Koncercik
Wczoraj po raz pierwszy od niepamiętnych czasów z nieskrywaną sympatią obejrzałem sobie koncert w telewizji. Ogólnie Sopot Festiwal i kto tam ma występować przeszedł mi jakoś bokiem i nie kuł w oczy. Ale obiło mi się o uszy, że występ ma dać Norah Jones. Przełączyłem, no i faktycznie, jest. Artystki miłośnikom gatunku przedstawiać chyba nie trzeba, a mnie urzekła miłym głosem, spokojem, naturalnością. Skrajnym fascynatem nie jestem, ani pani Jones, ani tego typu grania i śpiewania, ale zawsze to miło posłuchać, jak ktoś ma fajne aranżacje, potrafi śpiewać i jest zaprzeczeniem wpychanej nam zewsząd plastikowej tandety w skąpych strojach plażowych.
Nie potrafię odnieść wczorajszego koncertu do innych jej występów, bo po prostu nie śledzę jej tras koncertowych. Ale w piątkowy wieczór było miło, domowo, ciepło i serdecznie. Nawet się zastanawiam, czy by nie dostawić do kolekcji płyty pani Jones, może się dogada z krążkami rozwrzeszczanych rockmen’ów z lat 70-siątych.
Cóż. Ja w historii ostatnich festiwali z Sopotu potrafię przywołać z pamięci tylko występ Eltona Johna i Simply Red, bo tylko tych artystów oglądałem z przyjemnością. To było coś zjadliwego na światowym poziomie. Płyty Micka już dogadują się z rozwrzeszczanymi heavymetalowcami lat 90-00 ;).