Opensource według władz Północnej Korei
Nieoczekiwanie Linux dogonił Windowsa… Niestety lub na szczęście tylko w jednym regionie naszego świata i w jedynym aspekcie – inwigilacji użytkowników. Niemniej jest to jednocześnie dowód na to, jak nieodpowiednio użyte wolne oprogramowanie obraca w niwecz całą jego koncepcję i wieloletnią tradycję. Są bowiem wdrożenia opensource o których społeczność wolałaby zapomnieć i które służą niecnym interesom. No ale taki np. nóż w rękach artysty przyniesie ludzkości piękną rzeźbę, a w rękach szaleńca…
Koreańskie władze w Phenianie mają ręce pełne roboty i serca przepełnione troską o swoich obywateli. Wiedząc jakim siedliskiem występku, przemocy i nieodpowiednich treści jest internet, postanowili coś z tym zrobić. Na początku niemałym wysiłkiem odfiltrowali go z niepokojących i zagrażających samoświadomości obywateli materiałów. Następnie usunięto z niego pliki siejące zgniliznę zagranicznej niemoralności. Dla równowagi umieszczono natomiast odpowiednio zredagowane przemówienia i pieśni patriotycznych, wiadomości polityczne, ekonomiczne i kulturalne. W zasadzie to usunięto wszystko poza dobranymi informacjami z kraju. I tak oto powstał Kwangmyong, czyli intranet w służbie władz Północnej Korei. Bez połączenia z globalnym internetem, wahającą się w granicach 1000 – 5500 liczbą stron, dający społeczności lokalny serwis społecznościowy i email jest miejscem schludnym, hermetycznym, przewidywalnym i pod kontrolą. Śmiejecie się z reżimu? No to śmiejcie się dalej.
Ale nie o cenzurę internetową (poniekąd) tu idzie, a o rozpowszechniany wśród obywateli jedyny i słuszny system operacyjny (ktoś poda analogię z naszego wymiaru?), który umożliwi zrobienie na komputerze wszystkiego… Na co zezwolą nam jego twórcy. Red Star OS do powód do dumy i chwały, lecz dla tylko dla sił rządowych. Ten wywodzący się z Fedory system to typowa dystrybucja wzorowana stylistycznie na OS X, ale mająca też i swoje tajemnice. Ponieważ nie jest ogólnie dostępny (zarówno obrazy ISO jak i źródła), zdobycie go i wywiezienie poza granice Korei Północnej to niemałe osiągnięcie.
Dwójce niemieckich naukowców z ERNW to się udało i poddali system wnikliwej analizie. Zadanie to utrudniał natywny system szyfrowania plików, który został wmontowany w Red Star OS – zapewne w obawie właśnie przed analizą i badaniem jakości kodu. Do tego próba wyłączenia przez użytkownika np. firewalla, antywirusa lub katalogowanie plików kończy się restartem systemu. Na tym nie koniec. Ponieważ zgniłe treści zachodu mogą wędrować wśród użytkowników na przeróżnych nośnikach, Red Start OS znakuje takie pliki (tagi, znaki wodne) i umożliwia prześledzenie ścieżki dystrybucji. Jednocześnie wykluczono ewentualną odpowiedzialność tej dystrybucji za cyberataki przypisywane Korei.
Oczywiście pierwsze co się ciśnie na usta to inwektywy: barbarzyństwo, zdrada, cenzura i tak dalej. Niemniej oprócz wykorzystania opensource do swoich celów, czy Korea Północna zrobiła coś złego? Dbają o swoje interesy, ot co. Wobec powyższego wywodu konkluzja może być zupełnie nieoczekiwana – czy naszemu dyktatowi korporacyjnemu aż tak daleko do wyśmiewanego reżimu? Owszem, mamy jakieś swobody w internecie. Mamy możliwość obdarowywania swoimi danymi zainteresowane tym portale, czujemy na sobie srogie spojrzenie instytucji walczących z piractwem. Na żądanie władz, korporacji i innych zainteresowanych znikają z internetu nieodpowiednie treści. Niby możemy wszystko, a jednak. Czy chwila nieuwagi i uśpienie czujności obywatelskiej nie spowoduje, że za jakiś czas staniemy w jednym szeregu z naszymi braćmi z Półwyspu Koreańskiego?