Linus Torvalds daje szansę hackerom

Chyba nikt kto obserwuje ruch Open Source nie ma złudzeń, że Linus Torvalds wydaje się być w cichej opozycji wobec zbawczej pozy przyjętej przez Richarda Stallmana. Chociaż obydwu działaczy dobrze jest czasem posłuchać, to jednak głos Linusa jest zdecydowanie bardziej rzeczywisty i połączony z realami w jakich przyszło nam żyć. A najnowszą okazją zapoznania się z jego przemyśleniami było Open Source Summit które odbył się 11 września w Los Angeles.

Linus podczas wspomnianej konferencji nie był oczywiście jedynym mówcą – obok niego wystąpili Joseph Gordon-Levitt, Christine Corbett Moran, Tanmay Bakshi, Bindi Belanger, Nir Eyal, Jono Bacon, Jim Zemlin, Julia Liuson i inni. Ale to właśnie na jego osobę skierowany były wszystkie reflektory lub co najmniej nabożna uwaga zgromadzony. Linus jak przystało na twórcę systemu Linux miał sporo do przekazania i omówienia.

W luźnej rozmowie – wywiadzie podzielił się ze słuchaczami swoją opinią między innymi na temat kondycji bezpieczeństwa w Linuksie. Jak przystało na rozsądnie myślącego człowieka stwierdził, że nie ma czegoś takiego jak „bezpieczeństwo absolutne”. Błędy były, są i będą. Kwestią otwartą pozostaje dokładność testowania oprogramowania (kernela), świadomość zagrożeń i szybkość reagowania na potencjalne luki. Niezależnie od tego czy będziemy próbowali zautomatyzować ten proces czy też nie, istotą problemu zagrożenia są hakerzy. Według Linusa są oni na tyle sprytni i inteligentni, że… Powinni przyłączyć się do sił dobra i pracować nad kernelem. Zanim całkiem pogrążą się w odmętach zła.

Kolejnym tematem omówionym szerzej przez Linusa było zaangażowanie korporacji w rozwój oprogramowania opensource. Czy tego chcemy czy nie, tak wygląda współczesna ekonomia. Open Source wywodzi się z ruchu Free Software i sam Linus przez długi czas był przeciwnikiem poszukiwania wspólnego mianownika przez deweloperów i firmy liczące na zyski z użytkowania Linuksa. Jednak czas pokazał, że dzięki zaangażowaniu korporacji kernel zyskuje profesjonalny szlif. Na dodatek deweloperzy potrzebują pracy i finansów aby żyć, a co może być bardziej optymalnego, jak praca nad kernelem i pobieranie za to pensji? Nie powinniśmy zżymać się na firmy które dostarczają naszemu środowisku pracy oraz użytkowników. Właśnie tak – użytkowników. A dla nich liczy się wiele rzeczy, ale przede wszystkim możliwość uzyskania wsparcia oraz odpowiedni poziom dokumentacji. I to właśnie profesjonalne wsparcie od komercyjnych dostawców jest tym, co może zachęcić coraz to kolejne osoby do wdrażania Linuksa. Według Linusa skończyła się już epoka walki przeciętnego szarego dewelopera z korporacjami. Teraz nadszedł czas kooperacji.

Czy praca nad Linuksem sprawia Linusowi jakąkolwiek radość po tylu latach? Okazuje się, że tak. To zasługa świadomości jakim ważnym elementem obecnego świata stał się niepozorny projekt z 1991 roku. Nawet jeśli przychodzi Linusowi pracować nad nim z domowego zacisza w szlafroku.