Słuchaj muzyki. Godzinnę dziennie, codziennie
Dziś moim typem jest stary ale wciąż jary Aerosmith i jedna z jego ostatnich płyt, Honkin’ on Bobo (2004). Mam tę płytę od jakiegoś czasu, dziś sobie ją odświeżyłem i nadal podtrzymuję swoje zdanie na jej temat – płyta jest KA-PI-TA-LNA !
Cóż można rzec. Standardy bluesowe w wykonaniu Aerosmith? To na pewno nie będzie taki blues do jakiegoś przywykliście. Nawet wykonanie ‘Baby, please don’t go’, pozycji obowiązkowej na wielu płytach przełomu lat 60/70, w ich wykonaniu to jest zupełnie nowy kawałek.
Czuć i słychać gitary, bas wyrywa gazetę z ręki (SF), diabeł na rozdrożu macha przyjacielsko ręką, a pogawędkę z nim ucina Tyler (wydzierając się? ), a wszystko podłączone pod niezłe wzmacniacze i kopnięte okutym butem dla podkreślenia efektu. Dołączmy do tego chórki gospelowe, brak ‘wypełniaczy’, konsekwentne granie i to już cały klimat płyty jaki da się przybliżyć słowem pisanym.
Eh, cóż to za czasy, że weterani sceny mają więcej werwy, jaj i polotu niż wszystkie nowomodne/współczesne zespoły razem wzięte.
Jeżeli ktoś do tej pory nie wierzył w Aerosmith – uwierzy.
Być może Aerosmith jest w tej pozazdroszczenia godnej sytuacji, że im starsi panowie, tym lepsi? A przynajmniej wiedzą, gdzie leży esencja rock’n’rolla – w prostocie i rytmie 🙂
fajna muza hehe