Świecka Inkwizycja vs. reszta świata – 1:0
No i namierzyli, odstrzelili i myślę, że przez parę lat jeszcze będą się takie ‘hot news’ pojawiać.Wg. mnie – kpina, głupota i ostracyzm.
Dla opinii publicznej słowo ‘współpracował’ to niemal czerwona płachta. Ani dokładnie nie wiadomo, czego doniesienia takiego agenta dotyczyły, czy w jakiś sposób komuś zaszkodził, itp. Zresztą – cóż można po 16-stu latach ustalać. Teczki, dokumenty, gdzie stało kto komu faktycznie zaszkodził już dawno przepadły. Sam fakt czyjegoś współpracowania wisi mi i powiewa.
Błędem takich ‘byłych’ jest ich trwanie w przeczeniach. Szybkie przyznanie się do winy, wyjaśnienie sprawy, znacznie poprawiło by atmosferę. Czy arcybiskup, czy nie arcybiskup – szkoda chłopa.
W tej firmie obowiązuje posłuszeństwo. Arcybiskup je złamał podejmując współpracę i sam miałby wymagać posłuszeństwa od księży? Kłamał obejmując stanowisko.
A tekst o płachcie jest naciągnięty, są księża, którzy wyznali swoje winy i ludzie im wybaczyli. Ba. Dzięki temu stali się wiernym bliżsi. Czy go szkoda? Jest mi przykro, ale powinien ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje tak samo jak każda inna osoba.
Inną sprawą jest to że można było tego uniknąć gdyby episkopat zechciał uznać istnienie trudnej przeszłości części duchowieństwa.
Mnie tylko zastanawia, ile miejsc pracy przybyło, ilu młodych udało się zatrzymać w Polsce dzięki temu, że domorośli dziennikarze-lustratorzy urządzili zakończoną sukcesem nagonkę na księdza? O ile podniosło się PKB dzięki wrzawie medialnej ostatnich tygodni? A w ogóle to mam wrażenie, że te wszystkie sensacje są rzucane gawiedzi po to, by odwrócić uwagę od tego, że za chwilę prezesem NBP zostanie nieudaczny (podobno jednak nie ukończył SGH, jak stwierdza w swoim CV) protegowany Kaczora, a p.o. prezesa PKO BP nieudaczny premier Marionetkiewicz (w jednej z gazet znakomity rysunek: pan oprowadza wycieczkę po banku i mówi “Pan premier praktykuje w tej chwili w okienku kredytów”). Jednym słowem, mamy igrzyska, nic poza tym. Obrzydliwe.
Ja na to patrzę troszkę inaczej.
1.Doniesienia prasowe sugerowały pewnie rzeczy dużo wcześniej, gdyby kościół sprawdził to, ktokolwiek zainteresował się tym, mogłaby inna kandydatura zostać wybrana do objęcia stanowiska metropolity warszawskiego. — Nikt nic nie zrobił.
2.Ten chłopina patrząc w kamery mówi „nie współpracowałem” – Dla mnie naprawdę nie jest istotne to co on tam robił 16 lat temu, ale ważne jest co mówi teraz, gdyby przyznał się do tego, jak dla mnie – nie ma sprawy. — Ale, on .. skłamał.
3.Następnie gdy wszystkie dowody są przeciwko niemu, przeprasza żałuje i prosi o przyjęcie. Jak dla mnie troszkę za późno. Badania opinii publicznej przeprowadzone dla faktów wskazują że coś ponad 50 % ludzi w kraju uważa iż nie powinien objąć tego stanowiska.
4.Następnie rezygnuje. Ale czy zrobił to sam? Czy może ktoś odgórnie zasugerował mu to? Kościół przecież musi się liczyć z tym „co myślą ludzie” Jeśli zrezygnował … to dlaczego nie w chwili gdy przepraszał? Wtedy prosił o przyjęcie … Ponadto od człowieka który ma być metropolitą wymagam więcej niż od kowalskiego, jakkolwiek to nie zabrzmi on powinien dawać pewnego rodzaju przykład dla innych. Efekt jest taki iż niektórzy prości ludzi czują się oszukani, a ich zaufanie do kleru zostało nadszarpnięte.
Płachta nie płachta, przyznali by się do winy i nie było by sprawy.
Głupota vs. reszta świata 1:0
Na jednym z transparentów dostrzegłem napsi “Witaj godny następco prymasa tysiąclecia”.
Określam to jako haniebne nadużycie.
Prymas tysiąclecia Kard. Wyszyński NIGDY nawet nie flirtował z komunistami nie mówiąc o współpracy lub jakiejkolwiek formie kontaktu (niektórzy dzisiaj mówią: wzywali mnie, coś tam podpisałem dla spokoju, ale nie donosiłem). Jakoś kard. Wyszyński nic nigdy nie podpisywał “dla spokoju”. Był więziony i prześladowany, ale był wierny swoim zasadom (czyli zasadom kościoła między innymi i temu, żeby nie naruszyć ani trochę zaufania wiernych do kościoła i prymasa). Podobnie ksiądz Popiełuszko – był wierny zasadom aż po śmierć. A mógł “coś tam dla spokoju” podpisać i by żył. Dalej: ksiądz Isakowicz-Zaleski, on też był katowany i prześladowany, a nie ugiął się. Oni (i wielu innych) to po prostu ludzie WIELCY, wielkiego formatu. Jakoś ci wielcy nie mają teczek w IPNie, czy to prawdziwych, czy to “sfałszowanych”.
