż to.

E-3 posiada dwie rolki – jedną pod spustem migawki, drugą na tylniej ściance. Fajnie się nimi operuje. Dlaczego?

Konfigurowalność sprzętu – nie wiem jak w konstrukcjach innych firm, ale w E-3 wygląda to bardzo dobrze. Można ustawiać (zapisywać) swoje tryby pracy, można konfigurować działanie i funkcję rolek dla każdego trybu pracy (PASM), można przypisywać i zamieniać funkcjami przyciski. Jest tego sporo i naprawdę można sobie doskonale ułożyć aparat pod swoje potrzeby.

Stabilizacja obrazu – popularny IS, w E-3 działa lepiej niż bardzo dobrze. Udało mi się zrobić nieporuszone zdjęcia z czasem 1/10 czy 1/8. Całkiem dobry rezultat, choć nie wiem czy zostanę fanem tej technologii i zawierzę jej do końca.

Rzeczy niefajne:

Szumy na ISO powyżej 1600 (w E-3 można ustawić maks. ISO 3200). Nie ma co kryć, mniejsza matryca w systemie 4/3 ma swój charakter i wysokie ISO trzeba po prostu polubić lub nie używać.

Banding. Osławiony i ulubiony termin wielu fascynatów liczenia ziarenek szumu i sposobu ich ułożenia. W E-3 przy niedoświetlonych zdjęciach na wysokich ISO, przy ich wyciąganiu w programie i podbijaniu EV, szum wychodzi, na dodatek można się dopatrzeć poziomego wzoru w tym szumie. Na pocieszenie dodam, że wywoływane w ten sam sposób zdjęcia z Canona 40d/50d czy Nikona D300, generują podobny efekt. Z Nikona mniej.

I w zasadzie tyle mogę powiedzieć o tym aparacie. Póki co. A co za gratis wybrałem przy zakupie tego aparatu? Obiektyw Zuiko 9-18mm f4.0-5.6.
 

5 komentarzy

  1. Bardzo mi się spodobał twój opis.
    Ten passus o białogłowach – boski! Ale wiesz – te białogłowy nie wzdychają do krótkich obiektywów. Te 18 mm to stanowczo za mało. 210 mm to jest coś! I żeby był to dłuugi obiektyw w białym kolorze! ;P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.