Opensource według władz Północnej Korei
Nieoczekiwanie Linux dogonił Windowsa… Niestety lub na szczęście tylko w jednym regionie naszego świata i w jedynym aspekcie – inwigilacji użytkowników. Niemniej jest to jednocześnie dowód na to, jak nieodpowiednio użyte wolne oprogramowanie obraca w niwecz całą jego koncepcję i wieloletnią tradycję. Są bowiem wdrożenia opensource o których społeczność wolałaby zapomnieć i które służą niecnym interesom. No ale taki np. nóż w rękach artysty przyniesie ludzkości piękną rzeźbę, a w rękach szaleńca…
Koreańskie władze w Phenianie mają ręce pełne roboty i serca przepełnione troską o swoich obywateli. Wiedząc jakim siedliskiem występku, przemocy i nieodpowiednich treści jest internet, postanowili coś z tym zrobić. Na początku niemałym wysiłkiem odfiltrowali go z niepokojących i zagrażających samoświadomości obywateli materiałów. Następnie usunięto z niego pliki siejące zgniliznę zagranicznej niemoralności. Dla równowagi umieszczono natomiast odpowiednio zredagowane przemówienia i pieśni patriotycznych, wiadomości polityczne, ekonomiczne i kulturalne. W zasadzie to usunięto wszystko poza dobranymi informacjami z kraju. I tak oto powstał Kwangmyong, czyli intranet w służbie władz Północnej Korei. Bez połączenia z globalnym internetem, wahającą się w granicach 1000 – 5500 liczbą stron, dający społeczności lokalny serwis społecznościowy i email jest miejscem schludnym, hermetycznym, przewidywalnym i pod kontrolą. Śmiejecie się z reżimu? No to śmiejcie się dalej.
Ale nie o cenzurę internetową (poniekąd) tu idzie, a o rozpowszechniany wśród obywateli jedyny i słuszny system operacyjny (ktoś poda analogię z naszego wymiaru?), który umożliwi zrobienie na komputerze wszystkiego… Na co zezwolą nam jego twórcy. Red Star OS do powód do dumy i chwały, lecz dla tylko dla sił rządowych. Ten wywodzący się z Fedory system to typowa dystrybucja wzorowana stylistycznie na OS X, ale mająca też i swoje tajemnice. Ponieważ nie jest ogólnie dostępny (zarówno obrazy ISO jak i źródła), zdobycie go i wywiezienie poza granice Korei Północnej to niemałe osiągnięcie.
Dwójce niemieckich naukowców z ERNW to się udało i poddali system wnikliwej analizie. Zadanie to utrudniał natywny system szyfrowania plików, który został wmontowany w Red Star OS – zapewne w obawie właśnie przed analizą i badaniem jakości kodu. Do tego próba wyłączenia przez użytkownika np. firewalla, antywirusa lub katalogowanie plików kończy się restartem systemu. Na tym nie koniec. Ponieważ zgniłe treści zachodu mogą wędrować wśród użytkowników na przeróżnych nośnikach, Red Start OS znakuje takie pliki (tagi, znaki wodne) i umożliwia prześledzenie ścieżki dystrybucji. Jednocześnie wykluczono ewentualną odpowiedzialność tej dystrybucji za cyberataki przypisywane Korei.
Oczywiście pierwsze co się ciśnie na usta to inwektywy: barbarzyństwo, zdrada, cenzura i tak dalej. Niemniej oprócz wykorzystania opensource do swoich celów, czy Korea Północna zrobiła coś złego? Dbają o swoje interesy, ot co. Wobec powyższego wywodu konkluzja może być zupełnie nieoczekiwana – czy naszemu dyktatowi korporacyjnemu aż tak daleko do wyśmiewanego reżimu? Owszem, mamy jakieś swobody w internecie. Mamy możliwość obdarowywania swoimi danymi zainteresowane tym portale, czujemy na sobie srogie spojrzenie instytucji walczących z piractwem. Na żądanie władz, korporacji i innych zainteresowanych znikają z internetu nieodpowiednie treści. Niby możemy wszystko, a jednak. Czy chwila nieuwagi i uśpienie czujności obywatelskiej nie spowoduje, że za jakiś czas staniemy w jednym szeregu z naszymi braćmi z Półwyspu Koreańskiego?
Pewnie i tak mniej szpieguje niż Windows
Cóż, czytałem niedawno ciekawą książkę Suki Kim pod tytułem ‘Without You, There Is No Us’ (nie wiem, czy wyszla po polsku). Autorka, amerykańska dziennikarka o koreanskich korzeniach podszyła się pod misjonarkę i uczyla przez kilka miesięcy w specjalnej uczelni dla synów północnokoreańskich elit. Dużo świetnych obserwacji, jest tez sporo o dostepności internetu w KRL-D i ogólnej świadomości tamtejszych ELIT co do realiów świata poza granicami pólnocnokoreańskiego raju – polecam.
