UNESCO: kod źródłowy jak dziedzictwo
UNESCO, Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury, wzywa rządy do ochrony kodu źródłowego. Apel zyskuje poparcie badaczy, uniwersytetów i archiwów na całym świecie. „Rola rozwoju oprogramowania we wszystkich dziedzinach innowacji jest nadal w dużym stopniu niedoceniana”, mówi Unesco.
Wydane oświadczenie „Paris Call – Software Source Code as Heritage” stawia sprawę jasno:
Technologia cyfrowa stała się dla wielu niezbędnym narzędziem egzystencji społecznej, komunikacji, tworzenia, dzielenia się i jest coraz bardziej niezbędna do uzyskania dostępu do usług publicznych. Jednak rola tworzenia oprogramowania jest nadal w dużej mierze niedoceniana, podobnie jak uznanie kodu źródłowego oprogramowania jako wysiłku intelektualnego oraz jako nośnika i wyrażania części naszej wiedzy.
W komunikacie prasowym UNESCO wzywa rządy do poprawy dostępu do kodu źródłowego i do zwiększenia umiejętności obywateli, aby w pełni uczestniczyć w coraz bardziej połączonych społecznościach cyfrowych.
W 2017 r. Unesco z siedzibą w Paryżu dołączyło do projektu Software Heritage rozpoczętego przez Inria, krajowy instytutu informatyki we Francji. Projekt Software Heritage ma na celu „zbieranie, indeksowanie, zachowanie i łatwy dostęp do kodu źródłowego oprogramowania, które leży w samym sercu naszej kultury”.
Powyższe w pewnym stopniu sankcjonuje hipisowksą koncepcję Open Source jako świadomości społecznej odpowiedzialnej za przyszłe pokolenia. W oświadczeniu UNESCO nie udało się uniknąć kanciastej poprawności politycznej i akcentuje się role twórców oprogramowania (i kobiet oraz mniejszości) i ich wkładu (i kobiet oraz mniejszości) w rozwój naszej cywilizacji. Archiwum Software Heritage agreguje kod źródłowy z wielu punktów sieci (Github, Gitlab, Gitorious, Debian, HAL, GNU, Google Code i inne). Tak stworzone archiwum można przeglądać, uzupełniać i pobierać.
Ku uciesze ludzkiej próżności muszę odnotować fakt, że jako „twórca” kilku pomniejszych projektów mimowolnie stałem się zbawcą ludzkości – a przynajmniej mój kod źródłowy też trafił do tej kapsuły czasu.
Zawsze mnie dziwi kojarzenie Wolnego / Otwartego Oprogramowania z poglądami lewicowymi / socjalistycznym czy komunistycznymi… Open Source to cyfrowy ekwiwalent Wolnego Rynku – rdzennej idei kapitalizmu.
Rdzenną, nadrzędną i główną ideą kapitalizmu jest akumulacja kapitału, czyli zysk. Wolny rynek pozbawiony kontroli i regulacji, jak pokazują ostatnie dziesięciolecia, nie działa tak, jak to sobie niektórzy teoretycy wyobrażali, obiecując Koniec Historii oraz Nowy, Lepszy Świat: nie reguluje samoczynnie równowagi społecznej, natomiast prowadzi do podziałów, nierówności i konfliktów, bo bogaci stają się jeszcze bogatsi a biedni, będący źródłem bogactwa bogatych – ubożeją. To, co społecznie najcenniejsze – czyli klasa średnia – zanika, zaś sensem życia 90 procent społeczeństwa staje się spłata kredytów od kołyski aż po grób tylko w celu zapewnienia elementarnych dóbr, jak dach nad głową, edukacja dzieci etc, bo praca którą wykonują jest zbyt nisko opłacana.
