Erupcja małej góry
Co robi człowiek w wolnych chwilach, gdy zostawia za sobą tumult miasta, dźwięki klaksonów, pokrzykiwania ulotkarzy, sygnały dźwiękowe straży i policji? To oczywiste, walczy o przetrwanie w naturalnej dziczy.
Moja walka o przetrwanie w sobotę opierała się głównie na dotarciu do punktu zbornego, w skwarze lejącym się z nieba i bez kropli wody w butelce. Na dodatek, teren – pustkowie bez kawałka drzewa i cienia. I jakby tego było mało, wybuchł sobie nasz mały lokalny wulkan.
Przetrwałem jako jedyny.