Co mógłby abp. Wielgus powiedzieć ks. Popiełuszcze, gdyby on żył? Że jest równie wielki jak on czy Wyszyński i godzien jest stanąć na czele polskiego kościoła, chociaż w czasach próby okazał się małym szczurem, dla którego ważniejszy był paszport, niż wyznawane zasady i zaufanie wiernych? A w obliczu ujawnienia prawdy zachował się jak mały łgarz?
Każdy, którego nazwisko figuruje jako podpis w archiwach esbeckich, nie powinien być obdarzany honorem pełnienia wysokich funkcji. Ten honor jest i powinien być zawsze zarezerwowany dla ludzi wielkiego formatu – a takich w owych czasach szanowała nawet SB (chociaż walczyła z nimi) i tacy nie mają teczek w archiwach agentów. Fakt, że często ponosili śmierć, ale nigdy nie figurują jako kolaboranci współpracujący ze swoimi prześladowcami.
Nie chodzi o to, że to ma być jakaś kara. Chodzi o to, że każdy kto się choć trochę ugiął, w ten sposób okazywał jakąś słabość. To jest oczywiście prawo każdego, aby być słabym i za to nie powinno się karać – a wykazać zrozumienie w obliczu przyznania się do słabości (notabene umiejętność przyznania się do słabości to także cecha ludzi potencjalnie wielkich). Ale przecież ludzie słabi nie mogą zajmować miejsca, które wymagają autorytetów najwyższych. A takim miejscem jest funkcja prymasa polskiego kościoła. To miejsce dla człowieka o kryształowej przeszłości.
Czy nie ma dziś takich w polskim kościele? W takim razie należałoby raczej rozwiązać ten kościół niż zaniżać jego poziom przez stawianie na jego czele ludzi niegodnych.
Poziom wyznaczony Przez Jezusa i apostołów.
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27375
pod powyższym adresem jest artykuł “12 biskupów w służbie SB” – o esbeckich działaniach na szczeblu episkopatu w obliczu spodziewanego odejścia (śmierci) kardynała Wyszyńskiego w końcu lat 70-tych.
Taki fragment:
“…Drugi kandydat – ksiądz dr Józef Glemp – jest gorzej widziany przez służby. Mimo to SB chce podjąć wobec niego działania, prowadzące do: “mocniejszego wiązania go w płaszczyźnie dialogu polityczno-operacyjnego”. Dziś wiadomo, że Józef Glemp nigdy nie podjął żadnego dialogu z peerelowskimi służbami…”
…no i jakoś Glemp nie ma żadnej, prawdziwej czy fałszywej teczki w IPN-ie. Bo po prostu nie poszedł na współpracę z SB. Podobnie Karol Wojtyła, czy wielu innych – pomimo jawnych czy zakulisowych działań SB wobec ich osoby (czy wokół niej) pozostali “czyści”. Czy nie lepiej więc, aby kościołem przewodził ktoś, kto mimo wszystko NIE MA Z CZEGO się tłumaczyć? A jak widać można było pozostać czystym, tłumaczenie zaś, że wtedy były takie czasy, że “się nie dało inaczej” tylko trzeba było się godzić na współpracę to brednie zwykłych tchórzy.
Gospodarz tego bloga (z całym szacunkiem) napisał, że mu wisi i powiewa sam fakt czyjegoś współpracowania. Oczywiście jego prawo mieć taki pogląd.
Otóż dla mnie jednak nie jest obojętne, czy na pozycji autorytetu usadowił się człowiek, który (w przenośni) z natury jest lwem, czy zwykłym szczurem – co udowodnił swoją postawą w przeszłości.
Szczur nie stanie się lwem tylko dlatego, że przeprosi za to, że kiedyś taplał się w szambie.
Sorry za zanudzanie, ale nie da się inaczej 🙂
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=95&ShowArticleId=27316
Kolejny link do artykułu o kimś, kto był niezłomny – i został największym. Abp Wielgus nie byłby mu godzien czyścić butów.
Ciekawe teksty, pokazujące, że wszyscy jesteśmy ludźmi. Jedni twardsi, z charakterem, inni mniej twardzi, a koleji, jak określił przedmówca, ‘szczurowaci’.
Jednak w tym całym zamieszaniu, trzeba wziąć pod uwagę co najmniej dwa fakty :
– czas – minęło 16 – 18 lat od czasu, kiedy poprzednia władza mogła się pozbyć tego, co niewygodne, zostawić to co przydatne, spreparować (!), poprawić, itp. Gdyby rozliczenie z kadrami przeszłości dokonać najpóźniej w 90 roku – to wtedy polowanie na agentów może jeszcze miałoby sens
– jakość donoszenia. Nigdzie w tekstach o tym, że ktoś był agentem, nie widziałem konkretnego wskazania, komu zaszkodził donosami. Ot, donosił. Ale o czym ? Że pogoda na plebani ładna ? Zima będzie mroźna, bo ludzie węgiel gromadzą ? Był ustrój, były metody, wielu wpadło w sidła, inni nie – jedni w tych sidłach denuncjowali swoich bliźnich, rodziny, itp, inni albo milczeli, albo opowiadali banialuki. Można było zachować milczenie – ale nawet z powyższych tekstów o ks. Karolu Wojtyle, widać, że on też opowiadał SB to co uznał za stosowne. Akurat jemu dali spokój
Dawno nie widziałem tylu komentarzy do jednego wpisu, z którymi w całości się zgadzam. Ja u siebie się nie rozpisałem, ale podsumowałem to w 3 pytaniach do Ogółu.
Ogólnie tym, którym się nie będzie chciało klikać napiszę, że DLA MNIE nie jest ważne czy współpracował czy nie, co mnie to obchodzi. Ważne jest to, że miał prawie 20 lat aby się przyznać – wszyscy by mu wybaczyli. A teraz to już “po jabłkach”.