Ubuntu MATE Remix Alpha1
Internet huczał o tym od dawna – po spektakularnym wejściu środowiska MATE do repozytoriów Debiana, kwestią czasu było kiedy MATE zostanie twarzą nowej i kolejnej odmiany Ubuntu. I tak oto w nasze ręce i na nasze dyski trafia pierwsza próba wywołania radości u użytkowników tęskniących za starym, dobrym GNOME 2 i typowym wyglądem dwóch paneli. Ubuntu MATE Remix Alpha 1 to jeszcze wydanie Alpha, zatem nie zaleca się wdrożeń na stanowiskach pracy i do codziennego użytku. Z tym remiksem poczujemy się jak po otworzeniu znalezionego na strychu zakurzonego pudełka z czymś, co kiedyś było dla nas ważne, ulubione lub wręcz niezbędne.
Projekt MATE stanowi swoisty powrót do przeszłości – środowisko GNOME 2 na którym wychowały się całe pokolenia, zostało skazane na zapomnienie i nikt z ‘dużych’ graczy nie wykazywał w tej kwestii sentymentów. Z radością rzucono się na nowoczesne środowiska Unity, GNOME 3, zapominając w tym wszystkim o paru kluczowych sprawach, jak produktywność środowiska, przyzwyczajenia użytkowników oraz używanie przez nich Linuksa do pracy, a nie tylko rozrywki na Facebooku. Potrzebne było kilka miesięcy (lat?) by nowe trendy okrzepły i jako tako nadawały się do codziennego zarządzania oknami na naszych pulpitach. Niemniej, spora grupa użytkowników nawet pomimo tego niezaprzeczalnego postępu nadal najchętniej wróciłaby do starego układu pulpitu rodem z GNOME 2. Standardowe dwa panele, specyficzne menu, obsługa, itp. – odpowiedzią na ten sentymentalizm stało się środowisko… Xfce. Niestety, zamiast włączyć się do rozwoju tego poukładanego, stonowanego i zachowawczego środowiska, deweloperzy postanowili ożywić GNOME 2. Tak pokrótce można przedstawić genezę środowiska MATE.
Nie oznacza to, że powstanie MATE było błędem. O sukcesie tego środowiska może świadczyć choćby tempo rozwoju i nadążanie za nowymi technologiami (GTK3) – coś, z czym Xfce ma problemy. Teraz, po powstaniu oddzielnego wydania Ubuntu opartego o MATE znika konieczność samodzielnej instalacji tego środowiska, co często mogło różnie się zakończyć w systemie przeładowanym przeróżnymi ustawieniami z przeróżnych środowisk. Teraz przygodę z MATE możemy rozpocząć niemal od zera i w dystrybucji skrojonej i ułożonej na potrzeby tegoż. Jednocześnie, do dyspozycji mamy świetne repozytoria PPA z najnowszymi wersjami programów dla Ubuntu – rzecz nie do przecenienia. Czas pokaże, czy w użytkownikach zostało coś z sentymentalizmu pionierów stawiających pierwsze kroki z GNOME 2. Czasu do oswojenia się z nowymi środowiskami (Unity, Cinnamon, GNOME 3) było dużo, na dodatek te projekty też przeszły długą drogą i sporo zmian.
Jak to z nowym środowiskiem bywa, konieczne będzie przestawienie się na nomenklaturę nazw występującą na nowym pulpicie. Zatem Caja to po prostu Nautilus, Pluma to Gedit, Atril to Evince, Engrampa to File-Roller i tak dalej. Nie oznacza to, że wszystkie programy są wiernymi kopiami swoich odpowiedników z GNOME 2/3. Znajdziemy w nich funkcje, z których nowe wydania często są kastrowane w imię prostoty. I przy okazji uwaga – MATE nie celuje w bycie środowiskiem lekkim. Testy wykazują, że w kwestii oszczędności pamięci plasuje się za Xfce, LXDE, a przed Unity, KDE, GNOME 3, Cinnamon (choć to też zależy od dystrybucji).
Przeciwnicy wszystkiego z Ubuntu w nazwie nie muszą spuszczać nosa na kwintę – MATE już od dawna jest dostępne albo w oficjalnych repozytoriach większości dystrybucji, albo repozytoriach niestabilnych.