Uwierzyć w Ubuntu
Jak można godnie uczcić ciężko przepracowany tydzień… Pogoda nie zachęca, kolumny wtłaczają już w przestrzeń decybele okraszone soczystymi riffami, a człowiek wpatrzony w ekran monitora oczekuje przełomu – w czymkolwiek. Jeśli powiało marazmem, to niesłusznie. Wszak po niedawnej premierze Ubuntu 10.04 otwierają się bezkresy nowych doznań.
Jednak pomimo całej chęci, nie potrafię znaleźć ani jednej przyczyny, która miałaby zadecydować o tym, że na moim przenośnym komputerze z wypasionym Ubuntu 9.04 miałaby zawitać wersja 10.04. Nie jest to bojaźliwy opór przed nieznanym, a raczej racjonalne spojrzenie na swoje potrzeby i wyniki współpracy z wyleniałym laptop pod wodzą Ubuntu 9.04.
Bo cóż wniosłoby w szarość skurczonego trwania nad klawiaturą zainstalowanie wersji 10.04. Nowsze wersje programów, kernela, całego środowiska, podpowiedzą entuzjaści. Owszem, to mocny punkt w agitacji na rzecz nowego. Ale znudzony praktycyzm wypluwa te swoje – ‘ale do przeglądania internetu i napisania paru zdań w OO to czego potrzebujesz?’. I trafia w sedno.
Bo czy do tego potrzebuję nowych apletów na panelu, łączących kilka funkcji w jednym? Usunę jeden (a na co mnie jakieś powiadamianie o poczcie skoro robi to mój program pocztowy), stracę jedną z interesujących mnie ikonek (głośność) i znowu kombinuj człowieku, co i jak zrobić, żeby mieć toto z powrotem.
Albo czy mi są potrzebne zmagania z Plymouth’em i sterownikami od Nvidii – korzystam z otwartych Noveau, mam ładny ekran bootowania, nie mam efektów 3d. Zainstaluję własnościowe sterowniki Nvidii – bootowanie nie jest już takie ładne, ale mam 3d. A w 9.04 i ekran ładowania się systemu nie odstrasza, i 3d mam…
A to całe sprzątanie systemu po instalacji – na co mi sklep z muzyką, jak póki co trwam konserwatywnie przy kolekcjonowaniu płyt CD. Za 10ć lat, jak CD zniknie na dobre, to może i ze sklepu z wirtualną muzyką skorzystam. A teraz… Do odinstalowania. Ubuntu One w chmurce? Dziękuję, nie skorzystam, odinstalować. F-spot? Mono? Empathy? Tomboy? Gwibber? Evolution? W kosz.
Gdzie jest GIMP? Geeqie? Audacious? Rawtherapee? Pidgin? Ufraw? Cairo-dock? I inne moje spersonalizowane wymagania co do użyteczności systemu i komputera. Powoli jawi się przed moimi oczyma mozolne pstrykanie i klikanie, by doprowadzić system do świetności. Co najmniej jak 10ć lat temu przy instalacji Windowsa i całej masy sterowników, anywirusa i innych niezbędnych rzeczy, które były przekazywane na płytce z pokolenia na pokolenie.
Aż się zmęczyłem samym rozmyślaniem nad ogromem czynności które trzeba by wykonać po świeżej instalacji systemu. Prawda, zawsze można instalować system w wersji Alternate. Lecz mamy XXI wiek. I nawet ten fiolet by mi tak nie przeszkadzał i te ikony obsługi okien po lewej stronie. Kiedyś będę zmuszony, by się przemóc, jednak na dzień dzisiejszy, po co psuć coś, co jest może stare, ale działa. Nowe nie zawsze oznacza ‘dobre dla wszystkich’ a całe to unowocześnianie środowiska i integrowanie go z modnymi usługami uznaję za przejaw chwilowej mody. A szkoda, bo istotne dla sprawności systemu sprawy zostają odsunięte na bok (choćby optymalizacja a wręcz przepisanie GTK2).