Co do oprogramowania, to porównując popularność rozwiązań opensourcowych z zamkniętymi i komercyjnymi można dojść do wniosku, ze te drugie są lepsze: jako o wiele bardziej popularne na ‘wolnym rynku’, zwyczajnie muszą być lepsze… Oczywiście obaj wiemy, że tak nie jest i obiektywnie pod wieloma względami, od jakości kodu poprzez wsłuchiwanie się w potrzeby użytkowników oraz możliwość kształtowania kodu przez nich samych, a na bezpieczeństwie kończąc – taki desktopowy Linux jest zwyczajnie lepszy od wiodącego systemu (gdyby było inaczej to 500 najszybszych superkomputerów pracowałoby na Win, nie na Linuksie…). Tymczasem Win, za który ludzie muszą zapłacić i nie mają najmniejszego wpływu na to, co w zamian dostają – dominuje w sposób wręcz przytłaczający. Dlaczego tak jest? To temat na osobną i rozległą dyskusję, ale sporo by trzeba w niej mówić o korupcji (tak, korupcji, bo za upowszechnienie w społeczeństwie przekonania, ze liczy się tylko wiodące rozwiązanie nie płaci producent owego rozwiązania, ale w znacznej mierze… podatnicy za sprawą skorumpowanych władz, choćby oświatowych) i innych nieciekawych kwestiach…
Nazwa kapitalizm nie pochodzi od słowa kapitał, pochodzi od słowa capitale, czyli głowa. Bo rdzenną, nadrzędną i główną ideą kapitalizmu nie jest akumulacja kapitału, gdyby tak było kapitaliści nie dążyli by do wolnego rynku, gdyż wolny człowiek może nie chcieć oddać swojego kapitału, a to przeczy twojej tezie.
Podajesz przykłady rynków regulowanych jako dowód na fiasko rynków nieregulowanych. Mówisz że Linux na biurku jest lepszy od Windowsa bo 500 największych komputerów świata, nie będących desktopami, używa Linuksa. Po czym mówisz że wolne oprogramowanie – podlegające z definicji najmniejszej liczbie regulacji jest lepsze od własnościowego, obarczonego szeregiem praw, od absurdalnej własności intelektualnej, przez drakońskie licencje, prawo celne, na patentach kończąc.
Wyszło że popierasz kapitalizm bardziej niż ja, tylko nie wiesz czym kapitalizm jest.
Rozumiem, że można mieć braki w wykształceniu, ale że aż takie…
Pędzę zatem z kagankiem oświaty!
Słowo ‘kapitalizm’ (capitalism) wywodzi się od słowa ‘capital’, którego znaczenie definiuje się następująco: ‘capital consists of an asset that can enhance one’s power to perform economically useful work.’
Natomiast źródłosłów słowa ‘capital’ wywodzi sie od łacińskiego ‘caput’, czyli głowa – ale nie w sensie części ciała zawierającej mózg, tylko raczej ‘pogłowia’, czyli mnogości rzeczy ruchomych będących składnikiem majątku (w przeciwieństwie do nieruchomości), jak sztuka bydła choćby – generalnie w takim znaczeniu, w jakim w dawnych czasach płacono POODATEK (pojęcie finansowe i ekonomiczne) zwany POGŁÓWNYM… Zresztą dokładnie ten sam źródłosłów ma słowo ‘chattel’ (które się przekłada na polskie ‘ruchomość’), oraz ‘cattle’, czyli ‘bydło’ w ujęciu hodowlanym, czyli produkcyjnym, zatem ekonomicznym.
Gdybyś zechciał się dokształcić, służę bibliografią która szeroko ujmuje te zagadnienia…
A skoro już ustaliliśmy, że miałeś kompletnie błędne pojęcie co do znaczenia terminów, o których znaczeniu próbujesz dyskutować, to nie widzę sensu by gnębić cię dowodzeniem nonsensowności dalszej części twojej wypowiedzi, którą popełniłeś jak się zdaje głównie w skutek problemów ze zrozumieniem mojej…. Zaznaczę jedynie, że twój tok rozumowania łączący niechęć kapitalistów do akumulacji kapitału z jednoczesną ich dążnością do wolnego rynku, który czyni ludzi wolnymi, przez co mogą uniknąć akumulacji jeśli nie chcą, by ktoś ów kapitał akumulował – jest tak głupiutki, że aż rozczulający. Podpowiem tylko, że: owszem, istotą kapitalizmu JEST akumulacja kapitału (o czym prosto pisał już Adam Smyth, a po nim setki innych autorów w sposób nieco bardziej złożony), a wolny rynek nie jest tożsamy z wolnością osobistą czy nawet gospodarczą ludzi – co jest zresztą jednym z najpoważniejszych fundamentów krytyki kapitalizmu…