Nie do konca natomiast zgadzam się z koncowym komentarzem Salvadhora – o ile oczywiście jest sporo racji w zarzucie o cenzurowanie wolnego z założnia Internetu przez prawników, korporacje, rządy, to jednak jest zasadnicza różnica między ‘naszym Matrixem’ a realiami Północnej Korei: my mamy jednak jakieś rezerwowe kanaly komunikacji, gdy Google czy inny Facebook albo jakakolwiek korpo zrobią nam kuku z wolnością w Sieci, albo w realnym życiu, mozemy sobie sami stworzyć jakieś miejsce do podyskutowania o tym, do poinformowania ludzi (inna sprawa, że coraz rzadziej chcą sluchać, a jesli słuchają, to nie rozumieją), do ogłoszenia sprzeciwu czy knucia kontrakcji. Ostatecznie, możemy się spotkać w realu w jakiejś kawiarni i zdecydować, ze idziemy z tym na ulicę. Nikt nas nie ‘znika’ za to nastepnego ranka wraz z rodzina blizsza i dalszą, nikt nie skazuje na glodową śmierć w obozie reedukacyjnym.
Nikt nam nie każe zakładac konta na FB, nikt nam nie każe wyszukiwac przez Googla, nikt nam nie każe używac tylko Windowsa – (jeszcze…) mamy wybor, (jeszcze…) możemy się bronić, sprzeciwiać, mieć i głosić własne zdanie. Oni tam nie mogą… Oni nawet nie wiedzą, że gdzieś jest inny świat niż ten, który znaja od urodzenia.
Zdziwiłbyś się, Red Star OS rozwala zaawansowaniem technik inwigilacji, to wprawdzie jedyne co im wyszło, ale zawsze coś. Poczytaj sobie o tym systemie, koreańce były nawet pomysłowe. :p
Gdyby wiedzieli o tym jak działa zewnętrzny świat i taka Europa już dawno by się zbuntowali itd., Korea Płn. to akurat nieźle przemyślany reżim, wiedzieli co robią a teraz ludzie żyją tam w kompletnej nieświadomości i generalnie wszystko “działa”. Co do reszty komentarza to nie mam nic do dodania, masz 100-procentową rację.
Z pewnością masz rację, że jesteśmy w o niebo lepszej sytuacji, niż ludzie pod obcasem reżimu w Korei Płn. Niemniej zagrażający nam wymiar zniewolenia nosi znamiona dobrowolnego oddania się w opiekę – państwa, korporacji, usługodawcy, itp. Tym sposobem będą o nas wiedzieli tyle samo, co rząd w Phenianie o swoich obywatelach i w takim sam sposób będą mogli nas kontrolować – choć oczywiście nie odbędzie się to kosztem takiego szafowania życiem jak w Korei. Zauważcie, że już teraz za pobicie kogoś na ulicy grozi mi mniejsza kara niż za udostępnianie najnowszych hitów filmowych. Bardziej się „opłaca” czynić zło fizyczne, niż naruszać paragrafy prawa nagiętego do granic przyzwoitości przez korporacje i lobby za nimi stojące. Czy to aż tak bardzo różni się od stanu w Korei? Tamtejsi ludzie aby nie być inwigilowanymi cyfrową mogą podobnie jak i my – zrezygnować z usług internetu, komputera i czegokolwiek co może prowadzić do stworzenia zarzutów przeciw nim. Owszem, mamy większy wybór w tej kwestii – póki co. Bo wystarczy przypomnieć sobie kulisy niesłanych umów międzypaństwowych typu ACTA i jakie zagrożenie niosły one dla przeciętnego użytkownika. Wizję ACTA udało się oddalić, ale to była jedynie zasłona dymna i większość przeróżnych przepisów godzących w wolność internetową powstaje i powstanie za plecami opinii publicznej.
Reasumując – ciężko zestawić w jednym szeregu to, co się dzieje w Korei, a tojak wygląda nasz świat. Niemniej władze Korei w zakresie kontroli cyfrowej nad obywatelami stosują sztuczki i rozwiązania niewiele odbiegające od wzorców… Stosowanych przez współczesne nam korporacje. Tu i tam chodzi o kontrolę nad ludźmi – czy to w imię pieniędzy, kontroli dla samej kontroli, czy czegokolwiek innego – to niezależnie od kontekstu prowadzi do ograniczenia naszych wolności.
Częściowo masz rację – w tej części dotyczącej absurdów prawa w tzw. cywilizowanym świecie. Rzeczywiście coraz częściej jest tak, że prawa czlowieka, te najbardziej elementarne (prawo do zycia, wolnosci osobistej itp) i te ‘obywatelskie’ (prawo do sądu, wyrażania własnej opinii itd) są duzo słabiej chronione, niż prawa ekonomiczne korporacji (tu zaliczam na przykład szeroko pojęte prawa autorskie). Moje wlasne doświadczenia są na przyklad takie, ze w teoretycznie najbardziej demokratycznym i ‘wolnym’ panstwie świata – USA – przy rutynowym pytaniu podczas przyjecia do szpitala o wyznanie, lepiej skłamać, niz przyznac się do ateizmu, bo mozna stac się celem chrystianizacyjnego ataku lub nawet gorszego traktowania, do odmowy udzielenia pomocy włącznie. W Polsce także wolnośc religijna jest rozumiana tak, że najlepiej być katolikiem, potem jakimkolwiek chrzescijaninem, zaś bycie ateistą może oznaczać, że się usłyszy z ust ministra czy biskupa, ze jest się gorszym czlowiekiem, niezdolnym do oceny własnego postępowania… Ale zistawmy religię czy zwykłą sprawiedliwość, której w śadzie mozna dochodzić latami i bezskutecznie. Pomówmy o prawach autorskich.
