Harfa, tramp i ja
Dziś znalazłem kolejne awizo w swojej skrzynce pocztowej ( box[at]klatka.schodowa.pl ). Nic zaskakującego, przynajmniej dla mnie – dzień wcześniej nie oparłem się pokusie zdefraudowania paru złociszy na wyprzedawany asortyment pewnego sklepu muzycznego.
I tak stałem się posiadaczem płyt Crime of the Century (1974) grupy Supertramp oraz White Winds (1985) Andreasa Vollenweidera.
Pierwszy zespół prawdę mówiąc kojarzyłem z krążka Breakfast in America z 1979 roku. Ich płyty z początku lat 70-siątych były zbyt progresywne jak na mój gust. A może to kwestia pieniędzy łożonych na nich przez sponsora, w każdym bądź razie ich dokonania po dwóch pierwszych płytach nabierają nieco innego smaku. Zaczyna się walka o przetrwanie na rynku muzycznym. Z repertuarem progresywnym było to zdecydowanie trudniejsze, stąd już na Crime of the Century mamy ukłony w stronę stworzenia przebojów. I płyty słucha się bardzo dobrze. Stonowane brzmienie, bajeranckie popisy na klawiszach, doskonały wokal. Zresztą, kto zna, ten wie, a kto nie zna… Polecam.
Andreas Vollenweider to osobna historia. Zakochałem się w jego plumkaniu na harfie gdy w czasach plastykowego polskiego rocka lat 90-siątych wpadła mi w ręce jego płyta Book of Roses. Świetny klimat płyty, doskonałe aranżacje. Nic zatem dziwnego, że postanowiłem uzupełnić swoją biblioteczkę muzyczną o dzieła tego pana. Akurat trafiła się okazja w postaci płyty White Winds. Płyta słabsza od Book of Roses, ale życzę nawet połowie obecnych wykonawców takich słabych płyt.