12 świeczek na Ubuntu krążku
Wszyscy hucznie obchodzimy 25 urodziny Linuksa, 20 urodziny środowiska [[KDE]] i tak dalej. A czy ktokolwiek pamięta 20 października 2004 roku? Bo gdy większość świata nudziła się w tę kolejną środę miesiąca, [[Mark Shuttleworth]] ogłosił wydanie pierwszej wersji dystrybucji która zmieniła tory historii. To właśnie 20 października 2004 roku światło dzienne ujrzało Ubuntu 4.10 Warty Warthog.
Jak to w życiu bywa, sukces (bo Ubuntu stało się najbardziej rozpoznawalną nazwą wśród dystrybucji Linuksa – nawet wśród osób nie wiedzących, co to jest Linux) ściągnął na Canonical LTD. masę krytyki, pomówień i gróźb. Nie umniejsza to faktów których świadkami i spadkobiercami jesteśmy dzisiaj. Wielu zealotów konwencji GNU zawiesiło tuziny psów na Marku i Ubuntu oraz potępiło tę inicjatywę. Ale to Ubuntu przetarło szlak na biurka zwykłego Kowalskiego. Zwykły użytkownik ma obecnie 80% szans na poprawne zainstalowanie i skonfigurowane (w większości automatyczne) dystrybucji Linuksa (nie tylko Ubuntu) w porównaniu do 10% sprzed 14 lat. Ubuntu postawiło na automatykę, wygodę, klikalność. Widząc to, inne dystrybucje również stały się bardziej automatyczne i samodzielne (choć są wyjątki typu Arch Linux, Slackware, Gentoo).
Oczywiście nie ma beczki miodu bez łyżki dziegciu jak i nie ma róży bez kolców. Można mieć żal, że Canonical na siłę próbuje promować swoje standardy oparte na standardach wypracowanych przez społeczność opensource (MIR, Unity, Upstart). Niestety, jeżeli w przyszłości firma ma przynosić zysk pozwalający choćby na samofinansowanie rozwoju, musi zaistnieć na rynku z „czymś”. Czy to właśnie Ubuntu w wersji desktopowej? Niekoniecznie. Obecne trendy pokazują, że najwięcej można ugrać tam, skąd Canonical chciał uciec – czyli na serwerach. Bogactwo najnowszego Ubuntu 16.10 Server Edition dobitnie na to wskazuje.
Tak czy owak – 12 lat minęło, życzmy sobie kolejnych 12 wpprowadzających rozwój Linuksa na wyżyny.