Long live the 9.04…
Po pierwsze primo, od tego jest aktualizacja systemu, żeby go nie instalować od zera.
Po drugie primo, może zainstaluj plymouth-theme-text?
Po trzecie primo, i najważniejsze. Z punktu widzenia bezpieczeństwa i tak powinieneś zaktualizować system za jakieś pół roku, kiedy zakończy się wsparcie dla 9.04. Tymczasem najnowsza wersja to LTS, zatem będziesz miał 2-3 lata do następnej aktualizacji…
Mam dokładnie takie same odczucia – nie chce mi się ponownie “dopracowywać” systemu – moje 9.04 odpicowałem sobie tak jak chciałem, sporo czasu poświęciłem na wywalenie rzeczy zbędnych, doinstalowanie potrzebnych i zmodyfikowanie istotnych.
Mam wszystko tak jak potrzebuję, system działa IMO doskonale. I nie widzę potrzeby, żeby teraz go aktualizować. Tym bardziej, że w opisach funkcjonalności 10.04 nie znajduję niczego, co by mnie wciągnęło, zaintrygowało.
Tylko bełkot o nowej kolorystyce, przyciskach po lewej stronie itp Bardzo Istotne i Arcyważne Rzeczy.
No i ja się zastanawiam. Moja żona na laptopie zmigrowała z wiechliwego WinXP na łubuduntu 10.04. I póki co sobie chwali. Jeśli się tyczy mojej osoby mam wielkie opory przed migracją z 9.10 na 10.04. Bowiem na moim Lenovo X61 Tablet, dobry tydzień grzebałem aby wszystko śmigało pięknie i wspaniale. Czytnik linii papilarnych, obsługa obracania ekranu z przycisku, system ochrony dysku bazujący na akcelerometrze, itp. A póki co 9.10 śmiga ładnie. Ładuje się szybko. Od czasu do czasu zerkam żonie przez ramię coby przekonać się czy nie ma jakiejś nader wielkiej rewolucji. I chyba stanie na tym, że po miesiącu zbierania sił i chęci w końcu zmigruję.
Tak, rozumiem twoje obawy, przejście na 10.04 mnie kosztowało 5 godzin (ile się trzeba narobić żeby sie nic nie zmieniło :)) a to dlatego, że po 2 latach trzeba zainstalować system od nowa, dzięki Bogu za /home na partycji i za ppa wraz z nowym sposobem ich dodawania jedną komendą. Ale są i plusy, po takim czasie i różnych eksperymentach świeża instalacja oddała mi 5GiB miejsca na /. Plymouth faktycznie na własnościowych sterownikach nvidii wygląda gorzej niż na nouveau, ale wygląda i da się przeżyć.
Mam zainstalowane sterowniki własnościowe NVIDIA i po zastosowaniu poradnika http://www.webupd8.org/2010/03/how-to-get-plymouth-working-with-nvidia.html Plymouth zachowuje się i wygląda tak samo jak na otwartych sterownikach nouveau.
@potfur
O to właśnie chodzi, małe drobne rzeczy, których poprawianie po sześciu latach wydawania Ubuntu mogą się człowiekowi w końcu znudzić lub przejeść.
Jednak i tak pewnie wszyscy niedługo skończymy na tym wydaniu, bo to w końcu LTS 🙂
Wszystkie te problemy wynikają z chorego systemu zamrażania wersji. Na dodatek bez możliwości bezbolesnej aktualizacji… Takie coś nie sprawdza się na desktopie. Całe rozwiązywanie problemów sprowadza się do windowsowego “przeinstaluj system” tylko tutaj następuje to pod przykrywką zmiany wersji :/
Szlag by mnie trafił, żeby dla nowego programu musieć przeinstalować system.
choć zaraz… jak /home zostawie to po zainstalowaniu nowej wersji nie będzie wszystko banglać? (Mój home pamięta czasy Auroxa->PLD->Archa->PLD)
Zainstalowałem i zobaczyłem. Cóż są tam “plusy dodatnie i plusy ujemne”. Dobrze jest, bo na moim starym Radeonie nowe wolnościowe sterowniki robią cuda – mogę już np. przesuwać okno z filmem w środku i nawet się nie tnie. Niestety nowe okno powiadamiana to kicha niemiłosierna. Zainstalowałem sobie”PulseAudio Mixer Applet” co by wygodnie sobie dźwiękiem zarządzać, ale przydałoby się wywalić tradycyjny głośnik z paska – nie usuniesz (usuwa się cały aplet z ikoną Rhythmbox’a i jak tu nim sterować?).