Może i jestem niewykształcony, ale jak czytam coś takiego to mi się układ logiki w mózgu przepala… już nie kontynuujmy tej dyskusji, bo i tak nie dojdziemy do żadnych wniosków, nie trafiają do mnie twoje argumenty, a ja też nie będę ciebie przekonywał…
Rozumiem, że argument polegający na poprawnym zdefiniowaniu źródłosłowu terminu, który ty błędnie rozumiałeś (ja wiem, ze to fajnie wywodzić kapitalizm od rozumu, ale… niestety, myślenie życzeniowe) wraz z ofertą podania bibliografii pozostawia jednak w tobie wątpliwości? Zatem moje argumenty nie trafiają do ciebie nie z tego powody, że są słabe, tylko dlatego, ze WIERZYSZ w swoje przekonania i nie jesteś gotowy do dyskusji, którą sam zacząłeś… Trochę to dziwne,ale dość powszechne, niestety… Widzisz, twoja alergiczną reakcję wywołuje moje stwierdzenie, że ‘wolny rynek nie jest tożsamy z wolnością osobistą czy nawet gospodarczą ludzi’. Czyli według ciebie – jest TOŻSAMY: wierzysz, że w gospodarce wolnorynkowej nie będzie szans na dyktaturę, segregację rasową, istnienie ekonomicznych i klasowych barier w dostępie do edukacji czy lepiej płatnych stanowisk pracy etc. Wierzysz też, ze jeśli gdzieś rynek jest bardziej regulowany, to te wszystkie złe zjawiska na pewno wystąpią… No to teraz weź dobry podręcznik do historii, także współczesnej i poczytaj, jak miała i ma się rzeczywistość do twoich wyobrażeń…
A na przyszłosć nie zaczynaj dyskusji, której nie jesteś w stanie kontynuować…
Rozpocząłem dyskusję na temat tego czy wolne oprogramowanie jest zgodne z duchem wolnego rynku – utożsamianego z kapitalizmem, ty skierowałeś dyskusję na boczny tor – o to czym kapitalizm jest, zdefiniowałeś go według mnie błędnie. Już nie chce mi się dyskutować o pochodzeniu słowa “kapitalizm”, bo nawet jak ty masz rację w tej kwestii, to to nic nie zmienia.
W samej dyskusji wprowadzasz zamęt, bo napisałeś że wolny rynek nie jest TOŻSAMY w wolnością osobistą. No tak, nie jest. Ale twoją wypowiedź zrozumiałem za pierwszym razem błędnie, bo dalej piszesz że jest to najpoważniejsza krytyka wolnego rynku. Otóż nie jest, żaden kapitalista nie uważa że wolny rynek jest TOŻSAMY z wolnością osobistą.
Mi chodzi o to że:
Nie może istnieć wolność osobista, bez wolnego rynku. Natomiast może istnieć wolny rynek bez wolności osobistej – możemy sobie wyobrazić kraj o totalitarnym ustroju politycznym w którym tyran wszystkim narzuci gospodarcze zasady wolnego rynku, jednak obywatele nadal nie będą posiadać pełni wolności osobistej. Tak samo to wygląda jeśli mamy kraj w pełni liberalny politycznie, ale z gospodarką centralnie zarządzaną – obywatele mają pewne wolności osobiste, ale nie w pełni… A z wolnością jest tak że albo się ją ma, albo nie, nie można być niewolnikiem od poniedziałku do piątku a w sobotę i niedzielę jest się wolnym człowiekiem – to jest nadal niewolnictwo z odórgnie przyznawanymi przywilejami.
Wracając do pierwotnego tematu – wolne oprogramowanie jak twór nad którym nie ma odgórnych regulacji w postaci patentów, prawa własności intelektualnej (jak by myśl mogła do kogoś należeć na wyłączność…), prawa celnego, i całej masy pomniejszych praw, i w końcu z licencją, która pozwala na prawie dowolną redystrybucję, modyfikację, wgląd w źródła jest tworem rodem z wolnego rynku. Mało tego, to właśnie na wolnym rynku, oprogramowanie własnościowe w dzisiejszej formie zniknęło by po tygodniu z tego rynku, gdyż bez prawa patentowego i IP, nic nie chroniło by tego szajsu przed Ctrl+C, Ctrl+V…
Odnieś się przede wszystkim do tego. Jakich dodatkowych regulacji wobec wolnego (Free Software), lub otwartego (Open Source) oprogramowania oczekiwałbyś w regulacjach krajowych czy światowych?