Żyję z pensji nauczyciela akademickiego oraz honorariow za pomysły na filmy i zdjęcia. W świecie, w którym co chwile mówi się o prawach autorskich i sypie idacymi w miliony stratami poszkodowanych oraz rownie wielkimi odszkodowaniami, ja jako niezalezny twórca bywam okradany i nic z tym nie mogę zrobic poza sugerowaniem złodziejowi, ze uznamy, iz okradł mnie przez pomyłke i ‘jakoś’ z tego wybrniemy. Ale to dziala rzadko.
Bywa za to tak, że rozmawiając o produkcji dokumentu z dużą firmą musze przedłożyć konspekt, czasem scenariusz. Projekt jest odrzucany, ale dwa lata później – gdy ja wciąz szukam finansowania – moj niedoszły producent robi ‘własnym sumptem’ film wyjątkowo podobny do mojego pomysłu, niemal dokładnie oparty o moj research. Co mogę? Nic nie mogę, bo mój oponent jest w stanie wydac na prawników więcej, niż musiałby mi zapłacić za kupno konspektu czy scenariusza, mnie na to nie stac, zwyczajnie. Natomiast gdybym to ja skopiował filmy wyprodukowane przez te firmę i je sobie trzymał na dysku – jestem przestepcą ściganym bez litości.
A teraz o tym, w czym nie masz racji. Otóż przykładasz swoje doświadczenia z wolnego swiata do rzeczywistości w Korei Północnej. Tam NIE MOŻNA zrezygnowac z czegoś, co jest wyjątkowym przywilejem od władzy. Nie mozesz pójśc do swojego szefa i powiedzieć – nie chcę tego Internetu (bo nie chcę byc inwigilowany jeszcze bardziej – to uz sobie dopowiadasz w duchu). Dostales prawo korzystania z Internetu, bo wieloletnia inwigilacja wykazała, ze jesteś oddany władzy na tyle, ze można dac ci dostęp do PRAWDY, a ty i tak – znając ją – bedziesz klamał w rozmowach z sasiadami, bo będziesz uznawał to za słuszne. Odmówić, to tak jakby pwiedzieć Kimowi – nie chce od ciebie orderu, bo jesteś mordercą. To pewny wyrok.
Powtórzę – my mamy WOLNOŚĆ, która jest ograniczana i na to winniśmy uważać. Oni tam żyją w NIEWOLI i czasem, w bardzo wyjątkowych sytuacjach dostają jakieś drobne przywileje, na które zreszta przeważnie wybrane jednostki zasługują bezwzglednym podporzadkowaniem reżimowi i ślepej wierze w słuszność najpodlejszych działań.
PS. Nie byłem nigdy w Korei, ale jedna z moich prac magisterskich dotyczyła postsowieckich systeów komunistycznych. Podróżowałem za to sporo po Chinach i rozmawialem z ludźmi, którzy pamiętali Mao w jego ‘najlepszym’ okresie…
Miło przyznawać komuś rację, kto potrafi rzeczowo argumentować rzeczywistości 🙂
To prawda, moje uproszczone porównanie naszej topniejącej wolności słowa wobec zniewolenia reżimowego jest bardzo karkołomne. idąc dalej, w świetle tego co się tam dzieje, nie można temu przeciwstawiać naszego konsumpcjonizmu i walczących o pieniądze korporacji. U nas raczej nie dojdzie do tego, że ludzie będą głodzeni za odmowę korzystania z usług konkretnego dostarczyciela treści cyfrowych.
Cóż, co do ‘naszego’ świata staram się pozostawać umiarkowanym optymistą, bo skoro nasze wolności przetrwały horror nazizmu i komunizmu, absurdy zimnej wojny, McCarthyismu z jednej strony i niszczenia imperialistów z drugiej, to przetrwają wszystko. Mam taka nadzieję, anyway…
Co jednak martwi to fakt, że wladza wymyka się z rąk kulawo, bo kulawo, ale jednak jakoś kontrolowanych polityków i trafa w ręce prawników i biznesu, nad którymi spoleczeństwo nie ma żadnej kontroli, nawet tak iluzorycznej, jak wyrazenie swojej opinii przy urnie. Druga kwestia, która ogranicza moj optymizm, to ‘konsumpcyjne’ głupienie nowych pokoleń – pracuje ze studentami i jestem załamany łatwowiernoscią, brakiem odruchu negacji i falsyfikacji twierdzeń, bezrefleksyjnym przyjmowaniem za prawdziwe rzeczy, informacji i idei tylko z tego powodu, że są popularne…
@Aspa:disqus
@salvadhor:disqus
Dla takich tekstów i rozmów pod nimi naprawdę warto tu wchodzić. Dziękuję panowie za przywrócenie wiary w istnienie myślących osób na tym świecie. 😉
Salvadhorze, naprawdę ciekawy tekst. Tak szczerze, to zgadzam się z nim całkowicie. Senks. 😉
@disqus_1H2PBskxDA:disqus
“Cóż, co do ‘naszego’ świata staram się pozostawać umiarkowanym optymistą…”
I z roku na rok jest coraz trudniej się starać, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Ludzie łykają korporacyjne sztuczki i propagandę kompletnie bez refleksji.
Inna rzecz że nie pomaga w tym wskazana przez ciebie względność ” ‘naszego’ świata”.
