Voyager 10 Debian Buster uczy i uświadamia
No to w końcu Voyager, Debian czy 10? Wszystkiego po trochu, gdyż francuska dystrybucja Voyager ma wiele twarzy. Tym razem spójrzmy w oblicze prezentowane przez Voyager 10 Debian Buster. Czyli reminiscencję tego, jak kapitalnie mógłby wyglądać domyślny desktop Debiana 10.
Jak już wspomniałem a większość z was zauważyła, Voyager na swojej głównej stronie chwali się wydaniami zbudowanymi w oparciu o Ubuntu 18.04, 19.04, Debiana 10 oraz środowiska GNOME i Xfce. Ten pozorny eklektyzm ma jednak punkty wspólne, a jest to minimalistyczny Voyager Box umożliwiający przyprowadzenie kilku najpilniejszych poprawek w systemie. Ale zacznijmy od początku.
Debian 10 Buster jaki jest każdy wie. Nikt też chyba nie ma jakichś specjalnych oczekiwać wobec twórców, którzy ogrom swojej pracy przekładają na stabilność pakietów i całego systemu. Strona wizualna dzięki temu jest jaka jest. Natomiast Voyager 10 stara się uwypuklić piękno tego systemu w każdym aspekcie. Stabilność repozytoriów i efektownie poskładany pulpit? To się może udać.
Co tu się porobiło? Otóż autorzy dystrybucji wzięli to co najlepsze z Debiana 10 (repozytoria), to co najlepsze z GNOME (rozszerzenia, GNOME Tweaks), trochę z Ubuntu (temat GTK Yaru), dodali kilka swoich narzędzi (Voyager Box) i ulepili z tego system, który z powodzeniem mógłby zostać oficjalnym wydaniem Debiana.
Innymi słowy, jest dość minimalistycznie, ale efektownie. System jest ładny graficznie oraz z marszu oferuje nam najbardziej przydatne rozszerzenia GNOME. W tle umiejscowiono zgrabne i estetyczne Conky (którym steruje Voyager Box). Warto podkreślić fakt, że Voyager nie dokładna żadnych dodatkowych repozytoriów do tych z Debiana.
Z ostatnim wiąże się efekt, który może rozłożyć na łopatki nieprzygotowanych użytkowników (którzy nieopatrznie pobrali wersję free). Jak wiemy, bez ingerencji z naszej strony Debian nie zaoferuje nam obsługi niewolnych urządzeń. Niewolnych w sensie takim, że do funkcjonowania potrzebują firmware od producenta. Co to oznacza? Ano to, że na dzień dobry połowa fanów Voyagera wyląduje na pulpicie bez obsługi sieci WiFi, szczątkową obsługą karty graficznej i z innymi atrakcjami jakie oferuje zimna wojna pomiędzy producentami a społecznością FOSS. Bez zbędnego kombinowania najprościej jest albo podłączyć komputer kablem LAN do routera, albo udostępnić internet na komórce poprzez kabel USB. Następnie wystarczy aktywować repozytoria non-free, edytując oczywiście w trybie tekstowym /etc/apt/sources.list:
# See https://wiki.debian.org/SourcesList for more information.
deb http://deb.debian.org/debian buster main non-free
deb-src http://deb.debian.org/debian buster main non-free
deb http://deb.debian.org/debian buster-updates main non-free
deb-src http://deb.debian.org/debian buster-updates main non-free
deb http://security.debian.org/debian-security/ buster/updates main non-free
deb-src http://security.debian.org/debian-security/ buster/updates main non-free
Pozostaje doinstalować brakujące komponenty. To ponury żart, ale jasno i dobitnie podkreślający to, że Voyager 10 nie jest systemem dla początkujących. To bardziej oferta do lubiących wygodę znawców Debiana. Niektórym może się nie podobać też to, że tym razem w roli głównej występuje środowisko GNOME, a nie jak do tej pory Xfce. Zdecydowano się na ten krok wobec skoku jakościowego jaki dokonał się w GNOME ostatnimi miesiącami. Naprawione wycieki pamięci bardzo pomogły temu środowisku.
Patrząc na całokształt tej dystrybucji nie da się odpędzić z myśli natarczywego pytania – „co by było, gdyby Debian oficjalnie postawił na taki wygląd, udogodnienia i rozszerzenia”. Cóż, zapewne wtedy nie byłby Debianem, tylko Voyagerem. Lecz czy taki wizerunek nie zjednałby temu projektowi jeszcze szerszego grona fanów?
Obrazy instalacyjne znajdziemy na serwisie Sourceforge. Uwaga, jeżeli wolimy uniknąć problemów ze wspomnianym repozytorium non-free, unikajmy obrazu opisanego jako free. Ten jest przeznaczony dla purystów.