BorderMaker – ramy w ramach obrazu
Według linuksowej reguły KISS, nic tak nie cieszy jak proste narzędzie, które działa bawiąc oraz bawi działając. I takim programem jest BorderMaker, który umożliwia bezkompromisowo bezbolesne nakładanie na nasze zdjęcia różnych elementów – głównie ramek, podpisów, napisów i znaków wodnych. Jeszcze nigdy tworzenie efektownych obramowań fotografii nie było takie łatwe i intuicyjne…
BorderMaker jest uwarunkowany na masowe przetwórstwo plików graficznych (otwiera .jpg, .png, .wbmp, .bmp, .gif), jednak nie ma żadnych zahamowań, gdy zechcemy ubrać w ramkę i zapisać konkretnie jeden plik. Przechodząc przez kolejne etapy narzucone przez główne okno programu, na samym początku w ‘Source’ będziemy mogli wybrać katalog zawierającego nasze pliki które chcemy obramować, oznaczyć, itp. W celu podglądu efektu wprowadzanych zmian, należy też wybrać pojedynczy plik (i to jest namiastka trybu pracy na jednym pliku). Jednak cała plejada ustawień ukaże się nam dopiero w zakładce ‘Settings’.
Umieszczono tam wszelkie machinacje możliwe do wykonania na obrazie za pomocą BorderMakera. Na samym początku w zakładce ‘Image’ ustawimy wymiary finalne plików, ich jakość w przypadku zapisu jako .jpg, jak też poziom wyostrzenia.
Kolejno, ‘Text’ to nakładanie napisów na zdjęcie. Podpisy/informacje mogą być wykonane dowolnymi fontami (dostępnymi w systemie), o dowolnym kolorze, przeźroczystości, cieniu jak i umiejscowieniu. Dozwolone jest też używanie kodów specjalnych, które znajdziemy w podręcznej ściądze.
‘Borders’ to tytułowe obramowania obrazu. Dowolnej szerokości, przeźroczystości, krągłości rogów i rozmyciu tła pod ramką.
W zakładce ‘Watermarks’ umieścimy na fotografii nasz znak wodny – oczywiście w wybranym miejscu.
‘Settings’ wieńczy ten emocjonujący skrót opcji, a odnajdziemy tam formatowanie daty (zapisywanej w danych EXIF nowego pliku), domyślny format wyjściowy (.jpg lub .png), oraz automatyczne obroty zdjęć, zachowywanie danych EXIF jak i proporcjonalność efektów do wymiarów zdjęcia.
Na ostatnim etapie o nazwie ‘Destination’, tak upiększone fotografie umieszczamy w wybranym folderze lub od razu na koncie FTP.
Teraz pozostały nam do wykorzystania ikonki na samym dole programu, które pozwolą na podejrzenie danych EXIF, włączenie/wyłączenie podglądu na żywo, uruchomienie masowej przeróbki (jeżeli wybraliśmy folder z większą ilością zdjęć), oraz wyjście z programu. I tak oto tym sposobem, w parę chwil możemy nadać naszym zdjęciom ostatecznego szlifu przed upublicznieniem.
A na koniec łyżka dziegdziu do całości. BorderMaker to śliczna i pożyteczna aplikacja, niemniej jednak popełniona w uniwersalnej Javie. Ze strony autorów można pobrać wersje dla Linuksa, Windowsa i MacOSa, lecz w przypadku Linuksa mamy do wyboru dwie opcje – paczkę .deb oraz czysty plik .jar. Logicznym wydawać by się mógł plik .deb, lecz posiada on w swoich zależnościach paczkę ‘sun-java6-jre’, czyli własnościową wersję Javy, której już nie uświadczymy w tej formie w repozytoriach Debiana/Ubuntu/Minta. Ponieważ jednak BorderMaker działa również z wolną implementacją Javy openjdk-6-jre, wyjścia są dwa – zainstalować pobraną paczkę .deb za pomocą polecenia:
<strong>dpkg --ignore-depends=sun-java6-jre --install bordermaker_5.0-1_all.deb</strong>
… lecz najbliższe aktualizacje usuną nam ją z systemu, z racji niespełnionych zależności. Druga możliwość to pobranie archiwum .tar.gz, wypakowanie pliku .jar do katalogu np. ~Programy/bordermaker i nadanie mu praw do wykonywania (teoretycznie, a przynajmniej u mnie, dwuklik ją uruchomi jak należy).
Lecz gdyby ktoś zdecydował się na rozwiązanie nr 1, to logicznym wydawać by się mogło znalezienie takich opcji i parametrów apt-get oraz dpkg, aby wstrzymać usuwanie pakietu bez spełnionych zależności. Nim jednak utoniemy w gąszczu przełączników, metodą na leniwego hakera otwieramy do edycji odpowiedni plik:
gksu gedit /var/lib/dpkg/status
… odnajdujemy ciąg ‘bordermaker’ i kasujemy linijkę ‘Depends: sun-java6-jre‘. Zapisujemy.