Wszystko bym powiedział o Korei Pn., ale nie że jest open. U nas jeszcze nie zabija się za poglądy. Mogą nas kontrolować fejsbuki, microsofty i takie tam, ale jak powiemy że Obama(wstaw tu dowolnego polityka) nam się nie podoba to możemy iść spać spokojnie. Powiedz w KPn że kimir sen czy co oni tam mają Tobie się nie podoba. Sorry ale porównywanie Kpn do korpo jest jednak nie na miejscu, no może po podpisaniu TIPP.
To jest właśnie to, o czym pisałem w dyskusji z @Salvadhor – my jednak mamy wolność. Gdy nasi do niedawna opozycyjni politycy wszem i wobec głosili, ze Polska jest zniewolona, że media nie piszą prawdy, że dominuje zafałszowany przez propagandę obraz rzeczywistosci a rzad knebluje usta opozycji to… zaprzeczali sami sobie poprzez fakt, że takie tezy glosili, były one publikowane, dyskutowane, kontrowane albo wspierane a ich autorzy nie tylko nie trafili na szafot czy do więzienia, ale wręcz wygrali wybory i teraz moga zwalczać niedawną propagandę swoja własną…
W kraju takim jak Korea Północna, czy w mniejszym już stopniu Wietnam, Chiny albo Kuba – za podobną krytykę sie znika wraz z rodziną, psem, papuzkami falistymi i plantacją kapusty pekińskiej, a sąsiedzi i dalsi przyjaciele, którzy uniknęli ‘zniknięcia’ wraz ze ‘zniknietymi’ natychmiast zapominają, ze ktoś taki istniał, bo samo wspomnienie ‘zniknietego’ może oznaczac tortury, więzienie albo śmierć.
Jedyny problem – i to, jak rozumiem, Salvadhor miał na mysli – polega na tym, że krwawe reżimy zaczynały sie od gwaltownej bądź pełzającej rewolucji, w ktorej władze zdobywał ktoś, kto ‘wie lepiej’ i działa ‘dla dobra’ ogółu, czy jakiejś upośledzonej społecznie grupy. Mniejsze zło, wielki skok, niezbędne reformy, czas wyrzeczeń, zaciskanie pasa (czasem na szyi…) – nazwij to jak chcesz, ale gdy ktoś – osoba czy organizacja polityczna albo jakkakolwiek inna – zaczyna ograniczac twoje prawa, bo wie lepiej, co będzie dla ciebie dobre – to mamy mozliwy wstęp do mozliwej tyranii, najkrwawszej. Pamiętaj, że despoci współczesnego swiata ZAWSZE mieli poparcie kogos i ZAWSZE działali dla czyjegoś dobra: Hitler, Lenin, Pol Pot, Mao, Kim… Nie widzę gwarancji, by ‘dla twojego dobra’ twych praw nie ograniczyła – w dowolnym zakresie – jakaś globalna korporacja. Juz dziś władza takich korporacji jest większa, niz władza rzadów narodowych i wciąz rośnie. Na dziś to scenariusz fikcyjny, ale dzis nie będzie trwac wiecznie. Jak pisałem, wśród moich studentów sa ludzie, ktorych można skłonic do najbardziej nielogicznych działań dając im ‘za darmo’ nową zabawkę, która jest popularna: smartfon, aplikację, sztucznie wykreowaną wokół nieistniejacych potrzeb społeczność itp. Gdy ci ludzie za kilknaście, kilkadziesiąt lat przejmą kluczowe stanowiska w naszym spoleczeństwie, kto wie, czy nie uznają osób nieposiadających konta na FB za jednostki aspołeczne, ktore próbuja ukryć swoje prawdziwe, zapewne wrogie cele? Przecież to tez juz było – nie skladasz samkrytyki, więc zaslugujesz na krytykę innych: stracisz pracę, dom, rodzinę…
Jestem optymistą, ale trochę sie jednak boję.
Reżim w Korei Północnej może szybko upaść, jak uczy historia i co starsze doniesienia CNN na temat przewrotów, choćby w Afryce Północnej. Im większy zamordyzm, tym mocniejsza presja w obywatelach na uzyskanie wolności. W pewnym momencie wystarczy malutka iskierka by zdesperowani obywatele ruszyli by “wyrwać murom zęby krat”.
Nie wspominając już nawet o ewentualnej “bezinteresownej” pomocy krajów mających praktykę w dokonywaniu “spontanicznych” przewrotów politycznych. W celu oczywiście wprowadzenia demokracji dla dobra tamtejszych obywateli. Po trwającej odpowiednio długo akcji stabilizacyjnej oczywiście, żeby firmy “wyzwoliciela” zdążyły opanować gospodarkę i wyprowadzić co mniej potrzebne tubylcom rzeczy do swoich krajów.
A że obywatele którym nie spodobała się ta okupacja zaczęli popełniać seryjne samobójstwa? No cóż, wypadki chodzą po ludziach.
Tak więc udostępnianie ludziom w Korei internetu nie jest przypadkowe, Kim Dzong Un jest świadom że zamordyzm nie może trwać wiecznie i zaczyna ludziom rozluźniać kagańce. Używa wentyli do zmniejszenia ciśnienia poniżej krytycznego. Chłopak ogląda zachodnie dzienniki? 😉
Natomiast u nas sprawa wygląda już trochę inaczej. Okupanci u nas, ewentualnie dozorcy niewolników, stwierdzili że nie podobają im się koszta ponoszone na utrzymanie niewolnictwa i trzeba to załatwić inaczej. Żyjemy w świecie w którym nie więzi się już ciała, ale przejmuje we władanie ludzkie umysły.