Twoja wątpliwość dotyczyła tego, z jakiego powodu FOSS jest raczej utożsamiany z ruchami lewicowymi, skoro to wykwit wolnego rynku jest, a ten zaś – jest kwintesencją kapitalizmu. Ja ci na to odpowiedziałem, że kwintesencją kapitalizmu jest akumulacja kapitału, wolny rynek zaś jest… cóż, z wolnym rynkiem w kapitalizmie jest jak z komunizmem po skrajnie lewej stronie: miało być pięknie, kiedy byłby już zbudowany czy osiągnięty, ale im bardziej go budowano, im energiczniej do niego dążono, tym więcej był przejściowych trudności i wypaczeń, o ile można tak nazwać totalne fuck-upy… Tak samo jest z wolnym rynkiem – ma być on panaceum na wszystkie bolączki kapitalizmu, a każdy zarzut wobec tego systemu jest zaklinany tekstem w stylu: ‘bo gdyby był naprawdę wolny rynek…’ I o ile z komunizmem rozsądna część ludzkości dała sobie chyba raczej na razie spokój, to w kapitalizmie ilekroć bogaci staja się jeszcze bogatsi kosztem całej reszty, ilekroć na skutek ‘błędów i wypaczeń’ gromadki możnych wszystko się sypie i każdy na planecie dostaje po tyłku – z wyjątkiem gromadki możnych, którzy nagle zaczynają kochać interwencjonizm państwowy i nie maja nic przeciwko pomocy im udzielanej (to obrazowe uproszczenie, nie dyskutujmy o tym, proszę…), tylekroć piewcy kapitalizmu zaklinają potem, że jeśli będzie w przyszłości więcej wolności na rynku, to to się już nigdy, prawda, nie powtórzy…
Ale wróćmy do twojej wątpliwości. Zgodzisz się chyba, ze firmy takie jak Apple, Adobe czy MS to raczej nie są komuny hippisowskie, tylko bezwzględne korporacje, tak typowe dla dojrzałego kapitalizmu. Firmy te oferują zamknięte, restrykcyjnie licencjonowane i drogie produkty, których cykl życia jest często sztucznie skracany by zmusić użytkowników do zakupu wciąż nowych licencji, lub wręcz przejścia na abonament. Jednocześnie firmy te unikają płacenia zobowiązań podatkowych i minimalizują koszty (outsourcing, zwolnienia, ciecia kosztów po stronie ‘socjalnej’ etc), przez co zwielokrotniają swoje i tak kolosalne zyski, dzięki czemu mogą… ograniczać wolność rynku, na którym działają (wrogie przejęcia konkurencji, wykupywanie i likwidacja konkurencyjnych produktów, dumping cenowy, wojny patentowe wykańczające słabszą konkurencję samymi opłatami prawnymi, korumpowanie publicznych systemów oświaty, by upowszechniały przekonanie o dominacji konkretnych produktów jako ‘industry standards’ etc, etc). Bo tak to już jest, że w kapitalizmie każdy domaga się jak najwięcej wolności na rynku, by móc swobodnie akumulować kapitał, lecz ci, którzy go zakumulują najwięcej – przeznaczają nadwyżki na maksymalne ograniczenie wolności działania potencjalnej konkurencji, ewentualnie doprowadzając do akceptowalnego dla wybranych graczy oligopolu, który kontroluje rynek… Oczywiście każda próba ingerencji ze strony organizacji politycznych w taki stan rzeczy jest momentalnie okrzykiwana ‘ingerencją w wolny rynek’ i atakiem na wolność gospodarczą – przerabialiśmy to już wielokrotnie, także całkiem niedawno w Europie. Tak to REALNIE wygląda w kapitalizmie.
A FOSS? Cóż, u jego zarania leży bardzo hippisowska, bardzo lewicowa deklaracja, że kod może być analizowany, dystrybuowany i modyfikowany przez użytkowników, gdyż jest emanacją idei, których nie można posiadać ani nimi handlować. Oczywiście mamy różnice pomiędzy znaczeniem terminów Open Source i Free Software, mamy termin wspólny Free AND Open Source, mamy kontrowersje wokół pierwotnej wizji Stallmana czy sposobu licencjonowania źródeł Linuksa przez Torvaldsa etc, jednak w każdym przypadku wspólnym mianownikiem jest PRAWO użytkownika do kodu. Prawo konkretnego człowieka, który z kodu korzysta, wynikające z samego faktu korzystania – nie prawo marki, trustu, korporacji czy funduszu, wynikłe z nabycia udziałów, poczynienia inwestycji czy przejęcia praw autorskich. Prawo nadrzędne wobec praw własności i praw majątkowych – prawo do wiedzy, do ANALIZOWANIA, powielania, użytkowania i zmieniania. I właśnie to prawo, zabezpieczone przez wypracowanie i wdrożenie odpowiednich licencji – jest sednem FOSS. Takie podejście, w którym dostrzega się CZŁOWIEKA a nie ‘niewidzialne prawa czegoś tam’ – charakteryzuje współczesną lewicę(*), stąd semantyczne powiązanie ruchu FOSS z lewicą. To, co ty dostrzegasz – że na ‘rynku’ oprogramowania FOSS działają prawa ‘wolnorynkowe’ (co do końca nie jest prawdą, ale to temat na osobną analizę) – jest WTÓRNE w stosunku do pryncypiów, o których pisałem.
