LMDE zwolni tempo i zamarznie?
Linux Mint Debian Edition to doskonała propozycja dla każdego, kogo nie pociągają zmiany wynikające z bazowania tradycyjnego Minta na Ubuntu. Dodatkowo, LMDE nieco cywilizował sposób obcowania z repozytoriami testing i experimental Debiana. Mówiąc oględnie, to było spełnienie marzeń o debianowej dystrybucji ciągłej (rolling release). Najnowsze (w miarę) wersje programów bez konieczności reinstalowania systemu co pół roku – któż by tego nie polubił. Niemniej według ostatnich doniesień, na kanwie doświadczeń i pozytywnym przyjęciu decyzji o wydawaniu nowych wersji Minta tylko co wydanie Ubuntu LTS, Clem rozpatruje podobne uproszczenia w LMDE i zawierzeniu tej dystrybucji wydaniom stabilnym Debiana. Czy to dobry pomysł?
Dystrybucja oparta o stabilne wydania Debiana – to brzmi dumnie. Jednak znawcy tematu wiedzą co się za tym kryje. I to jeden z powodów obiegowej opinii, że Debian nie nadaje się na biurka przeciętnego użytkownika. Otóż wydania stabilne w przypadku Debiana są stabilne. Naprawdę stabilne i przetestowane pod tym względem na przeróżne okoliczności. Jednak ceną tej stabilności jest wersja oprogramowania jakie dostajemy w momencie premiery takiego wydania. Upubliczniony 8 lutego 2014 Debian Wheezy ma w swoich repozytoriach Iceweasel 24 (obecnie Firefox 30), LibreOffice 3.5.2 (aktualnie 4.2.5), istotny dla fotografów Darktable 1.0.4 (obecna wersja 1.4.2) i tak dalej. Dla osób poszukujących wrażeń ale i aktualnych opcji oraz możliwości oprogramowania – park staroci. Trzeba jednak oddać – stabilnych staroci.
LMDE wyszło temu problemowi naprzeciw i zgrabnymi aktualizacjami odświeżało co jakiś czas nas system o paczki trafiające do repozytoriów testowych i eksperymentalnych. Dzięki temu mogliśmy się poczuć na bieżąco, a fakt odpowiedniej opieki nad aktualizacjami marginalizował niebezpieczeństwo ‘pójścia czegoś nie tak’. Co się stanie w momencie stworzenie LMDE Stable? Nawet jeżeli ekipa Minta będzie starała się nadgonić zaległości w numeracji oprogramowania backportami pomiędzy kolejnymi wydaniami stabilnymi Debiana, to z pewnością nie będą w stanie aktualizować całej oferty programowej. LMDE stanie się muzealnym zaciszem dla osób nie sprawdzających na jakiej wersji oprogramowania pracują. Dla wielu użytkowników wykluczenie z dostępu do zmian w oprogramowaniu (często wręcz wymaganych, oczekiwanych i koniecznych dla osób pracujących na Linuksie) będzie oznaczało konieczność poszukania sobie innej dystrybucji (tradycyjny Mint?)
W gruncie rzeczy, sprawa jest jeszcze nierozstrzygnięta – jednak po głosach społeczności widać, że na pulpicie komputera większość oczekuje nowoczesności i funkcjonalności w miejsce mitycznej stabilności. Z drugiej strony, czemu miałoby służyć utrzymywanie dwóch ‘zamrożonych’ wydań, łatanych pomiędzy wersjami stabilnymi? W przypadku Minta LTS można mieć nadzieję, że aktualizacja programów będzie pełniejsza i bardziej pod kontrolą (oparta o wydania Ubuntu). W przypadku LMDE nic nie gwarantuje skąd by się miały paczki wziąć i na ile będą pasowały do wydania stable. Jeżeli ma to mieć wymiar podobny jak przy Mint LTS, to wychodzi z tego masło maślane.