Rozliczenie wakacji
Zaległości. Któż ich nie ma. Ja dopiero teraz przejrzałem na spokojnie część wakacyjnego materiału. Część wyjazdową, bo można powiedzieć, że urlop wakacyjny robiłem sobie w każdy weekend sezonu wypoczynkowego, wypuszczając się na dłuższe lub krótsze wypady po szlakach w moich rejonach. Apogeum relaksu był wyskok w wyższe góry, dla sprawdzenia możliwości kondycyjnych. Zwykle ten tydzień wyjazdowy planujemy zawsze w terminach kiedy kończą się urlopy masowym zwiedzaczom, jednak okazało się, że na Słowacji dodatkowo podziałał czynnik wprowadzenia u nich waluty Euro, dzięki czemu… Było jeszcze luźniej niż zwykle. Nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło – jeden dzień poświęciliśmy na przejście szlaku po polskiej stronie Tatr – i to był koszmar (pijana, rozwrzeszczana stonka i inne atrakcje).
Poniżej skrótowa relacja z poszczególnych dni. Żeby zbytnio nie przynudzać – jeden dzień, jedno zdjęcie. Przepraszam za ogromne rozmiary fotek (1280×960), ale kapnąłem się dopiero po wrzucie na serwer.
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Dzień siódmy
No i tak to było. Ogólnie zrobiliśmy na oko około 100 – 120 km. Nie było źle, tylko kolana zaczęły się w pewnych momentach buntować. I porada – noście peleryny przeciw deszczowe (do kostek). Przez ich brak musiałem przy Popradzkim Plesie wylewać wodę z butów, gdzie korpus chroniony kurtką przetrwał w stanie nienaruszonym.