Oqapy 2.4 poprawione
Może ten sympatyczny menadżer i edytor zdjęć nie ma wybitnej rzeszy fanów, a jego rozwój podąża leniwym tempem, a jednak warto o nim wspomnieć z racji niedawnej aktualizacji projektu. Co prawda termin „aktualizacja” jest dłuższy niż sama oficjalna lista zmian, to jednak autor chyba zbyt skromnie opisał swój kilkumiesięczny wkład w rozwój Oqapy 2.4.0.
Oficjalnie dowiemy się bowiem, że poprawiono błąd występujący niekiedy podczas importowania zdjęć bezpośrednio z aparatu. Jednak pobieżne przeglądnięcie repozytorium ze źródłami programu pozwala wysnuć tezę, że Oqapy lepiej radzi sobie w konfiguracji wielo-monitorowej, wyświetla metadane w oknie importu (z aparatu) oraz przy generowanych miniaturach. Do tego program doczekał się zaktualizowanego tłumaczenia na kilka języków (niestety, języka polskiego tam nie znajdziemy).
Cała reszta, w tym koncepcja programu pozostaje bez zmian. Do dyspozycji mamy wygodny import zdjęć, edytor metadanych, proste i podstawowe filtry poprawiające kontrast, czytelność (odszumianie), konwersję B/W, tonowanie (sepia). Oqapy radzi sobie również z podstawową obsługą plików RAW, choć raczej w bardzo podstawowym wymiarze.
Aby przetestować program w wersji dla Ubuntu 14.04/16.04, Minta 17.x i pochodnych, należy skorzystać z PPA:
sudo add-apt repository ppa:vincent-vandevyvre/vvv
sudo apt-get update
sudo apt-get install oqapy
W repozytorium AUR Arch Linuksa oraz Manjaro znajdziemy paczki dla tych dystrybucji:
yaourt -S oqapy
Smutne 🙁 kolejny projekt FOSS na który jakiś programista marnuje swój czas zamiast dołączyć do większego teamu. To piękne, że jest ale i zarazem tragiczne – jak u Bryana Lunduke… bo ileż tych przeglądarek grafiki dla Linuksa jest???
Wolność i wybór. Dla mnie idea jednego czy dwóch dominujących rozwiązań jest odrażająca.
Dla mnie odrażające jest marnowanie zasobów, a jak już będziesz miał trochę więcej niż 30 lat to zrozumiesz, że życie jest zbyt krótkie by trwonić je na 10 podobnych projektów. Wolność i wybór są oczywiście piękne i jest to zaleta wolnego oprogramowania ale i jego wada, jak to mawia Brian. Salvadhor opisuje tu co najmniej kilkanaście projektów graficznych na Linuksa, w tym kilka przeglądarek grafik – to piękne jest ale… ile z tych projektów przetrwa? Przecież ich nie piszą roboty. Więc kiedy widzę, że taki Gimp stoi w miejscu bo zajmuje się nim 1-2 deweloperów, to żal mi tego potencjału, bo jednocześnie gdzieś kilkunastu programistów modzi swoje indywidualne przeglądarki do grafik… z których za 5 lat ostaną się dwie.
Trudno się nie zgodzić z Twoim tokiem rozumowania 😉
Marnowanie potencjału na rzeczy mało istotne tak się musi skończyć…
Po co dublować programy których jest już klika do wyboru w systemie ?
Są dziedziny gdzie praktycznie nie ma żadnej alternatywy w systemie Linux.
np. fotografia HDR , znam tylko 2 natywne programy do jej tworzenia działające pod Linux.
Przeglądarek zdjęć est dużo więcej…
Nikt nie rodzi się z umiejętnością programowania zaszytą w podświadomość. Trzeba się tego nauczyć. A co jest lepsze niż nauka podczas pisania najpierw prostych, a potem coraz bardziej rozbudowanych projektów? Ale fakt, coś spektakularnego do HDRów by się przydało 🙂
Swego czasu, w okresie zabawy z linuksem, szukałem programu do robienia filmów ze zdjęć. Nie było nic poza konsolowym dvd-slideshow. Dobry program ale konsolowy, więc jego obsługa sprowadza się do pisania skryptów co sprawdza się przy kilkunastu fotografiach a nie kilkuset. Spędziłem sporo czasu szukając do tego jakiegoś okienkowego GUI czy frontendu – nic. Trafiłem w końcu na projekt DVD slideshow GUI, który okazał się zamkniętym projektem pod Windows. Ciekawa rzecz na tyle, że popełniłem do niego tłumaczenie na j. polski. Niestety program 1. jest zamkniętoźródłowy; 2. ma (albo miał) jednego wydawcę/programistę przez co od jakiś 2 lat leży.
