Siostro, zastrzyk, czyli Linux w urządzeniach Google i Microsoftu
W sumie. Czy kogoś to dziwi? Osoby będące w temacie zapewne śledzą od jakiegoś czasu doniesienia o walecznym trudzie jaki zadają sobie wiodące korporacje, aby zaoferować ludziom Linuksa jako przykrywkę dla swoich produktów. Bo jak inaczej określić Chromebooka dla którego Google przygotowało możliwość uruchamiania aplikacji Linuksowych (na Linuksie, wykombinuje sobie to), oraz Microsoft który pozwoli na skorzystanie z Ubuntu na… Windowsie 10 odpalonym na tajemniczym ACPC.
Posiadacze Pixelbooków mogą już zacierać dłonie, a użytkownicy starszych konstrukcji doczekają się zapewne aktualizacji w niedługim czasie. Tak jak i doczekali się obsługi aplikacji z Androida, itp.
No dobrze, ale o ile w przypadku Google od czasu do czasu przenikają jakieś doniesienia, że ten Linux plącze się na desktopie ich deweloperów, Androidzie i ChromeOS, o tyle zapał jakim zapałał do Linuksa Microsoft może nieco zastanawiać. No dobrze, Azure gdzie połowa maszyn wirtualnych to Linux. No dobrze, integracja w Windows 10 Basha i innych. Kto o tym nie słyszał. Ale Linux na sprzęcie dedykowanym Windowsowi? Always Connected PC to właśnie takie coś. Coś napędzane procesorami Qualcomm Snapdragon 835 i działające jedynie pod Windowsem 10 skrojonym na potrzeby architektury [[Architektura_ARM|ARM]]. Dacie wiarę? Platforma na której do tej pory nie udało się uruchomić Linuksa – przynajmniej na urządzeniach dedykowanych ACPC – Asus NovaGo, HP Envy x2, Lenovo Miix 630. A jest o czym marzyć. Urządzenia wytrzymujące do 20 godzin na baterii działają na wyobraźnie. Szczególnie mocniej, gdy poczyta się zapowiedzi Microsoftu, że stworzą rozwiązanie pozwalające na uruchomienie Ubuntu (tak, Ubuntu) na Windowsie napędzającym taką maszynę.
Na konwencie Microsoft Build 2018 zaprezentowane zostało właśnie rzeczone Ubuntu uruchomione na ARM PC. Niestety jako aplikacja ze sklepu Microsoft Store. Zatem na nic nasze sny o natywnie wolnym systemie na ACPC. Co więcej, to rozwiązanie daje nam dostęp jedynie do terminalu. Jednak jakich można epitetów użyć, by określić ten sukces, nawet jeśli odbywa się to pod przykrywką świadomych działań Microsoftu?
Powyższe doniesienia prawdziwych twardzieli raczej nie zauroczą. Każdy, kto potrafi samodzielnie zainstalować lub używać zainstalowanego Linuksa nie zatęskni do protez oferowanych przez gigantów. Najbliżej ideału jest jednak Google. Każdy program, czy to graficzny czy tekstowy na Chromebooku. To już coś.