Zapach Cinnamonu o poranku
Uwielbiam cinnamo… cynna…. cynamon. I zapewne Wy też polubicie, gdy zapoznacie się bliżej z tym, w co przeobraża się Linux Mint 12. A nawet będziecie głośno wszem i wobec mówić o dystrybucji, która przerosła swego mistrza. Bo o ile twórcy Ubuntu (na którym bazuje Mint), uczynili z szerokiej rzeszy odbiorców tabun doświadczalnych królików podsuwając im do testowania interfejs rodem z TV (Unity), o tyle twórcy Minta próbują okiełznać nowe technologie (GNOME 3, GTK3, GNOME-Shell) i uczynić z nich pulpit dla zwykłego odbiorcy. Który nie będzie musiał z dnia na dzień zmieniać o 180 stopni swoich przyzwyczajeń, a jednocześnie przekroczy pewien próg doznań estetycznych – których na pewno dostarcza GTK3 i cała reszta.A rozchodzi się w tym przydługim wstępie o kolejną próbę ułagodzenia wstrząsów dziejowych, jakie targają pulpitami linuksowymi. O ile KDE, XFCE i LXDE można przyjąć za środowiska w miarę zachowawcze, o tyle GNOME 3 i Unity wyglądają jak wyglądają i cała nadzieja w projektach typu Cinnamon, że damy radę jeszcze przez jakiś czas ‘normalnie’ używać naszych pecetów.Osoby obserwujące rozwój Minta, na pewno zauważyły wprowadzenie w wersji Mint 12 wtyczki MGSE jak i projektu MATE. Wtyczka miała ‘uczłowieczyć’ GNOME 3 z jego GNOME-Shell, natomiast projekt MATE miał uczynić GNOME 2 nieśmiertelnym. Koniec końców, twórcy Minta stwierdzili, że najlepiej (chyba) będzie połączyć oba projekty w jedno. I tak narodził się Cinnamon. Niesie on ze sobą ambicję konfigurowalnego środowiska rodem z GNOME 2, oraz ‘błysku’ nowoczesności wprost z GNOME 3.
Jak na nowy projekt, Cinnamon prezentuje się już całkiem przyzwoicie: jeden panel (z zapowiedzią jego konfiguracji w przyszłości), ciekawe menu (rozwinięcie mintMenu), launcher (z możliwością dodawania, usuwania aktywatorów), lista okien, systemowy zasobnik (po staremu), konfigurowalny plugin do dźwięku, energii, kalendarza, przełącznik pulpitów. Czyli tak jakby po staremu, a jednak w nowej oprawie. Nadal mamy do dyspozycji pożyteczny gest ‘w lewy góry róg’, który wyświetli nam uporządkowane okna, oraz umożliwi rozmieszczenie ich na pulpitach. Ciekawostką jest wprowadzenie na tym ekranie zakładki ‘Themes’ – co na razie pozwala na szybką zmianę tematu graficznego, a zapowiada na przyszłość jakiś usystematyzowany sposób zarządzania ustawieniami pulpitu/systemu.
Wydawać by się mogło, że tylko tyle – ale to aż tyle i współpracuje się z Cinnamonem bardzo przyjemnie. Oczywiście na obecnym etapie jego rozwoju nie można powiedzieć, że jest super wygodnie i w pełni w pod kontrolą. Wiele rzeczy, które zlikwidowało GNOME 3 (dodawanie pluginów do panela? Edycja sesji? Programy startowe?, itp), pojawi się pewnie dopiero za jakiś czas. Niecierpliwi mogą zadawać pytania typu: ‘Po tworzyć kolejne środowisko, zamiast wesprzeć istniejące!?’. Otóż jak twierdzą developerzy Minta, nikt z ekipy GNOME ani Unity nie był zainteresowany ich pomysłami – innymi słowy, tamte środowiska postanowiły spalić za sobą wszystkie stary mosty.
Tak czy owak, warto spróbować, szczególnie, ze posiadając Minta nie trzeba robić jakiejś rewolucji by zainstalować Cinnamon (obecnie w wersji 1.1.3). Środowisko (sesja?) znajduje się w repozytoriach Minta i instalacja sprowadza się do:
sudo apt-get install cinnamon cinnamon-session
Następnie po wylogowaniu, logujemy się ponownie wybierając tym razem jako sesję właśnie nasz cynamonowy pulpit (dziwnie zielony). I to wszystko.