Jak zaszczędzić 36 milionów euro

  • Monachium (Niemcy) dzięki migracji na otwarte oprogramowanie zaoszczędziło 10 mln euro
  • Extremadura (Hiszpania) przemigrowała 85 000 stanowisk w szkołach i placówkach zdrowiach na dystrybucję Linex, kolejne 38 mln euro zaoszczędzi dzięki migracji 40 000 stanowisk w placówkach samorządowych
  • Urząd Miasta Tuluzy (Francja) oszczędza 1 mln euro dzięki wdrożeniu na swoich stanowiskach pakietu biurowego LibreOffice
  • Żandarmeria francuska przemigrowała 70 000 stanowisk na własną dystrybucję Linuksa
  • Turyn (Włochy) zaoszczędzi 6 mln euro dzięki kompleksowemu wdrożeniu Ubuntu i opensource na 8 300 stanowiskach
  • Wyspy Kanaryjskie (Hiszpania) przełączają infrastrukturę na oprogramownie opensource i oszczędzają 700 tys. euro
  • 170 szkół w Genewie (Szwajcaria) przeemigrowało na Ubuntu i inne wolne oprogramowanie

Nagłówki z przyszłości? Nie, to się dzieje tu i teraz. By dopełnić obrazu całości, dołóżmy do tego zaoszczędzone 36 mln euro w szkolnictwie w regionie Walencji (Hiszpania) dzięki użytkowaniu od 9 lat dystrybucji Linuksa. Nazwijcie to modą, chwilowym trendem lub wołaniem na puszczy zwolenników opensource – jednak wdrożenia się odbywają i wolne oprogramowanie jest coraz szerzej stosowane w szkolnictwie, samorządach, instytucjach państwowych.

Co to wszystko oznacza? Jakie są motywacje osób decydujących o migracji i wdrożeniu? Z pewnością czynników jest wiele i ciężko jednozacznie wskazać ten najważniejszy. Oczywistym jest motyw finansowy – po zakończeniu hegemonii Windowsa XP wiele instytucji musi siłą rzeczy przejść na nowszą wersję systemu. Nowsza wersja Windowsa oznacza częściową wymianę sprzętu (brak mocy, brak sterowników), przepisanie/poprawienie oprogramowania własnościowego pisanego na zamówienie instytucji, szkolenia pracowników. To wszystko generuje oczywiste koszty, które można zminimalizować przez wykluczenie w tym całym huraganie zmian konieczności dopłacania za licencje oprogramowania. Przesiadka na Linuksa (czy to dystrybucja gotowa, czy własna) to podobne koszty sprzętowe i szkoleniowe, lecz sam system i oprogramowanie (głównie biurowe) pozwala zaoszczędzić niemałe pieniądze. Produktywność? Bądźmy szczerzy, tylko wyjątkowy malkonent i osoba nastawiona anty nie potrafiłaby użytkować dzisiejszego typowego biurka linuksowego.

Kolejnym motywem jest strategia planowania przyszłości. Obecne zamieszanie wynikłe ze ‘zrośnięcia’ się instytucji i firm z Windowsem XP pokazuje wyraźnie scenariusz jaki nastąpi za kolejne 5 – 10 lat, gdyby powielić ten sam błąd i ‘przyrosnąć’ do kolejnej wersji Windowsa. Jednocześnie wybór jest mizerny – bowiem najrozsądniejszym byłoby zakupienie systemu, dla którego będziemy mieli jak najdłuższe wsparcie. Z oczywistych względów nie może to zatem być Windows 7 (wsparcie podstawowe kończy się w przyszłym roku), a Windows 8 na pulpitach urzędników może być powodem niezłej dezorientacji. Wolne oprogramowanie minimalizuje całe zamieszanie z wymianą licencji, oprogramowania i upraszcza spojrzenie w przyszłość. W najlepszym wypadku, gdy instytucja/region/miasto/firma ma chęci i zasoby, zleca wykonanie skrojonej na miarę swoich potrzeb dystrybucji Linuksa (Monachium, Walencja, itp.). To upraszcza i ujednolica większość rzeczy, a przyszłościowe wdrożenia nowych wydań nie są obarczone kosztami licencji. Inwestycja we własną dystrybucję to jednocześnie najlepszy sposób na aktywizowanie lokalnych/krajowych programistów i zapobiegnięcie uciekaniu państwowych pieniędzy i podatków poza strefę ekonomiczną danego państwa.