Konkretniej? Ok – taniej wychodzi zapłacić Malinowskiemu kilka groszy za pracę którą dla mnie wykona i go pożegnać, niż utrzymywać Malinowskiego z rodziną przez lata ich życia. I jeszcze martwić się jak skutecznie wybić z głowy Malinowskiego myśli o buncie, wyzwoleniu, wolności, podrzynaniu gardeł właścicielom itp… durne, ale nieodmienne obecne w ludzkich umysłach pomysły.
Ta nasza pseudo-wolność, oraz fasadowa demokracja są po prostu wygodniejsze i korzystniejsze dla dzisiejszych dozorców niewolników.
Dlatego my dziś żyjemy już nie w czasach wojen militarnych, ale wojen informacyjnych. Gdzie stawką są umysły ludzkie.
Zwykle przewagę mają tu niestety organizacje i kraje zasobniejsze finansowo. Oraz oczywiście te bardziej pozbawione skrupułów, ale mówienie o wyrzutach sumienia oraz politykach czy korporacjach w jednym samym zdaniu to nieporozumienie. Oni wszyscy w miejscu moralności mają okienko podglądu swojego konta, ewentualnie bilans zysków i strat.
Czy różnimy się dużo od obywateli Korei Północnej?
Oczywiście że tak. Ale trzeba też zadać sobie pytania:
-po upadku Żelaznej Kurtyny w czyich rękach jest władza w naszym kraju?
-co się stało z naszym całkiem sprawnym przemysłem?
-dlaczego przy tak niskich zarobkach ceny mamy w pełni europejskie?
-gdzie w zalewie inwazji kultury anglosaskiej podziała się nasza kultura?
-dlaczego nasz czas jest trwoniony na bezsensowną walkę z absurdalną biurokracją? (to też metoda walki, całkiem skuteczne związanie przeciwnika)
-dlaczego żyjemy w świecie zdominowanym przez zachodnie treści i wartości a systematycznie wymazywana jest historia naszych przodków? (spytaj swojego dziecka wpierw o choćby Rzeź Galicyjską a potem o rozwinięcie skrótu LGBT, niech powie ci wszystko co o tym wie z pamięci. Myślę że mocno się zadumasz nad efektem.)
…itp…itd….
Więc pytanie czy mocno się różnimy od Północnych Koreańczyków nie jest wcale tak absurdalne jakby się wydawało.
Twoja ocena mozliwego przewrotu w Korei jest neco zafałszowana. Afryka Połnocna i Korea mają niewiele wspólnego. Z jednej strony część kontynentu, z dość swobodnym, jak na standardy zamordyzmu, przepływem ludzi i idei. Przeszłosć kolonialna, znajomość jakaś tam jezyków, jednak dość powszechny dostęp do Internetu, telewizji satelitarnych, tlumy (dawniej) turystow z calego świata. Krótko mówiąc – ci ludzie wiedzą, że gdzieś jest inaczej i co to znaczy. Nie bez znaczenia pozostają też kwestie kulturowe – ludzi na Wschodzie postrzegają rzeczywistosć inaczej, niz ci w Afryce.
Korea Północna? Leży na półwyspie, z jednej strony ma za granicą sojusznika ale i protektora, który sam obawia się ‘gniewu ludu’ u siebie (nawet nie wiesz, jakie napiecia etniczne panują w Chinach…), więc raczej nie w smak mu rewolucja po sąsiedzku. Z drugiej strony ma zaś śmiertelnego wroga, nienawiśc do którego AUTENTYCZNIE wpojono młodszym pokoleniom północnych Koreańczyków; poza tym morze a za morzem kolejni, śmiertelni wrogowie (Japonia).
Koreańczycy nie mają odbiorników satelitarnych, nie mają Internetu, z reguły nie maja nawet prądu, że o jedzeniu nie wspomne, nie wolno im podróżować nawet po kraju. Te garstki turystów z Zachodu, ktore tam trafiają, są pod stałym nadzorem ‘opikunów’ a jeśli ‘spontanicznie’ spotykają Koreańczyków, to w centrum Phongjangu, a to w kastowym systemie oznacza ludzi najwierniejszych, najbardziej oodanych partii, bo tylko tacy moga mieszkać i pracować w stolicy. Każdy, najmniejszy przejaw nawet domniemanej nieprawomyslności jest karany z brutalna surowoscią, często nawet bezpodstawnie, ot tak, żeby dać przyklad i zastraszyć… Szanse na ‘zainfekowanie’ ideami wolności – zerowe. Przekonanie, że orea jest wyspa stabilności na oceanie wyzysku, niewolnictwo i poniżenia – autentyczne…
Reszta Twojej oceny… Wiesz, istnieje takie zjawisko zwane impaktem kulturowym. To nic nowego, nasza tzw. europejska cywilizacja, nasze tradycyjne, polskie wartosci – to nic innego, jak efekt impaktu kulturowego sprzed wieków, sprzed stu lat, sprzed kilkunastu. Impakt zachodzi permanentnie i trwale, nie jest ani zly, ani dobry – zwyczajnie jest. Żyję prawie pół wieku i pamietam calkiem inny świat – skala zmian, jakie zaszly w ciągu mojego życia jest przytlaczająca. Wszystko przyspieszyło dzięki internetowi i globalizacji, ale to NIE SĄ nowe zjawiska, dzieją się tylko szybciej, co też już kidyś się zdarzalo (powstanie poczty, kolei, wynalzek samochodu, telegraf itp…)
A owi ONI, ktorzy nas zniwalają. Są, byli i bedą, to także nic nowego. Demokracja, przy wszystkich jej wadach ma tę wlaściwosć, że ogranicza samowolę ICH i lepiej lub gorzej chroni delikatną strukturę praw NAS. Ale ONI będą zawsze, zaś MY możemy tylko poszerzać te naszą wrażliwą strefę wolności, czasem zaś bronić tego, co mamy, bez gwarancji sukcesu.