Tu dodali tam przedobrzyli… nie to jednak mnie martwi ale ŻAŁOSNY BRAK PORZĄDNYCH APLIKACJI dla konkretnych zastosowań. Wiem, wiem to nie wina Ubuntu – to bolączka całego środowiska open-source. Tylko jak patrzę ile siły roboczej pchane jest na takie pierdoły jak: obszar powiadamiania, przeniesione przyciski, Ubuntu Store etc.; to mi się nóż otwiera w kieszeni.
Chciałem przy okazji nowej wersji systemu zobaczyć co zmieniło się w zakresie aplikacji do robienia pokazów DVD ze zdjęć i co – nic. Na Getdeb są bodajże dwa projekty, z których jeden praktycznie ciągle się mi wiesza (Smile) a drugi jest w fazie robienia mi nadziei ale nie ma go jeszcze dla wersji 10.04 (Imagination).
Okazuje się więc, że najlepszy jest nadal stary dvd-slideshow (grudzień 2008), który do tej pory nie doczekał się porządnego GUI. Nie powiem, aby mi to bardzo przeszkadzało przy małych projektach ale te po kilkadziesiąt zdjęć? Lubie go chociażby za efekt wipe ale czy to powód aby instalować Ubuntu. Okazuje się ponadto, że pod Windows jest projekt DVD slideshow GUI, który oferuje to co odpowiednik w Linuksie – za darmo i w wersji klikanej.
Dobrze chociaż, że pojawiło się parę obiecujących programów do nieliniowej obróbki wideo. To jednak nadal nie przekonuje mnie do całkowitej przesiadki na Ubuntu.
Hugin – dostępny pod Windows; DVD slideshow GUI – także; cała masa przeglądarek sieciowych, programów pocztowych – też (no i flash mi się nie tnie przy odtwarzaniu filmów).
Właściwie to pod Windowsem brak mi tylko darmowego edytora do wideo. Zważywszy jednak na stabilność płatnych rozwiązań, które na moim leciwym sprzęcie po prostu robią swoje w odróżnieniu od ich Linuksowych zamienników, chyba warto zapłacić te parę złotych.
Mam nieodparte wrażenie, że obecnie w świecie Uniksów zbyt dużo pary idzie na wodotryski, aplety, upiększanie a zdecydowanie mniej na stworzenie alternatywy dla środowiska pracy opartego na Windows. Gimp i Open Office to nie wszystko!
Po paru dniach romansu z nowym Ubuntu nadal nie widzę możliwości całkowitego zastąpienia nim środowiska roboczego opartego o Windows choć bardzo bym chciał.
P.S. A czeka mnie jeszcze próba uruchomienia dźwięku 6+1 pod Pulse 🙁
Miałem tak samo dopóki nie zaliczyłem awarii systemu pliku (reiserFS). Połowa programów przestała działać, w obliczu czego najszybszym rozwiązaniem była nowa instalka…
Faktycznie, jest troszkę do posprzątania 🙂
Trudno mi się z Tobą nie zgodzić. Podobne rzeczy zwykle mnie irytowały w Windows, ale to co tu opisujesz to nawet Microsoft przerasta ;):)
PrzemCio: jeśli ten system wymusza reiserFS to pewnie nie Tobie jednemu on padnie i pewnie będzie z tego mniejsza lub większa afera.
Ja w tej chwili czekam aż ludzie od Ubuntu 10.x się opamiętają i nie będą się znęcać nad użytkownikami, którzy mają tracić godziny czasu na konfigurację – w końcu za to nienawidzę Windowsy… :-/