14 stycznia skończył się na świecie Windows 7

Tytułowe wydarzenie może by i przeszło bez echa w świecie linuksowym, ale osoby które pamiętają podobne wydarzenie dotyczące Windowsa XP, doskonale wiedzą czym to wszystko pachnie. W internecie pojawią się puste frazesy o braku alternatywy ze strony Windowsa 10, w powietrzu zawiśnie nerwowe wyczekiwanie na ruch ze strony uciekinierów z porzuconego systemu. I gdy całe to zamieszanie i tak nie przysporzy Linuksowi żadnych nowych użytkowników, zewsząd rozlegnie się złośliwy rechot antagonistów wolnego oprogramowania.

Windows 7
O nieobecnych nie powinno się mówić źle, ale Windows 7 wychował niemal dwa pokolenia. Osobiście nigdy nie potrafiłem współpracować z tym systemem i zawsze zapowietrzałem się z niedowierzania, jak mizernie gospodaruje on zasobami, gdy nawet doładowanie go 16GB pamięci RAM nie potrafiło poprawić komfortu pracy z kilkoma programami równocześnie. Chciałoby się powiedzieć „wiele hałasu o nic”, ale jednak – gracze sobie jakoś z tym systemem radzili, domowi użytkownicy również. Wymuszony marketingowy sukces i wypracowany synonim komputera jako pudełka z Windowsem zrobił sobie. Teraz, po 20 latach od Windowsa XP i po 10 od czasów startu Windowsa 7 niewiele osób zadaje już sobie pytanie, czy istnieje alternatywa. Bo na desktopie nie zaistniało żadne inne rozwiązanie, które zintegrowane z urządzeniem zmusiłoby użytkownika do przyswojenia pewnych nawyków i prawd o systemie operacyjnym. Dobrowolność Linuksa nie przekonała nikogo, bo ziarno padło na zupełnie jałowe pokłady chęci samostanowienia.

Oczywiście ogromna biblioteka oprogramowania jaka stała się udziałem wszystkich użytkowników Windowsa również nie zachęca do poszukiwań i rozważań. Gdy w zasięgu kliknięcia mamy wszystko, czego potrzebujemy, kto by doszukiwał się dziury w całym. Z Windowsem radośnie przez życie jest po prostu łatwo i przyjemnie. Nawet Windows 10 ze swoimi linuksowymi wstawkami nie przestraszy fanów rozwiązań oczywistych.

Powyższe powoduje, że większość dotychczasowych użytkowników wiodącego systemu nawet nie zauważyła, że skończyła się epoka wsparcia Windowsa 7. Niektórzy z nich nieopatrznie kliknęli co trzeba i nie mogą się nadziwić jakości Windowsa 10. Żadna z osób zrośnięta z tym systemem dobrowolnie nie odrzuci wyuczonych odruchów, znanych rozwiązań i ulubionych programów. Tym samym nie ma co oczekiwać, że nagłe uśmiercenie Windowsa 7 przysporzy społeczności linuksowej tysięcy nowych użytkowników, radośnie odkrywających możliwości poprawiania systemu, oprogramowania i precyzowania komponentów systemu.

Innymi słowy – myśmy to już przerabiali. Byliśmy też świadkami jak Android (a to przecież nie Windows) zyskiwał hegemonię nad światem. Widzieliśmy, jak Windows uwarunkował ludzi. Przez dekady wolna wola, ciekawość poznawcza i samodzielność skutecznie zostały wytłumione przez konsumpcjonizm. Użytkownik Windowsa 7 nie czuje się jak niewolnik, którego ktoś wyzwolił z końcu z okowów. On po prostu nigdy nie musiał funkcjonować w innych sposób. A mleczko i ciasteczka zawsze stały na biurku.

I nie zmieni tego nawet Canonical i ich fachowe poradniki oraz zapewnienia, że z Linuksem poradzi sobie każdy.