Weekend z dystrybucją: wattOS R9
Internet jest pełen historii jak to leciwy sprzęt komputerowy może przeżyć drugą młodość (lub poczuć się co najmniej ponownie potrzebnym) dzięki odpowiednio dobranemu systemowi operacyjnemu przez pełnego zapału wolontariusza. Sami też wiemy, ile po naszych szafach, piwnicach i strychach wala się elektroniki, która swoje już wysłużyła i w obecnych realiach sprzętowych jest antykiem. O ile jednak nie są to zapomniane przez historię artefakty ludzkiej myśli technologicznej przełomu wieku, o tyle ktoś może zdecydować się na ich reanimację. Czy to w ramach wieczornego hobby, czy też podarowania potrzebującym w celach edukacyjnych (bo czasem to nie chodzi o to, by na sprzęcie chodziły najnowszy gry, ale żeby dziecko miało w ogóle styczność z koncepcją komputera). W tym wszystkim ponownie na plan wysuwa się sprawa systemu operacyjnego, który będzie jednocześnie oszczędny w gospodarowaniu zasobami, ale i w miarę współczesny w obsłudze. W takich momentach na myśl przychodzi nam cała gromada przeróżnych dystrybucji, ale czy ktoś pamięta o stosunkowo mało znanym wattOS?
Geneza
Ta minimalistyczna dystrybucja od 2010 roku próbuje zauroczyć użytkowników swoją niewymagającą lekkością bytowania na komputerze. W wydaniu R8 wattOS przeżył wahnięcie nastrojów i po latach zespolenia z Ubuntu, twórcy rzeczoną wersję wydali z Debianem Wheezy jako fundamentem całości. Jednak eksperyment ten był na tyle kłopotliwy lub nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, że już w następnym wydaniu R9 (obecnym) zdecydowano się na powrót do Ubuntu 14.04 LTS jako systemu bazowego. Tajną bronią wattOS są oferowane przez niego środowiska graficzne i całość skrojona pod mniej zasobne maszyny. Mamy zatem do wyboru dość typowe środowisko LXDE i wersję z menadżerem okien I3W. Niemniej, dla przeciętnego użytkownika preferującego obsługę komputera za pomocą myszki a nie klawiatury, trafniejszym wyborem będzie nieco bardziej rozbudowane (i zużywające ciut więcej pamięci) środowisko LXDE.
Programy
Jak minimalizm, to minimalizm, wszak starsze komputery miewały też i mniej pojemne dyski. Dlatego też standardowy zestaw programów w tej dystrybucji nie oszałamia mnogością wyboru:
- Kernel: 3.13.0-58
- Internet: przeglądarka Firefox 39, klient FTP Filezilla 3.7.3, klient BitTorrent Transmission 2.82
- Biuro: Evince 3.10
- Dźwięk i wideo: Audacious 3.4.3, GNOME MPlayer 1.0.8
- Grafika: Shotwell 0.18
- Panel: LX Panel 0.6.1
- Menadżer okien: Openbox 3.5.2
- Menadżer plików: PCManFM 1.2.0
Od biedy świeżo po zainstalowaniu systemu możemy przystąpić do przeglądarnia internetu, jeżeli jednak ktoś będzie potrzebował konkretniejszego rozszerzenia możliwości systemu np. o edycję plików odt, będzie musiał skorzystać z menadżera pakietów Synaptic. Za jego pomocą bez fajerwerków ale skutecznie doinstalujemy co będzie w zgodzie z zasobami naszej maszyny – czy to LibreOffice, Abiword, lub też inne przeglądarki (Midori?) i pozostałe oprogramowanie. Uogólniając można powiedzieć, że domyślną instalację wattOS można potraktować jako pozycję wyjściową do samodzielnego doprecyzowania tego, co chcemy mieć w systemie.
Wygląd i obsługa
Minimalizm minimalizmem, ale wattOS to kolejna dystrybucja która nie przykłada zbytniej uwagi do niuansów wizualnych całości, które przecież nie muszą od razu oznaczać nadmiernego przeciążenia zasobów komputera. Budzące nadzieję menu wyboru systemu (z graficzną tapetą) razi w oczy pozycją o nazwie Ubuntu, które jest… wattOSem. Start systemu zamiast zachować wymowne milczenie podkreślone czernią ekranu, wyrzuca od czasu do czasu jakieś tekstowe komunikaty. Ekran logowania i domyślny temat graficzny GTK to wiekowy Clearlooks. Jedynymi elementami które odbiegają od przeciętności są tapety na pulpit i kilka ikon z zestawu Delta. Całości naprawdę brakuje choćby minimum indywidualizmu i zaciekawienia użytkowania niekonwencjonalnym wystrojem/kolorystyką/czymkolwiek.
Jeżeli ktoś już miał do czynnienia ze środowiskiem LXDE, to jego obsługa nie powinna nastręczać trudności. Wszystko zawiera się w typowym menu na panelu, gdzie odnajdziemy programy pogrupowane w kategoriach, oraz Preferencje pozwalające dopieścić ustawienia systemu, wygląd, tematy graficzne, domyślne programy, dodatkowe sterowniki, itp. Choć zestaw wydaje się dość kompletny, to możemy natknąć się na michałki typu zmiana układu klawiatury – kiedy to trzeba ratować się terminalem.
Wydajność
Start systemu imponuje – do pełnego pulpitu docieramy w około 15 sekund od włączenia komputera. Również zużycie zasobów w wersji LXDE jest zupełnie przyzwoite – po uruchomieniu na swoje potrzeby system rezerwuje około 240MB pamięci RAM. To wynik z systemu 64bitowego i jeżeli ktoś celuje w większe oszczędności, to z pewnością zainstaluje wersję 32bitową i zyska jeszcze około 50 – 80MB. Poza tym wattOS reaguje żwawo na nasze polecenia i ciężko mu coś w tej materii zarzucić. Z pewnością reklamowana przez autorów współpraca z wiekowym sprzętem może się udać.
Mowa końcowa
To nie jest dystrybucja dla każdego, o ile ktoś zamierza ją samodzielnie administrować. Po pierwsze wymagane jest minimum wiedzy linuksowej, jak radzić sobie w przypadkach, których twórcy nie przewidzieli w narzędziach systemowych. Po drugie, trzeba mieć uzasadnioną potrzebę skorzystania z charakterystycznego środowiska LXDE. Po trzecie, trzeba umieć sobie wytłumaczyć, czy wattOS różni się od Lubuntu i innych minimalistycznych projektów zbudowanych wokół wspomnianego środowiska. Z pewnością ta dystrybucja jest jeszcze mniej „automatyczna” niż wspomniane Lubuntu – przez to mniej zasobożerna. Jednak zabrakło jej kropki nad „i” do wywołania efeku wow i zaprezentowania się w zgrabniejszej szacie graficznej, niż to co widujemy w wielu dystrybucjach od paru lat. Reasumując – reanimowane przy pomocy wattOS maszynki z pewnością odetchną z ulgą, niemniej bez odpowiedniego wkładu naszej pracy nie zachwycą wyglądem swojego pulpitu.
Maszyna testowa:
CPU: Intel Core i7 Q 720 1.60GHz
GPU: Mobility Radeon HD 4670
Pamięć: 4GB
HDD: 500GB, 7200rpm, udma6
WiFi: Broadcom BCM43224 802.11a/b/g/n