Słodki LightDM pod gąsienicami GDM
Ile to na przestrzeni wieków widzieliśmy menedżerów sesji lub logowania. Aż trudno przywołać je wszystkie do pamięci i wymienić z nazwy. Ale wszystko się zmienia. Nawet to, że efektowny wygląd LightDM nie uchronił go przed tym co nieuchronne, czyli porzuceniem przez Ubuntu własnej tożsamości i dołączenie do grona dystrybucji ściśle związanych ze środowiskiem GNOME. Co za tym idzie, w Ubuntu 17.10 zobaczymy już starego dobrego znajomego – menedżer GDM, który toczy się do przodu w swej nieskrępowanej przaśnej formie. I właśnie rozjechał LightDM.
Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż z ogłoszeniem przez Marka Shuttlewortha powrotu Ubuntu do macierzy, to jest do środowiska GNOME, było pewne, że w niebyt udadzą się dotychczasowe rozwiązania. Środowisko GNOME w Ubuntu ma nosić etykietkę „wzorcowego”, zatem to nie czas i miejsce na tworzenie jakiegoś kolażu z oprogramowania. LightDM z różnych względów nie idzie w pierwszym rzędzie pochodu z hasłem GNOME na transparencie. Choćby dlatego, że nie jest oficjalnym menedżerem sesji dla tego środowiska. Twórcy GNOME wolą piosenki które już znają, stąd też jeżeli nawet kiedykolwiek pojawił się pomysł zastąpienia GDM przez LightDM w standardowym GNOME, to szybko upadł. Można długo się spierać czym się te menedżery różnią i co jest lepsze dla użytkownika. Jedno jest pewne – GDM w swoim domyślnym wyglądzie raczej nie łapie za serce i wiele osób testujących wydanie 17.10 sprzed paru dni może doznać wizualnego katharsis.
Wśród najważniejszych cech LightDM wymieniania się jego lekkość (nie wymaga megabajtów bibliotek do swojego startu) oraz możliwość zgrabnej kosmetyki tematycznej. GDM to z kolei odchudzona z naleciałości wersji 2.xx ale jednak – duża rzecz. Poza tym, przed twórcami Ubuntu pojawił się pierwszy orzech trudny do zgryzienia, a mianowicie zmiana domyślnego wyglądu tego menedżera – o ile oczywiście planują taki krok.
Powyższe nie oznacza oczywiście śmierci LightDM. Ten menedżer stał się ostatnio twarzą dystrybucji Linux Mint 18.2 (w miejsce MDM). Z pewnością zobaczymy i usłyszymy o nim nie raz. Zatwardziali miłośnicy jego elegancji mogą nawet próbować „wmontować” LightDM na powrót do Ubuntu – jednak nie jest to zabawa zalecana dla początkujących.