W poszukiwaniu dźwięku

I oto nadszedł dzień w którym pożegnałem służący mi przez jakiś czas mój zestaw Denona (amplituner+DVD) i podążyłem ścieżką bezkompromisowego audiofilstwa. Na dobry początek – wymiana powyższego na wzmacniacz stereo i odtwarzacz CD (tak, CD, a nie DVD).

Skąd taka zmiana ? To proste. Amplituner – nigdy nie korzystałem z radia, a rozłożona moc tego sprzętu obsługującego kilka kanałów po prostu się marnowała – mam dwie kolumny i nie planuję więcej. Odtwarzacz DVD ? Mimo najszczerszych chęci projektantów, nigdy nie zagra tak jak odtwarzacz CD – nie ta elektronika, nie te podzespoły, nie te przetworniki, nie te podłączenia.

Pominę sam etap poszukiwań sprzętu – to mordęga niczym orka na suchym polu. Niestety w mojej dzielnicy (państwa polskiego) próżno szukać salonów odsłuchowych. Zdałem się zatem na same fora dyskusyjne, opinie o sprzęcie, testy, porówniania itp. Szukałem, porównywałem, wyciągałem wnioski, konfrontowałem osobowości wypowiadających się o sprzęcie. I tak wyłoniłem zwycięzców – wzmacniacz i odtwarzacz CD na miarę moich możliwości finansowych, ale i, miałem nadzieję, aspiracji dźwiękowych.

Pierwszy przywędrował do mnie wzmacniacz Xindak A06. Nie Cambridge Audio, Rotel czy Creek, ale właśnie Xindak, chińczyk nie udający, że jest anglikiem (w przeciwieństwie do anglików udających, że nie są składani w Chinach). Postanowiłem wypróbować audiofilskie zapędy firmy Xindak i ile prawdy w tym, że ich sprzęt, robiony na rynek zewnętrzny i celujący w złotouchego odbiorcę, naprawdę może sie podobać.

Sprzęt po rozpakowaniu z pudełeczka wygląda miodnie. Aż się ma ochotę założyć dołączone białe rękawiczki, aby nie skalać obudowy. Naprawdę, jak na chińskie wykonanie, obudowa jest sztywna, nic nie klekocze, jest stabilne, przedni panel z drapanego aluminium wygląda okazale. I lubię tę prostotę i porządek w przyciskach – na przodzie znajdziemy tylko wybór wejścia, gałkę głośności, wyłącznik. I tyle. Prostota, która ujmuje za serce. A potem człowiek znajduje w pudełku pilota i ogarnia go paniczny śmiech. Pilot jest paskudny – mały, obły, plastikowy. Na szczęście, do wzmacniacza używa się go tylko w celu regulacji głośności.

Ale sprzęt nie kupuje się dla samego wyglądu. Po szybkim podłączeniu (do stojącego jeszcze odtwarzacz DVD), wrzuciłem płytę i … Wyszedłem z domu na parę godzin – niech się wzmacniacz wygrzeje. Po powrocie pierwsze sesje odsłuchowe uspokajają mnie – wszystko gra, jest na miejscu i w porównaniu do amplitunera pojawiło się kilka nowych niuansów, głównie w niskich rejestrach. W zasadzie, pojawiło się miłe, ciepłe wybrzmiewanie basu, którego w Denonie nie uświadczyłem. Szeroki uśmiech rozciągnął się na mojej facjacie, z racji tego, że wzmacniacz dogaduje się z moimi kolumnami (Wharfedale 8.4).

A po paru dniach do kompletu dołączył odtwarzacz Marantz CD6002. Też niezgorszy herbatnik – ładny panel, z drapanego aluminium, estetycznie i prosto rozłożone przyciski, może szuflada na CD nieco dziwnie umieszczona, bo z boku, a nie centralnie (ale Marantze już tak mają). Pierwsze opukiwanie obudowy i … Górna blacha brzęczy! Niemal wpadłem w panikę, jeżeli to wszystko wpadnie w rezonans od drgań mechanizmu CD, to tragedia! Na szczęście po podłączeniu, okazało się, że z mechanizmu nic się nie przenosi na obudowę. A z wyposażenia … Pilot plastikowy, ale wyglądający bardzo kulturalnie, z plastikiem udającym aluminium. W porównaniu do xindakowego bzdeta, to niebo a ziemia. I jeszcze jedna wpadka Marantza – znaczek umieszczony na obudowie może odpaść – pod naciskiem rusza się na lewo i prawo – nie próbowałem go oddzierać, ale wygląda na przyklejony. Za te pieniądze firma mogła by się postarać ten znaczek w jakiś sposób wkomponować w obudowę i solidniej zmocować, a nie na kleju. Za to szufladka i sam napęd działa bardzo cicho.


