LosslessCut 3.11.0 – uwaga na palce
Kultywowana w niektórych kręgach cywilizacyjnych tradycja przycinania materiału wideo ma się dobrze. Co prawda coraz mniej osób ma świadomość, że 10 minut filmu o posadzce z nagłym zwrotem akcji w postaci np. turystycznego obiektu godnego uwagi, można zgrabnie ująć w reporterskich 15 sekundach. Ale od tego są takie projekty jak LosslessCut, by krzewić poszanowanie uwagi i czasu widza oraz rzeczowe przesłania wideo.
LosslessCut 3.10.0 jak sama nazwa wskazuje, służy do przycinania – i z wersji na wersję robi to coraz lepiej.
Gwoli przypomnienia. Cała koncepcja tego programu jak i pracy w nim opiera się na zaznaczaniu fragmentów wczytanego klipu wideo/audio. Tak utworzone segment możemy scalić lub zapisać w oddzielnej formie. To oczywiście spore uproszczenie i trąci o banał. Bo w LosslessCut znajdziemy sporo ciekawych opcji, połączymy ścieżki samodzielnych plików, materiał przytniemy z dokładnością co do klatki kluczowej. Wyniki zapiszemy w jednym z wielu formatów obsługiwanych przez FFmpeg. Bo to właśnie to narzędzie drzemie pod spodem zgrabnego interfejsu LosslessCut. A gdyby zaszła konieczność doprecyzowania zachowań programu, wystarczy udać się do działu… Help. Bo tam oprócz poręcznych skrótów klawiszowych, znajdziemy panel ustawień.
Wersja LosslessCut 3.11.0 zawiera poprawki i zmiany które przydarzyły się temu projektowi od wersji 3.8.0. To jednocześnie pierwsze stabilne wydanie od tego momentu. Co się zmieniło?
-
dodano wykres audio,,
-
pojawiły się miniatury na osi czasu,
-
możliwość wyłączenia informacji o położeniu klatek kluczowych,
-
chowany panel z fragmentami wideo,
-
możliwość przybliżania osi czasu za pomocą ctrl + kółko myszy,
-
optymalizacje wydaności,
-
bardziej modułowy kod źródłowy,
-
poprawki związane z fontami.
Aby przetestować to niewiele ale użyteczne narzędzie, wystarczy udać się na stronę aktualnego wydania. Znajdziemy tam paczki AppImage i Snap i nie tylko.