Pewnie z tego powodu i Ty, i ja jesteśmy w tym miejscu, ktore jest poświęcone Linuxowi, nie uważasz?
PS. Moja corka jest nastolatką. Nie ma konta na FB, nie ma smartfona. O Rzezi Galicyjskiej nie wie za dużo, bo nie nieszka w Polsce – mówi za to biegle po irlandzku, choc jej koleżanki i koledzy urodzeni w Irlandii uważają naukę tego języka za mordęge i głupotę. Dziś przyniosła ze szkoły projekt do zronbienia na weekend, o teorii heliocentrycznej i postaci Kopernika. Ma na biurku dobry komputer połączony z Netem, ale po obiedzie pojechaliśmy do biblioteki i wrócila do domu z kilkoma książkami, bo ma nawyk, że skoro uczy się o Koperniku (tego wymaga zadanie), to przy okazji poczyta o Galileuszu, Keplerze i Newtonie. Chcę przez to powieziec, że to, co wiedzą i jak myslą nasze dzieci zależy od nas, rodziców.
Kurcze, ludzie toż to jest dyskusja na porządną posiadówkę przy piwku 🙂
Aspa pisał o Korei i szczerze mówiąc nic do dodania ani do ujęcia nie mam.
Niepokoi mnie jednak zarys koncepcji Dobreckiego mówiącej o domniemanym centralnym sterowaniu jednostkami, masami, kulturami. Nie da się oczywiście nie zauważyć naszej podatności na manipulację, w skrajnych przypadkach można dojść do wniosku, że wszystko jest manipulacją. Szczególnie ciekawe jest pod tym względem porównanie społeczności rosyjskich do europejskich. Wystarczy że inna telewizja do nich gada, inne gazety, inne radiostacje i już mają zupełnie odmienne zdanie od naszego na temat sytuacji międzynarodowej. Tylko, że po bliższym przyjrzeniu się sytuacji okazuje się że za wschodnią granicą można w mordę dostać za złe zachowanie i nie jest to tylko nasza propaganda ale brutalna rzeczywistość. Co robią Rosyjskie media w tej sytuacji? Odwracają kota ogonem, piszą o tym że to u nas są łamane prawa człowieka i to my mamy problem z wolnością słowa. Czy to normalne? Oczywiście że tak. To nasza codzienność, złodziej mówi że jest hojnym darczyńcą, firma zatruwająca środowisko przykleja sobie zielony listek i mówi że jest “eko”, polityk wysyła czołgi w celach pokojowych.
Jaka jest prawda? To pytanie najważniejsze jakie sobie zadajemy. Ale nasze zdolności do rozpoznawania prawdy są mocno ograniczone i już na poziomie interpersonalnym szwankują dość mocno. Czy ten koleś który właśnie przyniósł zwolnienie lekarskie jest faktycznie chory, czy symuluje? W tym całym zagmatwaniu i niejasności usilnie domagamy się prawdy, jakiegoś jasnego rozwiązania tej całej teatralności. Dlatego tak bardzo popularne są dziś idee “olśniewające”, dlatego tak chętnie czytamy artykuły w których wiadome jest kto jest zły a kto dobry. Dlatego tak łatwo poddajemy się kolejnym manipulacjom 🙂
A skoro już mówimy o władzy i manipulacji… Dążenie do władzy jest skazane na ciągłą walkę z tymi którzy chcą tego samego. Jeden patrzy na ręce drugiego i każdy ma na każdego jakąś “teczkę”. Pamiętacie Szekspira albo życiorysy cesarzy rzymskich? Mówiąc krótko, jeśli istnieje domniemany demirug pociągajacy za sznurki tego świata to za jego plecami stoi szereg szarych eminencji gotowych na jeden sygnał ubić sukinsyna. A kiedy go ubiją to z całą pewnością ujawnią światu, i jeszcze podkoloryzują, jakich świństw się dopuścił. A jeśli te świństwa to w gruncie rzeczy tylko małe grzeszki to możemy być zupełnie spokojni. Nasz świat jest zdrowy.
Bo to i nie jest żadna analiza możliwości, a tylko sztywne przeklejenie scenariusza który mieliśmy okazję oglądać w telewizorach wiele razy. Przypatrz się uważniej. 😉
Wcale nie znam realiów panujących w Koreach, obu. Napisałem to żeby rozproszyć trochę depresjogenną atmosferę pod tym tekstem. Czuję się tu jakbym czytał którąś z książek Anny Brzezińskiej. Niemoc i marazm w czystej postaci – nic się nie da zrobić a cała reszta jest bez sensu.