(*) To oczywiście też uproszczenie z punktu widzenia socjologii polityki czy politologicznej analizy ideologii – bo można dyskutować czym jest ‘współczesna’ lewica i czym różni się od tej, która dała nam rożne komunistyczne eksperymenty, od ZSRR po KRLD czy Kubę, gdzie raczej mało się przejmowano jednostkami a jeszcze mniej ich prawami… No ale to także temat na ciekawą, obszerną ale… osobną dyskusję, chyba raczej nie tutaj 🙂
Się wetnę w tę rozmowę (a piszę w odpowiedzi na @disqus_1H2PBskxDA:disqus tylko i wyłącznie, by się pod kogokolwiek tu podłączyć). Czy doprawdy możliwość otrzymania programu wraz z kodem źródłowym ma cokolwiek wspólnego z lewicą, prawicą, czymkolwiek innym?
“bezwzględne korporacje, tak typowe dla dojrzałego kapitalizmu.”
Wcześniej piszesz że wolny rynek jak się go wprowadza to z czasem powoduje on problemy i próbuje się je rozwiązywać doraźnie wprowadzając interwencjonizm, drobne regulacje tu i tam, z czasem wszystko staje się przeregulowane… i bęc wolny rynek nie działa. No i oczywiście “bo gdyby to był prawdziwy wolny rynek…” jako riposta wolnościowców.
W mojej opinii wygląda to jednak tak, że wolny rynek pozwala wzbogacić się pewnym ludziom, powiedzmy producentom cukru, ci za pomocą pieniędzy są w stanie lobbować prawo pozwalające przerobić ich biznesy wolnorynkowe na monopole pod ochroną państwa, tym samy likwidują wolność rynkową w danej dziedzinie. Dla mnie nie jest to sytuacja, w której wolny rynek zawiódł, i to nie wolny rynek stworzył gigantyczne monopole – to właśnie odejście od wolnego rynku pozwoliło na ich powstanie. Nie mogę zrozumieć jak odchodzenie od wolnego rynku, i skutki tego odejścia, mają być argumentem przeciwko wolnemu rynkowi.
Jeśli ja mówię że trzeba pomalować płot na żółto, żeby był widoczny, żeby ludzie na niego nie wpadali, ty malujesz go na zielono, ludzie wpadają i mówisz mi że mój pomysł żeby go pomalować na żółto się nie sprawdził… No dosłownie tak to wygląda z mojej perspektywy.
Przepraszam za późną odpowiedź – realia życia w kapitalizmie sprawiły, że trzeba było po urlopie wrócić do konkurowania na wolnym rynku 🙂
A na poważnie – sadzę, że twój problem bierze się z IDEALIZOWANIA tego, co nazywamy wolnym rynkiem. Uważasz – popraw mnie, jeśli się mylę – że gdy wolny rynek funkcjonuje, to jest fajnie, beztrosko i problemy się same rozwiązują, no ale niestety na drodze do owego wolnego rynku następują pokusy, okazje i możliwości wprowadzenia regulacji, które sprawiają, ze wolny rynek przestaje być wolny i mamy fuck-upy, czasem na epicką skalę… z których ratuje nas powrót do idei wolnego rynku, oczywiście.