Tak to już jest w tym świecie programistycznym, że to co wydaje się potencjałem jest tez jego piętą achillesową. Bo takich przeglądarek grafiki mamy od groma a programów do edycji grafiki mało, a niektóry narzędzi wcale. Oczywiście każdy może zająć się swoim projektem ale często nawet dobre projekty potrafią umrzeć. Ponadto, jak widać powyżej, zbyt restrykcyjne licencje mogą zahamować przejęcie projektu przez społeczność. Jeśli dobrze pamiętam, to na przystajniku popełniono chyba nawet jakiś wpis nt. osieroconych programów.
Ja na programowanie patrzę jak na budownictwo, o tam wielka wieża GIMP, tam miasteczko KDE, itd. ale są też małe wioski albo nawet domki programistyczne. Ładne to jeśli ktoś wokół tego chodzi, pracuje, nawet jeśli buduje się kilka podobnych domków. Gorzej, jeżeli widzi się w tej masie ruiny, porzucone domy bez właścicieli. To wywołuje smutek, bo kiedyś ktoś z tego korzystał, ktoś wkładał w to swój czas i pieniądze… im projekt jest mniejszy i podobny do innych, tym mniejsza szansa, że znajdzie się ktoś gotowy podjąć dalszą budowę.
No cóż taka jest cena wolnego oprogramowania. Wszystko ewoluuje a ostają się tylko najwytrwalsze i najlepiej przystosowane projekty. Darwina nie czytałeś?
😀 no trafiłeś z tym Darwinem!
Przecież to tak jest jaki pisali fantaści, że to będzie ewolucja cyfrowa.
+100% do mnienia racji dla Ciebie
Skoro już takie porównanie zaproponowałeś to ja dodam, że najsmutniejsze jest gdy wśród tych domków często krytych strzechą wyrośnie jeden, który jest znacznie większy, ładnie otynkowany, komfortowy i pełen luksusów (np. ma bieżącą wodę, klimatyzację i moze nawet jest inteligentnym domem). Tyle że jest zamieszkiwany przez jednego człowieka, który pewnego dnia wyprowadza się, a domek który był ozdobą miejscowości popada w ruinę. Mam tu na myśli edytor audio Rezound, był to program nie mający konkurencji w linuksowym światku audio. I co? Tak po prostu sobie zniknął, a jego otwartość nic nie dała, bo nawet pies z kulawą nogą się tym kodem nie zainteresował. A dziś jedynym sensownym edytorem audio dla linuksa jest wavosaur przez wine 🙁 Ja się pytam, gdzie była wtedy społeczność?
Cóż – trochę masz rację, i sporo jej nie masz. Większość projektów rozwiązania tego samego prblemu w świecie Linuxa to wszak kod OTWARTY, z którego KAŻDY może skorzystać. Zatem raz wypracowane rozwiazania zostają w szeroko pojętym zasobie intelektualnym Open Source. Ciężko powiedzieć, czy za rok, dwa czy pięc ktoś nie weźmie po co bardziej udanym kawałku z kilku projektów i nie stworzy nowego, lepszego? Lub choćby zainspiruje się jakimś udanym, wydajnym rozwiazniem.
Kiedyś były takie czasy, że była jedna, wiodąca ksiażka i generalnie nie zalecano tworzenia innych, polecając skupić się na towrzeniu kolejnych, coraz lepszych kopii tej Jedynej. Mówię o Biblii i czasach średniowiecza. Dziś mamy zalew książek różnej jakosci i generalnie każde WYBITNE dzieło, które pojawia sie od czasu do czasu, jest poprzedzone intesnsywną lekturą prowadzoną przez przyszłego autora. Genialni kompozytorzy także kształcą swój warsztat i wrażliwość słuchając latami tego, co skomponoiwali inni. Różnorodność jest podstawą udanej ewolucji, która choć wolna i pełna ślepych uliczek – ostatecznie jednak prowadzi do udanego dzieła końcowego.
