Pingwin na zakupach
Płacenie kartą kredytową tak już spowszedniało, że podczas zakupów beznamiętnie i bez cienia zazdrości wpatrujemy się w osoby w kolejce przed nami, które usilnie próbują sobie przypomnieć pin weryfikujący płatność za bułkę i 10dg podlaskiej. Jednak przy tak prozaicznej już dziś czynności można jeszcze zabłysnąć i wykazać swój indywidualizm – niestety, w tym celu musimy zamieszkiwać USA, dla rezydentów którego to kraju Linux Fundation wespół z UMB Bank przygotowali ofertę karty kredytowej dla prawdziwych geeków.
Co prawda te karty kredytowe są w użyciu już od paru lat, jednak Linux Fundation ponownie przypomina o nich i opisuje skutki poboczne ich użytkowania. Bo to nie tylko zabawny kawałek plastiku z logiem pingwina (poza tym, czy przeciętny konsument z kolejki przy kasie zrozumie przesłanie z karty, którą wymachujemy?) ale i sposób na doraźne dofinansowanie fundacji Linuksa, wolnych projektów, spotkań, seminariów i wszelakiej działalności promującej i rozwijającej wolne oprogramowanie. Skąd się biorą pieniądze dla fundacji? Spokojnie, nie z naszych środków, a przynajmniej nie bezpośrednio.
Linux Fundation otrzymuje 50 dolarów za każdą aktywowaną kartę i procent od przeprowadzanych operacji za pomocą tych kart. To suma tych kwot generuje przychód, który może zostać potem rozdysponowany na przeróżne wydarzenia związane z Linuksem i opensource. Sama karta zachowuje standardy typowej karty VISA. Nie ponosimy za nią dodatkowych opłat rocznych, a przez pierwsze pół roku wykorzystane przez nas środki nie podlegają oprocentowaniu. Po okresie „próbnym” oprocentowanie wyniesie +9.74% (dane za Linux Fundation).
Niestety, jak już wspomniałem, karta nie jest dostępna w innych częściach świata z racji na brak instytucji zainteresowanych współpracą. Szkoda, bo finansowanie samych banków (a co już teraz robimy) nie przyczyni się do rozwoju opensource.