Nie bez znaczenia jest też motyw ideologiczny. Nie bójmy się tego słowa, choć ideologia jest niechętnie wymieniana wśród zalet wolnego oprogramowania. Transparentność to istotna rzecz w czasach afer podsłuchowych, daleko sięgających macek NSA, tajemnic zaszytych w zamkniętym oprogramowaniu, gdzie wglądu nie ma nikt i nikt nie da sobie ręki uciąć za efekty uboczne. Wolne oprogramowanie nie ma tajemnic – nie znaczy to, że nie jest wolne od błędów, jednak wykryte nie są trzymane w tajemnicy, a naprawiane niemal od ręki (vide SSL). Oczywiście ostatnim czego można się spodziewać po firmach/instytucjach jest wyznawanie jakiejś ideologii, jednak dbanie o własne dane i dane petentów dzięki włączeniu się w nurt opensource to wynik przemyśleń nad funkcjonowaniem w obecnych realiach cywilizacyjnych.

Nie do podważenia jest element niezależności, jaki zdobywa się dzięki migracji na wolne oprogramowanie. Kończą się problemy z niejasnymi licencjami, niepewnością związaną z zamkniętym kodem, zamówieniami publicznymi preferującymi jeden system (zamówienia opiewają na programy multiplatformowe) oraz ucieka się od nieuchronnego końca wsparcia ogłaszanego przez producenta oprogramowania. Wdrażając własną dystrybucję samemu się określa, kiedy i jak zostanie przeprowadzona przesiadka na nowszą i wyższą wersję. Bez mała można stwierdzić, że dzięki wolnemu oprogramowaniu odzyskuje się kontrolę nad własną infrastrukturą komputerową.

To oczywiście niektóre z ważniejszych elementów, które biorą pod uwagę osoby odpowiedzialne za rozwój/upgrade struktury informatycznej w danej firmie lub urzędzie. Temat można by ciągnąć i rozwijać o kolejne argumenty ”za” i przeciwstawiać je argumentom ”przeciw” – niemniej bilans jest na korzyść wolnego programowania. Istotnym jednak jest zwrócenie uwagi, jak wykonywane są te wdrożenia i jak różne są od naszego słowiańskiego ”alleluja i do przodu”. Monachium, Walencja, Extremadura to projekty ciągnące się konsekwentnie od 2006 – 2007 roku i wykonywane etapami – najpierw wolne oprogramowanie na biurkach, następnie Linux, aż do własnej dystrybucji i własnych narzędzi konfiguracyjnych/użytkowych/edukacyjnych. Nie ma tu nic z przypadku i jednomiesięcznego hurraoptymizmu – grupy odpowiedzialne za te wdrożenia zaplanowały co chcą osiągnąć, jakimi etapami, w jakim tempie są w stanie zagwarantować bezbolesną przesiadkę, wymianę oprogramowania, itp. Co ważne, wyliczenia oszczędności nie uciekają od kosztów szkoleń pracowniczych, wymiany sprzętu i przepisania/napisania własnych narzędzi. Na kanwie podobnych założeń odbywają się kolejne migracje, choć historia pamięta już przypadki, gdy władze rakiem wycofywały się z decyzji o wdrożeniu wolnego oprogramowania (Wiedeń).

Kluczem do sukcesu jest dopuszczenie do głosu konsekwencji i planowania, czego można życzyć jednostkom decydującym o przeznaczeniu naszych podatków.