Przyznam, że kiedyś myślałem podobnie – będąc młodym, pełnym ideałów magistrem w chwili, gdy w Polsce upadł komunizm a ja bardzo chciałem budować nową, demokratyczną, liberalną i kapitalistyczną ojczyznę, jak wielu w moim pokoleniu… Dzisiaj jestem już starszy o te trzydzieści lat, kilka etatów w kilku krajach plus okrążenie Ziemi parę razy i widzę to tak, że owe ‘pokusy regulacji’ kupowanych przez największych graczy są nierozerwalnym elementem ‘walki o wolny rynek’, który de facto jest jedynie abstraktem, ideą w platońskim znaczeniu – niby jest, ale nikt nie widział a jak się do takiej idei dąży to w najlepszym wypadku osiąga się jakaś jej pokraczną jej karykaturę… Przywołałem gdzieś wcześniej przykład komunizmu, bo z nim było podobnie: komuniści wprowadzali terror tłumacząc, że to niezbędny etap w budowaniu komunizmu, który już wybudowany spowoduje raj na ziemi… Tyle, ze terror czy bezprawie trwało a komunizmu nie było widać – wiec jak się suweren wnerwiał, to mu tłumaczono, ze nastąpiły błędy i wypaczenia (za którymi – wiadomo! – stały ‘wiadome siły’), ale teraz, prawda, wracamy na ścieżkę budowania komunizmu, wiec jeszcze przez jakiś czas będzie terror (albo bezprawie…), bo to konieczny etap… W efekcie komunizmu nigdzie nie zbudowano (bo nawet to, co jest w KRL-D to jest Juche, a nie komunizm) – i chyba dobrze, że się nie udało, choć terror, bezprawie, błędy i wypaczenia trwały dekadami.
Podobnie jest z tym idealnym wolnym rynkiem i kapitalizmem – różnica taka, że terroru mniej (choć nierówności, pauperyzacja, wyzysk i rozwarstwienie mogą dać równie opłakane skutki społeczne na chyba jeszcze większą skalę) i kapitalizm jednak jeszcze się tak nie skompromitował, jak komunizm, więc zaklęcia typu “no, były wypaczenia, ale wracamy do podstaw i próbujemy jeszcze raz” – wciąż działają… Poza tym jednak kapitalizm z wolnym rynkiem są bardziej demokratyczne, nagradzają chyba więcej uczestników i chyba bardziej losowo – wszak nie trzeba się zapisywać do partii (choć to często pomaga, zwłaszcza w Polsce).
Mi chodziło raczej o to o czym napisał @devpad:disqus , czyli utożsamianie OS z lewicą, czy też lewicowym podejściem do świata. W istocie, tu i ówdzie takie poglądy się pojawiają. IMO – to bez sensu. Szczególnie, gdy trudno jest w ogóle zdefiniować “lewicę” i “prawicę”. Nv. nie bardzo chce mi się ciągnąć ten temat. Po prostu byłem ciekaw. Thx.
Ma bardzo dużo wspólnego z ideologią, którą wszak w naukach społecznych definiujemy jako system przekonań (wierzeń?), te zaś są pochodną tego, co nazywamy kulturą, czyli systemu norm i wartości. Jeden z nas widząc żebrzące o jedzenie dziecko zatrzyma się i kupi jakąś bułkę bez roztrząsania, co sprawiło że dzieciak żebrze, gdzie są jego rodzice, służby socjalne i czy to aby nie jest oszustwo – bo będzie miał potrzebę udzielenie doraźnej pomocy tu i zaraz. Drugi – uzna że sam kiedyś niedojadał, ale wziął się za siebie i dziś stać go na wszystko, włącznie z kupieniem obiadu dla całej rodziny dzieciaka, ale to by go zepsuło, więc nie kupi. Ktoś inny jeszcze małego żebraka kopnie… Oczywiście przypisywanie do kategorii lewicy czy prawicy, zielonych bądź niebieskich – to kwestia umowna, sprowadzająca się do definicji określonych pojęć, jednak faktem pozostaje, że dla jednych kod jest cenną własnością intelektualną, za której użycie trzeba słono zapłacić, a jeśli się tego nie robi – to właściciel owej własności nie zawaha się zniszczyć komuś życia, wsadzić do wiezienia, doprowadzić do bankructwa… Dla innych zaś – jest to emanacja ludzkich zdolności intelektualnych, które nie mogą być zamykane w klatce komercji, do której klucz mają tylko nieliczni… Czy chcesz, czy nie – ludzie wyznający zbliżone poglądy trzymają się razem i chcą się odróżniać od innych, poprzez nazwanie siebie jakoś, i tak wyszło że ci, wśród których chęć do dzielenia się czymś za darmo w imię humanizmu – określają się (lub są określani) jako lewica (lewaki, lewactwo, opcja socjalna etc), w przeciwieństwie do drugiej grupy, w której dominują przeciwne poglądy oraz obowiązuje inna nazwa definiująca grupę…