W zasadzie, sprzęt mam od dwóch tygodni – dałem wzmacniaczowi i odtwarzaczowi trochę czasu na zapoznanie. I, cholera, jestem zadowolony z tego zakupu. Urządzenia to półka budżetowa, ale w porównaniu do amplitunera i dvd to skok jakościowy ogromny.

Xindak daje zestawowi posmak lampy. Cieplutki dół, ładnie kontrolowany bas, ale bez przesady i zapomnieniu o średnicy. Góra może nie srebrzy się jak w Denonie, ale jest jak najbardziej trafia w dobry ton. Średnica i wokale może czasem za mocno szarzują przed szereg, ale to już wespół z Marantzem odniosłem takie wrażenie. Ale pokochałem ten sprzęt, za to wypełnienie dołu, którego w moich kolumnach poprzednio brakowało. Wiele płyt zyskało nowego wymiaru. A eksperyment był dramatycznym krokiem naprzód, bo Xindak nie ma regulacji barw. Ale zupełnie słusznie.

Marantz z kolei to nowa jakość po dramaturgii jaką niosło słuchanie stereo za pomocą odtwarzacza DVD. Szersza scena, może nieco za mało odsunięta od kolumny (w stronę słuchacza) – ale może to i wina kolumn. Doskonałe podawanie do wzmacniacza materiału – odtwarzacz nie wywyższa żadnego pasma (choć przed jego wygrzaniem poraziła mnie przy jakiejś płycie ostra góra – talerze aż kuły w uszy, lecz teraz – albo ja się przyzwyczaiłem, albo efekt zniknął).
Urządzenie mam trzy tryby podawania sygnału – na wyjście cyfrowe i analogowe + chip modelujący (możliwość zmiany prędkości odtwarzania nagrania), na wyjście cyfrowe i analogowe, ale już z pominięciem chipa, oraz tylko na wyjście analogowe, z wyłączeniem cyfrowego. Ta trzecia opcja naprawdę poprawia rezultat.

Nie do wiary?

Któregoś dnia po włączeniu płyty, stwierdziłem, że gdzieś uciekł mi dół. I zaczęło się wielkie poszukiwanie basu. Przesuwałem kolumny do przodu, do tyłu, poprawiałem banany, wtyki, itp. I nic. Bas niby jest, ale jakiś taki – jaki nie był wcześniej. I dopiero w chwili rezygnacji bawiąc się pilotem zwróciłem uwagę, że wyjście sygnału przełączyło mi się na pierwszą opcję – na cyfrowe, analogowe i obróbkę. Widocznie nie było prądu, bo wyłączenie urządzenia z sieci przywraca te ustawienia do stanu fabrycznego. Po tym odkryciu, włączyłem tylko wyjście analogowe – i to było to.

I tak oto przerabiam sobie z powrotem cały swój materiał muzyczny. Do łask powrócił Breakout i Mira Kubasińska, otulające milutkim basem i pozwalające się wsłuchać w ruch palców po strunach gitar. Rozczarowało Innuendo, które Queen nagrywało chyba przez zasłonę (moje wydanie). Slade w Old New Borrowed and Blue wycofali się do garażu, by w Slade on Flame dać pokaz bezkompromisowej energii. Jak zwykle nie zawiódł Andreas Vollenwieder, na którego nagraniach zachwycałem się w rozpiętości i kontroli dźwięku mojego nowego stereo. Mocno analogowe Grand Funk o dziwo nie buczało. Wishbone Ash pozwolił się rozpłynąć, a James Barclay Harvest unosić w stanie błogiego zasłuchania.

Wnioski? Płyty remasterowane, które mógłby otrzymać nowego kopa i wyrwać się spod kontroli, o dziwo są utrzymane w ryzach. Zestaw nie upiększa słabo nagranych płyt. Półeczka z moim arsenałem będzie się powoli dzieliła na to co gra dobrze, a co gra tak sobie. Ale takie prawo naturalnej selekcji, a ja będę miał nowe hobby – wyszukiwanie lepszych nagrań.

A cyferki ? Proszę bardzo :
Marantz CD6002, Xindak A06