Świat pod pantoflem Fundacji Linuksa
Jaki by to nie był marketing, to liczby są jednak wymowne. 22 nowych członków w styczniu 2019 roku, 34 kolejnych w lutym, 31 w marcu, 43 w kwietniu. To nie są wyniki lokalnej sekcji wędkarskiej, ale Fundacji Linuksa. Czy to mało? W tym przypadku liczy się jakość, a nie ilość. I zaskoczeniem dla wielu może być to, kto wspiera Open Source i to nie tylko finansowo, ale i pracą swoich deweloperów.
W samym kwietniu do tego grona dołączyli Volkswagen AG, HSBC, Mail.ru Cloud Solutions i inni. Jak również niekomercyjne organizacje typu Energy Foundation, ENTSO – E, Fraunhofer Gesellschaft, Kodi Foundation, Stanford University.
Cały ten ogrom potencjału drzemiącego w zasobach finansowych korporacji i sile sprawczej deweloperów ukierunkowany jest na rozwój flagowych inicjatyw Open Source. Zatem oprócz oczywistego rozwoju kernela, w „toku” jest ogromna ilość rozwiązań z którymi mimowolnie mamy kontakt każdego dnia. Kubernetes, NODE.js, Jenkins, ONAP, Hyperledger, Let’s Encrypt i wiele, wiele innych. To wszystko dzieje się pod sztandarami Fundacji Linuksa.
Ktoś powie, że wspieranie wolnych projektów stało się modne. Jednak te wszystkie rozwiązania rozwijane wspólnie przynoszą wymierne korzyści finansowe korporacjom – które przecież nie są instytucjami charytatywnymi. Można powiedzieć, że zamknięte źródła są pieśnią przeszłości i wyjątkowo zabetonowanym podejściem do relacji użytkowników – twórca. Oczywiście przeciętnemu użytkownikowi jest to obojętne, bo w większości projekty Fundacji Linuksa mają niewiele wspólnego z oprogramowaniem użytkowym na nasze pulpity. Ale spoglądając na całość z większej perspektywy, bez Open Source ludzkość siedziałaby teraz ze skrępowanymi rękoma.