X-Apps w obronie normalności
Histerycznie uwielbiany przez wszystkich Linux Mint 18 zbliża się wielkimi krokami. Już w czerwcu zobaczymy kolejne wydanie tej dystrybucji, której cykl życia toczy się od LTSa do LTSa – seria 18.xx będzie zbudowana wokół Ubuntu 16.04 LTS. Dlatego warto już powoli zaznajamiać się z tym, co nowego może nas spotkać na pulpicie usłanym miętą. Oprócz oczywistych nowości jak środowisko graficzne Cinnamon 3.0.xx, nową jakością będą X-Apps. A raczej konserwatywną próbą uratowania spójności wizualnej systemu.
Wraz z upływem czasu, rozwojem [[GTK]] i pomysłami deweloperów stojących za GNOME i Unity, użytkownicy co krok spotykają się z innowacyjnym podejściem do formy prezentowania elementów pulpitu i okien. Jednym z takich skoków cywilizacyjnych jest zwiększenie użyteczności belki otworzonego okna. Za sprawą zintegrowanych pasków nagłówka od wersji 3.10 użytkownicy mają więcej miejsca na ekranie na zawartość okna. Niestety, programy korzystające z tej funkcji wyglądają atrakcyjnie… Tylko w środowisku GNOME. Gdziekolwiek indziej odstają od rzeczywistości pulpitu, a czasem wręcz są koszmarnie zepsute. Nieco bardziej pragmatycznie przedstawia się funkcja Unity, która pozwala wyświetlać menu programu na pasku okna lub na panelu. Nie powoduje to aż takich perturbacji w innych środowiskach.
X-Apps to nic innego jak znane wersje programów podstawowego zastosowania, pozbawione jednak nowoczesnych rozwiązań rodem z GNOME3 + GTK3. Nadal są to programy korzystające z GTK3, jednak ze „staroświeckim” paskiem tytułowym okna. Inne zmiany? Na dzień dzisiejszy trudno określić, na ile te programy oddalą się od koncepcji pierwowzorów.
Pierwszymi X-Apps stały się Xed (fork edytora tekstowego Pluma), Xplayer (fork odtwarzacza Totem), Xviewer (fork przeglądarki graficznej EOG), Xreader (fork czytnika Atril).
Tak czy owak, dopiero Linux Mint 18 pozwoli nam przetestować powyższe programy w tumulcie dnia powszechnego.