12 świeczek na Ubuntu krążku
Wszyscy hucznie obchodzimy 25 urodziny Linuksa, 20 urodziny środowiska KDE i tak dalej. A czy ktokolwiek pamięta 20 października 2004 roku? Bo gdy większość świata nudziła się w tę kolejną środę miesiąca, Mark Shuttleworth ogłosił wydanie pierwszej wersji dystrybucji która zmieniła tory historii. To właśnie 20 października 2004 roku światło dzienne ujrzało Ubuntu 4.10 Warty Warthog.
Kernel 2.6.8, GNOME 2.8, Firefox 0.9, OpenOffice 1.1.2 – czy ktoś to jeszcze pamięta? Jednocześnie opinię publiczną mile zaskoczyła deklaracja, że instalacyjne płyty CD otrzyma każdy, kto wyśle zgłoszenie, wsparcie przewidziane jest do 30 kwietnia 2006 roku a Mark Shuttleworth to był gość, który niedawno wrócił z kosmosu (2002 rok – koszt podróży 20 mln dolarów). Dzięki funduszom zgromadzonym dzięki innowacyjnemu podejścia do bezpieczeństwa w sieci, Mark po kosmicznych przygodach postanowił skupić się na opensource i dystrybucji Linuksa, która miała stać się „Linuxem pod strzechy”.
Jak to w życiu bywa, sukces (bo Ubuntu stało się najbardziej rozpoznawalną nazwą wśród dystrybucji Linuksa – nawet wśród osób nie wiedzących, co to jest Linux) ściągnął na Canonical LTD. masę krytyki, pomówień i gróźb. Nie umniejsza to faktów których świadkami i spadkobiercami jesteśmy dzisiaj. Wielu zealotów konwencji GNU zawiesiło tuziny psów na Marku i Ubuntu oraz potępiło tę inicjatywę. Ale to Ubuntu przetarło szlak na biurka zwykłego Kowalskiego. Zwykły użytkownik ma obecnie 80% szans na poprawne zainstalowanie i skonfigurowane (w większości automatyczne) dystrybucji Linuksa (nie tylko Ubuntu) w porównaniu do 10% sprzed 14 lat. Ubuntu postawiło na automatykę, wygodę, klikalność. Widząc to, inne dystrybucje również stały się bardziej automatyczne i samodzielne (choć są wyjątki typu Arch Linux, Slackware, Gentoo).
To dzięki Ubuntu producenci sprzętu zainteresowali się Linuksem na pulpicie (laptopy), producenci gier podają tę dystrybucję jako wymaganą wersję systemu. Co najważniejsze – właśnie dzięki popularyzacji Linuksa pod sztandarami Ubuntu Valve i inni dostrzegli potencjał i postanowili podążyć tą ścieżką. Pomijając ideologie – to właśnie dzięki temu mamy możliwość zakupu gier na Steamie, GOG i innych.
Oczywiście nie ma beczki miodu bez łyżki dziegciu jak i nie ma róży bez kolców. Można mieć żal, że Canonical na siłę próbuje promować swoje standardy oparte na standardach wypracowanych przez społeczność opensource (MIR, Unity, Upstart). Niestety, jeżeli w przyszłości firma ma przynosić zysk pozwalający choćby na samofinansowanie rozwoju, musi zaistnieć na rynku z „czymś”. Czy to właśnie Ubuntu w wersji desktopowej? Niekoniecznie. Obecne trendy pokazują, że najwięcej można ugrać tam, skąd Canonical chciał uciec – czyli na serwerach. Bogactwo najnowszego Ubuntu 16.10 Server Edition dobitnie na to wskazuje.
Tak czy owak – 12 lat minęło, życzmy sobie kolejnych 12 wpprowadzających rozwój Linuksa na wyżyny.