Skupienie się całego środowiska na jednym, wiodącym projekcie wyłączy dyskusję, zamknie potencjalnie ożywcze projekty w imię odwiecznego – szkoda na to czasu, są ważniejsze rzeczy do zrobienia etc. Owszem, chciałoby się mieć linuxowego Photoshopa bijacego na głowę oryginał i świadomość, że zasoby są, ale się ‘marnują’ wnerwia, ale trzeba pamiętać, ze taki PS byłby – kompromisem i być może zmarnowaną okazją na stworzenie czegoś jeszcze lepszego.
Tylko że różnica między książką, a programowaniem jest taka, że książkę jest w stanie napisać jedna osoba i zajmie jej to powiedzmy parę miesięcy, natomiast stworzenie zaawansowanego programu wymaga zaangażowania sporej grupy osób i co istotne sprawnego zarządzania nimi. A to ostatnie zwykle w świecie open source leży i kwiczy. Dlatego marnowanie zasobów ludzkich jest tu szczególnie niekorzystne.
😀
Cieszę się z mania racji 😉
Kto każe Ci sięgać do jednego wielkiego projektu. Możesz przecież wykorzystać kilka mniejszych programów uzyskując tym samym podobny efekt. Zobacz chociaż rozbudowaną serię Linuks dla fotografa naszego gospodarza strony. Nie ma tam jednego programu a jest kilka mniejszych połączonych w taki sposób aby uzyskać ciekawy efekt twórczy.
Nie nazwałbym takich programów jak darktable, rawtherapee, czy digikam niezawansowanymi, zwłaszcza w porównaniu do kolejnej przeglądarki. Nie znam się na programowaniu, ale podejrzewam że ich stworzenie i doprowadzenie do stanu w miarę bezproblemowej używalności zajęło tysiące a może i dziesiątki tysięcy roboczogodzin.
No w porównaniu do kowbajnu Photoshopa to jednak się nie umywają. Twoje narzekania dotyczą tego, że ludzie sobie piszą małe programy a nie pomagają w rozwoju takiego np. Gimpa. Nie każdy umie pisać taki kod aby się do Gimpa nadawał i nie każdy chce go rozwijać i woli swoje narzędzia rozwijać. Z tych mniej skomplikowanych projektów można złożyć zestaw, który po prostu działa. Ty natomiast postulujesz aby wszyscy skupili się w jakimś jednym projekcie mega programu. Nie widzę w tym sensu.
‘Tylko że różnica między książką, a programowaniem jest taka, że książkę
jest w stanie napisać jedna osoba i zajmie jej to powiedzmy parę
miesięcy (…)’
Zapewniam Cię, ze jeśli takie scenariusze, jak podany przez Ciebie sprawdzają się w wielu przypadkach, to w bardzo wielu innych pisanie okazuje się ciężką pracą rozłożoną na lata i nierzadko zespół ludzi, którymi trzeba mądrze zarządzać (stąd niektóre ważne prace są ‘pod redakcją’…). Niedawno skończyłem pisać rozdział do ksiażki, która ukaże się za jakiś czas w słonecznej Italii i jeśli miałbym zdeklarować, kiedy zacząłem nad tym małym kawałkiem dużej całości tworzonej przez zespół pracować, to… chyba z 10 lat temu? Choć wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dziedzina, której postanowiłem sie ‘na chwilę’ przyjrzeć stanie się wiodącym tematem mojej wieloletniej pracy i pozwoli mi zgromadzić wiedzę pozwalającą na uzyskanie zaproszenia do napisania rozdziału… Zapewne każdy z współautorów mógłby to samo powiedzieć o swoim kawałku, zaś redaktor całości poświęcił tej tematyce z górą 30 lat cieżkiej pracy, badań, prób i porażek… Powyższe jednak w niczym nie zmienia faktu, że bywają działa genialne napisane przez jednego człowieka – jak w świecie lInuxa 🙂
‘natomiast stworzenie zaawansowanego programu wymaga zaangażowania sporej grupy osób i co istotne sprawnego zarządzania nimi’