Z drugiej strony sam podałeś trzy ewentualne powody podjęcia prób przewrotu politycznego w Korei Północnej – Chiny, Japonię i oczywiście Koreę Południową.
Ktoś kto zechce tym krajom zaszkodzić, może próbować użyć Korei Północnej jako ogniska zapalnego. Patrz choćby Ukraina.
Czwartym powodem może być dajmy na to …. budżecik armii USA? Tak monstrualny twór domaga się ciągłego dostarczania pożywienia, najlepiej jakiegoś wyraźnego przeciwnika. Także jako powód swojego istnienia. Nie uważasz?
Już bez powodu Kim Dzong Un nie potrząsa co chwilę szabelką, patrz choćby ostatni wybuch bomby, podobno wodorowej. To czwarta z tak dużych prób jądrowych, z tego co kojarzę.
Spekuluję właśnie na podstawie naszego dotychczasowego życia, które swoimi scenariuszami pokazało nam w ciągu ubiegłych czterdziestu lat że nic nie jest niemożliwe. Że nie ma bzdury której jakiś człowiek nie popełni, ale też że nic co stworzone przez człowieka nie jest wieczne.
“O Rzezi Galicyjskiej nie wie za dużo, bo nie nieszka w Polsce…” – pisałeś że jesteś nauczycielem akademickim, i przy takich lukach nie masz problemu ze spójnym wytłumaczeniem córce aktualnie zastanej sytuacji politycznej?
Ojtam, ojtam, daj trochę potrollować. 😉
Co do ruskiej propagandy, mają dobre wzorce ze strony Zachodu.
My oczywiście zawsze – niesiemy demokrację i wyzwolenie uciemiężonym masom, potem stosujemy misję stabilizacyjną.
Jeśli to samo robią Ruskie, wtedy czytamy się że – dokonali bestialskiej napaści na wolny kraj. A potem go okupują.
Nie tak to zwykle wygląda?
“Dlatego tak bardzo popularne są dziś idee “olśniewające”, dlatego tak chętnie czytamy artykuły w których wiadome jest kto jest zły a kto dobry. Dlatego tak łatwo poddajemy się kolejnym manipulacjom”
– a tu mi dałeś do myślenia, tak jak i całym ostatnim akapitem. Dzięki! 😉
‘Bo to i nie jest żadna analiza możliwości, a tylko sztywne przeklejenie
scenariusza który mieliśmy okazję oglądać w telewizorach wiele razy.
Przypatrz się uważniej. ;)’
Rozumiem intencję emotki na końcu wypowiedzi, ale sama wypowiedź jest niezmierni istotna: owoż uważam calkiem serio, że używanie czegokolwiek, co pokazuje telewizja jako materiału wyjściowego do jakegokolwiek wnioskowania jest dalece niebezpieczne dla wartosci tegoż wnioskowania. Telewizja ze swej natury sluży manipulacji – nie bez powodu politycy zabiegają o względy, oraz wpływ na telewizje w każdym kraju i kazdym systemie, nie bez powodu wszedzie stacje telwizyjne sa chronione a fakt przejęcia stacji przez którąś ze stron konfliktu jest uważany za przelom w tymze konflikcie. Telewizja sluzy tez rozrywce, a jedną z najbardziej popularnych, lubianych i dochodowych form tejze jest tzw. inforntainment, czyli zabieganie o uwage ludzi za pomocą atrakcji podanych w formie stylizowanej na informację. Oczywiści, o ile nawet źródło tkwi w rzeczywistych wydarzeniach, to zanim informacja trafi na ekran jest filtrowana tyle razy przez pryzmat decyzji: jak to pokaże konkurencja, jak to sie ma do naszej linii programowej, czego oczekuja ludzie i jak te oczekiwania wpłyna na slupki naszej oglądalności zaleznie od formy, w jakiej podamy informację itp, itd. – że to, co ogladamy w KAŻDEJ telewizji ma bardzo niewiele wspólnego z tym, jakbyśmy sami odebrali dana informację, będąc świadkami wydarzenia, ktore leży u jej źródła.
Ja zatem pozostanę przy swoich zdolnosciach analizowania rzeczywistości na podstawie wielu źródeł z założeniem, że przekaz telewizyjny, zwłaszcza w formie tzw. serwisów informacyjnych należy do kategorii tych mniej wiarygodnych.
Wybacz, jesli źle odczytuje Twoje intencje, ale wydaje mi się, że w swoich przykładach nawiązujesz do dominującej w Polsce postawy wobec wydarzeń na Ukrainie sugerując być może, że z historycznego punktu widzenia winniśmy miec więcej sympatii do dzialań Rosji, niż obecnych władz niepodległej Ukrainy. Cóż – Rzeź Wołyńska to fakt z naszej historii, ale Katyń rownież. Niechęć nacjonalstow ukraińskich do Polakow ma swoje historyczne uzasadnienia, bo jakby to trywialnie nie zabrzmiało, Polacy nie są narodem idealnym i bez win, przynajmniej popełnionych z punktu widzenia innych narodów. Z historią tak to juz jest, że heroizm i patriotyczny idealizm jednych, dla innych może być brutalnym terrorem i okupacją. I piszę to generalnie, nie w odniesieniu akurat do Polaków i Ukrainców, ale na przyklad Irlandczyków i Anglików, czy wielu innych ‘par narodowych’.
