SourceForge sam przeciw sobie
Trwa exodus projektów z popularnego serwisu SourceForge. A przynajmniej może się zacząć na kanwie ostatnich doniesień i zachowań ekipy odpowiedzialnej za popularny system zarządzania i kontroli projektów. Poszło jak zwykle o pieniądze, które serwis generował za pomocą wyświetlanych reklam. Problem w tym, że niektórzy reklamodawcy przejęli kontrolę nad „kliknięciami” pozwalającymi pobrać instalator niektórych programów, a i same „prawdziwe” instalatory dla wiodącego systemu SourceForge opakowuje w śmieciowe dodatki, które łatwo przeoczyć podczas instalacji. Pierwszy problem SourceForge przyjęło na siebie i uruchomiło kampanię BlockThis, która ma wyeliminować z grona reklamodawców tych, których reklamy wprowadzają w błąd użytkowników. Drugi problem może i byłby do przełknięcia (w końcu uderza tylko w użytkowników wiodącego systemu), gdyby nie troskliwość SourceForge i przejmowanie opuszczonych projektów.
Afera wybuchała parę dni temu, gdy SourceForge reaktywowało możliwość pobrania aktualnego instalatora popularnego programu graficznego GIMP. Problem w tym, że opiekun windowsowego exe instalującego GIMPa już 18 miesięcy temu zrezygnował z wystawiania efektu swojej pracy na łamach rzeczonego serwisu (w wyniku inwazji zielonego przycisku DownloadNow). Fakt ten został skwapliwie wykorzystany w zgodzie z komercyjną konwencją generowania zysku przez nowego właściciela SourceForge, Dice Holdings Inc. Opuszczone konto GIMPa otrzymało nowego właściciela „sf-editor1”, co oznacza, że wszelka jego zawartość do pobrania jest organizowana przez ekipę SourceForge. Jednocześnie, dostarczany w ramach tego konta nieoficjalny instalator GIMPa został stosownie opakowany w przeróżne dodatki typu Norton antywirus i myPCBackup.com.
Podobny los spotkał ostatnio narzędzie nmap, a w portfolio projektów prowadzonych przez „sf-editor” znajduje się o wiele więcej przeróżnych perełek: Thunderbird, Evolution, FireFTP, Eclipse, Aptana, Komodo, MonoDevelop, NetBeans, VLC, Audacious, Banshee.fm, Helix, Tomahawk i tak dalej.
Wrzawa jak się podniosła na wskutek wymieniego GIMPa wynikła z tego, że deweloperzy odpowiedzialni za ten edytor nic nie uzgadniali z SourceForge i decyzja o wprowadzanie do obrotu nieoficjalnego instalatora to inwencja ze strony ludzi stojących za nickiem sf-editor. Jednocześnie, tak usprawiony i obklejony śmieciami instalator bije w dobre imię projektu, który ze wszech miar stara się pozostać transparentnym dla użytkowników – udostępnia źródła i inne informacje nt. instalacji z oficjalnych źródeł, dostarcza własne paczki i pliki exe. Zafałszowany plik wprowadza zamęt i niezdrowe napięcie pomiędzy złapanymi na niego użytkownikami a GIMPem, podkopując jednocześnie zaufanie do opensource.
Na szczęście, problem nie dotyka większości użytkowników Linuksa, którzy i tak instalują oprogramowanie z repozytoriów. Jednak w opinii masowego odbiorcy, przez takie działania do opensource może zostać przyklejona łatka oprogramowania niepewnego i trefnego. SourceForge pod naporem niezadowolenia publiki powoli wycofuje się z „przejmowania” projektów pod swoje skrzydła, jednak bez wyjaśnień skąd pojawił się pomysł takiego specyficznego mecenatu nad usuniętymi z SourceForge projektami. Oczywiście dodatki będą nadal doklejane do instalatorów aktywnych projektów, w porozumieniu z ich developerami.
Niemniej, choć sprawa wygląda na wyjaśnioną, niesmak pozostaje. Zakusy kapitalistycznej machiny na wolne i bezpłatne efekty pracy wielu deweloperów powtarzają się cyklicznie i moment nieuwagi może doprowadzić do nieprzyjemnych sytuacji i poczucia bycia „jeleniem”. SourceForge istnieje na scenie od 1999 roku i hostuje na chwilę obecną niemal 430 000 projektów. Szkoda, by marka która ma swój niemały wkład w promowanie opensource, skończyła jako zapaskudzony lep na nieuważnych internautów.