Mechanicy samochodowi nie rozumieją audiofilii
Już wiem, dlaczego ludzie popadają w obłęd – wszystko przez niezrozumienie przez innych. A ja jestem na dobrym kursie, zaczęło się od tego, że nie rozumieją mnie mechanicy samochodowi. A dokładniej – nie słyszą tego co ja.
Zaczęło mi się mi coś tłuc w samochodzie – w tyle głuche dźwięki słyszę już od dawna, w przodzie taki metaliczny rzegot się pojawia jak jadę sobie po kamieniach. Bez większych ceregieli pojechałem na diagnostykę, żeby na szarpakach mi wypatrzyli, co to w tyle i w przodzie mi tak hałasuje. Ale jakie było moje zdziwienie, gdy mechanik wyszedł z kanału i mi obwieścił… Że on tam nic nie słyszy. Zbaraniałem, bo dźwięki wydobywające się na nierównościach są przecież wyraźne i mało subtelne, nie trzeba w ciszy i w skupieniu się wsłuchiwać, by je wyłowić z otoczenia. No nic, widocznie gościowi się nie chce poświęcać robocie od rana, pojechałem na inny zakład.
A tam sytuacja się powtórzyła.
Poczułem się, jak wtedy, gdy w domu przy sprzęcie grającym włapuję niuanse srebrzystej góry skrzypiec, a krewni patrzą na mnie w obawie o stan mojego zdrowia, bo oni nie słyszą. Mechanicy samochodowi jak widać, też nie rozumieją audiofilii.