Zwietrzałe procenty moralnego zwycięzcy – Linux na przestrzeni ostatnich miesięcy
Chociaż niewiele osób zwraca uwagę na publikowane tu i ówdzie statystki, to antagoniści Linuksa z mściwą satysfakcją odnotowują comiesięczne fluktuacje popularności tego systemu. Gdy w niepamięć odchodził Windows XP, wróżono gwałtowny wzrost udziału Linuksa na scenie domowych systemów operacyjnych. Podobnie było po premierze Windowsa 8/10 i podobnie jest teraz gdy Windows 7 powoli schodzi ze sceny. I co? Ano może Linux według przeróżnych agregatorów statystyk przebił już mityczny poziom 0.1% udziału, ale czy 2% to coś, czym można się chwalić podczas spotkań rodzinnych? Co poszło nie tak?
Po pierwsze, należy uświadomić sobie fakt zmieniającej się metodologi pomiarowej. Różne serwisy zbierają te informacje z przeróżnych stron. Na jednych stronach udział użytkowników z Linuksem sięga 70% a na innych 0.2%. To oczywiście słabe wytłumaczenie, ale należy pamiętać, że przeciętny człowiek z Linuksem posiada też dość ukierunkowane zainteresowania. To tak, jakby oczekiwać, że salony Apple będą oblegane przez fanów marki Samsung. Każdy czegoś sobie w tym internecie szuka i ma swoją niszę. Im nisza bardziej specjalistyczna, bym większe prawdopodobieństwo, że kogoś takiego ominą statystyczne żniwa. Czy to oznacza, że statystki bazują wyłącznie na zwykłym konsumencie treści? Poniekąd to prawda. Drugą stroną tej prawdy jest też to, że komercyjne byty skutecznie odcinają i zniechęca użytkowników Linuksa od pełnego uczestnictwa w cywilizacyjnym hedonizmie. Brak linuksowych wersji programów, brak artykułów na temat Linuksa, brak czegokolwiek, z czego mógłby skorzystać użytkownik tego systemu. Czy wobec tego należy się dziwić, że odsetek „pingwiniarzy” wygląda wciąż mizernie na tle systemów za którymi stoją producenci oprogramowania?
Owszem, są przypadki chwalebne. To co robi Steam aby wzniecić ducha buntu i uniezależnić platformę rozrywkową z czasem jednak zaczęło przypominać ewolucję niż rewolucję. Mając do dyspozycji te same tytuły i ich podobną wydajność, ale ze wskazaniem na wiodący system, niewielu użytkowników zawraca sobie głowę ideałami. Stackoverflow to nisza w niszy, wystarczy przepytać przeciętne gospodynie domowe o stan ich świadomości na temat tej witryny. Poza tym, jak niestabilne są te wszystkie wyliczenia należy przypomnieć rewolucje w zmianie metodologii badań, podczas których Netmarketshare zaczął zliczać użytkowników Linuksa na poziomie 6%.
Warto też odnotować jeden fakt. O ile w zestawieniu ogólnym Windows, macOS to jednorodne pozycje, o tyle Linux ostatnimi czasy zaczął dzielić się na Chrome OS i Linuksa. Można toczyć dysputy, na ile Chrome OS to Linux, ale bliżej mu do tego miana niż Androidowi. A według różnych statystyk, udział Chrome OS w rynku to już niemal 0.40 – 0.60%.
I na koniec odwieczne „a co nam po statystykach i tych numerkach”. Wbrew pozorom niektórzy patrzą na te liczby. Choćby twórcy oprogramowania, którzy wolą być gloryfikowani przez rzesze użytkowników, niż być klepani po ramieniu przez okularnika w ponaciąganym sweterku. A programy na przestrzeni lat zmieniły się i większość z nas oczekuje rozwiązań oszczędzających nasz czas, dających spory wybór i jeszcze większe możliwości. Niektórzy z nas bowiem używają Linuksa do pracy, twórczości artystycznej i innych dziedzin, w których oferta programów Open Source nie zawsze wystarcza. Skoro już nawet Microsoft zaczął wspierać Linuksa swoimi programami, to chyba musi być bardzo źle.