Na pewno. Ale jeśli spojrzeć na świat Linuxa z jego dziesiątkami mutacji systemu operacyjnego, w tym wieloma naprawdę przemyslanymi, zaawansowanymi i… działajacymi, na te tysiące programow: świetnych, przeciętnych, nieudanych i porzuconych, na te – jednak – myślę, że miliony zadowolonych użyszkodników, zarabiajacych pieniadze, tworzących lub zwyczajnie ‘wkluczajacych się’ w cyfrowy świat za pomocą pingwina… to jednak ktoś tę pracę wykonał, jakos ten rozwój nastąpił. Pamiętam Linuxa z baaaardzo dawna, pamiętam, gdy był dla mnie zawodowo nieużywalny (pomimo sympatii) – dziś jest, działa na moim komputerze i pozwala mi robić to, co robiłem ‘od zawsze’, zawodowo i prywatnie. Jeśli porównac przy tym zasoby zużyte na to, co jest dziś linuksowym mainstreamem do tego, co jest ‘mainstreamowym mainstreamem’ to… Linux wypada zaskakująco dobrze w kategorii ‘zasoboefekt’ 🙂
‘Dlatego marnowanie zasobów ludzkich jest tu szczególnie niekorzystne.’
No właśnie – z punktu widzenia mainstreamu jest to marnowanie. Z punktu widzenia open source – najlepsza droga rozwoju. Wielu twórców pisze te swoje samotne programiki i czasem z któregoś wynika coś świetnego. Jaką masz gwarancję, że gdyby mieli pracować w ‘zarządzanym zespole’ nad kształtowanym przez liderów projektem jako świetnie wykorzystany zasób – to w ogóle by im się chciało?! Może oni właśnie z tego powdu robią to, co robią, bo NIE SĄ świetnie wykorzystanym zasobem? A zysk dla społeczności jest z każdą napisaną linijką kodu, choć nie zawsze natychmiastowy, nie zawsze oczywisty i nie zawsze jakiś kolosalny – jeśli jednak z faktu istnienia kompletnie nieudanego projektu X wyniknie, że za kilka lat ktoś się wnerwi i zrobi to od nowa, po swojemu i zwyczajnie – doskonale, to IMHO warto ‘marnować zasoby’, bo bez początkowej porażki projektu X i zmarnowania zwiazanych z nim zasobów nie byłoby świetnego projektu Y, dla mktórego X był inspiracją.
Znam osobiście bardzo wiele osób, które wydały pieniądze na Photoshopa (lub wciąż je wydają, w subskrypcji), nie wyobrażają sobie użycia jakiegokolwiek innego narzedzia, bo PS jest najlepszy, ale… wykorzystują 10, może 20 procent potencjału i możliwości tego programu. Osobiście uważam się za niezłego znawcę tego programu Adobe i z ręką na sercu mogę przyznać, ze wiele jego funkcji znam tylko z tego powodu, że… sprawdziłem jak działają, z ciekawości. Bo potrzeby ich użycia nigdy nie miałem, albo robiłem coś tam ‘po swojemu’ tak, jak w czasach, gdy dedykowana funkcja jeszcze się nie pojawiła, potem była prymitywna i zawodna, a gdy wreszcie dojrzała – mnie zwyczajnie nie chciało się zmieniac nawyków. W zwiazku z powyższym dla mnie przesiadka na wybraną kombinację Darktable/GIMP w kwestii obróbki fotografii była bezbolesna, jeśli nie liczyć ograniczeń wynikłych z moich przyzwyczajeń i innego zaimplementowania pewnych rozwiązań. Przyznaję przy tym, ze wprawdzie PS, licząc funkcja do funkcji JEST lepszy od GIMpa, to w praktyce ta lepszość dla większości użytkowników moze być pomijalna.
Rozumiem,że natura sama w sobie,a raczej jej sposób działania,również jest odrażający?
Tyle gatunków,tyle rodzajów,rodzin…
Nie lepiej byłoby:ryba,ptak,ssak,może jeszcze krokodyl?
Aj tam,to że się to sprawdza od miliardów lat.to nie powód by robić to samo,mózg jest po to,aby wprowadzić jedno,słuszne,zoptymalizowane rozwiązanie.