Obiektywnie jednak rzecz ujmujac, Rosjanie wyrządzili nam, Polakom historycznie takze wiele krzywd i to oni, a nie Ukraincy mają zapędy mocarstwowe w naszej części Europy. Wspolne zagrożenie powinno jednoczyc nawt nieprzyjaciół, tej mądrości także uczy historia…
Jeszcze raz, wybacz, jesli w swojej oceni Twoich poglądów poszedłwm za daleko.
A co do mojej corki – popelniasz grzech polonocentryzmu. Moja córka wychowała sie w innej kulturze, i choc jest swiadoma swoich polskich korzeni i zna dośc dobrze polską historię, z jej punktu widzenia na wyjaśnienie wspólczesnego swiata może mieć wpływ kwestia irlandzkiego powstania 1916 roku, którego setną rocznice własnie w tym roku obchodzimy. W kulturze, w kórej żyje, I wojna światowa ma większe historyczne znaczenie, niż II wojna światowa i istnieje cała masa racjonalnych wyjasnień, czemu tak jest. I tak, jak zapewne niewielu Irlandczyków slyszało o Rzezi Wołyńskiej, tak samo nie sądzę, byś Ty znał szczegóły irlandzkiej walki z Brytyjczykami, albo wiedział o co chodziło w bitwie na grządce kapusty wdowy McCormak, albo jaki wpływ na współczesny świat Zachodu miały wojny bananowe, pod ktora to sympatyczną nazwą kryje sie tekże rzeź i masa bezprawia…
Zgadzam się całkowicie jeśli chodzi o telewizję. Dodałbym jeszcze klika detali, ale nam się tu stumetrowy dialog pomału robi. Omówimy to przy innej okazji.
Pisząc o telewizji, miałem na myśli media głównego nurtu. Puszczenie oczka na końcu miało oznaczać właśnie puszczenie oczka, bo informacji o których powyżej piszę w mediach głównego nurtu nie znajdziesz. A przynajmniej nie przedstawione w ten sposób. Zresztą sam nie oglądam telewizji od ponad 8 lat, wcale.
“…że z historycznego punktu widzenia winniśmy miec więcej sympatii do dzialań Rosji, niż obecnych władz niepodległej Ukrainy”.
– Chyba faktycznie cię poniosło, zwłaszcza z tak szalonymi pomysłami. Nie zawsze wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi. 😀
I prawdopodobnie odczytałeś że piszę o Rzezi Wołyńskiej, kiedy mi chodziło o Rzeź Galicyjską, której znów bliżej do Katynia, jeśli chodzi o wpływ na Polaków. Tyle że było to jakieś 100 lat wcześniej.
Tak czy siak cieszę się że zawitał tu ktoś o tak szerokich poglądach. Tak jak pisałeś wyżej, tendencje wolnościowe wśród użytkowników Otwartego Oprogramowania pozwalają poznać wiele ciekawych osobowości. Połamania klawiatury życzę(w dawnym sensie “połamania pióra”). 😉
‘I prawdopodobnie odczytałeś że piszę o Rzezi Wołyńskiej, kiedy mi
chodziło o Rzeź Galicyjską, której znów bliżej do Katynia, jeśli chodzi o
wpływ na Polaków. Tyle że było to jakieś 100 lat wcześniej.’
Widzisz, tak to jest, gdy się coś przeczyta, potem robi się coś innego, a dopiero później człowiek odpisuje bez ponownego sprawdzenia źrodła… Na moje usprawiedliwienie mam dwie wymowki: po pierwsze starość, po drugie sezon sztormów na Północym Atlantyku, które szargają nam tu nerwy przez ostatnie kilka tygodni :-). Przepraszam.
No i faktycznie robi nam się spora dyskusja, niekoniecznie na temat zwiazany z blogiem. Wlaściciel tego miejsca wydaje się być wyjątowo wyrozumiały na monstrualne offtopy, ale może nie przeginajmy? 😀
Takie komentarze tylko przywracają mi wiarę w ludzkość 🙂
To ja się odwzajemnie komplementem: takie blogi, na ktorych autor wie, o czym pisze, do tego robi to dobrą, poprawną polszczyzną i gromadzi wokoł siebie czytelników, którzy także mają coś do powiedzenia i robią to w sposób cywilizowany – to w dzisiejszym Internecie taka rzadkosc, że przypadkowo znaleziony PRZYSTAJNIK trafil od razu na listę moich ulubionych. Robisz swietną robote, Salvadhor 🙂
Spoko, pomyłka każdemu się zdarzy. Zwłaszcza jeśli chodzi o mnogość pogromów w naszej historii. Gorzej jak trafisz na pieniacza, ale z takim wtedy nie warto dyskutować.
Czy to offtopic? @salvadhor:disqus sam się już wypowiedział.
Od siebie dodam tylko że taki temat musi sprowokować co najmniej jedną dyskusję – rzekę. Sam se winien. 😉
I zgadzam się w 100% z tobą że tak osoba autora, jak i sam blog są na wyjątkowo wysokim poziomie. Jemu osobiście już nie słodzę, bo i tak dziwnie pewnie na mnie już popatruje. A ja po prostu byłem już świadkiem upadku tylu ciekawych stron, że potrafię docenić dobrą robotę i choć moralnie próbuję podtrzymać piszącego na duchu. 😉