Ostatnia taka niedziela
… kiedy poszedłem w dzicz bez kapelusza słomkowego i kremu z filtrem UV lub filtru UV w kremie. Ich brak spowodował, że mamy początek kwietnia a mi koncertowo schodzi skóra z nosa, rąk i uszu. A było to tak…
Jak każdy zauważył, zimę mamy za sobą. Śniegu jak na lekarstwo, słoneczko zachęca miłym ciepłem, stawy kolanowe skrzypią z radości – znak, że najwyższy czas rozpocząć sezon wiosennego przepatrywania okolicy. Po krótkiej debiacie domowej, trasa wizytacji pozimowej wytyczono jednogłośnie przez Radocynę -> Przełęcz pod Zajęczym Wierchem -> Przełęcz Beskid -> pola nad Ożenną -> pola nad Grabem -> Wyszowatka -> Długie -> Radocyna. Droga w sam raz, by się rozruszać, przewietrzyć i pooglądać to i owo.
Cóż tu wiele opisać – kto nie był niech żałuje, kto był, niech się przejdzie raz jeszcze. Ponieważ Radocynę i tamte okolice nawiedzam co jakiś czas, mogę się wykazać się wrodzoną spostrzegawczością i odnotować co następuje:
– w Radocynie walka bobrów z dzikimi osadnikami trwa nadal. Bobry przeniosły swoje stanowiska w górę doliny, gdzie sukcesywnie spiętrzają wodę by zalać niebieski bunkier i ceglastą stodołę (z góry przepraszam urażonych właścicieli),
– w związku z powyższym, dojście do szlaku granicznego za wiatą najlepiej wykonywać na azymut przez las powyżej (lub drogą ścinkową), lub kompletnie po drugiej stronie doliny,
– a propo wiaty – młodzież imprezująca nie puściła z dymem tylko żerdzi podtrzymujących i klepek dachowych,
– zejście z przełęczy do Ożennej doczekało się pięknego asfaltu, który bez wątpienia przyczynia się do wzrostu zainteresowania okolicami zmotoryzowanych włóczęgów, którzy maja niezłą zabawę z ubłoconych włóczęgów poruszających się własnonożnie,
– retorty w Długim jeszcze stoją (a w Bieszczadach pozbierali).
Wędrówka wypadła wybornie, wybornie również bawiło się słonko w promieniach którego skwierczałem aż echo niosło po dolinach. A poniżej marna próba zobrazowania tego, że bardzo wczesna wiosna bez zielonych liści też ma swój urok.