Nie do końca.Reaper – świetny program DAW tworzy jeden facet.I działa.
Popieram.
Równie odrażające jest żałowanie i ubolewanie nad cudzymi zasobami i cudzymi pieniędzmi,przez osobę,która nie uczestniczy i nie płaci za te projekty.
Nie żałuję,że we Wrocławiu 500 000 ludzi chodzi gdzie chce.Gdyby tylko 20 z nich,szło zawsze tam gdzie ja,mogliby ciągnąć moje auto i nie zużywałbym benzyny…
Szanowni! Widzę, że dyskusja zbacza na niebezpieczne tory. 😉
Tymczasem mi chodzi o pewien aspekt filozoficzny, o stwierdzenie, że bytów programistycznych w niektórych “tematykach” jest strasznie dużo co jest zarazem krzepiące (bo potencjał) ale i smutne no czasami z tego potencjału nic nie wynika. salvadhor ma oko do wynajdowania dziesiątek perełek programistycznych więc jak zaglądam tutaj to czasami nachodzą mnie takie filozoficzne refleksje: “co?, znowu?, kolejny?). Mnie takie refleksje smucą bardziej, ponieważ od jakichś 18 lat przyglądam się rozwojowi oprogramowania i widzę jak mało w pewnych kwestiach jesteśmy do przodu, choć dzisiejszy linux może wydawać się rewolucyjny w stosunku do tego sprzed np. 10 lat.
Osobiście moja przygoda z programowaniem miała miejsce w epoce Atari Basic, później popełniłem parę programów w MS BASIC i to wszystko. Życie i doświadczenie powiedziało mi, że to nie moja droga. Kiedy mogłem włączyłem się w większy projekt (DVD Slideshow GUI), który obecnie leży i kwiczy przez co jest mi smutno. Na szczęście jego tłumaczenie jest na Launchpadzie, przez co przetłumaczone zwroty dostępne są dla innych programistów i to mnie bardzo cieszy bo tu jest potencjał.
Trafiłem dziś na taki fajny tekst:
https://handsontable.com/blog/articles/the-most-common-causes-of-failed-open-source-software-projects
Mimo iż najczęstsze przyczyny niepowodzenia projektów FOSS to “utrata zainteresowania, cierpliwości, czasu czy finansów” to autor kończy wpis optymistycznie “Ryzyko niepowodzenia nie powinno powstrzymywać cię od robienia czegoś nowego lub podążania za swoimi marzeniami”.
Dlatego nie warto przejmować się kasandrycznymi wizjami takich leśnych dziadków jak ja… jednakże świat Open-Source zyskał by gdyby sympatyczniej odnosił się do teoretyki zasobów.
Miło,że jest ktoś,kto dba o właściwe tory dyskusji.Dobrze jest posłuchać eksperta.
“Ryzyko niepowodzenia nie powinno powstrzymywać cię od robienia czegoś nowego lub podążania za swoimi marzeniami”
@golem14:disqus :
Tak z ciekawości,jak się oświadczałeś,też nawiązałeś do teoretyki zasobów,czy po prostu powiedziałeś “kocham Cię”?
Przepraszam,jeśli to zbyt osobiste pytanie,ale jest sobota wieczór,i nie mogłem się powstrzymać.To moja słabość.
Ostatnio zauważyłem (wiem,nie jestem zbyt bystry),że dyskusje na tym blogu dzięki skądinąd wspaniałym mówcom,czy tez oratorom,skupiają się li tylko na logicznym,matematycznym,czy też opartym o inne,nazwijmy to naukowe,podejście.
Całkowicie pomijają zaś wątek emocjonalny,który ma niejednokrotnie olbrzymi wpływ przy podejmowaniu decyzji….
Wątek emocjonalny,umiejętnie wpleciony przez autora w licznych wpisach,zostaje poddany niejednokrotnie suchej,matematyczno-logicznej analizie,w której niejednokrotnie ilość słów usiłuje zastąpić emocje nieobecne u komentujących,co jest o tyle śmieszne,że często nie są oni związani w żaden sposób z komentowanymi przez siebie czy to wydarzeniami,czy też projektami.